"Stąpamy mocno po ziemi"
Brytyjska grupa Atomic Kitten ma na swym koncie jeden album "Right Now", który ku zaskoczeniu fanów nagrały dwa razy, różnym składzie. Rozgłos przyniósł trójce wokalistek utwór "Whole Again", którym podbiły większość list przebojów w Europie. Obecnie znów trafiają na ich szczyty dzięki nowej wersji przeboju "Eternal Flame" z repertuaru grupy The Bangles. Jenny, Tash i Lil opowiadają o nowym albumie, przyczynach odejścia z zespołu Kerry Katona, i problemów ze sławą.
Jak oceniłybyście 18 ostatnich miesięcy waszej kariery?
Przez ten okres nasze życie bardzo się zmieniło. Wszyscy widzą, że występujemy w programach telewizyjnych, nosimy drogie ciuchy, chodzimy na przyjęcia i ogólnie wspaniale się bawimy. Ale już niewielu wie, że często musimy wcześnie rano wstawać, czasami gnać na samolot bez makijażu lub nawet z makijażem jeszcze z dnia poprzedniego. Mimo wszystko jednak to były wspaniałe chwile i nie żałuję ani minuty .
Czy ten sukces spowodował, że musicie ciężej pracować?
To trochę zabawne, ale im bardziej stajesz się sławny, tym więcej musisz pracować. Z każdym miesiącem narastała na nas presja, ponieważ coraz bardziej musiałyśmy udowadniać, jakie jesteśmy dobre. Poprzeczka jest z każdym tygodniem coraz wyżej. I zamiast spokojnie cieszyć się sukcesem, musimy jeszcze więcej pracować.
Jenny, jak to się stało, że trafiłaś do zespołu?
Urodziłam się w Liverpoolu. Nie byłam zbyt dobrą uczennicą w szkole i ostatecznie rzuciłam ją. W końcu jednak zajęłam się pracą jako modelka. To był dobry sposób na zarobienie pieniędzy, ale szczerze mówiąc samo bycie modelką było dla mnie okropnie nudne. Dlatego też postanowiłam po jakimś czasie zająć się muzyką. Udało mi się spotkać dziewczyny z Atomic Kitten, które pewnego dnia poprosiły mnie, abym do nich dołączyła.
Rzucono cię na głęboką wodę. Jak sobie z tym radzisz?
Nie postrzegam tego w ten sposób. Szczerze mówiąc nie miałam jeszcze czasu tego przemyśleć - moje życie tak bardzo się zmieniło. Nagle stałam się znana, moje zdjęcia pojawiały się w gazetach. To było niesamowite.
Jak porównacie dwa składy Atomic Kitten – z Kerry i z Jenny?
Jest inaczej. Nie da się powiedzieć, czy jest lepiej, czy nie. Na pewno nie będzie tak samo. Kerry nie da się zastąpić. Ona był ważnym elementem tego zespołu. To, że przyszła Jenny, nie oznacza wcale, że już nie pamiętamy, iż była w zespole. Ona sama zadecydowała, że chce odejść. Była w ciąży, chciała spędzać więcej czasu z Bryanem. Zespół nieco się zmienił, tego nie da się ukryć. Wcześniej byłyśmy niczym śpiewający dziewczęcy gang, a teraz jesteśmy idealnym popowym zespołem.
Skąd wiedziałyście, że Jenny idealnie zastąpi Kerry?
Znałyśmy Jenny od długiego czasu i wiedziałyśmy, co potrafi. To była szybka decyzja, żeby ją zaprosić.
Ja w sumie też się trochę bałam. Byłam już wcześniej w zespole, który się rozpadł i bałam się, że teraz stanie się tak samo. Jedyną różnicą było to, że bardzo dobrze się znałyśmy i gdyby nie to, nigdy nie zdecydowałabym się dołączyć do Atomic Kitten.
Czy tęsknicie za Kerry?
Oczywiście. Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Tak wiele przeżyłyśmy. Oczywiście, miałyśmy wzloty i upadki, ale pozostało wiele wspólnych wspomnień. Tego nie da się zapomnieć. Na szczęście jeszcze w miarę często spotykamy się i nadal pozostajemy przyjaciółkami.
Swój debiutancki album nagrałyście jeszcze raz od nowa. Jednak w dwóch utworach pozostawiłyście partie wokalne Kerry. Dlaczego?
To były pierwsze dwa single wydane przez Atomic Kitten i doszłyśmy do wniosku, że tych piosenek nie powinnyśmy zmieniać. Kerry była częścią tego zespołu i w żadnym wypadku nie chciałyśmy, aby ludzie o tym zapomnieli.
Jak określiłybyście swój styl muzyczny?
Nasz styl muzyczny? Wszystkie piosenki są utrzymane w stylu pop, ale tak naprawdę każdy z utworów można podciągnąć pod inny styl – soul, funky, disco, dance. Ciężko jest to jednoznacznie określić. Najważniejsze, że ludziom nasze piosenki podobają się.
Czy nie jest dla was dziwne, że Andy McCluskey i Stuart Kershaw z OMD potrafili bez problemu napisać piosenki dla trzech młodych dziewcząt?
Oni nie brali pod uwagę tego, że pisali dla trzech dziewcząt - po prostu pisali piosenki. Dla nas są geniuszami. Potrafią napisać wszystko. Nie są zamknięci w jednym stylu, czy to w soulu, czy też w muzyce dance. To naprawdę niesamowicie faceci.
Czy pamiętacie oryginalne wykonanie „Eternal Flame” grupy Bangles?
Oczywiście, że pamiętamy ten utwór. To był rok 1989. Bałyśmy się nagrania jakiegokolwiek coveru. Kiedy jednak doszło do tego, że mamy nagrać „Eternal Flame”, wiedziałyśmy, że to wspaniały utwór i uda nam się go dobrze nagrać. Kiedy nagrywa się covery, zawsze jest się krytykowanym za „zniszczenie” oryginału. My postarałyśmy się zrobić z tą piosenką coś innego. Podeszłyśmy do niej z innej strony i chyba się udało. Nadałyśmy jej bardziej soulowy charakter.
Lubicie pracować na planie teledysków?
Zawsze przed kręceniem samego teledysku bardzo jesteśmy zadowolone, że będziemy to robić. Jednak po trzech godzinach pracy na planie mamy już dość. To jest naprawdę ciężka praca i czasami bardzo, bardzo nudna.
Czy kilka nowych utworów, które ostatnio nagrałyście, wyznaczają kierunek, w jakim pójdziecie na kolejnym albumie?
Nie wiemy jeszcze, w jakim kierunku pójdziemy. To są dobre piosenki, ale jeszcze nie wiemy, czy na pewno trafią na nową płytę. Jest za wcześnie, aby o tym mówić.
Co według was jest kluczem do sukcesu Atomic Kitten?
Mamy osobowości i zapał do pracy, które w żadnym wypadku nie są udawane. Jesteśmy normalnymi dziewczynami i ludziom się to podoba. Fani widzą, że jesteśmy przyjaciółkami i że wspaniale się razem bawimy. Nie ma w nas żadnej sztuczności.
Czy ludzie traktują was inaczej odkąd stałyście się znane?
Oczywiście. Rozpoznają nas już w taksówkach i sklepach. To bardzo meczące, kiedy wszystkim wydaje się, że nas znają, a my musimy udawać, że miło nam jest z wszystkimi rozmawiać na ulicy, szczególnie wtedy, gdy bardzo się z jakiegoś powodu śpieszymy. To bywa męczące.
Jak sobie radzicie ze sławą?
Jakoś sobie radzimy. W sumie idzie nam całkiem dobrze. Stąpamy mocno po ziemi i nie nosimy głów wysoko w chmurach. Mamy wielu przyjaciół, z którymi lubimy przebywać. Mamy chłopaków, na których nam bardzo zależy. To wszystko sprawia, że jesteśmy ostrożne w naszych poczynaniach i nie pozwalamy sobie na żadne wybryki. Dzięki temu żyje nam się spokojniej i bardziej możemy cieszyć się sukcesem.
Co dla was oznaczają nagrody, które dostałyście?
Otrzymałyśmy wiele nagród. Niektóre przyznawali fani, niektóre ludzie z branży muzycznej. To wspaniale, że zostałyśmy docenione przez obie strony. To niesamowite uczucie.
Czy sukces bardzo was zmienił?
To nie jest dobre pytanie. Bo przecież wszystko musi się zmienić. Jedyne, co na pewno się zmieniło, to fakt, iż teraz mamy więcej pewności siebie i chyba trochę mniej stresujemy się przed wyjściem na scenę.
Jakie były wasze marzenia związane z tym zespołem i czy się spełniły?
Kiedy dołączyłam do zespołu, nie wiedziałam, co chcę z nim osiągnąć. Szczytem sukcesu było podpisanie kontraktu płytowego. Wszystko działo się tak szybko. Z czasem te marzenia stają się coraz dalej idące. Teraz marzę o tym, aby za parę lat zagrać kilka wyprzedanych do ostatnich miejsc koncertów w Nowym Jorku.
Ile dla was znaczą koncerty?
Granie koncertów to najlepsza rzecz, jaką robisz będąc w zespole. Kiedy wychodzisz na scenę i widzisz reakcję ludzi, patrzysz na ich szczęśliwe twarze, czujesz się niesamowicie, kiedy kilka tysięcy ludzi śpiewa z tobą. Tego nie da się opisać. Granie koncertów to wspaniała zabawa. Tym bardziej, że nasi fani są chyba najlepsi na świecie.
A jakich wykonawców słuchacie sobie w domu?
Jest tak wiele dobrych zespołów, że nie sposób je wszystkie wymienić. Wśród artystów, których ostatnio słuchamy, najczęściej są Nelly, Backstreet Boys, Semisonic i jeszcze setki innych.
Co robicie, kiedy macie chwilę wolnego czasu?
Po prostu odpoczywamy. Kiedy mamy wolny czas, śpimy długo, chodzimy po domu w piżamach. Później idziemy na zakupy i spotykamy się ze swoimi bliskimi. To są wspaniałe chwile. Problem w tym, że nie zdarzają się zbyt często.
Dziękuję za rozmowę.