"Cały nasz świat jest wielkim wirem"
Pamiętacie Abraxas - jedną z najoryginalniejszych formacji na scenie polskiego rocka progresywnego? Po jej rozpadzie wokalista Adam Łassa wraz z klawiszowcem Krzysztofem Pacholskim brał udział w takich projektach, jak Anyway, Assal & Zenn czy Q. Obaj panowie odpowiedzialni są także za powstanie zespołu Ananke, który właśnie zadebiutował płytą "Malachity".
To właśnie grupa Ananke była głównym tematem rozmowy Adama Łassy z Michałem Boroniem. - Myślę, że wypełniamy pewną niszę i jest dla nas sporo miejsca w bardzo bogatej ofercie współczesnego rocka - mówi wokalista Ananke.
Mitologiczna Ananke oznacza przeznaczenie, fatum. Domyślam się zatem, że nazwa zespołu jest odpowiedzią na to, jak doszło do jego powstania?
- Ananke jest jak fatum w obliczu nieuchronnej konieczności. Według mnie nie oznacza to wcale, że jesteśmy niewolnikami przeznaczenia, ale uważam, że mając wolną wolę w dużej mierze decydujemy jak ułoży się nasze życie powiązane nieuchronnie z karmą. Być może w naszym przypadku zadziałały sprzyjające okoliczności do zawiązania grupy, a gdzieś z tyłu głowy tli się niepokorna myśl, że zamieszane w to wszystko są "macki przeznaczenia" (śmiech). Nazwa stała się więc dopełnieniem.
Nie unikniecie pytania, na które pewnie musicie odpowiadać przy każdej okazji - ile jest Abraxas w Ananke? Czy chcieliście nawiązać do tego zespołu, czy też może zrobić całkiem coś innego?
- Abraxas był, jest i zawsze będzie obecny w moim życiu. Nie zmienia to jednak faktu, że Ananke to nowa stylistyka i nowy horyzont. Myślę, że przenikające się wzajemnie elementy wytrawny słuchacz zawsze odnajdzie, ale finalnie to jednak zupełnie inna muza. Najważniejsze jest jednak to, że jedno drugiego nie wyklucza i doświadczenia których nabraliśmy w Abraxas w jakimś sensie owocują pewną dojrzałością w Ananke. Brzmienia, struktura kawałków i sama melodyka rysują pewien obraz pomiędzy rockiem i art rockiem.
Na scenie polskiego rocka klimatyczno-progresywnego Ananke wyróżnia się na pewno tym, że śpiewacie po polsku. Inni wykonawcy wybierają angielski, tłumacząc to chęcią dotarcia do publiczności zagranicą - nie macie takich ambicji, czy jesteście przekonani, że polski nie jest ograniczeniem?
- Teksty od zawsze stanowiły źródło spojrzenia na życie, śmierć, przeszłość i przyszłość... Ze swojego doświadczenia wiem, że każdy człowiek przelewając na papier swoje przemyślenia i często wizje, postrzega świat i rzeczy w jedyny dla siebie i wyjątkowo subtelny sposób. Cały problem w tym jak wielkie grono ludzi jest w stanie zarazić swoją koncepcją i wrażliwością. Wiedząc o tym wszystkim jestem przekonany, że tylko w języku polskim mogę to dokładnie i wiarygodnie wyrazić. Oczywiście kiedy zaśpiewasz nawet banalne zdanie po angielsku, to nabiera to od razu światowego wymiaru (śmiech).
- Tekst, tak jak powiedziałem wcześniej, powinien wyrażać jakąś myśl, a wokalista powinien być wiarygodny kiedy to śpiewa. Dlatego w moim przypadku język polski jest absolutnie świadomym wyborem, być może wbrew obecnym tendencjom.
Czy w przypadku "Malachity" można mówić o jednym, wspólnym przesłaniu, czy to raczej zbiór pojedynczych opowieści?
- Każdy z tych utworów to oddzielna historia. Oczywiście, przesłanie jest bardziej uniwersalne i odnosi się do całości, ponieważ niezależnie od tego o czym jest piosenka, to myśli krążą w jednym rytmie i dotykają tych wszystkich rzeczy, którymi się fascynuję. Jeśli człowiek chce się podzielić z drugim swoimi myślami, to powinien mówić o rzeczach ważnych, a nie o bzdetach? przynajmniej nie w muzyce, w której masz ambicje aby przekazać coś więcej.
Czy tytułowy malachit jest jakimś symbolem? A jeśli już, to jakim? W starożytnym Egipcie talizmany z malachitu służyły do odstraszania demonów i złych duchów - czy takie też były wasze intencje?
- "W malachity wierzę wciąż, w kamieni moc...", czyli dokładnie tak jak napisałem. Przenośnia pozwala na bardziej abstrakcyjną interpretację, ale sedno jest takie, że wiele przedmiotów posiada swoją uzdrowicielską energię, a czasami również moc. Chciałbym być jedynie bardziej spostrzegawczym, aby nie przeoczyć tych rzeczy i chwil kiedy to się dzieje. Aura otacza nie tylko ludzi, ale również przedmioty, miejsca, a cały nasz świat jest wielkim wirem.
Niektóre tytuły ("Amidalla", "Prana", "Asyż", "Akasha", "Mojra") kierują w stronę mitologii, dawnych czasów, klimaty egzotyczno-orientalne. Gdzie szukaliście inspiracji? Czy związane to jest z tematyką tekstów?
- Inspiracją jest wszystko co możesz przeżyć w ówczesnym świecie. Jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy nie żyją w oderwaniu od rzeczywistości. Każdy z nas żyje w tyglu codzienności otoczony wszechogarniającym obrazem i dźwiękiem. Ale jest też zupełnie inny świat. To wszystko co każdy z nas może przeżyć wewnątrz siebie, wędrówki w różnych stanach umysłu, doświadczenia na jawie i śnie. I myślę, że czasami gdy uda nam się choć na chwilę oderwać od tego co jest tak bardzo namacalne, to sam wiesz, że podświadomie my - ludzie szukamy zupełnie czegoś innego.
- Na przykład tekst "Mojry", to próba mojego rozrachunku z przeznaczeniem wobec którego stoimy. Osobiście odrzucam przypadek i choć w niektórych sytuacjach trudno nam znaleźć głębszy sens spotykających nas zdarzeń, to jestem wewnętrznie przeświadczony o "logice" łańcucha przyczyn i skutków. Wszystko co zrobimy, kiedyś do nas wróci.
Chyba największy potencjał przebojowy ma wybrany przez was do promocji "Mayday". Czy traktujecie go jakoś wyjątkowo?
- W naszym przypadku trudno mówić o typowej promocji, gdyż współczesne media potrzebują artystów, którzy wstrzelą się w potrzeby mas. Tak więc to co dla nas może wydawać się przebojowe, niekoniecznie takie jest w rzeczywistości. Wybraliśmy "Mayday", ponieważ w tym kawałku wiele się dzieje i operując nastrojem możemy przybliżyć klimaty, w których porusza się Ananke. Poza tym posiada piosenkową strukturę i według mnie może wpaść w ucho. Dodam, że teledysk wyprodukowała zaprzyjaźniona firma Offworld z Łukaszem i Martą Święch.
Ananke, mimo waszych korzeni w Abraxas, nie można tak łatwo wcisnąć w ramy rocka progresywnego, więcej tu przestrzeni między dźwiękami, melodyjnego grania bez stawiania na instrumentalne popisy. Skojarzyło mi się to nieco z dokonaniami Stevena Wilsona z Porcupine Tree, który udziela się także w zespole Blackfield, gdzie daje upust takiemu bardziej piosenkowemu graniu.
- Myślę, że trafiłeś w sedno z takim skojarzeniem. Muzyka może w sobie łączyć pewne bogactwo z prostotą. Przecież tzw. progresywne granie nie musi tylko i wyłącznie oznaczać wyścigów na gryfie. To również piękne i wzruszające melodie, pełne przestrzeni i wyjątkowej nostalgii. Tak naprawdę jeśli w muzyce uda się przekazać to co czujesz, to zawsze jest szansa, że pokrewieństwo dusz zadziała i dotrzesz do ludzi czujących podobnie.
Jakie macie plany związane z wydaniem "Malachity"? Z Abraxas dzieliliście scenę z m.in. Fishem, wspomnianym Porcupine Tree, Areną czy duetem Page & Plant. Teraz zaczynacie od zupełnie innego pułapu...
- Istotnie. W pewnym sensie zaczynamy od nowa, ale tak jak wspomniałem każdy z nas posiada pewien bagaż doświadczeń związanych z muzyką i dystans potrzebny do tworzenia nowych rzeczy. Chciałbym wierzyć, że muzyka na "Malachitach", to propozycja dla wielu osób, często o skrajnych poglądach muzycznych. Myślę, że wypełniamy pewną niszę i jest dla nas sporo miejsca w bardzo bogatej ofercie współczesnego rocka. Tak czy inaczej, o tym czy Ananke przetrwa zadecydują zapewne potencjalni słuchacze, ponieważ muzyka powstaje z wewnętrznej potrzeby, ale finalnie przeznaczona jest dla innych ludzi.
Dziękuję za rozmowę.