Reklama

"Kocham język francuski, ale..."

W 2008 roku kanadyjski wokalista Garou zdecydował się na ryzykowny krok i nagrał album w języku angielskim, choć przez całą karierę piosenkarz kojarzony był ze śpiewaniem po francusku. Z okazji premiery "Piece Of My Soul", bo o tej płycie mowa, z Garou rozmawiała Kasia Kasińska.

Witaj!

Dzień dobry!

Mówię po francusku, ale tylko trochę. A zatem nasza rozmowa będzie musiała odbyć się po angielsku.

Może być po francusku!

No tak, może lepiej nie... Ale jak widzisz, chciałam zacząć po francusku, bo bardzo mi się podoba ten język. Skoro już to zrobiłam, teraz możemy już przełączyć się na angielski. Może zacznijmy więc od wyjaśnienia kwestii językowych. Jesteś Kanadyjczykiem, a dla większości osób pierwsze skojarzenia z Kanadą są takie, że jest to kraj anglojęzyczny, prawda? Ale twoim pierwszym językiem jest francuski, czy tak?

Reklama

Jestem francuskim Kanadyjczykiem. To prawda, wiele osób, które przyjeżdżają do Kanady nawet z zamiarem osiedlenia się tam, spodziewa się, że językiem tego kraju jest angielski. Zwłaszcza , że rzeczywiście istnieje ten ogromny obszar anglojęzycznej Kanady, blisko są też Stany Zjednoczone - można powiedzieć, że jesteśmy otoczeni. Przez lata chroniliśmy francuski język. Fakt, że udało nam się go uchronić, zawsze był naszą największą dumą. Dla mnie to ważne o tyle, że moja kariera zaczęła się od śpiewania po francusku w musicalu "Notre Dame de Paris". To trochę dziwne. Zaczynałem jako artysta z Kanady, a wiele osób myślało, że jestem Francuzem, a ja musiałem wyjaśniać - nie, nie, nie, jestem francuskim Kanadyjczykiem.

Tak, myślę że dla wielu osób wciąż te pierwsze skojarzenia są właśnie takie - Garou - francuski język, francuskie piosenki, on musi być Francuzem. Tymczasem pochodzisz z Quebecu, gdzie większość mieszkańców to frankofoni.

Frankofoni, dokładnie. 90 procent.

A teraz nagrałeś swój pierwszy album całkowicie po angielsku. Czy nigdy nie myślałeś, że może to być nieco ryzykowne przedsięwzięcie, ponieważ zawsze byłeś utożsamiany ze śpiewaniem po francusku, to była część twojego wizerunku. Ryzykowne oczywiście nie ze względu na stopień posługiwania się tym językiem, ale to odejście od poprzedniego wizerunku.

Rozumiem. No cóż, lubię ryzyko. To jedna z przyczyn. Poza tym wierzę w naturalność, nie jestem kłamcą. Być może poszedłem na pewne ustępstwa w przypadku moich francuskojęzycznych albumów, było ich kilka. Nawet kiedy śpiewałem w musicalu, przerażała mnie wizja zaśpiewania całego przedstawienia po francusku, bo wcześniej w 90 procentach śpiewałem po angielsku. A potem wyszło tak, że zacząłem karierę od śpiewania po francusku i francuskojęzycznych płyt. Ale nawet jeśli godziłem się na jakieś ustępstwa, nigdy nie były to kłamstwa. Chodziło tylko o to, żeby słuchaczom bardziej podobała się jakaś konkretna piosenka. Ale nie było tego dużo, chociaż niektórzy byli przeciwnego zdania. Ale w końcu musiałem wrócić do tego, co robiłem wcześniej.

Wrócić do początków.

Tak, do początków, do korzeni. Do śpiewania po angielsku. Kocham język francuski. Ale muzycznie istnieją pewne rzeczy, których nie da się wykonać, śpiewając francuskojęzyczne piosenki.

Tak, myślę, że wiele osób by się z tym zgodziło, że istnieją pewne tematy, takie chociażby jak tematy związane z miłością, które brzmią inaczej, gdy śpiewa się o nich po francusku i inaczej, kiedy śpiewa się o nich po angielsku. Poza językiem, w jaki sposób ta płyta różni się od twoich wcześniejszych płyt?

To prawdziwa ewolucja. Ta płyta jest też o wiele bardziej zrównoważona. Tak, jak powiedziałem, istnieją tematy, które ciężko jest zgłębiać, śpiewając po francusku. O wiele łatwiej przychodzi to w języku angielskim. Na tej płycie jest więc równowaga, którą ciężko było mi osiągnąć na francuskojęzycznych albumach. Po pierwsze z powodów językowych, a po drugie - z powodu mojej życiowej sytuacji. Także moje życie jest dzisiaj o wiele bardziej zrównoważone, niż było kiedyś. To o tyle ciekawe, że już moja druga płyta miała zostać nagrana po angielsku. Pierwszy album "Seul" został nagrany po francusku, drugi miał być płytą zaśpiewaną po angielsku. Odłożyliśmy ten projekt z różnych, licznych względów, i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Pięć lat temu nie byłby to ten sam album, co dzisiaj, nie nagrywałbym go z takimi intencjami, jak teraz.

A gdybyśmy mogli pospekulować, jak myślisz, które piosenki na tej płycie mają potencjał, aby stać się absolutnymi hitami?

Myślę, że nie ma na tej płycie absolutnych hitów... W ogóle.

Na pewno żartujesz (śmiech).

Nie, nie.

Gdybyś mógł wskazać utwory, które mają szansę zyskać taką popularność jak na przykład "Gitan" z pierwszego twojego albumu? Które byś wybrał?

To prawda, że mamy na tej płycie niesamowite piosenki, bo pracowaliśmy nad nią sześć lat. Jestem z nich bardzo dumny. Nawet kiedy pytam ludzi, który utwór podoba mi się najbardziej, słyszę bardzo różne tytuły. Mówią, "Taaak, ta jest najlepsza, to moja ulubiona piosenka na tej płycie!". A potem ktoś podaje mi inny tytuł. Osobiście chciałem, żeby to właśnie piosenka "Stand Up" była pierwszym singlem, bo ona pozwala poczuć słuchaczom energię, którą od tak dawna chciałem przekazać i której tak bardzo mi brakowało. Piękne przesłanie, bliskie piosence "Gitan", jest też w "Heaven's Table", moim ulubionym utworze. Jest na tym albumie balans, jest wiele piosenek zaaranżowanych w umiarkowanym tempie, takich jak niesamowite "You and I". Jest tu też blues, jak w piosence "Burning". Dlatego właśnie mówię o tej równowadze, składają się na nią różne cechy moich ulubionych piosenek. Ale zdecydowanie moją ulubioną kompozycją jest "Heaven's Table".

Zatem ta płyta jest zrównoważona, i powiedziałabym, że jednocześnie wszechstronna.

Jest wszechstronna, tak - właśnie wszechstronność jest źródłem tej równowagi.

Masz rację. Powiedz, kto miał największy wpływ na ostateczny kształt tego albumu? Pracowali przy nim znakomici producenci, osoby znane ze współpracy z takimi wykonawcami, jak chociażby Celine Dion czy Jennifer Lopez.

To prawda, że pracowaliśmy z bardzo wieloma osobami. W pewnym momencie stało się to trudne, bo w projekt zaangażowało się zbyt dużo ludzi. Jakieś dwa lata temu spotkałem się na lunchu z Peerem Astromem, który pracował między innymi z Jennifer Lopez i Madonną. Jedliśmy ten lunch w Sztokholmie, i rozmawialiśmy o muzyce. W pewnym momencie on powiedział do mnie: "Słuchaj, wydaje mi się, że twoja płyta rozchodzi się we wszystkich możliwych kierunkach". Powiedziałem: "No tak, to prawda". Muszę przyznać, że trochę mnie wtedy przestraszył. Kiedy pracuje się z kimś, kto współpracował z Madonną czy Jennifer Lopez, nagrywasz muzykę pop - bardzo pop. Ja chciałem czegoś innego, chciałem prawdziwej muzyki. Wtedy on zaczął mi opowiadać, że owszem, muszę zrealizować pewien plan, ale najbardziej chciałby, żeby na tej płycie znalazły się prawdziwe smyczki, prawdziwe pianino, prawdziwe gitarowe brzmienia, żeby był to autentyczny i szczery album. Ja na to: "Hej, ja też najbardziej chciałbym właśnie tego. Pozbądźmy się wszystkich!". I tak uzgodniliśmy, że będziemy pracować tylko we dwójkę, ja, on - i studio nagrań, nic poza tym. Półtora roku temu zaczęliśmy pracować właśnie według tego modelu, było to o wiele bardziej intymne i prawdziwe.

I na pewno nie zaszkodziło to płycie jako całości. Opowiedz nam teraz coś o wideo do pierwszego singla z płyty, "Stand Up" - powstawało w bardzo interesującym miejscu. Gdzie nakręciliście ten materiał?

W zasadzie powstały dwa teledyski. Niedługo powinien pojawić się następny. Żeby nakręcić "Stand Up", pojechaliśmy w miejsce położone niedaleko Las Vegas, na pustyni. Było tam przepięknie, z jednej strony mieliśmy pokryte śniegiem górskie szczyty, a z drugiej takie klimaty, jak kaktusy.

Dosyć ostry kontrast.

Tak, całkowicie! To miejsce często służy jako plan filmowy. Powstało tam wiele filmów. Był tam motel, stacja benzynowa - właściwie cała ta sceneria była bardzo straszna, wywołująca gęsią skórkę... Kręcono tam zdjęcia do wielu horrorów, właśnie w tym konkretnym miejscu! Dlatego też świetnie się tam bawiliśmy, bo czasami to było autentycznie przerażające, naprawdę!

A jak długo trwała praca na tym planie?

To były w sumie dwa dni zdjęciowe, jeden poświęciliśmy na "Stand Up", a kolejny na drugą piosenkę.

Czyli mamy już dwa teledyski z nowej płyty. Teraz może zmieńmy temat, a ja zapytam o coś innego, związanego z Twoim pobytem w Polsce. Wiem, że możesz odebrać te pytania jako trywialne, bo wszyscy z założenia pytają cię o wrażenia z Polski i to za każdym razem, kiedy tutaj przyjeżdżasz. Ale jednak zapytam - co lubisz tutaj najbardziej? Wiesz na pewno to, że zawsze możesz polegać na polskich fanach i liczyć na ciepłe przyjęcie z ich strony. Coś oprócz tego?

Głównie chodzi tutaj o ludzi. Chciałbym oczywiście poznać bardziej różne miejsca w Polsce, takie jak Kraków. Kiedy tam byłem, byłem oczarowany.

Mieszkam w Krakowie...

Naprawdę?

Tak. Miło, że masz o nim takie pozytywne zdanie.

To cudowne miejsce. Bardzo dużo opowiadam o Krakowie, zwłaszcza ludziom, którzy mówią: "Paryż jest pięknym miastem, Praga jest pięknym miastem"... Ale właśnie Kraków ma w sobie coś absolutnie wyjątkowego. W Polsce głównie lubię jednak ludzi. I doznałem dzisiaj pewnego rozczarowania, bo kiedy znalazłem się w samolocie - cały szczęśliwy, że tu przyjeżdżam - spojrzałem na grafik...

Tak, bardzo napięty grafik.

I wtedy powiedziałem do siebie: no tak, z nikim się nie spotkam, nic nie zrobię, nie wyjdę na miasto na kolację...

No i te wywiady...

Wywiady, wywiady, wywiady... Same nudy, naprawdę (śmiech).

Czyli w rzeczywistości żyjesz cały czas na pełnych obrotach, na walizkach, jak to się mówi. Czy nie czujesz się już zmęczony takim trybem życia?

Żeby żyć w takim tempie, człowiek potrzebuje mocnych korzeni. To faktycznie życie na walizkach, nawet nie ma się czasu, żeby te walizki rozpakować. To zabawne, jak wiele osób myśli, że to takie fantastyczne, takie bajeczne - chyba dlatego, że podróże kojarzą im się z wakacjami...

Tak, na pewno.

Z wakacjami, z urlopem, z odwiedzaniem fantastycznych miejsc, gdzie masz czas, żeby się zorganizować. Ale naprawdę wygląda to tak, że grzebię chaotycznie w mojej walizce, myśląc, co mam na siebie założyć.

I tak naprawdę nie masz chyba w ogóle czasu na odpoczynek. Czy w związku z tym planujesz jakieś właściwe wakacje w tym roku? Myślisz o jakimkolwiek urlopie?

Byłem już na wakacjach 3 tygodnie temu. Wybrałem się do Miami. Spędziłem tam prawie cały tydzień. Ale i miałem w tym czasie zaplanowane jakieś spotkania i nie rozstawałem się z moją komórką, moją Blackberry. Ale mimo to udało mi się skorzystać ze słońca, z wakacyjnej pogody, trochę odpocząć... No i pojechałem do Disneylandu z moją córeczką (śmiech).

W jakim wieku jest teraz twoja córeczka?

Ma sześć lat.

Sześć lat - i jak twoja córka radzi sobie z faktem, że tak często jesteście daleko od siebie?

To było dla niej zawsze normalne, w taki sposób postrzega naszą relację.

Jest przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy?

Tak, i to do tego stopnia, że nie popada zbyt często w smutek z tego powodu. I dzięki Bogu. Kiedy rozmawiam z nią przez telefon, nie płacze i nie pyta "Tatusiu, kiedy wracasz?" Ale kiedy widzę się z nią po powrocie... Nie wszystkim ojcom dane jest zobaczyć taką reakcję swojego dziecka, które krzyczy: "Tataaaaaaa!". Jest taka szczęśliwa - to absolutny stopień szczęścia - wtedy spędzam z nią tyle czasu, ile każdy normalny ojciec spędza ze swoim dzieckiem. Kiedy wracam do niej, kiedy mam wolne, wtedy jestem całkowicie dla niej. Nie sadzam jej przed telewizorem i nie poświęcam jej pół godziny po powrocie z pracy, jak to się często zdarza. Spędzam z nią całe dnie, wtedy jesteśmy tylko we dwójkę.

Próbujecie nadrobić stracony czas. W takim razie na koniec może jeszcze jedno pytanie. Swój pierwszy album nagrałeś ładnych kilka lat temu. Jakie zmiany zaszły według ciebie w świecie muzyki od tego czasu? Czy widzisz jakiekolwiek zmiany w tej dziedzinie?

Mamy trzy godziny w zapasie (śmiech)? To temat, na który można by mówić bardzo dużo. Faktycznie, odkąd zacząłem funkcjonować w świecie muzyki, zaszło dużo bardzo istotnych zmian. Kiedy nagrywałem swoją pierwszą płytę, pracowaliśmy w zupełnie inny sposób. Mieliśmy wielki budżet, mogliśmy eksperymentować, a ludzie ekscytowali się muzyką. A potem nastąpiło takie bum, bum, bum, bum... Ludzie nie chcą już płacić za muzykę, budżet, jakim dysponują wykonawcy, jest mocno ograniczony, ludzie nie myślą już o muzyce w takim stopniu jak niegdyś. To naprawdę bardzo ciężki okres. Ale jednocześnie można zauważyć taki paradoks, że coraz więcej ludzi słucha coraz większej ilości muzyki i ci ludzie udowadniają, że potrzebują muzyki, gdziekolwiek są i cokolwiek robią. Ale nie chcą za to płacić. To dosyć dziwna mutacja. Ale mimo tego wszystkiego cieszę się, że mogę być częścią obecnej rzeczywistości, bo jest bardzo fascynująca.

Tak, jak mówisz, w dzisiejszej muzycznej rzeczywistości jest wiele sprzeczności. Miejmy nadzieję, że przynajmniej jedna rzecz się nie zmieni - dobra muzyka zawsze będzie spotykać się z uznaniem.

Ja zawsze będę tworzył muzykę, a ludzie zawsze będą słuchać muzyki. Może nie mojej, ale zawsze...

Mam też nadzieję, że Twoja nowa płyta spotka się z uznaniem, na które zasługuje. Życzę ci wszystkiego najlepszego i bardzo ci dziękuję za naszą rozmowę.

Dziękuję bardzo. Jestem bardzo dumny z tej płyty i mam nadzieję, że ludzie będą jej słuchać.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niekochana | Kochanie | Kocha | jeżyk | francuska | piosenka | Jennifer Lopez | piosenki | śmiech | język
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy