Reklama

Frank Claussen: "Nie jestem prorokiem"

Theatre of Tragedy to jeden z najpopularniejszych zespołów metalowych ostatnich lat. Niedawno mięliśmy okazje gościć ich w naszym kraju przy okazji koncertu na tegorocznej Metalmanii. Wkrótce na rynek trafi ich kolejny album. Własnie o tej płycie, o tym, co niesie nam przyszłość i Internecie z Frankiem Claussenem rozmawiał Konrad Sikora.

Na początek powiedz parę słów o waszej nowej płycie..

Album został nagrany właściwie już w grudniu zeszłego roku. Kolejne parę miesięcy zabrakło nam miksowanie i doszlifowywanie całości. Nie byliśmy jednak zadowoleni z końcowego efektu .W tym czasie też udało nam się także dograć jeszcze dwa utwory i znów miksowaliśmy wszystko od nowa. Udało nam się to już prawie doprowadzić wszystko do końca. Zostały tylko końcowe poprawki.

Jak powstawała ta płyta?

Ten album to dla nas nowe wyzwanie. Jest to także nowy kierunek, bo poszliśmy trochę w inną stronę aniżeli dotychczas. Nowy album jest bardziej elektroniczny i różni się nieco od poprzednich naszych dokonań. Jest nieco lżejszy i pulsujący. Włożyliśmy w niego wiele pracy, ale końcowy efekt przyniósł nam wiele satysfakcji.

Reklama

Skąd czerpaliście inspiracje?

Z tym pytaniem najlepiej byłoby się zwrócić do Raymonda. Teksty i muzyka zawsze inspirowane są tym samym. Po pierwsze tym, co przeżywamy, po drugie literaturą angielską. Nasza miłość do Shakespeare’a i dzieł innych twórców tego okresu jest ogólnie znana. Uwielbiamy klasykę. Jak jednak mówiłem, ten album jest nieco inny od poprzednich, dlatego pojawiły się na nim nowe elementy. Tym razem wkradł się w to wszystko duch naszych obecnych czasów. Dodaliśmy nieco techniki, wizji maszyn, tego jak zmienia się nasza rzeczywistość i jak zmieniają się sami ludzie. Zawsze największą inspiracją dla nas jest to, co dzieje się wokół nas i co nas bezpośrednio dotyczy.

Czy w takim razie było tam miejsce dla religii? Jakiejkolwiek...

Nie, raczej nie. Nie jesteśmy w ogóle religijni. Ludzie maja czasami jakieś takie tendencje, aby łączyć nas w jakiś sposób z satanizmem i myślą, że wyznajemy taką czy inną religię. Ale to nie prawda. Ludzie oczekują od nas, że będziemy czcić jakieś bóstwa, przekazywać im objawienia, albo coś w tym stylu. Ale nic z tego. My się w takie rzeczy nie bawimy. Nas interesuje człowiek i nasza muzyka. Jesteśmy artystami. Jeśli ktoś potrzebuje religii, to niech idzie do kościoła.

Jesteśmy na przełomie wieków. Jak myślisz, co przyniesie nam przyszłość?

Myślę, że świat będzie się rozwijał w dwóch kierunkach – pod pewnymi względami będzie się stawał lepszy, a pod innymi gorszy. Nie jestem jakimś wizjonerem ani mesjaszem i nie często się nad tym zastanawiam, bo przecież i tak nie będę miał na to wpływu. Myślę, że pogarszać się będzie pod względem ekonomicznym. Wielu ludzi wykończy rozprzestrzeniający się kapitalizm (śmiech).

A scena metalowa? Jaka jest i jaka będzie?

Ciężko powiedzieć, jaka będzie. Na pewno teraz jest przepełniona. Jest na niej zbyt wiele zespołów grających podobną muzykę. Każdy kopiuje każdego i zaczyna to przypominać scenę techno, gdzie po prostu może grać każdy, dlatego artystów i DJ-ów jest chyba więcej, aniżeli słuchających tą muzykę. Co najgorsze, patrząc na to, co teraz dzieje się w metalu, nie widzę żadnych młodych obiecujących zespołów Boję się myśleć o tym, co będzie dalej, chociaż gdzieś tam w głębi duszy mam nadzieję, że stanie się cos co przywróci metalowi jego dawną świetność i świeżość.

Co w takim razie odróżnia was od innych zespołów?

Wydaje mi się, że w naszym zespole panuje wspaniała atmosfera, która powoduje, że potrafimy w bardzo dobry sposób korzystać z różnych wzorców i tworzyć wspaniałą muzykę. W efekcie, przy nowym albumie możemy śmiało powiedzieć, że stworzyliśmy nową miksturę, coś czego wcześniej jeszcze nie było. Poza tym uważam, że jesteśmy bardziej szczerzy od innych zespołów. Nie oglądamy się na bok i odrzucamy cały ten komercyjny zgiełk. Sami w sobie czujemy jakąś wyjątkowość naszej muzyki.

Czy nie obawiacie się, że te nowe, elektroniczne brzmienie spowoduje, że wielu fanów od was się odwróci, tak jak to było w przypadku Tiamat?

Tak, mamy to wkalkulowane i wiemy, że tak się na pewno stanie. Być może odwróci się od nas nawet ponad 50 procent fanów, ale nic na to nie poradzimy. Gramy swoją muzykę, to co nam się podoba i co w danej chwili czujemy. Mamy nadzieję, że fani, którzy przy nas teraz są, dorosną razem z nami i dadzą nam szansę, chociaż raz spróbują przesłuchać nowy materiał, a nie odrzucą go tylko dlatego, że to jest elektroniczne. Wiem, że nie będzie to łatwe, ale co robić... Być może mniej ludzi kupi nasze płyty, ale wierzymy, że w końcu ludzie zrozumieją, że to nadal Theatre Of Tragedy.

Co myślisz o Internecie?

Jest wspaniały. To cudowna rzecz i uwielbiam się nim bawić. Co prawda ma negatywne strony, ale ze wszystkim można sobie poradzić. Wystarczy spojrzeć na to, co zrobiła grupa Limp Bizkit. Oni poradzili sobie z mp3. Podpisali umowę z Napsterem. Sprzedadzą mniej płyt, ale zarobią na koncertach i w ten sposób powinno się rozwiązać ten problem. Nas to jeszcze bardzo nie dotyka, ale z drugiej strony, kiedy wiemy, że ktoś ściąga nasze piosenki z sieci jest to dla nas wyróżnienie, bo to znaczy, że nasza muzyka podoba się ludziom.

Inną sprawą jest w ogóle to, jaki ma on wpływ na ludzi. Tutaj już nie jestem takim optymistą, zbyt wiele można dzięki niemu pokazać i powiedzieć. Czasami mimo wszystko przydałaby się jakaś cenzura. W Internecie upatruję także szansę dla młodych wykonawców. Gdybym teraz zakładał nową kapelę, od razu promowałbym się w Internecie, od tego bym zaczął. Ogólnie rzecz biorąc to wspaniała rzecz.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: frank szwajcarski | przyszłość | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy