"Historia pewnej miłości"
Madonna nie zaprzecza: w wyreżyserowanej przez nią historii Amerykanki Wallis Warfield Simpson, kontrowersyjnej bywalczyni salonów, dla której brytyjski monarcha Edward VIII zrzekł się tronu, uważny widz dostrzeże więcej niż kilka odniesień do własnych życiowych doświadczeń artystki.
Show Madonny w przerwie meczu Super Bowl
W ciągu 12 minut gwiazda pop przedstawiła kilka swoich największych przebojów, w tym "Like A Prayer" czy "Music".
- Byłam w stanie wczuć się w jej położenie - mówi Madonna. - W filmie jest taka scena z listami... Kiedy ja sama czytałam jej listy, miałam poczucie, że niektóre z nich równie dobrze mogłyby zostać napisane przeze mnie. Tak, jak ten, w którym Wallis pyta, czy nie zasługuje na chwilę przerwy od tego szaleństwa. Myślę, że z Wallis Simpson połączyła mnie swoista symbioza.
Rzecz jasna, Madonna jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie, uwielbianą i potępianą zarazem w stopniu większym, niż ktokolwiek inny. Ma również wystarczającą siłę przebicia - a niewątpliwie także dość pieniędzy - by móc robić wszystko, na co tylko przyjdzie jej ochota. Wciąż nagrywa i wydaje nowe płyty; przygotowuje się do wielkiej trasy koncertowej, która bez dwóch zdań będzie gigantycznym wydarzeniem.
Jak podbić świat kina?
Status ikony, jakim Madonna cieszy się w świecie muzyki, nigdy nie przekładał się jednak na jej pozycję w branży filmowej. Chociaż rolami w "Rozpaczliwie poszukując Susan" (1985), "Dicku Tracym" (1990), "Ich własnej lidze" (1992) i "Evicie" (1996) zyskała uznanie zarówno w oczach publiczności, jak i krytyków, inne filmy z jej udziałem - "Niespodzianka z Szanghaju" (1986), "Sidła miłości" (1992), "Układ prawie idealny" (2000) czy "Rejs w nieznane" - nie przyciągnęły do kin tłumów. Madonna słynie jednak z tego, że łatwo się nie poddaje. Niezrażona, kontynuuje swoją przygodę z filmem, a "W.E." jest podwójnym przypieczętowaniem jej intencji w tej dziedzinie - jako reżyserki i współautorki scenariusza.
Przedstawiona w filmie historia rozwija się równolegle na dwóch płaszczyznach czasowych: w latach 30., na które przypada początek romansu Wallis (Andrea Riseborough) i Edwarda (James D'Arcy), i w 1998 r., kiedy to młoda kobieta imieniem Wally (Abbie Cornish) zgłębia historię miłości księżnej i księcia Windsoru (tytuł ten przypadł Edwardowi po abdykacji), odczytując ją na nowo z pozostawionych przez nich pamiątek, będących przedmiotem licytacji w domu aukcyjnym Sotheby's. Wally, którą rodzice nazwali tak na część Simpson, ma lekką obsesję na punkcie słynnej femme fatale: zdarza się jej nawet prowadzić z nią wyimaginowane konwersacje.
Madonna zasiada do rozmowy o swoim najnowszym filmie w świetnym nastroju. Spotykamy się w hotelu Waldorf-Astoria na Manhattanie. 53-letnia gwiazda, jak zawsze na bieżąco z najnowszymi trendami, ma na sobie niebieską sukienkę i czarne rękawiczki bez palców, a na wskazującym palcu prawej ręki - pierścionek z trupią czaszką.
Moja rozmówczyni zdradza, że o Edwardzie i Wallis po raz pierwszy usłyszała jako uczennica szkoły średniej w Bay City w stanie Michigan, do której uczęszczała jeszcze jako nikomu nie znana Madonna Louise Veronica Ciccone.
Zobacz zwiastun filmu "W.E.":
- Uczyli nas o tym na lekcjach historii - wspomina. - Chyba każdy posiada jakąś ogólną wiedzę na temat abdykacji Edwarda VIII, prawda? Jednak aż do czasu, kiedy przeprowadziłam się do Anglii, nie myślałam w ogóle o tamtych wydarzeniach.
- Bardzo zależało mi na tym, żeby dobrze poznać moje nowe miejsce zamieszkania. Nie chciałam czuć się w Anglii jak cudzoziemka. Zaintrygowała mnie historia brytyjskiej rodziny królewskiej i monarchii. Zaczęłam czytać o Henryku VIII i Elżbiecie I, aż niepostrzeżenie doszłam do czasów królowej Wiktorii, a później Jerzego V i wreszcie Edwarda VIII.
- I w tym właśnie miejscu utknęłam. Zdałam sobie sprawę, że przed nim właściwie żaden władca nie zrzekł się tronu w taki sposób, a już na pewno nie dla kobiety, którą kochał. Zafascynowała mnie ta historia i zaczęłam zastanawiać się, jak to możliwe, że mężczyzna dobrowolnie rezygnuje ze stanowiska, które daje mu taką władzę.
Posłuchaj nagrodzonej Złotym Globem piosenki "Masterpiece" z filmu "W.E.":
- Starałam się zrozumieć istotę ich uczucia i łączące ich relacje; to, co dla siebie znaczyli; co sobie nawzajem dawali; wreszcie, co takiego wyjątkowego, intrygującego i magnetycznego było w Wallis, że Edward zdecydował się ponieść dla niej taką ofiarę. Wtedy właśnie zaczęłam skrupulatnie badać ich historię.
Jaka jest na planie?
Madonna, której wcześniejsze reżyserskie doświadczenia ograniczały się do mało znanej komedii "Mądrość i seks" z 2008 r., zaznacza, że praca nad scenariuszem była o wiele łatwiejsza, niż realizacja filmu.
- W pisanie zaangażowanych jest mniej osób, a ty, rzecz jasna, masz o wiele większą swobodę - wyjaśnia. - Na tym etapie nikt raczej nie wtrąca swoich trzech groszy. Ale już na planie, jako reżyser, musisz radzić sobie z obecnością całego tłumu ludzi. Czas biegnie nieubłaganie, a ty w krótkim czasie musisz zrobić mnóstwo rzeczy.
- Prawdziwą wolność można odnaleźć właśnie w pisaniu. Reżyser musi natomiast godzić ze sobą dwie postawy. Pierwszą z nich można streścić słowami: "Mam tyle i tyle czasu, i muszę zrobić to i to". Druga polega na tym, by nie dać się wytrącić z tego stanu przypominającego senne marzenie, w którym dajesz upust swojej energii i starasz się uchwycić swój sen. Znalezienie równowagi między tymi dwoma stanami to prawdziwe wyzwanie.
"W.E.", zaprezentowany już w niektórych krajach, zbiera mieszane recenzje. Madonna niemal nie okazuje emocji, kiedy pytam ją, czy jej film może wzbudzać u pewnych osób niechęć wyłącznie z uwagi na nazwisko reżyserki. - Nie wiem, o co chodzi takim ludziom - odpowiada. - Nie mogę wypowiadać się w ich imieniu. To im musiałby pan zadać to pytanie.
A co z "Jak zostać królem"? Obsypany Oscarami film, w którym romans Wallis i Edwarda jest jednym z wątków będących tłem dla historii brata abdykującego monarchy, Bertiego (późniejszego Jerzego VI), ukradł chyba show dziełu Madonny. I rzeczywiście, artystka przyznaje, że do najlepszego filmu 2010 r. ma stosunek ambiwalentny.
- Cieszy mnie to, że "Jak zostać królem" może stanowić dla publiczności pewien punkt odniesienia, jeśli chodzi o historię przedstawioną w moim filmie. Ale - pomijając już sam fakt, że nie podobał mi się sposób, w jaki została tam sportretowana Wallis - mam do twórców pretensje o to, że nie pokazali bliskiej zażyłości, jaka łączyła obu braci. Byli ze sobą naprawdę blisko związani. Kiedy po abdykacji Edward opuścił ojczyznę, obaj bardzo to przeżyli.
Na brak zajęć nie narzeka
- Ja sama wiedziałam, że prawda wyglądała inaczej, i to budziło mój dyskomfort - kontynuuje Madonna. - Miałam poczucie, że najważniejsza w tym filmie była relacja pomiędzy Bertiem i jego logopedą. Ale, jak już mówiłam, stanowi on dobry punkt odniesienia dla mojej historii - kiedy widzowie będą oglądać "W.E"., powiedzą: "Ach, no tak - to przecież ten facet, brat Bertiego, a to wszystko działo się, zanim został królem".
Madonna, która tradycyjnie nie może narzekać na brak zajęć, oprócz promocji "W.E". zajmuje się obecnie jeszcze kilkoma innymi projektami. W ubiegłym roku wraz ze swoją córką Lourdes stworzyła linię ubrań "Material Girl". W 2012 r. chce iść za ciosem i wprowadzić na rynek markę odzieżową Truth or Dare by Madonna. W marcu natomiast światło dzienne ujrzy dwunasty studyjny album artystki, zatytułowany "M.D.N.A.". I znów będzie o niej głośno.
Ian Spelling "The New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska