"Przede wszystkim jestem ojcem"
Eminem, czyli naprawdę Marshall Bruce Mathers III, urodzony w Detroit w 1973 roku, jest przedstawicielem hip hopu - muzyki, która powstała i rozwijała się w czarnych dzielnicach wielkich amerykańskich metropolii. Na sukces zapracował nie tylko stylowymi bitami i scratchami, powstałymi pod okiem jednego z najwybitniejszych przedstawicieli "czarnego" rapu - Dr Dre, lecz także niewyparzonym językiem i starannie zaplanowanymi działaniami marketingowymi. Kochają go fani w każdym zakątku globu; nienawidzą rodzice, stróże moralności oraz hiphopowe podziemie, które oskarża go o zdradę ideałów. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie jego płyty sprzedają się w największych nakładach. O najnowszej z nich, "The Eminem Show", opowiada sam kontrowersyjny raper, który mówi m.in. o jej nagrywaniu, współpracy z Dr Dre, zaproszonych gościach i córce Hailie.
Twój nowy album "The Eminem Show"; niedawno pojawił się w sklepach. Jak się w związku z tym czujesz?
Nie wiem ... zdenerwowany, no wiesz, mam tremę. Czuję, że płyta jest wporzo, że to najlepsza płyta, jaką do tej pory nagrałem i tak powinno być, gdyby było inaczej... Bo dalsza praca nie ma sensu, jeśli się nie rozwijasz. Każdy kolejny album musi być lepszy od poprzedniego, bo inaczej nie ma sensu tego dalej robić. Tak więc czuję się dobrze, ale jednocześnie jestem zdenerwowany.
Jak przebiegał proces tworzenia tej płyty? Czy różnił się czymś od pisania i nagrywania materiału na "The Slim Shady" lub "The Marshall Mathers"?
Podszedłem do tego tak, jak podchodzę do wszystkich moich płyt. Chyba każdy mój album jest dosyć osobisty i aktualny. "The Marshall Mathers"; mówił o sprawach, które wtedy właśnie były dla mnie ważne. Na "The Eminem Show:; jeszcze bardziej się otworzyłem, ale podszedłem do tego jak do występu. To jest cały pomysł na tą płytę: nic, co robię, nie jest już ukryte; tak jakby kurtyna była w górze i wszystko było widoczne.
Powiedz, jak rozwinęła się twoja współpraca z producentem, Dr Dre?
Na szczęście rozwinęła się, jeśli chodzi o uaktualnienie tej chemii, która towarzyszyła nam we wcześniejszej pracy. To znaczy, chodzi o to, że wchodzi się do studia i tworzy coś od samego początku, a potem patrzy się, co z tego wyszło. Zazwyczaj zaczynam pisać piosenki, kiedy mam nagrać album. Kiedy mam ich już kilka, to idę z tym do Dre i zastanawiamy się, co dalej. On zwykle mówi mi, czego w nich brakuje, jeśli chodzi o rytm i dorzuca trochę hiphopowego gó**a do mojego materiału.
Zdaje się, że płyta "The Eminem Show" jest bardzo osobistą muzyczną podróżą. W jakim byłeś nastroju, gdy ją tworzyłeś?
No, nie wiem, raz na wozie, raz pod wozem. Każda piosenka dotyczy innych emocji, jakie przeżywałem. Niektóre pisałem, gdy miałem problem z prawem, z sądem i takimi tam rzeczami, a inne ... zresztą słychać te wszystkie upadki i wzloty, te wahania nastroju.
Na twojej najnowszej płycie gościnnie występują: Dr. De, Obie Trice, D12 i Nate Dogg. Jak wybierasz ludzi, z którymi współpracujesz?
Czasami, kiedy robię jakiś kawałek, po prostu słyszę w nim czyjś głos. Oczywiście głos kogoś z hiphopowego światka, kogoś, kogo lubię i szanuję. Potem pytam: Czy ci ludzie mogą się pojawić na płycie?. Tak było w tym przypadku. Na "Marshall Mathers" pojawił się Nate Dogg i chciałem się tej prostej formuły trzymać także na nowym albumie. Chciałem, by Nate też znalazł się na nowej płycie. Gdy tylko zrobiłem ten kawałek, usłyszałem w nim jego głos, więc zaprosiłem go do współpracy.
W numerze "Cleaning Out My Closet" mówisz o tych wszystkich, którzy protestują przeciwko temu, co robisz. Czy to, co ci ludzie, a także krytycy muzyczni, mówią o tobie, wpływa na to, jaki jesteś i jaką muzykę tworzysz?
Krytycy tak naprawdę mnie nie obchodzą. Coś o mnie mówią, a ja odbijam piłeczkę, nie zostaję im dłużny. To jest... no wiesz... ja chyba... czuję się czasami tak, jakbym im tworzył miejsca pracy. Ci ludzie czegoś potrzebują. Czasem wydaje mi się, że oni tak naprawdę nawet nie myślą tego, co piszą, tylko robią to, bo po prostu ich gazety muszą się sprzedawać. Próbują więc robić z siebie prawych obywateli, mówiąc że to, co robię jest złe.. Ale szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi, nie mam przez to spapranego dnia, czy coś w tym stylu. Nie zastanawiam się nad tym i nie mażę się z tego powodu. Oni mówią coś o mnie, a ja o nich. To jest woda na mój młyn, to mnie pcha do działania. Gdyby ci ludzie nie obrzucali mnie gó**em, to pewnie czasem nie miałbym o czym gadać. Tak więc w sumie cieszę się, że to robią.
W także wydanym na singlu utworze "Without Me" mówisz o amerykańskim odpowiedniku rady radiofonii i telewizji oraz o Lynne V. Cheney, żonie wiceprezydenta Richarda B. Cheney'a, często atakującej muzykę rapową. Czy to odniesienie do cenzury? Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Tak, zawsze będę posuwał się tak daleko, jak tylko się da. Ale od samego początku zawsze byłem przeciwny cenzurze i zawsze wierzyłem, że jeśli mamy tu wolność słowa, to nie powinna ona być przez nic ograniczana. Wszyscy powinni mieć możliwość powiedzenia tego, co myślą. Skoro ktoś może powiedzieć, że to, co robię, jest złe, to i ja powinienem mieć możliwość powiedzenia, że to, co ktoś robi, jest złe. Powinienem mieć możliwość powiedzenia wszystkiego co myślę, co by to nie było. Zawsze byłem przeciwny cenzurze.
W piosence "Business"; rapujesz o tym, że grałeś w rosyjską ruletkę z Eltonem Johnem, kiedy występowaliście na rozdaniu nagród Grammy. Czy miało to wpływ na karierę któregokolwiek z was?
Myślę, że było to pozytywne doświadczenie dla nas obu. Niektórzy z tych, którzy drwili z tego na początku, drwili i później, ale wielu z nich zamknęło potem gęby. Chyba w większości przypadków bardziej zamknęło to ludziom gęby niż ich nakręciło.
Piosenka "Superman" zdaje się być hymnem na cześć stanu wolnego, którym ty od niedawna również możesz się pochwalić. Jak radzisz sobie z zainteresowaniem ze strony fanek, którego ze względu na sławę zapewne nie brakuje ci?
Staram się cały czas patrzeć na to z odpowiedniej perspektywy. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie 90 procent dziewczyn, które na mnie lecą, robi to w celu... lecą na mnie z racji tego, kim jestem - i ja o tym wiem. Właśnie dlatego w tym kawałku mówię im, że traktuję... że tak właśnie będę je traktował, jak napalone fanki, skoro tak do mnie podchodzą. Jestem w tym bardzo skrupulatny i bardzo dobrze zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę. Dlatego też rób mi laskę mała.Wolę mieć zrobioną laskę, niż się znowu chajtać... kiedykolwiek.
W utworze "Without Me" mówisz o Mobym, o jego zaangażowaniu w techno i o tym, że nikt takiej muzyki nie słucha. Detroit jest największym w Ameryce skupiskiem wykonawców techno i house. Czy to jest twoja na to odpowiedź? Czy lubisz techno?
Ja nie jestem przeciwny tej muzyce, ja jej po prostu nie znoszę. Mieszkając w Detroit bez przerwy ją słyszę. W radiu leci to non stop. A ja nigdy, przenigdy nie lubiłem techno. I zawsze się zastanawiałem, z czego się robi płyty kompaktowe, no bo wiesz ... jeśli ludzie marnują papier, to się mówi: Ratujcie drzewa Dlatego jakikolwiek by to nie był za materiał, ratujcie go.
W piosence "My Dad's Gone Crazy" mówisz: ... nie mam wam tego za złe, sam nie pozwoliłbym Hailie tego słuchać.... Czy pozwalasz jej słuchać wszystkich utworów z każdego ze swoich albumów?
Hailie słucha mojej muzyki. Są pewne kawałki, które - jeśli jest tam dużo przekleństw pod rząd np. piep**yć; albo gó**o - mogą po niej spłynąć... wiesz, ona ma sześć lat. Pamiętam, że jak miałem sześć lat, to muzyka przelatywała obok mnie i nie wyłapywałem wszystkiego. Uważam jednak, że dzieciaki są teraz mądrzejsze niż my w ich wieku. Są pewne piosenki, które - jeśli mają dużo przekleństw pod rząd - nagrywam dla niej w oczyszczonej wersji i może sobie ich słuchać z walkmana albo puszczam je w samochodzie. A jeśli są łagodne, to w porządku, może ich słuchać.
Czy Hailie słucha artystów popowych, takich jak Britney Spears, Christina Aguilera, 'N Sync? Czy ich plakaty wiszą u niej na ścianach?
Tak, Hailie słucha... lubi niektórych takich wykonawców, ale co ja mogę zrobić? Powiedzieć jej, że nie może tego słuchać? A te plakaty Christiny Aguilery i Britney Spears... były moje, ale dałem je jej.
Co było twoją inspiracją, gdy pisałeś "Say Goodbye To Hollywood"?
Taaa... Przez tę piosenkę chciałem powiedzieć, że miałem kiedyś ochotę dać sobie z tym wszystkim spokój. Ona odzwierciedla taki okres w moim życiu. Jak już mówiłem - na płycie są takie upadki i wzloty. Czułem wtedy, że tego gó**a jest za dużo... czasem tak właśnie się czuję. W tym biznesie jesteś raz na wozie, raz pod wozem i jak zaczynasz się tak czuć, to musisz się podnieść, musisz pokonać to gó**o. Tak więc ten kawałek był dla mnie jakby oznaką wiary w siebie. No wiesz - mam ochotę dać sobie z tym spokój, ale tego nie robię.
Na "Infinite" mówiłeś o tym, że być może wyjedziesz z Detroit, by podpisać kontrakt płytowy. Zrobiłeś to?
Taaak, wyjazd ze stanu, niekoniecznie z kraju, ale ze stanu... tak zrobiłem. Wyjechałem, byłem w Nowym Jorku, w Los Angeles. Próbowałem się wypromować i doprowadzić do podpisania kontraktu.
Czy mógłbyś zamieszkać gdziekolwiek poza Detroit?
Nie mogę sobie wyobrazić wyprowadzki stąd. Spędziłem tu całe moje życie i jest mi tu dobrze. Po prostu się przyzwyczaiłem. Nie podoba mi się pośpiech Nowego Jorku i L.A. Ja jestem spokojny i żyję na luzie.
Jak godzisz rolę ojca i jednego z najpopularniejszych artystów na świecie? Jak radzisz sobie z wymogami obu tych stylów życia?
Przede wszystkim jestem ojcem. To jest najważniejsze. Najpierw jestem ojcem, a dopiero później raperem. Tak więc - co by się nie działo - moja córka jest na pierwszym miejscu. Jeśli dzieje się w jej życiu coś ważnego, coś przy czym muszę być, to rzucam to, co właśnie robię, albo ustalam harmonogram uwzględniający to. Często też zabieram ją ze sobą. Była już ze mną na trasie. Chodzi ze mną do studia i tam się kręci. Ona ma teraz sześć lat i jest bardzo ciekawa świata, chce oglądać różne rzeczy i jeździć w różne miejsca. Jest takim moim małym domkiem, czasami moim małym pomocnikiem. Jest ciężko, nie przeczę. Czasem pogodzenie tych ról staje się coraz trudniejsze ale - jak już powiedziałem - przede wszystkim czuję się ojcem.
Czy jesteś dla Hailie po prostu jej tatą, czy Eminemem-raperem, a może jednym i drugim?
Myślę, że po trochu jednym i drugim. Przede wszystkim widzi we mnie "tatusia", ale staje się też... coraz bardziej świadoma tego, co dzieje się wokół. No i widzi swojego tatę w telewizji, a przecież tatusiowie innych dzieci ze szkoły nie występują w telewizji. Słyszy mnie też w radiu, bo czasem, gdy jest ze swoją matką, słuchają radia i ona mówi wtedy: To mój tata. Myślę, że jest z tego dumna. Im będzie starsza, tym bardziej będzie dumna, mogąc pewnego dnia obejrzeć się za siebie i powiedzieć: To mój tata. Jestem jednak pewien, że przede wszystkim jestem dla niej jej tatusiem.
Jakiej muzyki słuchałeś w młodości?
Kiedy byłem bardzo młody, słuchałem tego, co puszczali w radiu, którego słuchała moja matka albo... wujek, albo ktokolwiek... chłopak mojej matki. Z tego, co pamiętam, jak byłem bardzo mały, był to głównie rock lat 70. Aerosmith, Led Zeppelin, Jimi Hendrix, takie rzeczy. Niektóre z nich mi się podobały. Gdyby nie wymyślono hip hopu, być może poszedłbym ścieżką muzyki rockowej, nigdy nic nie wiadomo. Ale gdy tylko pojawił się hip hop - była to muzyka, którą chwytałem i z którą natychmiast się identyfikowałem. Od tamtej pory mam świra na jej punkcie.
Wspomniałeś o Aerosmith, jako o wczesnej inspiracji. "Dream On" jest z pewnością utworem, który wywarł na tobie duże wrażenie, skoro stanowił on ważną część twojego kawałka "Sing For The Moment"?
Tak, była to jedna z moich ulubionych piosenek Aerosmith. Wiele mi mówiła. Ta piosenka... pamiętam, jak jej słuchałem będąc dzieciakiem. Kiedy się pojawiła, czułem się wielki, albo coś w tym stylu. No, nie wiem, sprawiła, że czułem się... pewny siebie... taaak... Wiesz, jak muzyka może zmienić twój nastrój, sprawić, że będziesz czuł się dobrze, że będziesz czuł się szczęśliwy, że będziesz czuł się smutny... Ta piosenka spowodowała, że byłem może nie tyle szczęśliwy albo smutny, ale przepełniony uczuciami... To prawdopodobnie jedna z pierwszych piosenek, które - jak pamiętam - wywoływały we mnie jakieś uczucia, więc po prostu... zapamiętałem ją i do niej wracałem. Napisałem swój tekst do tego co zapamiętałem z jej melodii.
Wróćmy do twojego poprzedniego albumu i wspaniałego singla "Stan";. Wideoklip do tego utworu był wtedy jednym z tych, które wywierały największe wrażenie. Co ty myślisz o tym teledysku?
Nie byłem przy całym procesie powstawania tego klipu, bo nie grałem w nim przecież przez cały czas. Ale byłem ze "Stana" zadowolony. Myślę, że teledysk był dobry, bo przecież sama piosenka tworzyła taki obraz. Różni ludzie mają różne wizje danej piosenki, jak ona w ich głowach wygląda. Może niektórym się wydawało, że to wideo mogło być bardziej wariackie. Ale tylko tyle można było z tym klipem zrobić, żeby pasował do tej historii i żeby go puszczali w MTV, B.E.T. i takich tam.
Na przełomie roku 2002 i 2003 film, w którym grasz, "8 Mile", pojawi się w kinach na całym świecie. Jest to twój aktorski debiut w roli głównej. Czy miałeś jakiś udział w całym procesie tworzenia tego filmu?
Jeśli chodzi o ten film, to tak, bardzo się w niego zaangażowałem. Byłem obecny już na początku pisania scenariusza, czytałem go, zmieniałem to i owo. Wiesz, odkąd Curtis Hanson przejął go na dobre, jestem w każdej scenie tego filmu. Nie było takiej sceny, którą mogli nakręcić beze mnie. Od początku, przez próby, do samych zdjęć, przez sześć dni w tygodniu, 13 do 16 godzin dziennie, cały czas tam byłem. Mieliśmy też na planie studio na kółkach. A więc czasami, w przerwach w kręceniu filmu, nagrywałem kawałki na ścieżkę dźwiękową, której części zresztą sam produkowałem. Planuję też wyprodukować kilka innych, nie swoich kawałków, które pojawią się na tej ścieżce.
Dziękują za rozmowę.
(Na podstawie materiałów prasowych Universal Music)