Reklama

"Punk nosisz w sercu"

Grupy Chumbawamba nie trzeba nikomu przedstawiać. Zespół debiutował na początku lat 80. pod dużym wpływem punkowej formacji Crass. Podobnie jak oni, manifestowali przeciwko niegodziwości systemu politycznego i społecznego, policyjnej opresji państwa i bezrobociu. Jednak ekstremalną hałaśliwość tak bardzo charakterystyczną dla punkowej muzyki zastępowali mieszanką folkowych melodii, punkowej drapieżności i pastiszu piosenek pop. Nie inaczej jest w przypadku nowego albumu "Readymades", który ku zaskoczeniu wszystkich najpierw ukazał się w USA. O przyczynach takiego stanu rzeczy, wizytach w Polsce i niechęci do Bono, frontmana U2, z Danbertem, wokalistą grupy Chumbawamba rozmawiał Konrad Sikora

Zanim zaczniemy rozmawiać o muzyce, chciałbym cię zapytać o kończące się już mistrzostwa świata w piłce nożnej...

O nie! Tragedia... Wiem, że wasza drużyna też wiele nie zwojowała. Mieliśmy szanse z Brazylią, ale nie wyszło. Na pewno nie możemy być zadowoleni. Wydawało się, że wszystko będzie w porządku, a tutaj takie zaskoczenie. No cóż może uda nam się na mistrzostwach Europy za dwa lata...

Na pewno słyszałeś o tych spiskowych teoriach...

Tak, ale jakoś nie bardzo w nie wierzę. Pomyłki się zdarzają i raczej mówiłbym tu o braku doświadczenia i słabej koordynacji działań sędziów...

Reklama

Czyli polityka nie ma z tym nic wspólnego?

Tego nie powiedziałem. FIFA jest jedną z najbardziej dziwacznie działających organizacji na świecie. Wiem, że pełno jest tam różnego rodzaju układów, ale mimo wszystko jeszcze w tym wszystkim wygrywa sport. Chociaż rzeczywiście możliwe, że pewne rzeczy mają coś wspólnego z polityką. Odnosi się to jednak bardziej do nas, sami nadajemy meczom typu Francja ? Senegal czy USA ? Korea podtekst polityczny. Jeśli już ma coś tu grac rolę, to bardziej pieniądze i sponsorzy, aniżeli politycy.

Przejdźmy w takim razie do muzyki. W lipcu zagracie znów w Polsce. Jak wspominasz poprzednie wizyty w naszym kraju?

Bardzo miło. Polska to wspaniały kraj, macie się czym szczycić. Jeśli chodzi o same koncerty to również mam same miłe wspomnienia. Najlepsze były te pierwsze, kiedy nasze płyty w Polsce można było dostać jedynie na pirackich kasetach. Ludzie nie znali nas tak dobrze, a na koncertach odkrywali naszą twórczość. Zawsze była wspaniała atmosfera. Z czasem to się nieco zmieniło, jak wszędzie zresztą. Ludzie chcą słuchać przebojów...

To piractwo was nie oburzało?

Nie. Przecież wiedzieliśmy, że u was dopiero tworzy się cos takiego jak rynek muzyczny. Ważniejsze dla nas było to, że ludzie chcieli słuchać tej muzyki. Skoro nie ma legalnych wydawnictw, bo przecież wtedy nie było u was zachodnich firm fonograficznych, to jak można inaczej zdobyć te piosenki. Zresztą to samo mamy teraz z Internetem. My nie próbujemy z tym walczyć bo to bez sensu. Chcemy dzielić się naszą muzyką i sami umieszczamy pliki mp3 w Sieci. Niestety wytwórnie płytowe nie są na to przygotowane. Dochodzi do częstych konfliktów, bo zespół chce, a szefowie wytwórni nie pozwalają. U nas też tak było...

No właśnie, skoro mowa o wytwórniach płytowych... jak na razie macie problemy z tymi w Europie...

Tak, było ostatnio nieco zamieszania... I przez to właśnie nasza nowa płyta nie ukazała się jeszcze w Europie. Musieliśmy rozstać się z EMI. Powodem były m.in. Pliki mp3 i nasze poglądy polityczne. Swego czasu bowiem wydaliśmy sobie sami takiego singla, w którym krytykowaliśmy rząd Tony'ego Blaira. Udostępniliśy go też w Sieci. Tak się jednak składa, że spora ilość ludzi, którzy obecnie pracują w EMI to kumple Blaira i domagali się od nas, abyśmy "coś" z tym wszystkim zrobili. Później znalazło się tysiąc innych powodów na to, aby coś nie działało, aby nam dowalić. W końcu doszło do rozstania.

Czy to nie dziwne, że płyta "Readymades" bez żadnych problemów ukazuje się w USA, a w waszej ojczyźnie jej nie ma?

Oczywiście, że to jest dziwne. Niedawno podpisaliśmy jednak odpowiednie umowy i jest szansa, że w sierpniu płyta pojawi się w Wielkiej Brytanii, a potem w pozostałych krajach. W USA mamy podpisany kontrakt z wielkim koncernem i nie ma żadnych problemów. W Europie wszystko przychodzi nam z ogromnym trudem. Na pewno przez to nie będziemy mogli przeznaczyć ogromnych pieniędzy na promocję, reklamy i teledyski. Ale w sumie to dobrze, bo kto ma kupić naszą płytę, to i tak to zrobi, a kto nie chce jej mieć, to nawet teledysk go nie przekona. Jeśli ktoś jest bardzo niecierpliwy to może sobie ją przecież zamówić z USA przez Internet. Wiem, że sporo ludzi to zrobiło.

Muzyka zawarta na tej płycie jeszcze bardziej zbliża was do muzyki pop. Pełno tam elektroniki...

W sensie gatunkowym rzeczywiście jest to muzyka pop i nie zdziwię się, jeśli będą nas już nawet grali na Ibizie. Ale dla nas to ciągle jest punk w sensie ideologicznym, bo punk to nie walenie po strunach i krzyczenie do mikrofonu. Punk nosisz w swoim umyśle, w swoim sercu. Spójrz na takich wykonawców jak Sex Pistols, Atv, Wire, Raincoats, Patrik Fitzgerald ? to wszystko jest punk.

Czuliśmy, że chcemy nagrać taką płytę i to zrobiliśmy. Nasi fani wiedzą, że staramy się rozwijach, eksperymentujemy i nie nagrywamy nigdy takich samych płyt. O to właśnie nam chodzi ? tworzymy, jesteśmy artystami.

... i folku...

Tak, jest tam sporo tradycyjnej brytyjskiej muzyki. W latach 80. wydaliśmy płytę z angielskimi piosenkami folkowymi i wiele osób wciąż miło go wspomina. Teraz niejako zatoczyliśmy pewne koło. Wszystko zaczęło się od tego, że zainteresowała nas Irlandia i jej skomplikowana sytuacja polityczna. Zagłębialiśmy się w temat coraz bardziej i zaczęliśmy się także fascynować tamtejszą kulturą i muzyką folkową to przeniosło się na całą Wielką Brytanię. Tym razem jednak ten folk połączyliśmy z elektroniką i naszymi poglądami.

Na pewno nieźle zabrzmiałyby te piosenki na koncercie zorganizowanym z okazji obchodów 50-lecia panowania Elżbiety II...

Na pewno! (śmiech) i w sumie zabrzmiały, tyle, że nie w Pałacu Buckingham. W tym samym dniu zorganizowaliśmy w Leeds duży koncert o nazwie "FTQ". To skrót od "Fuck The Queen"... Była naprawdę ostra zabawa. Przekonaliśmy się, że jednak gorono osób, które tak jak my, sprzeciwiają się monarchii jest całkiem spore.

Jednak większą popularnością cieszą się ci artyści, którzy są po drugiej stronie barykady i nie krytykują monarchii, a przynajmniej nie robią tego publicznie...

Bo chcą mieć spokój i dużo zarabiać to proste. Wiele osób z naszej strony przechodzi na drugą stronę barykady. Tłumaczą się, że chcą w inny sposób promować nasze idee, ale to wszystko bzdura. Wystarczy spojrzeć na to, co robią Bono i Bobo Geldof.

No właśnie, co sądzisz o tej akcji?

Wiem, że Bono chciałby dużo zrobić dla krajów Trzeciego Świata, ale sam mając tyle milionów dolarów nie robi niczego, aby z tego coś naprawdę wyniknęło. Co z tego, że pojeździ sobie na wycieczkę do Białego Domu albo do Afryki. Media interesują się nim, a nie problemem. Nadal nic z tego nie ma. A on spotyka się z Georgem Bushem. Mówiąc szczerze, już sama myśl o tym, że ściskali sobie dłonie jest dla mnie odrażająca. W takiej sytuacji mogę powiedzieć jedynie, że Bono jest pozerem. Bob Geldof zajmuje w tej sprawie nieco inne stanowisko. Wydaje mi się, że on jest już nieco sfrustrowany. Wiele sił wkładał w to, żeby coś z tym wszystkim zrobić. Był po naszej stronie, teraz jest po tamtej, ale widać, ze źle się czuje. To wszystko go męczy, bo te nadzieje które miał, okazały się być tylko nadziejami. Nie jest w stanie nic zrobić i zdaje sobie z tego sprawę. Nie dba przy tym wszystkim o swoją popularność tak jak Bono i dlatego do jego osoby odnoszę się ze zrozumieniem.

W Polsce zagracie razem z Dead Kennedys i kilkoma polskimi zespołami punkowymi. Obawiam się jednak, że wasze elektroniczne brzmienia mogą nieco zaskoczyć publiczność, która oczekuje jednak tego walenia w gitary i krzyków...

Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, ale byliśmy już wiele razy w takiej sytuacji i uwierz mi, nigdy nie musieliśmy się bać o nasze głowy. Nie będziemy przecież robić dyskoteki. Mamy sporą ilość materiału i odpowiednio wszystko tak poukładamy, że nikt nie poczuje się zszokowany. W końcu ludzie wiedzą, że gra Chumbawamba i czego można się po nas spodziewać.

Macie jeszcze do pokonania barierę językową...

Z tego także zdajemy sobie sprawę, ale tak jak powiedziałem - ludzie wiedzą, że przychodzą zobaczyć także Chumbawambę. Nasze poglądy są ludziom znane od lat i nie trzeba aż tak uważnie słuchać tekstów na koncercie, można je przeczytać spokojnie w domu. Na koncercie liczy się energia, muzyka, klimat i dobra zabawa, a o to zawsze jesteśmy spokojni. Jak już wcześniej wspomniałem - punk nosisz w sercu.

Dzięki za rozmowę

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: nosze | słuchać | muzyka | Bono | USA | punk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy