"Hustler za 3,5 na godzinę"

Stargard Szczeciński, rocznik '89. Tak, nie mylicie się - L Pro jest obecnie najmłodszym członkiem ekipy Wielkie Joł. Nie ma na swoim koncie wielu osiągnięć, ale to nie przeszkodziło Tedemu w dostrzeżeniu w nim ogromnego potencjału. Większość producentów będzie się krzywić czytając ten wywiad... i słusznie. W końcu czy ich zwerbowało do siebie Wielkie Joł w tak młodym wieku? Z L Pro rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").

L Pro
L Pro 

Jesteś najmłodszym członkiem ekipy Wielkie Joł, który siłą rzeczy nie ma zbyt dużego dorobku, jeżeli chodzi współpracę z MC's. Jak to możliwe, że WJ tak szybko wzięło cię pod swoje skrzydła? Jak doszło do współpracy?

Wszystko zaczęło się w momencie, gdy wysłałem swoją muzykę. Wysłałem tylko do WJ, gdyż nie zależało mi na żadnej innej wytworni, i w gruncie rzeczy nie chciałem się do innej dostać, bo nie widziałem siebie gdzie indziej. Można powiedzieć, że obrałem sobie label Jacka [Granieckiego, czyli Tedego] za punkt docelowy, do którego dotarłem tak jak sobie zaplanowałem. Produkcją zajmuję się od drugiego kwartału 2006 roku i wysłałem we wrześniu próbki tego co robię do WJ. Moja muzyka jeszcze nie brzmiała na tyle dobrze, aby już coś wtedy zdziałać, ale dostałem od nich sygnał, aby wysyłać regularnie nowe produkcje, bo niektóre rzeczy im się podobały. Tak robiłem i w październiku został nagrany pierwszy utwór do mojej muzyki pt. "Pompuj bit". Nieco później zrobiłem remix "Blasku", który bardzo spodobał się Tedemu i obydwa te numery znalazły się na mixtapie "PLNY". Później był zastój, jeśli chodzi o moje kontakty z nimi, mimo iż ciągle wysyłałem nowe bity, aż do 8 marca, kiedy dostałem telefon od Jakuzy, od którego dowiedziałem się, że Tede chciałby nawiązać ze mną stałą współpracę. Miesiąc później pojechałem do Warszawy ogarnąć wszystkie sprawy związane z WJ.

Miło wspominam tamtą chwilę, życzę każdemu producentowi, żeby został w podobny sposób wynagrodzony za swoją pracę, jeżeli robi muzykę z serca, a nie żeby coś komuś udowodnić. Taka nobilitacja daje mocnego kopa i dużo motywacji do dalszej pracy. Ale gdyby mnie nie wzięli do WJ, to i tak bym dalej robił bity. Jeżeli się kocha to, co się robi, to prędzej czy później przyjdą efekty i sukcesy, zawsze jest to kwestia czasu. Tak jak we wszystkim. Trzeba cierpliwości i ciężkiej pracy.

Tobie się udało, zresztą nie tylko tobie - Wielkie Joł zwerbowało więcej młodych artystów niż kiedykolwiek. I teraz nie wypada nie zapytać jakie korzyści daje ci ta współpraca po za samym faktem przynależności do ekipy WJ...

Na pewno w głównej mierze chodzi tu o jakąś popularność, bo przez to, że jest się w najlepszej i najbardziej znanej wytworni w Polsce, jest się już jakąś osobą, która jest wyróżniona spośród innych zajmujących się tym samym. Wiadomo, że mam teraz większe prawa, jeśli chodzi o swoje utwory. Wiesz, Zaiks, itp., czy sponsoring PLNY, jeśli chodzi o ciuchy. Jakieś tam większe pieniążki bądź możliwość kontaktu z jakimkolwiek raperem, do którego dzwoniąc ma się świadomość, że nie potraktuje cię jak pierwszego lepszego leszcza z brzegu po tym, jak się przedstawisz i powiesz skąd jesteś i z kim współpracujesz. Ale nie można się tym zachłysnąć i poczuć jakby się złapało Pana Boga za nogę, bo tak naprawdę hajs i popularność to największy zamulator. Po prostu trzeba się psychicznie przygotować do tego, że mimo wszystkiego co się dzieje wokół trzeba pozostać sobą.

Czy w twoim otoczeniu, wśród znajomych, rówieśników, były jakieś negatywne reakcje po tym, jak WJ zgarnęło cię do siebie?

Tak, najgorsze są reakcje niektórych znajomych, którzy np. pomimo tego, że staram się być taki, jaki byłem zawsze i wiem, że jestem taki sam, próbują na siłę bądź wyczekują tylko okazji i momentu, żeby mi dos**ć: "Ooo, odkąd jesteś u Tedzika to się zmieniłeś i uważasz się za lepszego". Sam mam takie przypadki i na swoim przykładzie wiem najlepiej, że w takich sytuacjach się poznaje, kto jest twoim przyjacielem, a kto jest zawistny. Najśmieszniejsze są momenty, w których osoby, z którymi zawsze wynikają konflikty po jakimś tam twoim sukcesie nagle są dla ciebie ziomkami, spoko i wogóle. To bardzo żenujące. Przyjaciół poznaje się nie tylko w biedzie (śmiech).


Porozmawiajmy o samej produkcji. Podobno najlepiej czujesz się w południowych brzmieniach, które - nie oszukujmy się - dopiero raczkują na polskich produkcjach i jeszcze nie są u nas aż tak popularne jak w Stanach. Myślisz, że to się zmieni w najbliższym czasie?

Wiesz... South to pojęcie względne w moim mniemaniu. Bo wielu producentów uważa, że robi south jak użyje już za przeproszeniem wyruchanego na milion sposobów automatu perkusyjnego z serii TR (606, 808, 909) i wklei pomiędzy trochę wymieszanych rockowych organek z kościelnymi (śmiech). Najśmieszniejsze jest to, że south się rozwija w Polsce, ale ludzie go nie słuchają, bo im się podoba, tylko słuchają, bo staje się to modne. Często nie potrafią odróżnić dobrego utworu od słabizny, bo patrzą tylko na bit. 95 procent słuchaczy nawet nie wie, o czym nawija raper i kto reprezentuje South Side. Wiele osób aż za bardzo sobie bierze south do serca (śmiech). Mnoży nam się z dnia na dzień ilość "hustlerów" nawijających tylko o tym, jak robią hajs, a zapewne w wakacje roznoszą ulotki po 3,5 zł za godzinę (śmiech). Nie widzę w takich utworach prawdy i wnętrza tych osób. Próbują robić z siebie kogoś kim nie są i zapewne nigdy nie będą, bo każdy polski southowiec, choćby robił za dziesięciu, nie zjedzie nigdy na podnośniku z hajsem jak Lil' Wayne w "Make It Rain" (śmiech).

Ja robię zupełnie inny south niż dane jest słyszeć w Stanach. Głownie chodzi tu o perkusję... Pykające stopy i tanie werble TR 606 często zamieniam na głębokie stopy, urozmaicone brzmieniowo clapy, itp. Naprawdę momentami mam tak, że męczy mnie bardzo słuchanie niektórych bitów z południa, bo ileż to można używać tego samego. Czasem czuję, że tamtejsi producenci mają ustawiony szablon bitu, w którym jest już ustawiona perkusja i główne dźwięki tylko dodają jakieś poboczne i zmieniają rytmikę bębnów. Ale cóż, każdy robi to co lubi. Modlę się tylko, żeby moda na south w Polsce nie została wyparta przez modę na reggeton, nieźle rozwijający się wśród czarnoskórych raperów często hiszpańskiego pochodzenia, głównie w Nowym Jorku. Nie zniósłbym słuchania bitów reggetonowych i drących się na nich hiszpańskich Polaków (śmiech). Totalnie by mi to zryło czachę. Nie lubię też dziwactw typu śpiewający Jamajczyk w "One Blood" The Game'a. Dla zainteresowanych - polecam obczaić remix fenomenalnego kawałka Mims "This Is Why I'm Hot" ze wspomnianym wyżej Jamajczykiem. Najlepszy przykład jak z super hitu można zrobić totalne dno.

W opisie na witrynie Wielkie Joł wpadło mi w oko stwierdzenie, że "potrafisz skomponować niemalże wszystko". To prawda? Co kryje się pod słowem "niemalże", jakie gatunki muzyczne?

Polega to na tym, że ze słuchu potrafię zrobić wszystko. Możesz mi puścić dowolny bit, a ja na słuch dam radę uzyskać podobne brzmienie melodii, bębnów, itp. I to się tyczy każdego gatunku muzyki. Sądzę, że jakbym się skupił, wyparłbym z rynku Kalwi i Remi (śmiech). Techno też bym umiał zrobić, wszelkiego rodzaju muzykę od house po trance. Lubię układać utwory na pianinie, coś w stylu dzieł Beethovena. Tyle że moje nie są dziełami, a ja nie jestem Beethovenem, tylko zwykłym gościem co od kilku miesięcy uczy się grać na pianinie. Ale potrafię ułożyć takie rzeczy, które na pewno wielu osobom by się spodobały. Timbaland też jakimś tam wielkim piano-manem nie jest, a jakie ładne sobie intro zrobił na nową płytę (śmiech). Ostatnio naszła mnie chęć zrobienia remixu muzyki do "Władcy Pierścieni", a mianowicie polegałoby to na tym, że wyciąłbym oryginalną muzykę i zrobił swoją orkiestralną. Chciałbym się w tym sprawdzić i sądzę, że jak ogarnę to, nad czym pracuję teraz - zajmę się tym.


Muszę przyznać, że trochę zaskoczyła mnie informacja, że twoim mentorem i muzyczną inspiracją zarazem jest... Mateo. Zwykle producenci, szczególnie młodzi, jako swoje inspiracje obierają zasłużonych graczy zza granicy. U ciebie jest to Polak. Dlaczego?

W dzisiejszych czasach, jeżeli jest się takim samym jak inni producenci, można sobie odpuścić cokolwiek związanego z jakimiś planami na przyszłość, jeśli chodzi o karierę. Ludzie szukają świeżości, bo ciągła monotonia w bitach i kawałkach jest już czasem nie do zniesienia. Ja sobie akurat obrałem Mateo za inspirację, gdyż robi taką muzykę, jaką ja lubię i jaką chciałbym tworzyć. Są tak na prawdę dwie osoby, które mają na mnie jakikolwiek wpływ, jeśli chodzi o twórczość. Jest to akurat Mateo i Eminem.

Eminem? Dlaczego akurat on?

Bo Eminem jest po prostu fenomenem, drugiej takiej osoby podejrzewam że już nie będzie. Nie dość, że jest najlepszym raperem, to na dodatek wyj**anym w kosmos producentem i to cenię akurat w nim najbardziej. Bo nie sztuką jest zrobić hit, sztuką jest zrobić taki hit, że ludzie odpalają to po kilku latach i dalej ich miażdży. Eminem ma sporo takich utworów. Najlepszym przykładem jest "Lose Yourself", które równie dobrze mogłoby wyjść dzisiaj, jak i za 5 lat i odniosłoby taki sam sukces. Zresztą gdy słucham bitów z "Re-Up" coraz częściej dochodzę do wniosku, że Eminem jest jednym z najlepszych na świecie, jeśli nie najlepszy.

A Mateo cenię za to, że robi muzykę jaką robi, a przy tym ciągle jest sobą, bo 99 procent producentów w Polsce jakby zrobiło kawałek z The Game'em, to odbiłaby im woda sodowa - i taka jest prawda. Zresztą dobrze go osobiście znam i wiem, że jest akurat nie dość, że zaj**istym producentem, to jeszcze spoko kolesiem.

Z drugiej strony to kim mam się inspirować? Dr Dre? Akcja ze "Still Dre" pokazała, że nie do końca można wierzyć, czy naprawdę bity tworzone przez niego są w 100 procentach jego dziełem. Wścibscy mawiają, że od 2001 roku nie zrobił w swoich bitach nic poza perkusją (śmiech). Zresztą nie tylko o nim tu mowa, mogę się założyć, że Timbaland ma swojego ghost producera, który zrobił dla niego większość utworów, jak np. te dla Nelly Furtado. Posłuchajcie kolesia o ksywie Danja i zestawcie kawałek wyprodukowanego przez niego "Till Them I Say That" dla T.I. z kawałkiem "wyprodukowanym" przez Timbalanda oczywiście dla Nelly Furtado, "Maneater" i zobaczymy, czy coś zauważycie. Ghost producing w Stanach jest bardzo popularny, tak samo jak popularne jest to, że producent zaprasza sobie na przykład gitarzystę czy skrzypka, który warstwę melodyczną robi za niego. Obczajcie YouTube i gdzieniegdzie można zobaczyć jak bity były tworzone, np. do "Return Of The Hustle" Fabolousa, który niby zrobił Just Blaze, a tak naprawdę wszystko wykonała za niego orkiestra symfoniczna. On tylko bębny jakieś tam dołożył, nawet bas był grany przez gitarzystę. To znaczy nie można mu akurat ująć kunsztu producenckiego, bo jest świetnym producentem. Jednakże moim zdaniem takie akcje mijają się z esencją produkcji. Swizz Beats ma wielu ghost producerów.

Z tego co mówisz wychodzi na to, że każdemu można coś zarzucić. A czy masz takich producentów poza Mateo, o których możesz powiedzieć, że szanujesz ich w 100% za to, co robią?

Praktycznie jedynymi producentami, których w 100 procentach szanuję są DJ Premier i Scott Storch, gdyż tylko o nich wiem, że na pewno to co robią, robią sami. Oczywiście, to tylko takie moje gadanie, bo gdzie ja jestem a gdzie Dre, Just Blaze czy Swizz. Ale jednak coś jest w tym, co mówię.


Często spotykam się z opiniami, że za dużo "czerpiesz" z Mateo, a wręcz go kopiujesz. Jesteś tego świadomy i jest to etap poszukiwania własnego stylu, czy też absolutnie nie zgadzasz się z tymi opiniami?

Ale tak na prawdę ja nie widzę szczerze mówiąc powodu, dla którego krążą takie opinie. To, że używam syntezatorów, albo że mam orkiestralne wejścia w bitach nie znaczy, że go kseruję. Napiszcie Rubikowi, że kseruje Mateo, bo ma orkiestralne wejścia na "Psałterzu Wrześniowym" (śmiech). Po prostu prezentuję podobny styl do niego, bo wypowiadałem się, że inspiruję się jego utworami. Ale tego w żadnym przypadku nie można nazwać kserowaniem, ponieważ po moim bicie można od razu rozpoznać, że ja go robiłem, tak samo jak po bicie Mateo można poznać, że to on go robił. Mamy swoje charakterystyczne elementy - różne dla każdego z nas i każdy z nas robi inaczej. A że ktoś inny sobie rzuci takie stwierdzenie, to już jego sprawa. Gdybym był kserusem nie byłbym w WJ. Tede chyba wiedział co robi biorąc mnie pod swoje skrzydła.

Nie wiem czy wiesz, ale chodziły słuchy, że to Mateo wciągnął cię po znajomości do Wielkiego Joł...

Chciałbym rozwiać te wątpliwości. Słyszałem plotki, że Mateo bądź Mpcet mnie tam wkręcili, co jest nieprawdą. Obydwoje z nich do pewnego momentu nie wiedzieli nawet, że staram się o przyjęcie do WJ i żaden z nich w najmniejszym stopniu się do tego nie przyczynił, więc można sobie darować zbędne komentarze. Może to tak wygląda, bo wszyscy jesteśmy z tego samego miasta, ale nie było nic na zasadzie, że swój wciąga swojego, jak jest np. w Prosto. Szczerze to dziwię się Sokołowi, który jest bardzo dobrym raperem, że zamiast szukać naprawdę konkretnych talentów w podziemiu, decyduje się na wydawanie słabych płyt niektórych artystów ze swojej wytwórni.

Bardzo zastanawia mnie pewna kwestia, mianowicie angażowanie się producentów w beefy. Czy w momencie, w którym producent daje raperowi bit na diss automatycznie opowiada się za jedną ze stron konfliktu? Czy powinniśmy w takim momencie utożsamiać producenta z tym, co mówi raper? Chciałbym znać twój punkt widzenia i zdanie na ten temat, bo sam przecież brałeś udział w takim konflikcie - chodzi mi oczywiście o beef VNM'a z Jimsonem...

Odnośnie beefu Venoma z Jimsonem to nie mam za dużo do powiedzenia, bo obydwaj są dobrymi raperami, a tak naprawdę to słuchacz, choćby było w dissach podawane po milion argumentów, i tak nie będzie wiedział po czyjej stronie leży prawda. Zapewne również tak było w tym przypadku, więc trzeba na takie rzeczy patrzeć z przymrużeniem oka i traktować je raczej jako sposób na promocję i poprawę skillsów, niż jakieś super wydarzenie. Jeśli chodzi o ten beef, to akurat ja nie byłem za żadną ze stron, bo lubię słuchać kawałków obu raperów. To, że dałem bit na diss odbierałem raczej jako chęć sprawdzenia, jak VNM brzmi na mojej muzyce. Chodziło tu o moje kwestie promocyjne i nie wczuwałem się zbytnio w ich konflikty, bo było mi obojętne kto wygra. A jeśli chodzi o angażowanie innych producentów w beefy, to można wspomnieć chociażby o beefie Tede vs. Onar/Pezet/Nowator, albo Duże Pe vs. Pih. Podejrzewam, że Kociołek był po stronie Płomienia, tak samo jak Mateo był po stronie Jacka. O kooperacji DJ-a Spox i Duże Pe nie muszę chyba wspominać. Wiesz, to kwestia ziomkostwa i trzymania się razem. Wiadomo, że jak jest się w jakiejś ekipie to idzie się w ogień za nią. Jakby wynikł jakiś nowy beef między Tede a kimś, to niezależnie co by było, byłbym po stronie Jacka. To normalna sprawa. Tylko, że moim zdaniem beefy powinny się rozstrzygać pomiędzy osobami, między którymi zaszedł konflikt, a nie, że coraz częściej się przyłączają do beefów inni raperzy. I tak moim ulubionym beefem jest pojedynek Timbalanda ze Storchem. W "Piano Man" Storch pokazał, kto jest bossem.


OK, to teraz standardowe pytanie, ale nie mogę o to nie zapytać. Nad czym obecnie pracujesz, na jakich produkcjach będziemy cię mogli usłyszeć w najbliższym czasie? Wiemy już o płycie Tedego. A nielegale?

Obecnie przygotowuję materiał na płytę GTW. Mam nadzieję, że jak dobrze zaprezentuję swoje produkcje Jackowi i Wall-e'mu, będzie cała mojej produkcji, bo sądzę, że jestem w stanie podołać temu zadaniu. Przygotowuje również muzykę na nową płytę Tedego "Ścieżka dźwiękowa". Po zakończeniu prac nad tymi płytami zajmę się swoją płytą producencką, na której w większości będą raperzy ze Stanów, z Polski chciałbym na pewno Tedego, Wall-e'ego, Gurala i Trzeci Wymiar. W międzyczasie udzielam się na kilku różnych projektach. Jeśli chodzi o podziemie, będzie mnie można usłyszeć m.in. na nowej płycie Big Up Crew oraz produkuję demo Fenixa. Więcej póki co nie zdradzę. Wszystko w swoim czasie.

A na jakim sprzęcie obecnie pracujesz? Masz jakiś swój wymarzony zestaw, na który konsekwentnie zbierasz hajs?

Na pewno chciałbym Motif es 8. Syntezator, na którym pracuje Storch, jak na polskie realia jest bardzo drogi, ale może kiedyś... Do WJ się dostałem mając komputer, który miał dysk 35 GB, na którym mi się ledwo mieścił jeden syntezator, 512 ramu i "procek" 1.5 GHZ, więc jak widać dobre to nie było, ale jakoś sobie poradziłem. Ostatnio nieco zarobiłem i kupiłem sobie nowy sprzęt i mogę powiedzieć, że mam teraz komputer, którego długooo nie zmienię (śmiech).8 GB ramu, ponad 500 GB dysk i procesor dwurdzeniowy łącznie mający 5,2 GHZ, monitor 22 cale oraz klawiaturę sterującą midi. Ale i tak mi to nie poprawiło zbytnio komfortu pracy, gdyż program, na którym pracuje (Sony Acid 4) nie obsługuje więcej, niż 1 GB ramu, a jego nowsza część, czyli 6. jest fatalna i wiesza się na każdym kroku. Czekam na najnowszą z numerkiem 7. i może wtedy trochę poszaleję, bo póki co, to nie ma programu, który wykorzystywałby nawet w 30 procent mój komputer. A do dzisiaj robię na słuchawkach za 50 zł, na których nie słyszę praktycznie basu i robię na wyczucie (śmiech). Ale już niedługo sprawię sobie lepsze. Tak naprawdę to sprzęt nie jest aż tak istotny. Poprawia tylko wygodę pracy. Jak się ma wyobraźnię to i na słabym sprzęcie da się robić dobre rzeczy.

To chyba wszystko, o co chciałem zapytać. Może na koniec jakieś pozdrowienia, ostatnie słowa do naszych czytelników?

Pozdrawiam całą moją konkurencję i życzę powodzenia w dalszych sukcesach oraz pozdrawiam tych, którzy myślą, że jestem z przypadku i mają nadzieję, że szybko odpadnę. A tak naprawdę to róbcie swoje i nie zwracajcie uwagi na to, co mówią inni. Pozdrawiam.

mhh.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas