John Petrucci: "Uwielbiam być zapracowany"

Dla młodych adeptów gry na gitarze John Petrucci jest jednym z największych idoli. Ten człowiek o niespożytych siłach na co dzień gra w amerykańskiej grupie Dream Theater, ale znajduje także czas, aby koncertować z zespołami G3 lub Liquid Tension Experiment. Przed każdym koncertem swojej macierzystej formacji spotka się z fanami i dzieli się swoim talentem. Przy okazji wizyty w Krakowie, o klinice gitarowej, planach solowych i trasie zespołu Dream Theater, z Johnem Petruccim rozmawiał Konrad Sikora.

article cover
INTERIA.PL

Zanim przejdziemy do spraw związanych z Dream Theater, chciałbym najpierw zapytać o niezmiernie oczekiwany przez fanów album solowy. Na jakim etapie zatrzymały się prace?

Obecnie mam już gotowych dziewięć kompozycji. Gotowych to może nieco za dużo powiedziane. Na razie zarejestrowałem podstawowe ślady. Teraz muszę zrobić jeszcze trochę dogrywek. Problem w tym, że z Dream Theater będę koncertował aż do listopada, więc nie bardzo mam czas na to, aby wejść do studia. Najbardziej prawdopodobne jest więc, że płyta ukaże się na wiosnę przyszłego roku.

Ta płyta jest niejako pochodną trasy G3, w której brałeś udział. Dlaczego nie wydaliście żadnego albumu dokumentującego ją?

Prawda jest taka, że nigdy nawet o tym nie pomyśleliśmy i w efekcie nie nagrywaliśmy żadnego z tych koncertów. Nie mogło więc być mowy o tym, że wydamy jakąś , nie mówiąc już o DVD. Niestety, nic takiego nie zdarzyło się, ale właśnie te utwory, które znajdą się na płycie, i które przy okazji zagrałem w Polsce na klinice, są tymi, które graliśmy na trasie G3. Niedawno rozmawiałem z Joe Satrianim i stwierdziliśmy, że być może znów zbierzemy się razem i zagramy jeszcze kilka koncertów i wówczas je nagramy. Nic więc jeszcze straconego.

Gdybyś sam miał powołać do życia taki projekt, jak G3, kogo zaprosiłbyś do udziału?

To bardzo trudne pytanie. Jest tak wielu artystów, z którymi chciałbym stworzyć taki band, że prościej byłoby mi powiedzieć kogo mam zaprosić do zespołu G11, bo to daje już jakieś pole manewru. Na pewno chciałbym, aby znaleźli się w nim Marty Friedman i Steve Morse.

Przed każdym koncertem Dream Theater spotykasz się z fanami i dzielisz swoim talentem gitarzysty. Dlaczego zdecydowałeś się na robienie czegoś takiego?

Kiedy byłem młody i zaczynałem dopiero swoją przygodę z gitarą, bez przerwy chodziłem na jakieś kliniki gitarowe. Bardzo wiele się wtedy nauczyłem. To bardzo dobry sposób, kiedy masz przed sobą swojego idola i możesz go zapytać, o co tylko chcesz. Co prawda w przypadku takich krajów jak Polska obawiałem się o barierę językową, ale jak było widać w Krakowie, młodzież bez problemów rozumie, co do niej mówię. To bardzo budujące. I chociaż zdaję sobie sprawę, że nastolatka w Polsce nie stać na taką gitarę, jaką ja mam, to jednak i tak mogą wiele rzeczy grać na swoich instrumentach.


Planujesz jeszcze wydanie jakiejś kasety instruktażowej?

Tak, oczywiście! Już od dawna o tym myślę, ale na razie nie mam czasu się za to zabrać. Tym bardziej, że chcę to zrobić tym razem w zupełnie inny sposób. Nie chcę już prezentować zbioru ćwiczeń, ale iść bardziej w takim kierunku, że ludzie będą się uczyć konkretnego utworu i na nim będą poznawali kilka technik. Prawdopodobnie zajmę się tym projektem po wydaniu solowego albumu.

Czy po tylu latach grania musisz jeszcze pracować nad swoją techniką gry?

Oczywiście. Nie robię tego jednak w taki sposób, że siedzę i ćwiczę. Najlepiej wychodzi mi to w trakcie sesji nagraniowych. Kiedy nagrywamy coś, siadam i nagrywam kilkanaście różnych podejść, wypruwam się na maksa i później patrzę, co z tego nadaje się do umieszczenia na płycie. Gdy już coś wybiorę, później gram to w kółko, tak, aby bez żadnych problemów móc zagrać to na koncertach.

Na trasie promującej ostatni album Dream Theatre - "Six Degrees Of Inner Turbulence", gracie trwające ponad trzy godziny koncerty. To wymaga niezłej kondycji...

Tak, trochę nas to kosztuje sił. Tym bardziej, że robimy sobie tylko jedną kilkunastominutową przerwę. Poza tym cały czas gramy na maksa. Nie mamy już tak wielu okazji do odpoczynku, bo zrezygnowaliśmy z części, w której każdy z nas gra kilkuminutowe solo. Mamy już za dużo utworów na swoim koncie i nie chcemy marnować czasu na zbędne popisy.

Ale czasami zagracie choćby całe "Master Of Puppets"...

Tak, zdarza się, ale to są wyjątki i robimy to tylko w szczególnych okolicznościach...

W Krakowie okoliczności nie były chyba sprzyjające, gdyż twoi koledzy utknęli na granicy polsko-czeskiej...

Tak, przyjechałem sam, bo nie chciałem zawieść tych wszystkich, którzy czekali na spotkanie ze mną na klinice gitarowej. Reszta zespołu została w Czechach. Okazało się, że mamy pewne problemy wizowe i zrobiło się okropne zamieszanie. Ale do wieczora wszystko było już w porządku. Zresztą nie dojechał też mój sprzęt i dlatego podczas kliniki musiałem grać na gitarze polskiego muzyka, Jacka Królika. Dziękuję mu bardzo, że był na tyle uprzejmy i pożyczył mi na chwilę swą gitarę.


Trzygodzinny koncert to spore wyzwanie i ogromna radość dla fanów. Nie inaczej jest z płytą "Six Degrees Of Inner Turbulence". Przesłuchanie obu krążków, jednego po drugim, to niezły wysiłek...

Zgadzam się, trochę przesadziliśmy, ale tak jakoś wyszło. Sprawa wyglądała tak, że mieliśmy zbyt dużo materiału na ten album. Nie było żadnej szansy na to, żeby zmieścić to na jednej płycie. Wiedząc, że musimy się zdecydować na dwa krążki, postanowiliśmy zaszaleć i osobno umieścić "Six Degrees". Doskonale zdajemy sobie sprawę, że to ogromna ilość muzyki, tym bardziej, że te utwory są bardzo rozbudowane i mają wiele planów, no ale cóż innego mieliśmy zrobić?

Wróćmy jeszcze do twoich ubocznych projektów. Czy jest jeszcze szansa, że usłyszymy nowe nagrania Liquid Tension Experiment?

Jeśli chodzi o płyty, to takich planów nie ma. Ale kto wie, może uda nam się zagrać kiedyś jeszcze jakieś koncerty. Każdy z nas ma teraz ogrom pracy na głowie i nie widzę możliwości, abyśmy jeszcze mieli pracować nad nową płytą LTE, chociaż... Nigdy nie mów nigdy...

Wiem, że często jeszcze uprawiasz sporty. Kiedy znajdujesz na to wszystko czas?

To bardzo dobre pytanie. Mam przecież trójkę dzieci i muszę się także nimi zajmować. Nigdy nie narzekam na brak zajęć, ale też nigdy nie narzekam. Lubię być zapracowany, a różnorodność zajęć daje mi prawdziwą satysfakcję.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas