"Hip hop został ochrzczony"

W zasadzie od zawsze byli związani z hip hopem, lecz do tworzenia tej sztuki zmobilizował ich ktoś, wydawałoby się, wyjątkowo mało hiphopowy. Full Power Spirit, czyli raperzy natchnieni przez Boga, działają od 2000 roku. W swojej twórczości ukazują to, co jest dla nich najważniejsze - życie w zgodzie z Panem. Ci wyjątkowi artyści zgodzili się odpowiedzieć na kilka naszych pytań. Sprawdźcie, co mają do powiedzenia, a później koniecznie zdobądźcie ich debiutancki materiał "Hip hop dekalog 2004". Z natchnionym składem rozmawiała Roksana.

article cover
INTERIA.PL

Czy możecie krótko streścić historię Full Power Spirit.

Picia: Skład FPS tworzy trzech ziomków: Picia, Miru, Dzyrooo. Kumple z piaskownicy! Wspólnie na scenie działamy już ponad 3 lata. Hip hop stał się dla nas sposobem na życie!

Miru: Na co dzień współpracujemy z zespołem Big Time For The Small Band, z którym nagraliśmy ostatni maxi singel i który przygrywa nam podczas koncertów oraz z siedlecką ekipą b-boys Spasiba Breakers. Jest też Pryk - człowiek od beat - boxu i ekipa TSD od graffiti. Jak widać skład jest spory, ale zależy nam na tym, by to, co robimy, było jak najlepsze. Chcemy też pokazywać ludziom hip hop jako kulturę, która absorbuje i staje się sposobem wyrażania siebie i sposobem na życie.

Reprezentujecie bardzo specyficzny rodzaj muzyki hiphopowej. Cóż, niewiele jest chyba hiphopowych składów stricte chrześcijańskich. Powiedzcie, co was poprowadziło w tym kierunku? Znak od Boga?

Picia: Nie uważam, abyśmy tworzyli jakiś specyficzny rodzaj muzyki - to jest po prostu hip hop, każdy pisze o tym, co przeżywa na co dzień, o tym, co dla niego jest ważne. W pewnym momencie życia staną na mojej drodze Jezus, który pokazał, co jest dobre, a co złe. Całą swoją twórczość opieram na nim. Hip hop jest możliwością pokazania tego, czym się żyje na co dzień, co dla ciebie jest ważne.

Dzyrooo: Nasze życie od dawna kręciło się w pobliżu Boga. W momencie, kiedy postanowiliśmy zacząć rymować, aby być autentycznym w tym, co robimy, zaczęliśmy mówić o tym, czym żyjemy, czyli o Jezusie, który nas kocha i który za nas umarł na krzyżu.

Czy czujecie się w jakimś sensie wyjątkowi, jako raperzy "inni niż wszyscy"?

Miru: To, że mówimy o sprawach, o których raczej niewiele się mówi, o sprawach nie modnych, takich jak: wiara, miłość, pomoc innym, nie znaczy, że czujemy się lepsi od kogokolwiek. Mamy świadomość własnych słabości i popełnianych błędów, które chcielibyśmy naprawić.

Rymując w zasadzie ewangelizujecie słuchaczy. Czy to łatwe zadanie? Z jakimi reakcjami odbiorców najczęściej się spotykacie?

Picia: Na koncertach mówimy o tym, co dla nas jest ważne, mówimy, że miłość jest lekarstwem na zło tego świata, nie każdemu musi się to podobać. To jest tak, że zawsze znajdą się krytykanci, ci którzy nie akceptują tego, co robimy. Ale jest też wielu ludzi, którzy przychodzą po koncertach i dziękują, chcą pogadać. I dla nich warto robić to, mimo przeciwności, jakie stają nam na drodze.


Dzyrooo: Jest to bardzo trudne zadanie, gdyż słowa muszą być poparte czynami. A wiadomo, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i także nam przytrafiają się chwile słabości. Co do odbioru, jest on bardzo różny - od ludzi pozytywnie nastawionych, aż do osób rzucających w nas wulgaryzmami. Ale chyba i jedni, i drudzy są potrzebni, bo w innym przypadku nasza praca chyba byłaby zbyteczna.

Miru: Ewangelizacja to takie trudne słowo. My mówimy o tym, co stało się dla nas lekarstwem na chorą, otaczającą nas rzeczywistość. Proponujemy tym, którzy jeszcze szukają opcji na szczęście dla siebie, konkretne rozwiązania, które nam uratowały życie. Dajemy 100% wolność.

Jeśli próbowałeś już wszystkiego i nadal twierdzisz ze życie jest do d*py, to spróbuj jeszcze tego. Są tacy, którzy chcą spróbować i są tacy, którzy kompletnie nas krytykują. I ci, i ci są na pewno potrzebni.

Jestem pod ogromnym wrażeniem waszej twórczości, bowiem w dzisiejszych czasach naprawdę niewielu zdobywa się na to, by tak "drastycznie" wyeksponować swoją wiarę. Czym waszym zdaniem jest spowodowany taki stan rzeczy? Doświadczeniem miłości Boga, doświadczeniem jego pomocy, tego, że on naprawdę jest?

Picia: Dokładnie tak! Ja doświadczyłem, że Bóg mnie kocha, mimo tego całego zła, jakie w moim życiu się dokonało! Wiem, że jest najlepszym lekarstwem na zło tego świata, na mój egoizm, na moje dziwne pomysły.

Miru: Bóg stał się moim ojcem, kiedy zabrakło mi mojego własnego tu na ziemi, wyciągnął mnie z OIOM-u (oddział intensywnej opieki medycznej - przyp. red.), kiedy nikt nie dawał mi szansy na przeżycie. Troszczy się o mnie, bym miał co jeść. To, co robię, jest moim dziękczynieniem za to wszystko.

Zapewne słyszeliście o wizycie b-boy'ów u Ojca Świętego. Czy wy również uważacie, że reakcja papieża jest swoistym błogosławieństwem naszej kultury?

Picia: Jasne, że słyszeliśmy! Pozdrawiamy chłopaków z Nasa! Ostatnio mieliśmy okazję wspólnie spotkać się na koncercie dedykowanym papieżowi w Szczecinie. Tak, to bardzo ważne dla nas. Rok 2004 to rok, w którym hip hop został ochrzczony! Jak zobaczyłem chłopaków kręcących banie przed Ojcem Świętym, to aż mi łezka poleciała!


Jeżeli już mówimy o wydarzeniach hiphopowo-chrześcijańskich, od razu zapytam, co sądzicie o akcji "Hip Hop Activ", czyli o meczu raperzy vs. księża? Jakie są wasze odczucia? Czy uważacie, że to w jakiś sposób może pomóc obu stronom?

Miru: Ten mecz zorganizował ks. Rafał - kapitalny koleś i zanim zaczniemy mówić o tym, komu to jest potrzebne, to powiedzmy, że dzięki tej akcji zebrano ponad 25 tysięcy złotych, które przekazano na dobry cel. Jeśli takie akcje mają służyć jakiemukolwiek dobru, to jasne, że są potrzebne.

Poza tym była to okazja do dobrej zabawy i pokazania, że ludzie w szerokich spodniach też noszą w sobie całkiem pokaźną dawkę dobra, którą tylko trzeba umieć z nich wydobyć.

Powiedzcie coś więcej o waszych koncertach. Jak często gracie? Jak z frekwencją? Czy wasze występy różnią się czymś od "normalnych" hiphopowych akcji?

Miru: W sumie w trakcie 2 lat bycia na scenie zagraliśmy ponad 140 koncertów, z czego 100 w 2004 roku! Dla nas to niesamowita sprawa. Na początku roku nikt nie spodziewał się tego, że wszystko tak się raptownie rozkręci. Jeśli chodzi o frekwencję na koncertach, to graliśmy takie, gdzie było około 30 osób i takie, na których było 20 tysięcy, jak choćby koncert urodzinowy dla papieża.

Ilość zagranych koncertów wynika być może z tego, że nie zdarzyło się, byśmy odmówili kiedykolwiek zagrania bez względu na to, gdzie by to nie było (oczywiście w granicach rozsądku) i dlatego graliśmy np. w zakładzie karnym, poprawczaku, domu dziecka, szkołach, klubach, itd.

Picia: Chcemy pokazać młodym ludziom, że są różne formy zajmowania sobie wolnego czasu. Że zamiast stać na rogu pod sklepem, można zrobić coś naprawdę ciekawego. Człowiek często staje przed wyborem, szuka drogi. Wystarczy poszukać w sobie talent, a z pewnością każdy w sobie jakiś talent nosi i zacząć go rozwijać. Zamiast iść pod sklep, można pójść na trening, a przy tym stawać się lepszym. Tak naprawdę to, czy ktoś wybierze dobro czy zło, zależy wyłącznie od niego.

My mu możemy jedynie pokazać te dwie drogi i co nieco podpowiedzieć. Dlatego na koncertach staramy się łączyć 3 element kultury hip hop: muzyka, taniec, grafitii. Nasze koncerty nie różnią się niczym od typowych hiphopowych koncertów, poza tym, że wozimy ze sobą ekipę b.boy'ów, którzy w trakcie koncertów mają swój czas na pobrykanie, jeździ z nami Pryk- beat boxer. Jeśli gramy w szkołach, to jeździ także grupa od pantomimy. To wszystko po to, aby pokazać ludziom, że kultura hip hop to nie pustka!


Czy waszym zdaniem rap stricte chrześcijański ma szansę osiągnąć taką popularność, jak choćby bounce?

Picia: Jeszcze raz powiem - nie chciałbym robić podziałów na rap chrześcijański i nie-chrześcijański. Po prostu jest to rap z pozytywnym przekazem. Bo czym on się różni? Przekazem... Ma taką szanse, na jakim poziomie jest muzyka, którą robią wykonawcy, wiadomo, że kiczu nikt nie doceni...

Jeśli damy z siebie wszystko i to, co robimy, będzie na poziomie godnym słuchacza, to ma szansę być popularnym. Ale czy tak naprawdę o to chodzi?

Jakie są wasze marzenia i plany związane z hip hopem?

Miru: Jest ich jeszcze parę, choć sporą cześć udało się już zrealizować. Marzy mi się, by zagrać taki koncert z wielką orkiestra i chórem, i nawet stwarza się ku temu okazja, ponieważ ostatnio poznaliśmy ludzi, którzy tym projektem się zainteresowali i może w 2005 roku w okolicy czerwca uda się to zrealizować. Jeśli miało by się tak stać, to chciałbym też, by ten koncert ukazał się na DVD.

Poza tym gdyby pozwolili nam wystąpić przed Ojcem Świętym, to byłbym wniebowzięty!

Dzyrooo: Moje marzenia dotyczące hip hopu zostały już w 90% spełnione. Bardzo bym chciał, aby płyta "Hip hop dekalog 2004", do której zaprosiliśmy elitę polskiego hip hopu, m.in. Vienia i Pelego, Łyskacza, była drogowskazem dla wielu ludzi słuchających tej muzyki.

Jak oceniacie poziom polskich rymerów? Jak to się ma do przeszłości? Mamy do czynienia z rozwojem, czy może idziemy w zupełnie innym kierunku?

Dzyrooo: Myślę, że ta kultura stale idzie do przodu, biorąc pod uwagę to, iż polski język jest bardzo trudny do rymowania. Chylę czoła przed wszystkimi, którzy tworzą tę muzykę.

Miru: Ostatnie parę lat to milowe kroki do przodu. Dochodzi do tego, że Polscy raperzy suportują zachodnie gwiazdy na koncertach poza granicami kraju (Tede). Ogólnie myślę, że kroki w kierunku np. grania z bendami na żywo, są jak najbardziej słuszne i prowadzą nas w dobrą stronę.

Jeśli będziemy cały czas szli do przodu i robili wszystko tak, aby było to jak najlepsze, nie poprzestając na tym, co już udało się osiągnąć, to mając świadomość, że robimy hip hop najlepszy na jaki nas stać, będziemy stale się rozwijać.

Słowo na uwieńczenie wywiadu.

Dzyrooo: Miłość jest lekarstwem na zło tego świata!!!

Miru: Więcej miłości = więcej pokoju!

Dziękuję uprzejmie za rozmowę.

Miru: Wzajemnie! Wszystkiego dobrego!

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas