Bilon i Nowa Ferajna: Twórzmy dobrą atmosferę

Ignacy Puśledzki

Ignacy Puśledzki

"Warszawski Rapton, nie Eric Clapton" - otwiera swoją nową płytę Bilon, który postanowił rap pożenić z warszawskim folklorem. O szerzeniu regionalnej kultury, raper opowiedział Ignacemu Puśledzkiemu.

Bilon opowiedział nam o swojej nowej płycie, pt. "Warszawski Rapton"
Bilon opowiedział nam o swojej nowej płycie, pt. "Warszawski Rapton"Ludwik Lismateriały prasowe

Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Płyta "Warszawski Rapton" od paru dobrych dni już jest dostępna. Masz jakiś feedback od ludzi? Podoba się wszystkim? Jak twoje samopoczucie?

Bilon: - Słuchaj, bardzo fajnie. Widzę, że ludzie mają fajną przygodę. Zależało mi na tym, żeby trochę zachęcić inne środowiska do poznania naszego podwórka. Ludzie mi wysyłają na przykład jak ich wujkowie, czy ciotki tańczą przy Raptonie. Kurde, o to chodziło. Właśnie na tym mi zależało, żeby zachęcić tych, którzy w ogóle by nie weszli do tego naszego jeziora, że tak powiem.

Super! W "Graj Pan Rapton" nawijasz, że "Żeby coś zagrało, to trzeba mieć pomysł". Kiedy narodził się na pomysł na taki album?

- Pierwszy numer, "Warszawski Rapton", zrobiłem na moim debiutanckim albumie solowym, pt. "3 X Nie!!!" w 2015 roku. Już wtedy był pomysł, że Rapton jest jakimś nurtem, który chciałbym robić i wiedziałem, że będę chciał zrobić taki album. Można więc powiedzieć, że na "3 X Nie!!!" wystartował ten projekt.

To było 7 lat temu. Już mniej więcej wtedy kombinowaliście z muzykami, czy to się później zaczęło?

- Nie, później, później. Ale wiedziałam, że chcę użyć instrumentów... Powiedzmy, że archaicznych. Wiedziałem, że to ma mieć taką formę.

Po premierze singla "Zawieszony czas" widziałem na facebookowej grupie rapowej TMI Speakers' Corner taką wypowiedź jej administratora: "Nigdy za Bilonem jakoś specjalnie nie przepadałem, ale muszę przyznać, że w takiej formie jaką zaprezentował dzisiaj, jest świetny". Zaraz obok z kolei odpowiedź innego użytkownika: "A ja na odwrót. Bilon zawsze w mojej czołówce. Człowiek z charyzmą i świetnym przekazem, ale to co teraz robi, jakoś nie siada". Nie bałeś się, że zrazisz do siebie niektórych starszych fanów?

- Nie wszystko jest dla wszystkich... Słuchaj, ja nie robię muzyki pod publiczkę, bo jak bym robił, no to bym napierdzielał dzisiaj pod brzmienia popowo-trapowe, o wąchaniu koksu i łatwych dziewczynach. Robię to, co robię, co mi podpowiada serducho i tak gryzę temat tak, jak chciałbym, żeby był ugryziony.

Napisałeś w notce do płyty: "Rapton określam jako awangardowy neo-folk". W pewnym sensie się zgadzam z tymi słowami, ale czy to jest aż tak bardzo awangardowe? Dostajemy w zasadzie klasyczną nawijkę, tylko o czym innym i rzuconą na nieco inne podkłady.

- Wiesz, jeśli chodzi o dzisiejsze nurty, trendy i tak dalej, to jakby nie patrzeć, jest to jakaś awangarda. Może w tym kontekście tak to nazwałem. Nie skupiam się na określeniu tego stylu, bo jakby samo określanie, jest już jakimś szufladkowaniem, ale jakby z grzeczności, poprawności, chciałem to jakoś nazwać. No więc tak to nazwałem.

Nie wydaje ci się trochę, że te skrajne opinie na temat twojej nowej płyty wynikają z tego, że słuchacz rapu w Polsce jest reguły totalnie zakorzeniony w rapie i tylko w nim? Że ma trochę wąskie horyzonty i jak coś delikatnie odbiega od utartych schematów, to już mu nie pasuje?

- Często tak jest, oczywiście. Tutaj też chodzi o to, żeby tę perspektywę rozszerzać. Niestety, jak ktoś idzie wąskotorowo, to ciężko, żeby nagle te jego wagoniki przeskoczyły na szerokotorowe rozjazdy i zwrotnice.

Tak jak mówiliśmy, instrumentów jest na płycie sporo. Graliście już w pełnym składzie z płyty koncert premierowy - będzie tego więcej, czy to taki wyjątkowy strzał?

- Wiesz, to jest zespół. Cała ferajna, która nie przeżyje bez grania. Planujemy zrobić teraz cykle koncertów raz w miesiącu w tym samym miejscu, dogadujemy akurat detale. Będziemy chcieli zrobić taki performance, który będzie odbywać się raz w miesiącu w tym samym klubie, więc będzie sobie można z wyprzedzeniem kupić bilet. Oprócz tego będziemy wychodzić na ulicę i grać dla przechodniów, zwykłych, przypadkowych, którzy będą mogli po prostu posłuchać nas i się lepiej poczuć.

No i to jest świetny pomysł!

- Myślimy też powoli o innych miastach, trochę bardziej festiwalowo. Ale też coś tam szykujemy, akurat jesteśmy w trakcie tylko budowania tego.

Wydaję mi się, że te piosenki niesamowicie zyskają na koncercie. Pomijam już nawet same instrumenty, ale na płycie jest już jakaś namiastka Twojej konferansjerki, która podejrzewam, że na koncertach będzie jeszcze bardziej wzbogacona. Wyobrażam sobie jakieś wspólne śpiewy, jak to "podwórkowe la la la" w "Na Mokotów" (śmiech). Bardzo chciałbym to przeżyć, jeśli tylko będziecie grać w Krakowie.

- (śmiech) Bardzo mi miło, bardzo chciałbym. Generalnie Rapton jest takim zachęceniem do pokazywania regionalizmu, szerzenia kultury regionalnej, bo ona jest powodem do dalszej rozmowy, właśnie do poszerzania horyzontów. Dzisiejsza multikultura jest wibracją grającą, no powiedzmy, na jednej płaszczyźnie. Jest po prostu w miarę jednakowa i ciężko o niej rozmawiać jakoś szerzej, bo nie można tam pokazać swojej odrębności. Wszystko jest ujednolicone. Trochę zachęcam do tego, żeby chwalić się regionalizmami, korzeniami i tak dalej. W tym kodzie zawarte jest to, co nas ukształtowało. O tym możemy sobie szczerze rozmawiać, możemy się lepiej poznawać dzięki temu.

Na płycie oprócz muzyków, bo o tym już mówiliśmy, pojawili się też wspaniali goście. Ciekawostką jest na pewno featuring Marka Dyjaka. Jesteś fanem jego twórczości, czy po prostu spasowały Ci jego osoba i głos do tego projektu?

- Cenię Dyjaka bardzo jako artystę, on jest jak wiadomo człowiekiem po przejściach, czuć w nim po prostu autentyczność. Dlatego pomyślałem, że byłby świetnym gościem na tym albumie. Nie ma ich wielu, też nie chciałem się wspomagać jakąś dużą grupą gości i dobierałem ich bardzo skrupulatnie. Dyjak pasował mi klimatem, atmosferą, autentycznością i dlatego chciałem żeby wziął udział w tym projekcie. Poprosiłem go o to, zgodził się i się udało.

Ty sam sporo podśpiewujesz na tej płycie.

- No tak, to są proste, skoczne melodie, które po prostu dają ci dobry nastrój. Ta przygoda z Raptonem ma być po prostu dobrą zabawą. Bezpretensjonalną, bez przewózki skąd jestem i tak dalej. Ma zapraszać do zabawy wszystkich Polaków, wszystkich ludzi, którzy chcą się po prostu dobrze bawić. Ale oprócz tego, zaprasza też do wspomnianej wcześniej dyskusji o odrębności kulturowej.

Zwróciłem uwagę na ten śpiew, dlatego, że... No umówmy się, że nie jesteś jakimś wokalistą z Konkursu Debiutów w Opolu (śmiech). Ale fajnie to wybrzmiewa i pasuje do tego projektu. Tam są podbicia wokali nagrane przez wokalistki, ale one są osadzone gdzieś mocno z tyłu. Na przodzie jest twój zachrypnięty, nieidealny wokal i mnie to osobiście bardzo ujęło, że nie próbowaliście tego jakoś wygładzać i poprawiać.

- Miło to słyszeć (śmiech). Właśnie to miało być takie nieociosane.

Śpiewać każdy może, prawda?

- O to chodzi! Popatrz na Muńka. "Ludzie mówią, że nie trzymam tonacji"...

W historii muzyki znaleźlibyśmy co najmniej kilku frontmanów zespołów, którzy nie byli świetnymi śpiewakami, a przyciągnęli tłumy.

- No dokładnie. Ja kompletnie nie uważam się za śpiewaka, więc tu mamy jasną sytuację. Nie udaję, że śpiewam, o!

Tego określenia nie zabrakło, dokładnie tak. Jak już jesteśmy przy gwiazdach rocka, to powiedz mi, co ty masz do Erica Claptona? (śmiech)

- O kurde! (śmiech) Oczywiście nic do niego nie mam, w pełni go szanuję! Ale mówię o tym wprost, że "Warszawski Rapton, to nie Eric Clapton" (śmiech).

Idźmy więc dalej. Mamy 2022 rok, muzycy coraz śmielej idą w kierunku NFT, tokenów, kryptowalut, a ty do płyty dajesz jakiś... bilon (Do wersji Deluxe płyty "Warszawski Rapton" Bilon dodaje specjalnie zaprojektowaną monetę z wybitą grafiką z okładki płyty - przyp. red.). O co chodzi z tą monetą? (śmiech)

- Bilon zrobił swój bilon. No i widzisz, chodzi jednak o to, żeby czymś się wyróżniać. Ja tutaj sobie archaicznie jadę i myślę, że w tym wszystkim jest też olbrzymia kopalnia ciekawych pomysłów. Bitcoina mam tutaj w telefoniku, jest ok, ale do płyty mamy prawdziwą monetę. Do tego jest jeszcze kartka pocztowa z zdjęciem Pawła Bajewa, moim zdaniem zaje***tego freak-artysty o megatalencie. Bardzo mnie to cieszy, że mogłem wykorzystać jego fotografię na tej kartce pocztowej, którą można wysłać do kogoś bliskiego, albo nie bliskiego - obojętne. Można po prostu jeszcze zabawić się w ten sposób.

Piję też trochę do tego, co ostatnio Sokół pisał w jednym z postów o gadżetach do pre-orderów, że raperzy dodają jakieś smyczki, długopisiki, itp. Tutaj jest jednak oryginalny patent, chociaż jak moja żona zobaczyła tę monetę, to mówi: "Dobra, fajnie, ale co Ty z tym zrobisz?". Ja nie wiem co z tym zrobić, ale podoba mi się, że to jest prawdziwa moneta (śmiech).

- (śmiech) Słuchaj, możesz wpaść do Gringo Baru (restauracja tex-mex prowadzona przez rapera - przyp. red.) i sobie kupić żarcie.

Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby i jednak zachowam sobie tę monetę, ale jakby coś, to będę pamiętał. Tak na zakończenie: Mieszkam w Krakowie i w Warszawie bywam rzadko, znam tylko ścisłe centrum. Zarzuć jakieś miejscówy, w których taki żółtodziób jak ja, mógłby poczuć ten raptonowy klimat.

- Wiesz, dzisiaj Warszawa proponuje dość ciekawą ofertę miejsc, które zostały odbudowane i przerobione na fajne miejsca, w których można zaje***cie spędzić czas. Hala Koszyki, Fabryka Norblin, Browary Warszawskie, czy Stara Wytwórnia Wódek "Koneser", to są miejsca z duchem Warszawy, z duchem przyszłości, ale są to zrobione na nowo miejsca, gdzie można wpaść, zjeść, napić się, poczuć fajnie, spędzić trochę wolnego czasu. Ale wiesz, zakamarki Warszawy to już jest podróż, którą trzeba jakoś sobie zaplanować. Oczywiście można się poszlajać trochę, nie patrząc na mapę i odkrywać sobie to samemu. Wiesz, Rapton to jest też ta atmosfera, która już trochę przepadła. Przyszły nowe czasy i tej atmosfery mi brakuje. Rapton jest wspomnieniem tej atmosfery, którą ja pamiętam z lat młodzieńczych, gdzie wszyscy sąsiedzi z mojej kamienicy siedzieli sobie na dole, razem gadali, opowiadali i wspólnie spędzali czas. Tu babka krzyczała: "Chodź na obiad", tu coś się działo. Ulica żyła, po prostu. Każdy się znał, wszyscy byli jak jedna wielka rodzina. Tego już nie ma, to się raczej już nie powtórzy. Mamy nową specyfikę, mamy nowy charakter, a to jest wspomnienie mimo wszystko.

Jest dużo fajnych miejsc, które warto poznać, zobaczyć, przyjechać do nich, ale atmosferę tworzymu mu, więc przyjeżdżajmy i twórzmy dobrą atmosferę. Zarówno w Warszawie, w Krakowie, jak i w całym kraju.

I na koncertach Bilona i Nowej Ferajny.

- Dokładnie tak!

Najważniejsi polscy raperzyInteria.tv
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas