Reklama

"Polska to fajne miejsce"

William Robert Young, urodzony w 1979 roku brytyjski wokalista, jest zwycięzcą brytyjskiej edycji programu „Idol”. To właśnie jego tamtejsza publiczność wybrała na swego ulubieńca. Telewidzowie potwierdzili swą sympatię kupując w ciągu tygodnia aż 1.1 miliona egzemplarzy jego debiutanckiego singla "Anything Is Possible/Evergreen", co oznaczało, iż ustanowił rekord sprzedaży małej płytki wśród debiutantów na brytyjskim rynku muzycznym. Podczas pobytu Willa Younga w Polsce, gdy był gościem finału polskiej edycji programu „Idol”, o wrażeniach z wizyty, pracach nad płytą i rekordzie sprzedaży, rozmawiał z nim Paweł Amarowicz.

Jakie wrażenia po polskim finale programu "Idol"?

Uważam, że Alicja była bardzo dobra. Choć właściwie wszyscy byli bardzo dobrzy. Denerwowałem się razem z nimi, to było dziwne uczucie, znów znaleźć się w finale "Idola", chociaż przecież tym razem nie brałem udziału w rywalizacji.

A jak podobała ci się polska publiczność?

Polska publiczność jest bardzo przyjacielska. Na sali była bardzo miła atmosfera, czułem się bardzo dobrze.

Kto spośród finalistów był twoim zdaniem najlepszy?

Bardzo trudno powiedzieć, kto był najlepszy... Podobał mi się występ Alicji, jej sposób poruszania się na scenie, pewność siebie. Widać było, że występ sprawia jej dużą radość. Ale polubiłem ich wszystkich, nie potrafię wybrać jednej osoby. Każdy z nich jest inny.

Reklama

Nie uważasz, że Alicja Janosz jest trochę zbyt młoda na to, by być "Idolem"?

No, nie wiem... W Anglii Gareth, drugi finalista "Idola", też ma 17 lat. Ja jestem trochę starszy, ale to zależy chyba od tego, czy trafiłeś na swój czas. Jak długo będzie miała wokół osoby, którym będzie mogła zaufać, które będą ją wspierać, wszystko będzie OK.

Jak podoba ci się Polska?

W.Y.: To bardzo fajne miejsce. Wprawdzie nie wiedziałem zbyt wiele - studio, hotel i Stare Miasto - ale wszyscy byli bardzo przyjacielscy... Chciałbym tu wrócić i zobaczyć więcej...

Kiedy teraz patrzysz wstecz, co dla ciebie było najgorsze w tym programie, jaki był ten najtrudniejszy moment?

Najgorzej było wówczas, gdy program zbliżał się do końca, gdy co tydzień ktoś odpadał. Było nas coraz mniej do podtrzymywania się nawzajem na duchu... Byliśmy bardzo zmęczeni, z tygodnia na tydzień było coraz więcej pracy. Jednak tylko przez kilka chwil czułem, że mam wszystkiego dość. Poza tym byłem bardzo podekscytowany tym, co się dzieje... Czułem, że to jest to, co chcę robić, więc takie współzawodnictwo mi nie przeszkadzało...

Co sądzisz o "ostrym jurorze" Simonie Cowellu?

Simon był bardzo szczery, czasami zbyt szczery. Mieliśmy utarczkę, ale potem mnie przeprosił, co było bardzo miłe z jego strony. Czasem jest zbyt złośliwy, ale jest też bardzo dobry w tym co robi...

Jak zaawansowane są prace nad twoim debiutanckim albumem?

Wciąż piszemy i nagrywamy piosenki. Album powinien być gotowy we wrześniu, niedługo znów wchodzę do studia.

W jakim stylu będzie utrzymany?

Będzie na nim wiele stylów... Jazzujące piosenki, akustyczne gitary... Powiedziałbym, że będzie melodyczny, soulowy...

Zostałeś rekordzistą Anglii pod względem sprzedaży singla przez debiutanta...

To niesamowite doświadczenie... Trudno to jednak ocenić, w końcu to mój pierwszy singel w ogóle, ale ten pierwszy tydzień to było coś niesamowitego, wciąż mnie to zadziwia.

Twoim drugim singlem jest piosenka "Light My Fire"? Dobrze znasz grupę The Doors?

"Light My Fire" to była zawsze jedna z moich ulubionych piosenek, szczególnie w wersji Jose Feliciano. Nie znam zbyt dobrze samego zespołu The Doors, ale byli bardzo interesujący, taki fenomen właściwie... Jim był niesamowity, intelektualista, filozof, szaleniec... Był taki inny niż współcześni mu amerykańscy piosenkarze, to był Oscar Wilde muzyki...

Jakie nadzieje wiążesz ze swoim debiutanckim albumem?

Mam nadzieję, że się uda. I że w przyszłości będę śpiewał fajne piosenki, że będę się jakoś utrzymywał w tej branży...

Dobrze czujesz się w studiu, czy lepiej śpiewa ci się na scenie?

Kocham to i to! Świetnie czuję się w studiu, ale uwielbiam też występować na scenie... To zawsze bardzo ekscytujące, widzieć tylu ludzi słuchających twojej muzyki.

Czy nie jesteś zmęczony sławą?

Prawdę mówiąc, nie...

Czy twoje otoczenie zmieniło swoje zachowanie względem ciebie?

Myślę, że wszyscy są bardzo szczęśliwi z powodu mojego sukcesu. Teraz wiele spraw się już uspokoiło, moja rodzina i znajomi wrócili do swojego normalnego życia.

Dlaczego nie dajesz się fotografować na scenie i podczas wywiadów?

To nie tak. W tej branży zdjęcie też jest newsem, więc zawsze trzeba mieć na to zgodę, a ja nie zawsze czuję się na tyle przygotowany, by pozować do zdjęć, które może za chwilę obejrzeć cały świat.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: piosenki | publiczność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy