Reklama

"Po prostu wzięłam się za siebie"

Angielska piosenkarka Lisa Stansfield cieszyła się sporą popularnością na przełomie lat 80. i 90., gdy nagrała kilka światowych przebojów, takich jak np. "People Hold On" (wespół z grupą Coldcut), "Change", "This Is The Right Time", a szczególnie "All Around The World". Jej albumy "Affection", "Real Love" i "So Natural" sprzedawały się w kilkusettysięcznych nakładach. Po wydaniu w 1997 r. niezbyt dobrze przyjętej płyty "Lisa Stansfield", wokalistka zniknęła na cztery lata, by w 2001 roku powrócić z płytą "Face Up". O współpracy z mężem, aktorstwie i brytyjskiej prasie, z wokalistką rozmawiał Konrad Sikora.

Od wydania twojego poprzedniego albumu minęły już ponad cztery lata. Co porabiałaś w tym czasie?

Może się wydawać, że przez ten czas leniuchowałam, ale tak naprawdę spędziłam ten okres dość ciężko pracując. Ogrom czasu zajęło mi koncertowanie. Ludzie często zapominają, że po wydaniu płyty trzeba ją promować i w przypadku poprzedniego albumu zabrało mi to naprawdę ogromną ilość czasu. Przynajmniej rok spędziłam w trasie. Po tym zaangażowałam się w pracę przy filmie "Swing". To było ciekawe doświadczenie, choćby z tego powodu, że jego produkcja przeciągała się w nieskończoność. To też trwało jakiś rok, a w sumie wszystko można było zrobić w miesiąc. Po tym wszystkim znów zachciałam nagrać swoją płytę i osiągnięcie tego celu zajęło mi prawie dwa lata.

Reklama

Czy praca nad muzyką do filmu "Swing", która oczywiście musiała być utrzymana w swingowym klimacie, była dla ciebie czymś trudnym?

Na początku dawało mi to sporo radości, bo uczyłam się czegoś nowego, poznawałam nowe aspekty muzyki. Jednak pod koniec pracy miałam już tego naprawdę dość i chciałam wrócić do swojego oryginalnego brzmienia. Nadal chętnie słucham tego typu muzyki, ale mimo wszystko preferuję moje tradycyjne brzmienie.

Czy zaczynając prace nad albumem "Face Up" miałaś już pomysł, jak ta płyta ma brzmieć?

Raczej nie. Wszystko zaczęło się tak naprawdę tworzyć, kiedy byliśmy już w studio. Tam bawiliśmy się pomysłami i rozwijaliśmy je. Określenie brzmienia płyty, zanim jeszcze wejdziesz do studia, jest sprawą raczej niemożliwą. Dopiero tam łapiesz klimat i starasz się go zawrzeć w swojej muzyce.

Czy praca z mężem nie jest dla ciebie czasem uciążliwa?

W sumie to już do tego przywykłam. Pracujemy w ten sposób od 16 czy też 17 lat.

A czy łatwo jest oddzielić życie prywatne od zawodowego?

Nie. Chociaż to także zależy od danej sytuacji. Wiadomo, że w domu będziemy mówić o pracy, ale przenoszenie problemów domowych do studia to już cięższa sprawa. Nie widzimy w tym raczej żadnego problemu, ale mam świadomość tego, że jestem kobietą i czasami potrafię być nieznośna. Jednak na co dzień w ogóle o tym nie myślimy.

Który z utworów na tej płycie jest ci najbliższy i dlaczego

Może to dziwnie zabrzmi, ale uwielbiam każdą z piosenek, które się na niej znalazły. Długo pracowałam nad tym albumem i jestem z niego bardzo dumna. Nie ma na nim ani jednej rzeczy, którą chciałabym zmienić. Naprawdę. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale tak jest. Wcześniej zawsze chciałam coś poprawiać. Tym razem jest inaczej.

Czy przy wyborze singli kierujesz się przekonaniem, że właśnie ta piosenka ma szansę stać się wielkim przebojem?

Szczerze mówiąc jestem ostatnią osobą na świecie, która powinna zajmować się wybieraniem piosenek na single. Nie potrafię powiedzieć, co będzie przebojem, a co nie. To, co mi się podoba, nie zawsze trafia w gusta szerszej publiczności. Nigdy się pod tym względem nie sprawdziłam i dlatego zostawiam tę sprawę na głowie innym.

Ale kiedy piosenka trafi już do rozgłośni i do sklepów, interesujesz się tym, jak sobie radzi? Czy też mówisz - i tak wiem, że jest dobra, nawet jeśli nikt jej nie kupi?

Oczywiście, że się interesuję. Singel to reklama płyty. Jeśli singel się dobrze sprzedaje, jest szansa, że dzięki temu więcej ludzi dotrze do mojego albumu, a na tym mi zależy najbardziej. Sama pozycja na liście nie jest dla mnie taka ważna. Liczy się to, żeby ludzie chcieli tej piosenki słuchać.

Pochodzisz z Wysp Brytyjskich i siłą rzeczy najbardziej jesteś związana z tamtejszym rynkiem muzycznym. Jak jednak widać dominują na nim całkiem inni artyści niż w czasach, gdy ty zdobywałaś szczyty brytyjskich list przebojów...

Tak, ta sytuacja mnie trochę przeraża. Wytworzyła się jakaś dziwna atmosfera, w której nie wiadomo do końca, kto czego chce. Sztuka to jedno, a przebojowe single to inna sprawa. Jesteśmy rozdarci. Zatraca się oryginalność i różnorodność. Nikt nie chce się wyłamywać z tego popularnego nurtu i nikt nie podejmie w tej sprawie żadnej odważnej decyzji.

Czy to między innymi z tego właśnie powodu przeniosłaś się do Irlandii?

Nie. Choć rzeczywiście, dzięki temu, że tam nie mieszkam, bardziej mi się Anglia podoba. Wiele się tam już poprawiło. Powody, dla których się wyniosłam do Irlandii, są już trochę nieaktualne. To jednak nie znaczy, że chcę do Anglii wrócić. Nie. Tutaj jest mi dobrze. Wielka Brytania przez ostatnie lata bardzo się zmieniła na lepsze, ze względu na rządy Partii Pracy. Myślę, że teraz mieszkałoby mi się tam lepiej.

Wracając do spraw związanych z nagrywaniem. Czy jest coś takiego, czego nie znosisz w pracy w studiu?

Najgorzej jest wtedy, kiedy napiszesz zwrotkę i refren, i zajmujesz się czymś innym. Później, po kilku dniach, gdy do niej wrócisz, nie ma już szans na to, aby ją skończyć. Aby napisać piosenkę, trzeba to zrobić od razu. Później to już tylko męczarnia, a nie pisanie. Nie czujesz już tego samego, nie masz tego samego nastroju...

Powiedz, ile siebie samej pokazujesz w tekstach, które piszesz?

Tyle, ile w danej chwili chcę. Czasami jest tego więcej, czasami mniej. To zależy od danego utworu i jego tematyki. Staram się zawsze dwa razy przemyśleć dane słowa, aby później nie musieć się z nich tłumaczyć.

Na początku lat 90. trzy razy z rzędu byłaś laureatką nagród Brit, brytyjskiego przemysłu płytowego, w tym jako najbardziej obiecująca debiutantka. Pamiętasz, co czułaś odbierając tę nagrodę?

Jeśli mam być szczera, to nie lubię otrzymywać nagród. W ogóle uważam, że przyznawanie ich jest bez sensu. Muzyka to nie wyścigi. Kiedy dostaję jakąś nagrodę, czuję się zażenowana, bo niby w czym jestem lepsza od tych, którzy jej nie dostali? Wiele osób nie lubi mojej muzyki i nigdy nie zgodzi się z tym, że byłam najlepsza. I co ja im mam powiedzieć? To jest pewien paradoks. Ale w końcu każdy z nas jest trochę próżny i w sumie taka nagroda nikomu nie zaszkodzi.

A pamiętasz uczucie, kiedy po raz pierwszy zobaczyłaś w MTV swój teledysk?

To trochę zwariowana historia. Kiedy jest się młodym, marzeniem każdego jest wystąpić w programie "Top Of The Pops", MTV wtedy się nie liczyło. Kiedy jednak się tam dostałam, zobaczyłam, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego, że żyłam karmiąc się iluzją i tak naprawdę to nic wielkiego. Podobnie było z moim teledyskiem w MTV. Kiedy go zobaczyłam, stwierdziłam: "Okay, jestem w MTV, fajnie".

Teraz promujesz swoją kolejną płytę. Czy planujesz w przyszłości ponownie zająć się aktorstwem?

Tak. Bardzo chciałabym to jeszcze kiedyś powtórzyć. Mam wiele propozycji. Mam od tego agenta. On je przegląda i wybiera co lepsze. Na pewno z kilku skorzystam. Aktorstwo to wspaniała sprawa. Grając w filmie jesteś trybikiem w ogromnej maszynie, ale mimo wszystko wiele od ciebie zależy. To przyjemniejsze niż praca przy płycie, kiedy tak naprawdę liczysz się tylko ty i nic więcej. W filmie możesz się podeprzeć wieloma rzeczami, w muzyce te środki są bardzo ograniczone.

Wydanie nowej płyty w twoim przypadku było połączone z nowym wizerunkiem. Schudłaś. Ćwiczysz regularnie...

Tak, ale nie powiedziałabym, że to jakaś drastyczna zmiana. Po prostu wzięłam się za siebie i zaczęłam normalnie żyć. To prawda, że ćwiczę, ale jadam normalnie, nie głodzę się, nie stosuję żadnych cudownych diet. Nie dopatrywałabym się w tym jakiegoś głębszego sensu.

Brytyjska prasa uwielbia jednak karmić się takimi szczegółami, z których później wyciąga zarzuty, że gwiazdy mają negatywny wpływ na nastolatki, wpadające następnie w anoreksję...

Przyznam szczerze, że coś w tym jest. Tyle, że w anoreksji nie chodzi o to, że ktoś jest chudy. Tutaj mamy już do czynienia także z psychiką danej osoby. Najłatwiej jest obwinić gwiazdy, ale bardziej zastanowiłabym się nad rolą rodziców. Oczywiście w gazetach pojawiają się zdjęcia pięknych, szczupłych kobiet z dużym biustem, ale na to trzeba brać poprawkę. Odpowiedź nie jest tu do końca jednoznaczna.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: MTV | Po prostu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy