Doda: Jedna na milion
Niedawno została laureatką specjalnej Platynowej Telekamery. W "Tele Tygodniu" Doda opowiada o muzycznych planach, zdradza też, co dodaje jej energii i jakie są mroczne strony popularności.
Czytelnicy "Tele Tygodnia" w konkursie na największy przebój Opola wybrali Pani piosenkę "Nie daj się". Czy ich decyzja i Platynowa Telekamera była dla Pani dużym zaskoczeniem?
Doda: - To było bardzo duże zaskoczenie, ale także ogromne wyróżnienie, bo przecież na opolskim festiwalu nie byłam kilka lat. Miło było powrócić na deski amfiteatru z taką fantastyczną nagrodą. To skłoniło mnie do wielu przemyśleń, zwłaszcza że w tym roku obchodzę swoje fonograficzne 15-lecie, a w rzeczywistości świętuję 18-tkę. Profesjonalnie zaczęłam się zajmować muzyką jako nastolatka, pracując w teatrze Buffo. W Opolu była znakomita atmosfera, głównie dzięki moim fanom, którzy nigdy mnie nie zawodzą. Cieszę się, że doceniono "Nie daj się" - to fajna, energetyczna piosenka.
- Na każdym moim koncercie, kiedy ją wykonuję, publiczność jest niezmiennie podekscytowana. Jej słowa zna każdy - od najmniejszego szkraba, po seniorów. Większość z e-maili, które dostaję od ludzi, także dotyczy tego przeboju. Piszą, że daje im dużo siły, energii oraz optymizmu. Bardzo się cieszę, bo chciałam, by właśnie tak działała na odbiorców.
Doda na próbach przed Festiwalem w Opolu
Emocje wzbudził także fakt, że "Nie daj się" dedykowała Pani wszystkim polskim kobietom. Rozumiem, że tak silnym jak Pani?
- Niekoniecznie takim jak ja, jestem jedna na milion. (śmiech) Wcale nie dlatego, że uważam się za najlepszą. Po prostu ciężko znaleźć drugą tak pokręconą osobę. Jestem zwariowaną artystką, inaczej postrzegającą rzeczywistość. "Normalne" życie mnie trochę uwiera. Dlatego stworzyłam w głowie własny świat i dobrze w nim prosperuję. Natomiast jeżdżę dużo po świecie i spotykam się z bardzo różnymi ludźmi, a przede wszystkim otaczam się mądrymi dziewczynami. Obserwując je, widzę, że wyróżniamy się na tle kobiet innych nacji. Polki są odważne, charakterne, rodzinne, wrażliwe, ale harde. Potrafimy połączyć w sobie skrajne cechy - jesteśmy jednocześnie delikatnymi kwiatkami i piekącymi pokrzywami. To znakomita mieszanka. Dlatego chciałam zrobić show, które sprawi, że każda kobieta - od bizneswoman, po gospodynię domową i zabieganą matkę - odnajdzie się w nim i pomyśli: Nie dam się!
Czy w związku z jubileuszem pracy artystycznej ma Pani jakieś muzyczne projekty?
- W przeciwieństwie do innych muzyków, którzy swoje trasy uzależniają od publikacji kolejnych płyt, ja, odkąd skończyłam 18 lat, jestem w nieustającej trasie koncertowej. Myślę, że zawdzięczam to połączeniu muzyki, scenografii i aktorstwa, które sprawia, że moje występy są bardzo efektowne. Za każdym razem, kiedy wychodzę na scenę, widzę morze ludzi, którzy chcą mnie słuchać i oglądać. A wracając do muzycznych planów, to w listopadzie nagrywamy kolejne koncertowe DVD z trasy "Riotka Tour", w której jesteśmy od kilku tygodni. Oprócz tego planuję wydanie rockowego singla. Moi fani stworzyli petycję do firmy fonograficznej, która mnie reprezentuje - "Doda wróć do rocka!". To jest bardzo miłe, bo sama być może nie miałabym takiej siły sprawczej. Uwielbiam ten gatunek muzyki, pobudza krew w moich żyłach. Rocka mam w sercu.
Ma Pani wsparcie fanów, ale sława ma także cienie. Co doskwiera Pani najbardziej?
- Nie postrzegam tego w ten sposób. Rodzice tak mnie wychowali, że jestem nieuleczalną optymistką. Wszystkie swoje niepowodzenia staram się szybko obrócić w atut. Ale jeśli miałabym wymienić najbardziej irytujące konsekwencje popularności, to fakt, że problemy, które zdarzają się każdemu, w moim przypadku wywlekane są na forum całej Polski. Jak się pokłócę z koleżanką, chłopakiem lub kimś z branży, urasta to do rangi katastrofy. Katastrofy szeroko komentowanej w kolorowej prasie i plotkarskich portalach. Ludzie wierzą w to wszystko, powtarzają głupoty i tworzą sobie obraz, który w rzeczywistości nie ma ze mną nic wspólnego. A ja mam przecież trzy życia - publiczne, prywatne i sekretne. Dlatego dobrze by było, gdyby odbiorcy dzielili na pół to, jak mój wizerunek kreują media. Poza tym cierpi moje życie prywatne, bo mężczyźni, których spotkałam do tej pory, promowali się na moim nazwisku, często pisząc i mówiąc nieprawdę... To jest przykre.
Nadal wierzy Pani w miłość?
- Gdybym straciła tę wiarę, moje życie artystyczne ległoby w gruzach. Stałabym się zgorzkniałą babą, która pisze o psach i kotach. Przecież wszystkie moje piosenki są o miłości - to siła, która mnie napędza.
Czego więc Pani życzyć, oprócz prawdziwego uczucia, muzycznego spełnienia i realizacji planów?
- Jestem na takim etapie, że nie wiem, czy pragnę miłości. Pod tym względem dostałam mocno w kość. To była kolejna ważna życiowa lekcja, więc jest mi dobrze tak, jak jest teraz. Największym moim życzeniem jest to, by toksyczne osoby nie wkraczały w moje życie. Choć nie wyglądam (śmiech), mam ufną, wrażliwą duszę i często na tym tracę. Tak więc proszę mi życzyć, by złe osoby omijały mnie szerokim łukiem. A jeśli będą mi wchodzić w drogę, to niech mam tyle intuicji, żebym umiała je w porę rozszyfrować. A resztę już sobie sama załatwię.
Rozmawiała Joanna Bogiel-Jażdżyk.