"O tym marzyliśmy"
Powiedzenie "ostatni będą pierwszymi" w przypadku zespołu Liberty X sprawdziło się całkowicie. Członkom grupy nie udało się zwyciężyć w popularnym telewizyjnym programie "Popstars", ale mimo to zdobyli większą sławę, aniżeli laureaci z formacji Hear'Say. Kelli, Tony, Jessica, Kevin i Michelle bardzo poważnie podchodzą co robią i nie ulegają szybko emocjom. Być może właśnie dlatego ich kolejne single odnosiły sukcesy, a płyta "Thinking It Over" zyskała sporą popularnością także poza Wielką Brytanią. O udziale w programie "Popstars", urokach bycia popularnym i planach podbicia Stanów Zjednoczonych, z Jessiką rozmawiał Konrad Sikora.
Dlaczego zdecydowałaś się na udział w programie "Popstars"?
Udział w takim programie zawsze jest szansą na sprawdzenie się. Można co prawda powiedzieć sobie później, że tym razem nie wyszło, a można też przecież wiele zyskać. Ja od zawsze wiedziałam, że chcę śpiewać, że chcę być związana z muzyką. Dlatego właśnie zdecydowałam się spróbować swych sił w programie "Popstars". To po prostu była ogromna szansa, którą udało mi się wykorzystać.
Konkurencja była ogromna i los sprawił, że nie trafiłaś do zwycięskiego zespołu. I chyba dobrze się stało, bo Liberty X w obecnej radzą sobie lepiej, aniżeli Hear'Say...
Rzeczywiście, idziemy trochę inną drogą niż oni. Po zwycięstwie w programie oni mieli swoje pięć minut i teraz muszą walczyć o to, aby utrzymać się na powierzchni. My staliśmy sobie spokojnie z tyłu, pracując mad swoim materiałem i teraz spokojnie zdobywamy kolejne szczeble kariery. Ta strategia przynosi efekty. Nasza płyta została bardzo dobrze przyjęta i jak na razie jesteśmy zadowoleni. Szczerze mówiąc bardzo się cieszę, że nie wygraliśmy tego programu. Dzięki temu mogliśmy sami o sobie decydować i pisać własne piosenki.
To znaczy, że zwycięzcy nie mają takiej swobody?
Chyba tak. Jeszcze podczas trwania programu Kevin zapytał jurorów, jak to wszystko będzie wyglądało po zakończeniu rywalizacji, czy będziemy mogli śpiewać nasze własne piosenki. Otrzymał odpowiedź negatywną i nie sądzę, aby oni mogli teraz o czymkolwiek decydować. Dlatego tym bardziej cieszę się z naszego sukcesu.
Skoro mowa o pisaniu piosenek, to jak powstają wasze utwory?
Niemal każda piosenka powstaje w inny sposób. Czasami robimy wszystko wspólnie, czasami są to pomysły jednej osoby, które później rozwijamy. Czasami korzystamy z podpowiedzi i sugestii producentów, i tak dalej, i tak dalej. Nie ma jakiegoś jednego przepisu na to, jak piszemy piosenki.
Pamiętasz, jak czułaś się, kiedy po raz pierwszy usłyszałaś waszą piosenkę w radio?
Tak. To było niesamowite uczucie, jedno z najlepszych w moim życiu. Skakałam po całym domu i krzyczałam: "Boże, jestem w radiu!". Oszalałam z radości.
Czy teraz, kiedy macie na swoim koncie płytę, jesteś zadowolona, że stałaś się częścią muzycznego show-biznesu? Czy jego funkcjonowanie jest dla ciebie jakimś zaskoczeniem?
Szczerze mówiąc, zanim nagraliśmy tą płytę, miałam wiele wyobrażeń o tym, jak to wszystko będzie wyglądać. Na pewno zrealizowały się wszystkie moje pragnienia, a nawet dostałam więcej, niż się spodziewałam. Oczywiście, było wiele spraw, których nie rozumiałam i których nadal nie rozumiem. Wszystko zmienia się z dnia na dzień i jeszcze wszystkiego się uczymy. Na pewno pod tym względem będziemy jeszcze nie raz zaskoczeni, tak pozytywnie, jak i negatywnie.
W Wielkiej Brytanii panuje dość duża presja, aby singel zadebiutował przynajmniej w pierwszej trójce listy przebojów. Czy wy też ją odczuwaliście?
Tak, zjawisko takiej presji jest na naszym rynku bardzo dobrze wyczuwalne. My jednak jej nie ulegliśmy. Na pewno chcieliśmy, aby nasz pierwszy singel został w jakiś sposób zauważony. Nie zależało nam na miejscu w pierwszej trójce. Nie chcieliśmy przejść niezauważeni.
A co z wyborem singli? Dlaczego właśnie te piosenki znalazły się na nich, a nie inne?
Wybór nigdy nie był łatwy. Po prostu kierujemy się naszym instynktem i próbujemy odgadnąć, co w danej chwili może się ludziom najbardziej spodobać. Wiemy, że to ogromna odpowiedzialność i ogromne ryzyko. Zawsze staraliśmy się wybierać piosenki, które mogą reprezentować album, w jakiś sposób pokazać, jak brzmi płyta. W ten sposób naprawdę ją promujemy.
Płyta "Thinking It Over" jest już na rynku, koncertujecie, udzielacie wywiadów... Co dalej?
Tak, płyta jest już w sklepach. Teraz całą uwagę poświęcamy promowaniu jej. Właśnie pracujemy nad teledyskiem do kolejnego singla. Później będziemy stawiać przede wszystkim na koncerty. Mamy nadzieję, że uda nam się z naszą muzyką zaistnieć także poza Wielką Brytanią. W tym kierunku skierujemy nasze wysiłki.
Czy to wszystko was nie męczy?
Nie. Jesteśmy zmęczeni fizycznie, ale nie jesteśmy zmęczeni psychicznie. Wszystkie te wydarzenia dostarczają nam wiele radości i uczą nas różnych rzeczy. Rzeczywiście, czasami mielibyśmy ochotę trochę dłużej pospać, albo zrobić sobie tydzień wolnego, ale nie możemy. Wiemy jednak, że ten wysiłek w jakiś sposób zaoowocuje. Przecież wszyscy o tym właśnie marzyliśmy!
A co piszą o was brytyjskie, najsłynniejsze na świecie, brukowce? Jeszcze do was się nie dobrały?
Jak na razie jeszcze nie mieliśmy żadnych problemów z tego powodu. Dziennikarze ogólnie odnoszą się wobec nas pozytywnie. Zdarzyło się, że przeczytaliśmy o sobie jakieś wymyślone rzeczy, ale nie było to nic, co by nas zraniło i spowodowało jakąś nerwową atmosferę. Mamy nadzieję, że tak będzie w dalszym ciągu.
Wasza płyta trafiła także na półki polskich sklepów muzycznych. Jakie to uczucie wiedzieć, że waszych piosenek słuchają tysiące ludzi żyjących w różnych krajach, reprezentujących różne kultury?
To jest rzecz nie do opisania. Jeśli ktoś w Polsce lub w innym kraju kupuje naszą płytę i słucha jej w domu lub w samochodzie i ma wobec niej pozytywne odczucia, jest to dla mnie największą nagrodą na świecie. Czy dla artysty może być coś lepszego? Chcemy dzielić się z ludźmi naszą twórczością. Po to przecież śpiewamy i występujemy.
Słyszałem także, iż planujecie rozpocząć niedługo podbój Stanów Zjednoczonych i podobno ma wam w tym pomóc sam Michael Jakcson? Ile jest prawdy w tych doniesieniach?
Prawda wygląda tak, że Michael Jackson słuchał naszych piosenek i mu się spodobały, ale nie wiem, czy ruszymy na podbój Ameryki. Nie wiemy, czy rzeczywiście on ma ochotę nam w tym pomóc. Ma wystarczającą ilość swoich zmartwień. A poza tym sami nie jesteśmy pewni, czy tego chcemy. Jak na razie prasa wie na ten temat więcej niż my sami (śmiech). Podbicie Ameryki to marzenie każdego brytyjskiego artysty. Musimy jednak jeszcze nad tym pomyśleć.
Skoro teraz macie taki gorący okres koncertowy, to powiedz, czy lepiej czułaś się w studio, czy jednak twoim żywiołem są występy na żywo?
Zdecydowanie wolę koncerty. Lubię nawiązywać kontakt z publicznością, obserwować jej reakcję. To wyzwala w nas wszystkich dodatkową dawkę adrenaliny. Praca w studio to także wspaniała zabawa. To pewien proces, w którym uczestniczy się od początku aż do końca i można patrzeć, jak wszystko się rozwija. Mnie to również dostarcza emocji. Mam nadzieję, że niedługo sami będziecie mogli zobaczyć nas na żywo w Polsce.
Dziękuję za rozmowę.