Grzegorz Kwiatkowski (Trupa Trupa): "Nie szukajmy kozłów ofiarnych" [WYWIAD]
Trupę Trupa łatwo nazwać polskim produktem eksportowym. W końcu mówimy o zespole, który regularnie gra za granicą, a rozpływa się nad nimi sam Iggy Pop. Z okazji występu muzyków na OFF Festival 2023, w trakcie którego zaprezentowali w całości swoją płytę "Headache", rozmawialiśmy z wokalistą i gitarzystą grupy, Grzegorzem Kwiatkowskim.
Rafał Samborski, Interia: Jesteście po występie na OFF Festival 2023. Powiedz mi, jak wrażenia?
Grzegorz Kwiatkowski, Trupa Trupa: - Bardzo miło jak zawsze, ponieważ nie jest to nasz pierwszy raz na OFF Festivalu. Jest to też najbardziej deszczowy czas na OFF Festivalu i byliśmy trochę zaniepokojeni tym deszczem, ale okazało się, że - przynajmniej naszym zdaniem - było świetnie.
Powiedz mi, skąd wziął się pomysł zagrania waszej płyty "Headache", czyli waszej płyty z bodajże 2016 roku.
- 2015, ale i 2016, bo potem była reedycja we Francji. Rozmawialiśmy od dłuższego czasu z OFF Festivalem o tym i o specjalnym wydarzeniu. Wydawało nam się, że ta płyta "Headache" była dla naszego zespołu kluczowa pod kątem otwarcia drzwi do nowych sytuacji festiwalowych, koncertowych. Także dla nas jest takim nowym, bardzo symbolicznym otwarciem. To rzeczywiście było sporo lat temu. Teraz jesteśmy z naszym zespołem na nowym, innym etapie i ta płyta, zagranie tego koncertu tutaj, było jak domknięcie tego starego etapu.
Właśnie chciałem zadać ci pytanie, czy po tylu latach nie masz takiego poczucia, jak wielu muzyków, którzy wracają też do swoich starych materiałów, że to nie jest już do końca wasza płyta.
- Nie. To jest nasza płyta, ale jest też Michała Kupicza i Adama Witkowskiego. Adam Witkowski rejestrował tę płytę, Michał Kupicz ją miksował i masterował. Na pewno musieliśmy uczyć się jej na nowo. Zapomnieliśmy w ogóle, czym była i czym była dla nas. Nie chodzi o to, że powiem teraz wielkie laurki na nasz temat, ale nagraliśmy ją dawno temu, byliśmy ciekawi jak wyjdą pierwsze próby i wyszły bardzo dobrze pod tym kątem, że minęło wiele lat, a my się dalej z nią utożsamiamy. Bardzo tęskniliśmy do tego materiału, nawet nie wiedzieliśmy jak bardzo i dopiero na pierwszych próbach wyszło jak.
Ich muzykę pokochał Iggy Pop. W Polsce nie są tak znani
Myślę, że Trupa Trupa dalej jest doceniona jednak bardziej za granicą niż w Polsce. Czy się z tym zgadzasz i jeżeli tak, to jak myślisz: co jest przyczyną takiego stanu rzeczy?
- Chyba się już nie zgadzam. To jest po prostu taka muzyka - post-rockowa, psychodeliczna - i to nie jest oczywista rzecz, nie jest mainstreamowa... Ale wydaje mi się, że wszystko jest ok w Polsce. Kiedyś sam tkwiłem w tej narracji, że tu jest gorzej niż na tzw. Zachodzie. Ale tu też jest wiele świetnych festiwali i imprez. Dawniej powiedziałbym, że tak, masz rację. W tym roku powiem, że nie masz racji. Zainteresowanie tkwi na bardzo dobrym poziomie również tutaj.
W waszej twórczości zaczęło się pojawiać coraz więcej polskojęzycznych utworów. Czy to jakaś zmiana warty w twórczości Trupy Trupa?
- Nie - te polskie piosenki były nagrane 12 lat temu i one zaczęły naszą tak zwaną "karierę". Postanowiliśmy je sobie przypomnieć przy okazji premier cyfrowych. Też mieliśmy podobną sytuację, jak z tym koncertem na OFF-ie: przypomnieliśmy sobie rzeczy sprzed paru lat i okazało się, że się z nimi utożsamiamy. Bardzo to poszerzyło nasz repertuar. Mamy też 2 polskie piosenki, które bardzo lubimy i gramy je na koncertach. Rzeczywiście to pomogło w sytuacji polskich koncertów. Sytuacja polskiego tekstu w Polsce jest w pewnym sensie kluczowa i to też trochę zmieniło sytuację. To znaczy: poprawiło sytuację.
Wasza muzyka nie jest zbyt optymistyczna, ale jak obserwowałem wasz koncert... Szczególnie ty kipiałeś pozytywną energią, dużo się uśmiechałeś i zastanawiam się, skąd czerpiesz tyle pozytywnej energii, gdy jednak gracie rzeczy, które dla niektórych mogą wydawać się bardzo przytłaczające.
- Pewnie paradoksalnie sedno jest takie, że te przytłaczające rzeczy nam się podobają i chyba o to chodzi. "Podobają" to za duże słowo. Ale generalnie cieszymy się sobą, jesteśmy przyjaciółmi w zespole, to nie jest zespół toksyczny - to nie jest stare małżeństwo. Bardzo lubimy siebie, lubimy ze sobą grać, jest tam dużo melodii... Masz rację, że jest to przytłaczające, ale jesteśmy na co dzień radosnymi ludźmi. Po prostu.
To zupełnie tak jak ja. Powiedz mi, może to jest takie górnolotne pytanie, ale gdzie tkwi nadzieja w świecie, który dąży do samozagłady?
- Przez lata jedno z banalnych sformułowań, jakie znałem przez lata było "All you need is love". Uważałem, że jest to największy frazes na świecie i podśmiewywałem się z niego często. Od roku myślę, że jest to jedna z najmądrzejszych rzeczy, jakie znam. Więc generalnie w takim nastroju otwartości, miłości, radości do drugiego człowieka. Oczywiście to jest mega trudne i nie ma co się mądrzyć, ale... Chodzi mi o to, że skupiłbym się na sobie. Nadzieja tkwi w tym, żeby ludzie - jeśli już mam się mądrzyć - myśleli o sobie samych jako złu, a nie o innych. Nie szukajmy kozłów ofiarnych, tylko pomyślmy, gdzie możemy być lepsi. Moim zdaniem w tym tkwi nadzieja. W tym spojrzeniu w lustro, ale nie narcystycznym, tylko takim pod tytułem: co ja mogę zrobić, by być lepszy?
Ostatnie pytanie: czy chciałbyś coś przekazać odbiorcom naszego wywiadu w Interii?
- Myślę, że by byli bardziej krytyczni do siebie, a nie do innych. Żeby słuchali tego, co chcą; żeby się nie kierowali metkami, markami, snobizmami. Tym, że ktoś uważa, że coś jest poprawne, a coś nie. Tylko żeby rzeczywiście skupili się na tym, co faktycznie jest dla nich ciekawe i dobre. Czyli po prostu, żeby "weszli w siebie".
Bardzo dziękuję za wywiad!
- Dziękuję.