Anna Wyszkoni: Wygrałam życie
Zawsze myślała o innych, a nigdy o sobie. Informacja o chorobie była szokiem. - Ale nauczyła mnie, że warto ryzykować - mówi Anna Wyszkoni, jedna z gwiazd koncertu "Dzień Dziecka w Otwocku".
Często Pani wspiera charytatywne akcje.
Anna Wyszkoni: - Zawsze czułam taką potrzebę, a nawet, powiedziałabym, obowiązek. Los mnie hojnie obdarzył, mogę spełniać swoje marzenia, więc zawsze czułam, że muszę to w jakiejś części oddać. Do tego jestem wrażliwą osobą i nie potrafię przejść obojętnie wobec krzywdy, zwłaszcza dzieci. Sama od 15 lat jestem mamą i wiem, jakie to ważne mieć zdrowe dziecko. Cieszę się, że śpiewając, mogę pomagać.
Czy na to podejście do życia wpłynęły też Pani ostatnie doświadczenia, np. walka z ciężką chorobą?
- Rak tarczycy, na którego zachorowałam, zmienił przede wszystkim to, jak sama siebie postrzegam. Wcześniej byłam dla siebie dość surowa i bardzo wymagająca. Teraz mam większy dystans do wszystkiego, co robię. Chcę cieszyć się życiem i uczę się asertywności. Zawsze lubiłam obdarowywać wszystkich wokół, zostawiając siebie na samym końcu. Z czego to wynika? Myślę, że z kobiecej natury. Potrafimy rezygnować z własnych planów na rzecz dzieci. To poczucie odpowiedzialności przenosi się też na współpracowników, przyjaciół. Wiele wspaniałych wzorców wyniosłam z domu. Moi rodzice nauczyli mnie życzliwości i szacunku do innych. Wierzę również w mądrość zdania: "Szanuj tych, których spotykasz, wchodząc po drabinie na szczyt, bo będziesz ich mijał, spadając".
Bliska jest Pani także walka o prawa kobiet.
- To dla mnie bardzo ważne, bo sytuacja w Polsce jest niepokojąca. Wspieram kobiety, które walczą o siebie i respektowanie swoich praw. Zamierzałam wziąć udział w marszu protestacyjnym we Wrocławiu, ale się rozchorowałam. Jednak czuję ogromną solidarność z jego uczestniczkami i nie boję się o tym mówić.
Na Pani płycie "Jestem tu nowa" słychać wiele różnych emocji.
- Jestem w innym momencie życia. Mój pierwszy album był eklektyczny, łagodny, drugi nastrojowy. Teraz mam w sobie więcej szaleństwa, odwagi. Podczas pracy nad płytą "Jestem tu nowa" nie miałam w głowie żadnych ograniczeń. Wygrałam drugie życie i nie chcę się niczego bać.
Podpowie Pani, jak znaleźć w sobie odwagę do zmian?
- Och (śmiech), ja sama czasem przeżywam różne dylematy. Jednak mam też bardzo mocne poczucie, że warto się przełamać i otworzyć na nowe. Mam za sobą dwie bardzo duże zmiany - rozstanie z moim byłym mężem, z którym po prostu już się nie dogadywaliśmy i odejście z zespołu "Łzy".
Dwa rozstania...
- ... które wpłynęły na mnie bardzo pozytywnie, ale kiedy podejmowałam te decyzje, nie było mi łatwo. Nie wiedziałam, co mnie czeka, bo rezygnowałam z bezpiecznej przestrzeni. Ryzykowałam życie prywatne i zawodowe, ale dzisiaj wiem, że warto czasem rzucić się na głęboką wodę, bo przecież żyje się tylko raz. Nie chcę niczego przegapić ani żałować.
Ma Pani jakieś alternatywne pomysły na życie, gdyby kiedyś okazało się, że z muzyki trudno jest się utrzymać?
- Muzyka jest moją miłością, ale jako nastolatka chciałam zostać nauczycielką matematyki. Kiedy rok temu usłyszałam od lekarzy, że operacja wiąże się z ryzykiem utraty głosu, po cichu myślałam, że w razie czego otworzę moją wymarzoną kwiaciarnię. Dzisiaj już o niej nie marzę.
Miała Pani okazję wystąpić w musicalu "Karol". Czy nabrała Pani ochoty na jakąś większą przygodę z aktorstwem?
- Moja rola nie jest duża, gram przyjaciółkę Karola z lat młodzieńczych i śpiewam dwie piosenki. To było wzruszające doświadczenie, bo spektakl opowiada o życiu Karola Wojtyły od najmłodszych lat. Trzy kolejne przedstawienia mają odbyć się jesienią. A co do aktorstwa - jestem tak zajęta i spełniona muzycznie, że w ogóle o tym nie myślę. Zagrałam kiedyś epizod w serialu "Na dobre i na złe", ale nie posypały się po nim propozycje, więc chyba kiepska ze mnie aktorka. (śmiech)
Rozmawiała Katarzyna Ziemnicka
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***