Reklama

"Polska była dla nas drugim domem"


Węgierski zespół Omega powstał jeszcze w 1962 roku, choć jego pierwszy album "Trombitas Fredi es a Rettenetes Emberek" ukazał się dopiero 5 lat później. Grupa szybko stała się jednym z najpopularniejszych wykonawców rockowych w swym kraju. Wkrótce jej popularność przekroczyła granice Węgier, a to za sprawą wielkiego przeboju "Gyöngyhajú lány" („Dziewczyna o perłowych włosach”), który stał się przebojem także w Polsce (własną wersję nagrał m.in. nasz Kult). Omega kilkakrotnie koncertowała u nas, m.in. w towarzystwie grupy SBB. W latach 70. zespół przebił się także na rynku zachodnim, głównie w Niemczech, a jego koncerty otwierała wówczas m.in. grupa Scorpions. Wydany w 1987 roku trzynasty w karierze album ""Babylon" był ostatnią przed dłuższą przerwą pozycją w bogatej dyskografii zespołu, który jednak nie zaniechał działalności koncertowej. W 1994 roku Omega dała na budapesztańskim Népstadionie pierwszy wielki koncert, którego gośćmi byli Rudolf Schenker i Klaus Meine, członkowie Scorpions, wydany później na albumie "Omegakoncert - Népstadion 1994, Part 1 and Part 2". Dwa lata później ukazała się dobrze przyjęta studyjna płyta "Trance and Dance", a w 1998 r. ostatni jak na razie album "Egy életre szól".

Reklama

Wokalista, gitarzysta i klawiszowiec Janos Kobor jest członkiem Omegi od samego początku jej istnienia. W specjalnym wywiadzie opowiedział Krzysztofowi Czai z radia RMF FM o obecnej działalności grupy, obchodach 40. rocznicy jej powstania, wspomina też koncerty w Polsce.


Jak po tylu latach grania zespół Omega odbierany jest na Węgrzech? Jak udaje wam się przekonać do siebie dzisiejszych młodych fanów?

JK: W ciągu ostatnich pięciu lat zagraliśmy trzy wielkie koncerty na stadionie w Budapeszcie. Na każdym było około 80 tysięcy ludzi. Połowa z nich to byli właśnie młodzi ludzie, którzy nigdy nie widzieli nas na żywo, znali tylko naszą wcześniejszą działalność. To oznacza, że młodzi interesują się tym, co działo się w tamtych czasach. I mimo że nie widzieli naszych koncertów, doskonale znali nasze utwory. Muzyka rockowa jest na Węgrzech wciąż popularna i nie ma znaczenia, ile lat ma zespół, który ją gra. My mamy to szczęście, że ludzie lubią nas słuchać. Właśnie ostatnio zdecydowaliśmy, że w tym roku zagramy jubileuszowy koncert z okazji 40-lecia istnienia zespołu. Zagramy na pewno na Węgrzech, a może również za granicą.

Czy wiesz o tym, że wasz największy przebój „Dziewczyna o perłowych włosach”, został nagrany przez polski zespół Kult i również w Polsce stał się hitem?

Tak, na dodatek słyszałem, że oni nie śpiewali tego po polsku, tylko po węgiersku.

To prawda. To był chyba jedyny przypadek, kiedy polski zespół wylansował przebój śpiewany po węgiersku.

Cieszę się, bo to oznacza, że ta piosenka ma w sobie siłę. Zresztą, nagrano ją w wielu krajach, od Francji po Niemcy. Grali ją między innymi Scorpionsi. Polska nie była więc jedynym krajem.

A czy Omega planuje ponowne nagranie tego utworu?

Po tym jubileuszowym koncercie planujemy nagrać na nowo nasze największe przeboje. Nie chcemy kopiować tych zachodnich zespołów, które zatrudniają orkiestry symfoniczne. Chcemy to zrobić po swojemu, w bardziej „węgierski” sposób. Jest u nas taka stuosobowa cygańska orkiestra, złożona głównie ze skrzypków i właśnie z nimi mamy zamiar nagrać między innymi nową wersję „Dziewczyny o perłowych włosach”.

Jak scharakteryzowałbyś dzisiejszą węgierską scenę muzyczną?

Myślę, że podobnie, jak np. film, jest ona coraz mniej węgierska. Jest dużo kopii amerykańskich gwiazd i bardzo mało oryginalnych grup, takich, jakie istniały w latach 60., 70. czy 80. Nie dotyczy to tylko rocka, ale również innych form sztuki. Dużo zależy tu od pieniędzy. Na Węgrzech mamy teraz dużo ważniejsze wydatki, więc na kulturę brakuje pieniędzy. Trudno byłoby mi wskazać jakiś naprawdę dobry nowy zespół węgierski.

Skoro już mowa o pieniądzach - czy nie wydaje ci się, że w XXI wieku w muzyce biznes i technologia będą ważniejsze od sztuki?

To jest prawdziwy problem. Koncerty coraz bardziej przypominają cyrk, czego przykładem są Madonna czy Michael Jackson. Oni robią wielki show, ale sztuki w tym niewiele. Są też oczywiście wartościowi artyści, ale oni często nie są w stanie się przebić. Niestety, bez pieniędzy nie da się niczego osiągnąć. Na tym polega kapitalizm, za którym nie przepadam, ale jak dotąd nie wymyślono nic lepszego. To tylko moja opinia, być może za parę lat będę miał inne zdanie. W tym momencie Węgry, a myślę, że także Polska, są na samym początku nowej drogi, rozpoczętej 10 lat temu, czyli niezbyt dawno. Na razie, niestety, wszystko rozbija się o brak pieniędzy.

Jak wspominasz koncerty zagrane wraz z Omegą w Polsce? Pamiętasz je w ogóle?

Oczywiście. W latach 70. Polska była dla nas drugim domem. Bardzo miło się nam grało w Krakowie, Wrocławiu, Katowicach, Poznaniu czy Bydgoszczy. Polska kojarzy mi się z bardzo dobrą publicznością i świetnymi muzykami, jak Czesław Niemen czy SBB. Uwielbialiśmy jeździć do Polski. Czasami spędzaliśmy tam cały miesiąc i - oczywiście nie codziennie - graliśmy koncert. Polska różniła się od innych krajów, takich jak NRD czy Czechosłowacja. Myślę, że polska i węgierska mentalność są sobie bardzo bliskie, więc dużo łatwiej było się nam czuć u was w jak w domu, niż w jakimś innym kraju.

Czym jest dla ciebie muzyka? Tylko rozrywką czy czymś więcej?

Kiedy założyliśmy Omegę, chodziliśmy do średniej szkoły. Graliśmy muzykę wyłącznie dla siebie. Potem wszyscy poszliśmy na studia - ja na architekturę, pozostali na kierunki techniczne. Poprzez naszą muzykę chcieliśmy pokazać, że nie wszystko jest takie wspaniałe, jak to przedstawiały ówczesne władze. Niekoniecznie chcieliśmy kogokolwiek pouczać, czy przekonywać do swoich racji. Chcieliśmy jedynie dać do zrozumienia, że nie zgadzamy się ze wszystkim, co się dzieje dookoła. Może nie było to wprost ujęte w naszej muzyce, bardziej w sposobie zachowania i bezpośrednich kontaktach z ludźmi. Nie było to sensem istnienia naszego zespołu, ale staraliśmy się odciąć od tego, co mówiła ówczesna propaganda, nie tylko na Węgrzech, ale i w całym bloku wschodnim. Przede wszystkim jednak cieszyliśmy się, że możemy grać muzykę.

Dziękuję za rozmowę

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: 5 lat | koncert | koncerty | omega
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy