Imagine Dragons: Od dawna chcieliśmy zagrać w Polsce (wywiad)
Iśka Marchwica
Okradli ich, wylewali na nich piwo, grali dla trzech osób na sali, dzwonili do kuzynów, żeby przyszli na koncert, żeby było dla kogo grać. Tak Imagine Dragons zaczynali karierę, zanim w 2012 r. wypłynęli z przebojem "Radioactive". Choć początkowo był on znany, jako "ten numer z pluszakami w teledysku". Dziś kolejny utwór - "I Bet My Life" - podbija listy przebojów, a Imagine Dragons ruszają w wielomiesięczną trasę koncertową, promując album "Smoke + Mirrors".
2 lutego 2016 r. Imagine Dragons wystąpią po raz pierwszy w Polsce, na jedynym koncercie w Atlas Arenie Łodzi. Możliwe, że fani usłyszą wtedy trochę nowych utworów - zaprezentowane niedawno "Roots" powstało właśnie w autobusie, podczas przejazdu z jednego koncertu na drugi. Z gitarzystą Waynem Sermonem rozmawiamy o koncertowaniu, spełnianiu marzeń, trudnych początkach i specjalnych kurtkach, które zespół zakupił sobie na zimową trasę po Europie.
Jadwiga Marchwica, Interia.pl: Witaj, mówi Jadwiga, z Polski.
Wayne Sermon, Imagine Dragons: - Cześć Polska! Co tam słychać u was, jak pogoda?
W Polsce jest aktualnie bardzo zimno... Niedawno nawet sypał u nas śnieg!
- Śnieg?! Chyba żartujesz?! O rany...
No właśnie... A wy przyjeżdżacie do Polski w zimie i zastanawiałam się...
- [śmiech] Wiesz - nie ma się co zastanawiać. Tak, jesteśmy przerażeni! Kompletnie nie wiemy czego się spodziewać! [śmiech] Jedziemy do Rosji, Białorusi, Polski... Chyba we wszystkie najzimniejsze miejsca. Nie wiem, kto się na to zgodził... Ale już zaopatrzyliśmy się w specjalne kurtki - takie na wyjątkowe mrozy. Chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę, czym jest to słynne wschodnio-europejskie zimno. To prawda, że u was bywa nawet -40°C?
[śmiech] Aż tak źle nie jest. Wiesz, Polska to nie Syberia...
- Wiem, wiem! Ale i tak jestem przerażony. Chyba kupię jeszcze jedną kurtkę...
Niepotrzebnie. Polska słynie z bardzo gorącej publiczności.
- Dokładnie to słyszałem o was! Mam naprawdę wysokie oczekiwania względem całej trasy, ale przede wszystkim - koncertu w Polsce. Od lat obserwujemy ruch w serwisach społecznościowych, nie tylko naszego zespołu, ale różnych innych kapel rockowych, instytucji, wydarzeń. Polska publiczność jest naprawdę mocno zainteresowana koncertami i świetnie reaguje - to nam się bardzo podoba i od dawna chcieliśmy u was zagrać. Wreszcie się udało! Mam nadzieję, że na koncercie będzie spory tłumek... ale oczekujemy od was naprawdę dobrej energii.
Trochę szkoda, że dacie tylko jeden koncert. Ale za to możecie mieć pewność, że przyjadą na niego wszyscy polscy fani Imagine Dragons.
- Zapraszamy, chcemy zobaczyć was wszystkich! Mam nadzieję, że to będzie pierwszy z wielu koncertów w Polsce - trzymam za to kciuki.
Wracając do tematu lutego...
- [śmiech] Tak i mrozów, które nas przerażają...
Dokładnie. Zanim powiedziałeś o tym, że zimno was przeraża, zastanawiałam się czy jesteście fanami sportów zimowych.
- Ja dorastałem w regionie Ameryki klimatycznie zbliżonym do Polski - w Salt Lake City w stanie Utah. W zimie mamy tu nawet do -20°C, a niedaleko położone są góry, które dodają zimowego klimatu. Kiedy dorastałem, zimą często nie chodziłem do szkoły - drogi były zasypane, siedzieliśmy więc w domach i czekaliśmy, aż miasto stanie się przejezdne. Ale potem przeprowadziłem się do Las Vegas - tutaj latem temperatury dochodzą do +40°C, a śniegu... właściwie się nie widuje. Niestety, człowiek szybko adaptuje się do przyjemniejszych warunków, więc już właściwie nie pamiętam, jak to jest marznąć...
Ale w dzieciństwie na pewno miałeś styczność ze sportami zimowymi.
- O tak, oczywiście! Dużo jeździłem na nartach, byłem też w drużynie hokejowej. Ale to dawne czasy. Ciężko w to uwierzyć, kiedy przez całe dorosłe życie mieszka się w tak ciepłym stanie, jak Nevada.
Dobrze się składa, że opowiadasz o dzieciństwie, bo wasz teledysk do utworu "Roots" nawiązuje właśnie do tych czasów.
- Historia tego utworu i teledysku jest bardzo sympatyczna. Kompozycja powstała w trasie i spodobała nam się tak bardzo, że postanowiliśmy nie czekać z jej nagraniem do kolejnego albumu. W dzisiejszych czasach, kiedy mamy serwisy streamingowe, Youtube, portale społecznościowe, to naprawdę nie ma sensu. Uznaliśmy, że skoro mamy taki fajny utwór - pokażemy go od razu. Pomyśleliśmy, że to będzie piękny prezent dla naszych fanów i dlatego poprosiliśmy ich o przesłanie zdjęć i nagrań z ich dzieciństwa. Od początku wiedzieliśmy, że teledysk do "Roots" będzie rodzajem kolażu. Chcieliśmy pokazać, jakie są nasze korzenie. Teledysk opowiada historię naszego wokalisty, Dana Reynoldsa, ale głównym przesłaniem jest: pamiętaj kim jesteś, skąd się wywodzisz, wracaj do korzeni, bo to one ukształtowały cię, jako osobę.
Zobacz klip "Roots":
To oczywiście najważniejszy wątek tego teledysku, a drugim jest wasze życie w trasie. To dość ciekawe, że pokazujecie, jak trasa koncertowa wygląda "od kuchni" tuż przed trasą. W związku z tym trochę się o was martwię, bo z teledysku wynika, że to męczące zajęcie...
- Bo to jest męczące zajęcie! Nie będę udawał, że jest inaczej, ale nie będę też narzekał. Biedni my, jesteśmy takimi gwiazdami, że musimy jechać daleko do Polski... Och, jakie mamy ciężkie życie! [śmiech] Uważam, że szczerość jest cenna, a szczera prawda jest taka, że kochamy to co robimy, ale czasem nas to wykańcza. Jeżeli robisz coś z pasją, miłością, wkładasz w to całą energię - to cię męczy. Oczywiście podczas trasy koncertowej bywa bardzo wesoło, zdarzają się dni, kiedy po prostu świetnie się bawimy. Ale chcąc być prawdziwym i dobrym w tym biznesie, trzeba też o siebie dbać. Podczas tak długich tras, jak ta promująca "Smoke + Mirrors" wszyscy tęsknimy za przyjaciółmi, rodzinami, mamy gorsze dni, jak to widać na teledysku. Ale kiedy zbliża się koncert - wraca energia. Wychodzimy na scenę i dajemy z siebie wszystko, bo to kochamy.
Macie jakieś specjalne sposoby na to, żeby koncerty was nie wykańczały?
- Nie wiem, czy są specjalne, choć niektórzy tak uważają. Mamy trzy zasady: staramy się codziennie spać po osiem godzin, pić odpowiednią ilość płynów tak, żeby utrzymywać właściwy poziom nawodnienia organizmu i co najważniejsze - staramy się nie imprezować za bardzo. Wiem, co w powszechnym mniemaniu znaczy "rock'n'rollowy styl życia". Może w teorii wygląda to fajnie, ale każdy zespół, który koncertuje od kilku lat powie ci, że na dłuższą metę tak się nie da funkcjonować. Lubimy się zabawić, ale w trasie koncertowej, jesteśmy w pracy, musimy dawać sto procent siebie. Więc musimy o siebie dbać. W końcu, kto chciałby oglądać muzyka, który na scenie cierpi i ledwo stoi, bo zabalował poprzedniego wieczoru. Jeść porządnie, spać, nawadniać się, trzymać kontrolę nad swoim życiem. To niby proste sprawy, ale żyjąc w autobusie, zajmuje to sporo czasu i uwagi.
Brzmi poważnie. Chyba o takich konsekwencjach "bycia gwiazdą" nie marzy się w dzieciństwie...
- Bo to jest poważna sprawa - to jest nasze zadanie i powołanie i musimy o to dbać! I tak - to jest spełnienie marzenia, a nawet więcej niż marzenia. Każdy z nas chciał być muzykiem - robić muzykę do telewizji, albo soundtracki do gier komputerowych... Cokolwiek, byle z muzyką. Nasza kariera potoczyła się tak i jest to wspaniałe, ale jeżeli chcesz realizować marzenie, musisz się postarać. Na początku istnienia zespołu ćwiczyliśmy po siedem, osiem godzin dziennie. Każdą szansę na koncert traktowaliśmy śmiertelnie poważnie. I dalej tak jest - szanujemy nasze marzenie i naszych fanów. Jeżeli kiedykolwiek uznamy, że nam się nie chce starać, to będzie znaczyło, że już nie zasługujemy na taką uwagę i koncerty. I powinniśmy oddać scenę komuś, komu się chce.
Zobacz teledysk "Radioactive" (ponad 400 mln odsłon):
To bardzo dojrzałe podejście.
- I jedyne słuszne. Zwróć uwagę, ile na świecie jest zespołów, ile świetnej muzyki powstaje, ile nowych utworów zostało opublikowanych w internecie chociażby w trakcie naszej rozmowy! To jest prawdziwy ogrom! A teraz zobacz - rozmawiam z tobą, bo nam się udało wybić. To jest szansa i należy być za to wdzięcznym, a nie zadzierać nosa i wymagać uwielbienia. Nasz zespół istnieje od ośmiu lat i wiemy, jak to jest grać w małych klubach przez kilka lat, dokładać do tego, grać dla własnej rodziny, która i tak zajmuje tylko kilka miejsc w klubach. Wiemy, jak to jest zmagać się ze zwątpieniem i myślami "Czy ja marnuję czas?". Jeździsz po małych miastach, samochód się psuje, ktoś cię okrada... A jednak to robisz. Pamiętamy, jak to jest i wiemy, że może być paskudnie.
Wam też zdarzyło się, żeby ktoś was okradł?
- Oczywiście, niestety. Na pierwszą poważniejszą trasę zaoszczędziliśmy sporo pieniędzy, kupiliśmy małego busa, żeby zjeździć miasta we wschodnich stanach USA. Dużo graliśmy, oszczędzaliśmy na wszystkim, sprzedawaliśmy koszulki i płyty. Dotrwaliśmy tak do ostatniego koncertu w Portland, w stanie Oregon i właśnie tam nas okradziono. Złodzieje zabrali wszystkie pieniądze, nasze ubrania, paszporty... wszystko. To było straszne. Tak cieszyliśmy się z tych paru dolarów, które zarobiliśmy, z udanej trasy. I w jednej chwili - wszystko przepadło.
Myślę, że dla wielu młodych muzyków, także w Polsce, którzy właśnie zastanawiają się, czy warto inwestować w swoje muzyczne marzenie, to będzie ważna historia. Można stracić wszystko, a i tak dotrzeć na szczyt.
- Drodzy młodzi muzycy! Samochody będą się psuć, podczas koncertu ktoś rzuci w was pomidorem, albo wyleje na was piwo, ktoś zepsuje wam gitarę albo zwyzywa. Trudno - takie rzeczy się zdarzają. Zadajcie sobie pytanie: czy jestem wyjątkowy? Czy moja muzyka ma w sobie to coś? Czy wiem, co chcę powiedzieć ludziom? Czy potrafię być inny, nietypowy, dotrzeć do ludzi? Zadawajcie sobie to pytanie codziennie i nie dajcie się zwątpieniu. Zwątpić można łatwo - dlatego spełnić marzenia udaje się niewielu. Życzę wam powodzenia. To nie jest łatwa droga, ale warto poświęcić jej czas, energię i swoje serce.
Zobacz teledysk "I Bet My Life" promujący płytę "Smoke + Mirrors":