"Stresuje mnie wydawanie pieniędzy"

article cover
INTERIA.PL


Shania Twain naprawdę nazywa się Eileen Regina Edwards. Urodziła się w 1965 roku w Windsor, Ontario, w Kanadzie. Karierę zaczęła od występowania w barach. Popularność zdobyła dopiero w latach 90., po przeprowadzce do Nashville, stolicy muzyki country. Najpierw śpiewała typowe utwory w tym stylu, ale przełomem było poznanie w 1993 roku znanego producenta Roberta Johna "Mutt" Lange'a, który zachwycił się jej głosem i... urodą. W grudniu, dziewięć miesięcy po pierwszym spotkaniu, wzięli ślub. Ich pierwszy wspólny album "The Woman in Me" nie miał już wiele wspólnego z country, choć świat Shania podbiła dopiero w 1997 roku, swą trzecią płytą "Come On Over", której sprzedaż osiągnęła na świecie oszałamiający wynik 34 milionów egzemplarzy i przyniosła aż sześć singlowych przebojów (m.in. "That Don't Impress Me Much" i "Man! I Feel Like A Woman!").

W sierpniu 2001 roku piękna Kanadyjka powiła swoje pierwsze dziecko - chłopca, któremu nadano imię Eja. Rok później ukazał się jej długo oczekiwany album "Up", który także odniósł spory sukces - po miesiącu płytę kupiło 14,5 miliona Amerykanów! Z tej okazji Shania Twain opowiada m.in. dlaczego na "Up!" trzeba było czekać aż pięć lat, jak pisze teksty, czym nowy album różni się od poprzednika, a także dlaczego wydała aż 19 premierowych nagrań.

Minęło już pięć lat od wydania twojej płyty "Come On Over"...

Pięć lat! To naprawdę długo. Jeżeli więc ten album poradzi sobie chociaż w połowie tak dobrze, jak poprzedni, ludzie powinni go kupować przynajmniej przez najbliższe dwa, trzy lata. Już samo to sprawia, że cała ta robota ma sens. Na tej płycie jest tak dużo muzyki, że po prostu musieliśmy nad nią długo pracować. Nie wiadomo, z jakim spotka się ona przyjęciem, ale tak naprawdę to nie o to nam chodziło. Chcieliśmy stworzyć coś, co byłoby naszym zdaniem większe i lepsze, co wypływałoby z nas. Całe to przedsięwzięcie przyniosło mi o wiele więcej doświadczeń, niż miałam przy nagrywaniu poprzedniego albumu.

Mam teraz dziecko, które zajęło duży obszar w moim życiu, a w tę nową muzykę włożyłam więcej serca, niż kiedykolwiek w przeszłości. Mutt i ja, jako zespół, zaangażowaliśmy się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Włożyliśmy w stworzenie tej płyty wszystkie nasze siły twórcze, nie dosypialiśmy, weszliśmy w to po uszy. Rezultat końcowy całkowicie mnie zauroczył - kiedy pierwszy raz puściłam sobie tę płytę, nie wiedziałam, czy mam się rozpłakać, czy podskakiwać z radości. Mam do niej bardzo emocjonalne podejście. Kosztowała ona każdego z nas wiele wysiłku.

Czym różnią się płyty "Come On Over" i "Up"?

Ta nowa płyta powstała w inny sposób. Pracując nad nią, dużo więcej podróżowaliśmy. Współpracowaliśmy z muzykami z całego świata - jeden z nich pochodzi z Indii, kilku z Ameryki, byliśmy również w Wiedniu, w Irlandii, we Włoszech, w Paryżu. Dużą część pracy wykonaliśmy na Karaibach. Ta płyta powstała w inny sposób, zbieraliśmy kawałek do kawałka przez długi czas. Częściowo wynikało to z konieczności. Potrzeba czasu, aby zebrać myśli, na nowo stać się kreatywnym i stworzyć coś szczególnego. Zawsze można zebrać do kupy parę piosenek, to nie jest żaden problem. Mogę pisać piosenki, aż mi to wyjdzie bokiem. Ale czy będą to świetne piosenki? Wątpię w to.

Osobiście potrzebuję trochę czasu i przestrzeni, aby się zastanowić, skupić na muzyce, skoncentrować, po prostu być kreatywną. Koncentracja nie jest najlepszym słowem, bo tak naprawdę chodzi o to, aby się zrelaksować, zapomnieć o wszystkim, dojść do punktu, w którym prawie zaczynamy się nudzić - i dopiero wtedy można być kreatywnym. Trzeba się zacząć tym bawić. Potrzebowałam czasu, aby odprężyć się po tournee promującym poprzednią płytę, potem urodziłam dziecko i to wszystko spowodowało, że przerwa rozciągnęła się aż do dwóch lat.


Czy myślisz, że przez ten czas ludzie o tobie zapomnieli?

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że znikam - zapomnijcie o mnie na jakiś czas. Jeżeli będę miała tyle szczęścia, że ludzie sobie o mnie przypomną, gdy pojawię się z nową muzyką, zrobię co się da, abyście nie żałowali tego oczekiwania. Włożyłam bardzo dużo wysiłku w nagranie jeszcze lepszej płyty i głęboko wierzę, że mi się to udało.

Na nowej płycie śpiewasz nieco inaczej.

Śpiewam teraz w trochę inny sposób, ale myślę, że ciągle jestem rozpoznawalna, można się zorientować, że to ja. Nigdy nie udawało mi się zaśpiewać do mikrofonu dokładnie w taki sposób, w jaki śpiewam, gdy układam piosenki, akompaniując sobie na gitarze. Gdy nagrywałam swoją pierwszą płytę, studio było dla mnie czymś zupełnie nowym. Mój debiutancki krążek powstał zresztą bardzo szybko, więc nawet nie miałam szansy nabrać doświadczenia. Od tamtego czasu nagrałam tylko dwie płyty, więc w gruncie rzeczy nie mam wielkiego doświadczenia, jeżeli chodzi o pracę w studio. Nigdy nie miałam szansy porządnie nauczyć się, jak wydobyć moją prawdziwą ekspresję wokalną, śpiewając do mikrofonu. To trochę tak, jak stanie przed kamerą - dopóki nie zapomnisz, że ona tam jest, zachowujesz się sztucznie, nie do końca jesteś sobą.

Nie wiem, czy zauważyłeś, że jeśli ktoś cię filmuje lub nagrywa twój głos, albo gdy rozmawiasz przez telefon ze swoją mamą, czy z kimś innym kogo znasz - brzmi on trochę inaczej, gdy ta osoba mówi do telefonu, a inaczej, gdy rozmawia z tobą osobiście. Tak samo działał na mnie mikrofon. Nie potrafiłam być równie naturalna i otwarta, jak wtedy, gdy śpiewałam na żywo z gitarą akustyczną. Mutt, będący współautorem moich piosenek, był mocno sfrustrowany moimi wcześniejszymi poczynaniami i starał się ze mnie wykorzenić złe nawyki. Myślę, że wreszcie mu się to udało. A przynajmniej jest już znacznie lepiej, niż kiedyś.

Czy twój głos podczas koncertów różni się od tego na płycie?

Kiedy dorastałam, zarabiałam na życie śpiewając piosenki innych wykonawców. Z tego powodu nie odnalazłam swojego własnego sposobu śpiewania - ja tylko kopiowałam to, co słyszałam na płytach. Ale prawdziwa ja - wokalistka, to był ktoś, kto siedział z gitarą i pisał piosenki. Tyle tylko, że to była zupełnie inna osoba od tej, która zarabiała na życie występując na scenie i próbując naśladować innych. Byłam tym dosyć zmieszana, bo nie mogłam wyżyć ze swojej własnej muzyki, dopóki nie zaczęłam nagrywać płyt.


Jak bardzo zmienił się twój głos przez te wszystkie lata?

Kiedy dziś słucham swoich nagrań z dzieciństwa, jeszcze zanim miałam szansę zainspirować się innymi wokalistkami, słyszę, że mój głos brzmiał wtedy zupełnie inaczej. Chciałam odzyskać część z tego, co było dawniej. Myślę, że Mutt wykonał tu kawał dobrej roboty, ja sama nie mam w tym żadnej zasługi. Na początku w ogóle nie mogłam tego uchwycić - na szczęście on miał do mnie dużo cierpliwości.

Kto wybierał utwór na pierwszego singla z płyty "Up!"?

Utwór "I?m Gonna Getcha Good" to był oczywisty wybór na singiel. Ma on w sobie coś z charakterystycznego stylu Shanii - znowu jest tutaj odwrócenie ról. My, dziewczyny, spotykamy wielu chłopaków, obdarzonych niezachwianą pewnością siebie. Są absolutnie pewni, że mogą cię zdobyć. Nie zawsze tak jest, ale... Myślę, że dla kobiet jest nowością to, że mogą być równie pewne siebie, jak niektórzy mężczyźni, że mogą powiedzieć: "Wiem, na co mnie stać. Zdobędę tego faceta!". To dość zabawne. Myślenie w ten sposób jest bardzo w moim stylu.

Chciałam, aby ludzie, słysząc mnie znowu, mogli skojarzyć to sobie z tą osobą, którą poznali już wcześniej. Potrzebna więc była piosenka, nie różniąca się aż tak bardzo od tego, co Shania śpiewała kilka lat temu, żeby ludzie nie mogli tego skojarzyć. Z drugiej strony brzmienie tej piosenki, sposób, w jaki ją śpiewam i tak dalej, czynią ją czymś nowym i świeżym. Pod tym względem był to więc oczywisty wybór, choć nie był on łatwy, bo na tej płycie jest tak wiele piosenek. Trudno jest zawęzić swój wybór, kiedy patrzy się na cały obraz. Myślę, że sprawa stała się dość jasna w momencie, gdy nagrałam wokale - wtedy dodałam do tego swój styl. Moim zdaniem piosenka nie jest gotowa, dopóki się jej nie nagra. Zresztą nawet wtedy są jakieś rzeczy, które chciałoby się zmienić. Ale tak naprawdę wszystko zaczyna się na etapie pisania, a ostateczną pieczęć kładzie się wraz z nagraniem wokali.

Ta płyta jest odbiciem Shanii, jaką wszyscy znają, ale brzmi bardziej świeżo i odzwierciedla kierunek, w którym zmierzam.


A czy możesz powiedzieć coś więcej na temat utworu "Ka-Ching!"?

"Ka-Ching!" to jedna z moich ulubionych piosenek, jest w pierwszej piątce, a może nawet w pierwszej trójce. Ona też ma w sobie tę charakterystyczną zadziorność Shanii. Myślę, że jest trafną obserwacją tego, w jakim miejscu się znajdujemy, jak bardzo skomercjalizowane stało się społeczeństwo niemal na całym świecie. Większość ludzi w większości krajów zarażona jest niepohamowaną żądzą wydawania pieniędzy i posiadania rzeczy. Początkowo ta piosenka miała się nazywać "Money And Things", gdyż są w niej takie słowa. Napisałam ją zresztą jako piosenkę świąteczną.

Święta Bożego Narodzenia są tak bardzo skomercjalizowane - myślę, że prawie każdy zgadza się z tą opinią. Myślę, że dla niektórych ludzi święta wiążą się jedynie z pieniędzmi i przedmiotami... No, w każdym razie, na płytę piosenka ta trafiła pod tytułem "Ka-Ching!" i zmieniła się w coś zupełnie innego. Niemniej jednak osobiście uważam, że żyjemy w społeczeństwie zmanipulowanym w ten sposób, aby wydawać pieniądze, których tak naprawdę nie posiadamy - i na dodatek dobrze się z tym czuć. Mamy to akceptować i mówić, że wszystko jest OK, w ogóle nie powinniśmy się tym stresować.

Mnie akurat bardzo stresuje wydawanie pieniędzy, których nie mam. Uczą nas mnóstwa przeróżnych metod odstresowujących, ale najbardziej przydałoby się nam nauczyć, jak żyć na miarę swoich potrzeb. Ja akurat wychowywałam się w domu, gdzie z trudem wiązało się koniec z końcem. Wydawanie pieniędzy, których się nie posiada, było czymś, na co absolutnie nie mogliśmy sobie pozwolić. Nie mogliśmy się zadłużyć, nie bylibyśmy w stanie spłacić długu, coś takiego w ogóle nie było brane pod uwagę. Nie sądzę, aby moi rodzice mieli karty kredytowe przez większą część swojego życia. Myślę, że bardzo daleko odeszliśmy od zdrowego, prostego sposobu patrzenia na życie, jeśli chodzi o to, czego naprawdę nam potrzeba. Dlatego też chciałam napisać taką piosenkę, jak "Ka-ching".

Uwielbiam jej tekst, całkowicie utożsamiam się z każdym słowem, które śpiewam. "Cały czas chcemy więcej, zabierz mnie do najbliższego sklepu". Często sobie z tego żartujemy, kiedy spotykamy się z koleżankami - mówimy: "Chodźmy na zakupy!". To jest zabawne, śmiejemy się z tego, ale ma to również drugie dno, które traktuję całkiem poważnie. Jestem przekonana, że zaszliśmy w tym za daleko.


W jaki sposób powstają twoje teksty?

Najważniejsze w moim podejściu do pisania tekstów jest zachowanie ich prawdziwości. Czuję się w tym wygodnie, przychodzi mi to z łatwością, nie muszę się nad tym zastanawiać, słowa same przychodzą mi do głowy. To jest mój naturalny sposób pisania. Przypomina to rozmowę, brzmi to dokładnie tak, jakbym po prostu mówiła. W podobny sposób pisałam teksty na dwie poprzednie płyty. Większość moich najlepszych piosenek śpiewam tak, jakbym mówiła do kogoś.

Czy nie jesteś zaskoczona, że na płycie znalazło się aż 19 utworów?

Nie jestem zaskoczona. To zasługa Mutta - on chciał, abyśmy napisali dużo muzyki. Skończyło się na 19 piosenkach - wszystkie z nich trafiły na płytę. Najpierw mieliśmy ich 16. Zapytałam: "Nie wydaje ci się, że to wystarczy? To mnóstwo muzyki". Musieliśmy się nieźle napracować, aby stworzyć 16 świetnych piosenek. A on odpowiedział: "Nie, możemy zrobić jeszcze więcej". To on mnie do tego nakłonił i w końcu to zrobiliśmy. Udało się nam wcielić w życie więcej pomysłów i skończyło się na 19 piosenkach. Oboje pracowaliśmy niezwykle ciężko nad tym, aby połączyć to wszystko w jedną całość. To bardzo dużo muzyki - trzeba być bardzo kreatywnym, aby sprawdzić, by poszczególne piosenki różniły się od siebie. To bardzo trudne, to więcej niż jeden album. To niczym dwa albumy pełne muzyki.

Była to więc prawdziwa eksplozja kreatywności...

Już sam fakt, że powstały właściwie trzy płyty naraz, jest wart włożenia w to całego wysiłku twórczego. Chcieliśmy ukazać moje wszystkie oblicza, wykorzystać nadarzającą się okazję. Przy okazji poprzedniej płyty zdaliśmy sobie sprawę z tego, że trafiła ona do różnorodnej publiczności, że właściwie nie ma żadnych barier. Więc tym razem zdecydowaliśmy, że skierujemy naszą muzykę do wszystkich tych słuchaczy - skoro mam tak szeroką publiczność, dlaczego mam nie grać muzyki dla nich wszystkich? I tak właśnie zrobiliśmy - nagraliśmy dosłownie trzy różne płyty.


Czym te płyty się różnią od siebie

Nasz pomysł był taki - dajmy ludziom muzykę, której oczekują, której się po mnie spodziewają. Nie mam wyłącznie fanów country, ani wyłącznie fanów pop, a moja kariera jest międzynarodowa, nie ogranicza się do Stanów Zjednoczonych. Stworzyliśmy więc trzy różne płyty: jedna jest w oczywisty sposób utrzymana w stylu country, skierowana do fanów mojego wcielenia country - mam nadzieję, że jest tym, czego oczekują. To stuprocentowa Shania - pod względem tekstów, osobowości. Słychać tam wyraźnie moje muzyczne fascynacje, słychać pracę zespołową w tych nowych piosenkach, nowych pomysłach.

Druga płyta jest stuprocentowo popowa - to jest estetyka, która jest mi bardzo bliska i w której czuję się komfortowo. Ten album powstał w bardzo naturalny sposób i to przejście też jest bardzo naturalne. I wreszcie mamy bardziej międzynarodową część - słychać tam wpływy azjatyckie i latynoskie. Nie nazwałabym tego wersjami tanecznymi, bo nie ma to nic wspólnego z klubową muzyką dance - ale jest to bardzo interesujące i pełne pomysłów. Mówimy sobie tam: "Spróbujmy czegoś innego, niezwykłego". Bardzo interesujący jest kontrast pomiędzy moim głosem a tymi podkładami.

Tak więc połączyliśmy to wszystko, świetnie się przy tym bawiąc i jednocześnie ciężko pracując - to było dosłownie tak, jak gdyby w dwa lata nagrać trzy albumy, albo nawet więcej, bo to aż 19 piosenek. Pod względem liczby utworów są to dwa albumy, ale umieszczone na trzech oddzielnych płytach. Nikt wcześniej czegoś takiego nie zrobił, jestem tym bardzo podekscytowana.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas