"Kop prosto w twarz"
No i stało się. Warszawska Antigama wydała w połowie maja niesamowity "Resonance", pierwszy album sygnowany logiem Relapse Records, filadelfijskiej kopalni talentów, bez której pewnie w ogóle nie moglibyśmy dziś mówić o rozwoju muzyki ekstremalnej. I choć brzmi to dość górnolotnie, po Vader i Behemoth, przyszła wreszcie pora na kolejnego ambasadora silnej polskiej sceny. Dawno nie czuliśmy się równie dumny. Z Sebastianem Rokickim, gitarzystą stołecznych avantgrindowców rozmawiał Bartosz Donarski.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co znalazło się na "Resonance". Ta muzyka sprostała wysokim oczekiwaniom, jakie miałem wobec waszego debiutu dla Relapse. Mało tego, ten album wydaje się być najbardziej dopracowanym materiałem z dziedziny ekstremalnego grania, jaki w tym roku słyszałem. Podejrzewam, że powstawanie "Resonance" było ostrą burzą mózgów. Zgadza się?
Przede wszystkim bardzo dziękuję za miłe słowa odnośnie naszego nowego albumu. Tak, ciężko pracowaliśmy nad tym krążkiem. Jesteśmy bardzo zadowoleni z rezultatów naszej pracy, bo to bez wątpienia najlepszy kawałek muzyki, jaki udało nam się nagrać w historii naszego zespołu.
Co ważne, "Resonance" nie jest kopią dwu pierwszych płyt, ani tym bardziej "Zeroland". Gdy słucha się nowej muzyki, można odnieść wrażenie, że staraliście się tu uczłowieczyć to co zwierzęce, dzięki czemu otrzymaliśmy utwory tyleż dzikie, co ujarzmione. Ta wściekła muzyka jest niebywale sprawnie kontrolowana. Jak to widzisz?
Podobnie jak ty. Ta płyta jest najbardziej "uczłowieczoną" płytą Antigamy, jakkolwiek to zabrzmi z mojej strony. Jest wściekła, ale jednocześnie straszliwie czytelna i bezpośrednia. Dzięki profesjonalnej produkcji udało się stworzyć coś nowego i świeżego i właśnie o taki efekt nam chodziło.
Co do naszej muzyki, my po prostu wciąż robimy swoje, pracujemy nad sobą, szukamy nowych inspiracji, stąd też nasze płyty różnią się od siebie. Staramy się nie nagrywać dwa razy tego samego.
Należałoby jednocześnie zaznaczyć, że mimo precyzyjnego wykonania, udaje się wam nie wpadać w szufladkę z napisem "matematyczne granie", którego brzmienie bywa często pozbawione pożądanej spontaniczności. Czy nie jest to czasem wynikiem waszych zdrowych fascynacji atawistycznym graniem, chociażby birminghamskiej sceny z końca lat 80.?
Nie słucham matematycznych zespołów, w zasadzie metalu słucham rzadko, a jeśli już, to samego oldskula (śmiech). Oczywiście, że w naszej muzyce słychać inspiracje angielskim graniem. Tak było zawsze. Te inspiracje w nas siedzą i wciąż z nas wychodzą. Na "Resonance" słychać to bardzo wyraźnie. Dużo starych riffów wymieszanych z graniem charakterystycznym dla Antigamy tworzy intrygującą mieszaninę energii naszych zwichrowanych charakterów.
Album rozpoczyna się bodaj pięcioma szybkimi numerami, stanowiącymi niejako jedną całość. To zabieg mający na celu sparaliżowaniem już na starcie nieświadomego zagrożenia słuchacza?
Coś w tym stylu (śmiech). Początek jest mocny, ale dalej też nie ma specjalnie sielanki. Płyta jest ciekawie wyważona, utwory są dosyć różnorodne. Chcieliśmy nagrać tym razem więcej szybkich kawałków, bo trochę stęskniliśmy się z Siwym za szybkim graniem.
Na tym tle nieco inaczej wypada utwór "Psychonaut", totalny, postapokaliptyczny walec z doskonałym, czystym wokalem Łukasza.
Mieliśmy już kilka wolnych kawałków na naszych poprzednich płytach i zupełnie przypadkiem urodził się następny - to cała historia. Na pewno jest bardzo charakterystyczny i odmienny od reszty numerów na "Resonance" - rzekłbym nawet, że "kontrowersyjny" na tle naszych innych dokonań (śmiech).
Zupełnie odjechane są za to utwory "Barbapapex" i "Shymrok". Skąd ich obecność na "Resonance"?
Siwy zrobił "Barbapapex", na którym udowadnia, że jest lepszy od Steviego Wondera. Numer jest totalnie odjechany i zupełnie w stylu Siwego. Brzmi jak kapela napakowana LSD?
"Shymrok" to taka gitarowa miniatura, miły przerywnik między kolejnymi ciosami. Bardzo chcieliśmy umieścić na "Resonance" różnorodną muzykę, niekoniecznie tylko brutalną jazdę. Dzięki temu płyta jest zdecydowanie ciekawsza.
Materiał ten doskonale będzie się też sprawdzać na żywo.
Chcieliśmy zagrać bardziej żywą muzykę, dlatego na krążku jest tak wiele starych riffów i tak mało elektroniki. "Zeroland" był bardziej duszny, niskobrzmiący i kosmiczny. "Resonance" jest kopem prosto w twarz, skondensowaną masą energii, która w całości zabija.
Mówiąc o nowym dokonaniu Antigamy, nie można nie wspomnieć o absurdalnej wręcz grze Krzysztofa. Przecież to istny perkusyjny prestidigitator, który chociażby w "No" osiąga poziom co najmniej magiczny. On jest na serio człowiekiem?
Sam nie wiem, ale chyba jest robotem. Siwego trzeba poznać, żeby zrozumieć jego charakter i pasję, jaką żywi do muzyki i grania na bębnach. On jest po prostu perkusyjnym wariatem, a mnie się to bardzo podoba (śmiech).
Mówiąc poważnie, Siwy jest zajebiście dobrym i nieszablonowym perkusistą, ciężko pracuje nad sobą i efekty tej pracy słyszysz właśnie na płycie. Krzysztopór "Siwy" Bębnowski jest jedyny w swoim rodzaju (śmiech).
Wracając do początku naszej rozmowy. "Resonance" trafił pod sklepowe strzechy w barwach elitarnej "rodzinki" Relapse. Nie chciałbym się chwalić, ale nie wiem czy pamiętasz nasze wcześniejsze rozmowy, w których prorokowałem to i owo. No i stało się - Antigama jest pierwszym polskim zespołem, którego - w pełnym znaczeniu tego słowa - wzięła pod swoje skrzydła ta ceniona filadelfijska firma. Opowiedz, jak to się stało.
Musisz chyba zostać jasnowidzem, bo rzeczywiście stało się to, co wyprorokowałeś jakiś czas temu. Tak, jesteśmy w Relapse Records już od jakiegoś czasu i wszystko wygląda bardzo dobrze. Płyta jest już na rynku, dystrybucja jest super, recenzje też. Relapse promuje nas powoli tu i ówdzie i to zaczyna przynosić efekty.
Nasza współpraca zaczęła się od propozycji udziału w nagraniu splitu z "Slimewave Series" z brazylijskim Rot. Kilka miesięcy później dostaliśmy propozycję podpisania pełnego kontraktu na wydanie "Resonance" i po małych pertraktacjach znaleźliśmy się u nich. Wszystko odbyło się zupełnie naturalnie i bezstresowo. Relapse to dobra wytwórnia dla Antigamy.
Zgodzisz się, że to właśnie amerykański rynek jest dziś najbardziej zorientowany na takie granie jak wasze? W Polsce czy ogólnie Europie ludzie się co prawda tym zachwycają, ale awangardowa muza w stylu nawet takich gwiazd jak Mastodon czy Dillinger nie znajduje tu aż tylu nabywców, co w USA, że zejdę do przyziemnego poziomu sprzedaży płyt. W amerykańskich, opiniotwórczych magazynach premierę "Resonance" stawiano na początku roku obok największych wydarzeń 2007, jako najbardziej oczekiwane płyty, w towarzystwie Dillinger, Nile czy Behemoth. A w Polsce wciąż jesteście lekką egzotyką. Nie mam pojęcia, z czego może to wynikać. A ty?
Ja też nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale żyję w Polsce, więc muszę zdawać sobie sprawę z pewnych anomalii rządzących rynkiem muzycznym w tym kraju. My zawsze staliśmy na uboczu tego wszystkiego, może dlatego, że niezbyt mocno chciało nam się w to wszystko wnikać. Generalnie jest tak jak mówisz, jesteśmy bardziej znani w Stanach i Europie niż we własnym kraju.
Powiedz mi jeszcze, kiedy do diaska zagracie wreszcie porządną trasę w Polsce? Sorry, ale to robi się powoli śmieszne.
Porządną trasę po Polsce zagramy wtedy, kiedy znajdzie się ktoś, kto ją nam profesjonalnie i bezproblemowo zorganizuje. Mam nadzieję, że stanie się to jakoś wkrótce...
Dzięki za rozmowę.