"Krwawiąc dla metalu"
"Królowa jest tylko jedna". Znacie to hasło, prawda? Patrząc jednak globalnie, od lat tytuł królowej metalu, czy właściwie hard rocka, gdyby się uprzeć, pozostaje w rękach Niemki, Doro Pesch. Na rynku ukazało się właśnie nowe DVD Doro, którego lwia część, to zapis koncertu z okazji... 25-lecia działalności artystycznej.
Tak jest chłopcy i dziewczęta: Doro cieszy nas swoją muzyką od ponad 25 lat. W latach osiemdziesiątych, stała na czele legendarnej grupy Warlock, by następnie z powodzeniem kontynuować karierę solową. Poniżej zapis rozmowy, jaką Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker" przeprowadził z tą niezwykle sympatyczną wokalistką.
Na początek kwestia najbardziej aktualna: jak właściwie doszło do tego, że zakończyłaś współpracę z AFM Records, i podpisałaś nowy deal z Nuclear Blast?
- Tak, zgada się. Umowa z AFM Records dobiegła końca, i już od jakiegoś czasu prowadziliśmy rozmowy z Nuclear Blast. Pomogła też moja przyjaciółka Sandra Eichner, która była redaktorką naczelną niemieckiego magazynu Metal Heart. Pracowała z AFM Records i Nuclear Blast, cały czas jesteśmy też w kontakcie. Powiedziała mi, że jeśli będę szukała kiedyś nowej wytwórni, to muszę koniecznie wziąć pod uwagę Nuclear Blast, bo to świetna firma.
- Parę lat temu zaprosili mnie na imprezę z okazji swojej którejś rocznicy, więc miałam okazję ich poznać, i zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka. Poza tym, fajnie się złożyło bo mój product manager w Nuclear Blast to też były pracownik AFM Records, Markus Wosgien... To świetne pracować z ludźmi których się już zna i z którymi się pracowało wcześniej. Myślę, że Nuclear Blast to bardzo dobra, i bardzo duża metalowa wytwórnia. Umowa została podpisana na sporo wydawnictw, a DVD jest pierwszym z nich. Następne lata powinny być bardzo dobre.
No właśnie, jest nowy kontrakt to i musi być nowa płyta... Rozpoczęłaś już prace nad nowym albumem studyjnym?
- Mamy nadzieję zacząć coś robić w studio już na początku roku (wywiad przeprowadzony był na początku grudnia - przyp. red.), teraz mamy trasę koncertową, wróciliśmy z Rosji... Mamy kilka luźnych pomysłów na utwory, niektóre naprawdę bardzo fajne, ale jeszcze nic nie nagraliśmy. Parę tygodni temu skończyliśmy DVD, to zabrało nam bardzo dużo czasu, ale myśl, że trzeba zrobić nowy materiał cały czas chodzi mi gdzieś po głowie. Wejdziemy do studia z Andreasem Bruhnem, jest moim przyjacielem od wielu lat i wspólnie pracujemy.
Po obejrzeniu tego DVD muszę stwierdzić, że jest prawdopodobnie najlepszym jakie do tej pory masz w dyskografii... Praca nad którą jego częścią była dla ciebie najtrudniejsza?
- Wydaje mi się, że najtrudniej było zorganizować ten koncert, zorganizować występy tych wszystkich gości, sprawić, żeby to wszystko dobrze zabrzmiało. Dopilnowanie wszystkiego od strony technicznej. Były jakieś małe problemy, kiedy na przykład któraś z kamer przestała działać, albo że pojawiają się jakieś zakłócenia - a wszystko musiało być idealnie. To było naprawdę spore wyzwanie, ale też muszę przyznać, że to była naprawdę przyjemna praca. To było też ciekawe doświadczenie, bo zazwyczaj mam tylko jedną perspektywę, widzę wszystko ze sceny, a teraz, uczestniczyłam w tym wszystkim także z drugiej strony, jako widz, byłam częścią tego wszystkiego. Naprawdę bardzo fajnie.
Niedawno wpadła mi w ręce składanka, właściwie box wydany przez Universal Music, gdzie na czterech płytach są utwory twoje i zespołu Warlock...
- ...Bart, no co ty, o czym ty mówisz? Serio jest taka składanka? Poczekaj, zajrzę do internetu, serio jest coś takiego? (śmiech)
Eeee... No jest... (śmiech)
- Wow, nie wiem o czymś takim... Jedynie wiem, że SPV wydali reedycję albumu "Calling The Wild"... Ale Universal? Chciałabym to zobaczyć, mam nadzieję, że chociaż dobrze to wydali. Wiesz, kiedy jesteś w trasie albo w studiu to może cię coś ominąć, ale to i tak dziwne! To jest taki album z taką brzydką rozmazaną fotką razy cztery?
No dokładnie...
- To chyba to widziałam, jacyś fani dali mi to do podpisania... Ale ta fotka mi się nigdy nie podobała, i myślałam, że to jakiś bootleg który fani jakoś zdobyli... Tak, tak, jacyś fani dali mi to do podpisu na Wacken, ale nie było czasu się przyjrzeć co to jest. Wiesz, fajnie by było gdyby wytwórnia spytała zespół o zdanie, czy nie chcemy dodać czegoś od siebie.. Ale cóż, tak to bywa (śmiech).
Skoro już weszliśmy na temat Warlock... Moim ulubionym fragmentem nowego DVD jest ten, gdzie pojawiasz się na scenie właśnie w towarzystwie kolegów ze swojego starego, obecnie kultowego już zespołu... Myślisz, że jest cień szansy, że znów kiedyś coś razem nagracie?
- Oj nie wiem... Naprawdę nie wiem, na ten moment nie mamy żadnych planów, ciężko mi powiedzieć. W ogóle było to dość ciężko zrealizować, w ostatnim momencie nie było wiadomo, czy do tego dojdzie i w ogóle. Wiesz, było trochę problemu z tym, że ci muzycy chcieli to zrobić prywatnie, bez rozgłosu, a pewna stacja telewizyjna wyemitowała kilkadziesiąt minut tego materiału, i pokazała ich na wizji, było z tym trochę problemów, i do ostatniego momentu było ciężko... Może kiedyś coś zrobimy, w przyszłości dla zabawy, ale na razie nie ma takich planów.
Ale niedawno odzyskałaś na drodze sądowej prawa do nazwy Warlock, i zagraliście wspólnie kilka koncertów pod tą nazwą...
- Tak, tak! Graliśmy parę koncertów na festiwalach, było wspaniale, szczególnie w Hiszpanii! To fajne pojechać w trasę, zrobić parę koncertów. Ale przykładowo był problem z oryginalnym basistą - przestał grać wiele, wiele lat temu. Inni mają codzienne zajęcia, pracę i tak dalej... Ale na kilka festiwali to powinno się to znowu udać.
Jesteś chyba najciężej pracującą kobietą w muzyce rockowej i metalowej: rozpiski twoich tras koncertowych budzą przerażenie (śmiech)... Jak utrzymujesz się w formie, przy tak ogromnej liczbie koncertów?
- Przede wszystkim ja naprawdę kocham to co robię, to ogromna przyjemność podróżować do nowych miejsc, poznawać nowych ludzi. To wspaniałe, zagrać przed ludźmi, dać im trochę radości. Temu poświęciłam swoje życie, nigdy nie interesowało mnie studiowanie, założenie rodziny, urodzenie dzieci i tak dalej. Czasem oczywiście jest ciężej, czasem to męczące, to jak ciągła walka. Ale jest chyba łatwiej niż powiedzmy 10, 15 lat temu.
- Co do utrzymania się w formie, wiesz, kiedy jest się w trasie, to ogromny wysiłek, codzienny koncert i tak dalej. Na scenie mam tyle ruchu, że każdorazowo tracę przynajmniej z kilogram. Ale naprawdę to kocham, 24 godziny na dobę. Przed położeniem się spać, i rano kiedy wstaję. Wiesz, czasem trudno regularnie jeść bo jest tyle rzeczy do zrobienia, a z drugiej strony czasem nawet promotorzy nie pomyślą o tym żeby zorganizować jakieś jedzenie, to wtedy jest naprawdę ciężko... Jak masz szczęście to trafisz po drodze do jakiegoś Mc Donalda czy pizzerii, a jak nie masz szczęścia to nie jesz (śmiech). Tak to wygląda w trasie, do tego wszystko jest w biegu.
No to chyba zniechęciłaś parę zespołów które są na początku kariery, bo z tego co mówisz, to trasa koncertowa to przede wszystkim ciężka praca...
- Tak (śmiech). Z zewnątrz to wygląda na dobrą zabawę i coś łatwego, ale sam wiesz najlepiej, że tak naprawdę to hardcorowa praca, chyba bym to nawet porównała do jakiegoś obozu przetrwania (śmiech). Jesteś cały czas w pracy, nie ma czegoś takiego jak wolne, nie ważne czy czujesz się dobrze, czy dopadło cię przeziębienie... I psychicznie i fizycznie to ciężka praca, którą trzeba wykonać. Nie ma taryfy ulgowej.
- Pamiętam taki koncert w 2000 roku, graliśmy trasę po Stanach z Ronniem Jamesem Dio, to w ogóle była jedna z naszych najlepszych tras. Graliśmy w Nowym Jorku, świetne miejsce, naprawdę sporo fanów. Jak zwykle dawałam z siebie 150%, skakałam i biegałam po scenie, ale później poczułam, że coś dziwnego dzieje się z moją stopą. Po koncercie zdjęłam but, wiesz, te wysokie motocyklowe buty, patrzę, a w bucie pełno krwi. Totalnie zdarłam sobie skórę, ale nie było mowy o tym, żeby nie zagrać kolejnego koncertu i znowu nie dać z siebie wszystkiego. A każdy krok piekielnie bolał...
Ale za to mamy fajny tytuł dla artykułu: "krwawiąc dla metalu"...
- (Śmiech) No tak, właściwie to też fajny tytuł dla utworu, muszę o tym pomyśleć!
Wspomniałaś o trasie z Dio, ale masz za sobą także trasy u boku zespołów takich jak Metallica, Megadeth czy Judas Priest... Czy jakieś sytuacje wyjątkowo utkwiły ci w pamięci?
- No chyba cała trasa z Judas Priest w 1986 roku, wtedy metal był niesamowicie popularny, to były przeogromne, niesamowite koncerty. Poza tym jestem ogromną fanką Judas Priest, trasa z nimi była naprawdę niesamowitym przeżyciem. Trasa z Dio po naszym albumie "Trumph And Agony" też była niesamowita! To była niesamowita przygoda, my byliśmy nowym, młodym zespołem, a metal był niesamowicie popularnym gatunkiem w tamtych czasach. Pamiętam, że wszyscy byli wtedy niesamowicie mili, kiedy jechaliśmy na trasę z Judas Priest, ledwo mówiliśmy po angielsku... Ta trasa z Ronniem Jamesem Dio w 2000 roku też była wspaniała, pamiętam, że lata 90. były bardzo słabe dla metalu, a potem nagle wszystko wróciło i tak jest do teraz.
- Pamiętam bardzo dobrze jeden z dni z tej trasy, byliśmy na Florydzie i to były ostatnie koncerty na trasie. Dio stał za konsolą monitorów, i tak się zastanawialiśmy o co mu chodzi... Nagle wyszedł na scenę z drugim mikrofonem i zaśpiewał z nami, to było nieziemske, trzy ostatnie koncerty na trasie zaśpiewał z nami, fani szaleli z radości. Robiliśmy razem "Long Live Rock 'N Roll"... Wiele lat później spotkaliśmy się w Niemczech na nagraniu programu telewizyjnego, przywitaliśmy się jak starzy przyjaciele, i potem pozostawaliśmy w kontakcie... Była zdruzgotana kiedy dowiedziałam się, że Ronnie zmarł. Wiedziałam, że jest chory, ale słyszałam, że wszystko jest w porządku, że terapia działa i w ogóle, a tu nagle taka wiadomość... Totalny szok. Ale tak jam mówię, to były dla nas najlepsze momenty, to wspominam najlepiej. Trasa z 2000 roku z Dio, to było jak nowy start dla metalu, a na drugim miejscu wymieniłabym, trasy z Judas Priest i pierwszą trasę z Dio.
Więcej w magazynie "Hard Rocker".