"Nie ma w nas nic sztucznego"

Big Brovaz to angielska grupa rodem z południowego Londynu, w której skład wchodzą trzy dziewczyny i trzech chłopaków, mających średnio około 20 lat. Jej założycielem jest znany producent i raper JJC aka Skillz (czyli Abdul Bello urodzony w Nigerii), którego wspomagają Cherise Roberts, Dionne Howell i Nadia oraz Nigeryjczyk Flawless (naprawdę Tayo Aisida), Amerykanin J. Rock (czyli John Paul Horsley) i Randy. Wykonują mieszankę hip-hopu i R&B, która w Anglii została ciepło przyjęta - ich debiutancki singel "Nu Flow" znalazł się na 3. miejscu angielskiej listy przebojów, a zespół okrzyknięto "angielską odpowiedzią na Outkast". Wkrótce potem Big Brovaz przygotowali album "Nu Flow" zawierający materiał o wielu inspiracjach - od hip-hopu, przez soul po ragga. Cherise Roberts i Randy opowiadają Maćkowi Rychlickiemu o Wielkim Bracie, swej historii, dyskutują także na temat "Idola" i grupy So Solid Crew.

article cover
INTERIA.PL

Big Brother - Wielki Brat - kojarzy w dzisiejszych czasach już tylko z jednym... Ale podobno nazwa waszego zespołu nie ma nic wspólnego z programem telewizyjnym?

Randy: Wielki Brat pojawia się przede wszystkim w książce George'a Orwella "1984" i oznacza pewną ponadnaturalna istotę, która kontroluje wszystkich i wszystko, decyduje o tym, co ma się wydarzyć, a co nie. I dokładnie taką pozycję chcemy osiągnąć kiedyś w przemyśle muzycznym. Tak więc nasza nazwa nie ma nic wspólnego z telewizyjnym show!

W studio mianem Wielkim Bratem często określa się także producenta, który nadzoruje każdy moment pracy nad płytą. Jak układała się wam współpraca z waszymi producentami?

Randy: Jesteśmy z nimi bardzo związani. Nie nazwałbym ich Wielkimi Braćmi, a raczej Rodzeństwem, z którym dzieliliśmy się wszystkimi pomysłami. Nie narzucają nam tego, co mamy robić i odwrotnie. Wspólnie łączymy nasze siły i dopiero dzięki temu powstaje ostateczny produkt.

Album "Nu Flow" jest pierwszym, jaki nagraliście dla dużej wytwórni. Czy wytwórnia miała duży wpływ na jego powstawanie, czy dostała do produkcji gotowy materiał, do którego nie uwzględnialiście już żadnych poprawek?

Cherise: Zazwyczaj mówimy, że nagranie całej płyty zajęło nam nie więcej niż dwa miesiące. Odnosi się to jednak do większości materiału, bo pozostała część powstała już choćby pięć lat temu. Kiedy więc doszło do rozmów między naszym menedżmentem a wytwórnią, większość płyty była już skończona. I bardzo się podobała! Serio, nikt nawet nie sugerował, abyśmy zmieniali w nim cokolwiek!

Zespół Big Brovas liczy aż sześć osób. W jaki sposób spotkaliście się ?

Randy: Było to podczas pracy nad naszym pierwszym albumem "Big Brovaz - Watching You". Celem tej płyty było umieszczenie na jednym krążku wszystkich utalentowanych londyńskich debiutantów, wykonujących tzw. "urban music". Było nas łącznie 13 osób i w trakcie pracy nad płytą okazało się, że sześciorgu z nas pracuje się razem najlepiej. Zrezygnowaliśmy w pozostałej siódemki i przy projekcie została tylko najbardziej zaangażowana szóstka, czyli właśnie my. Naszą nazwę zaczerpnęliśmy z tytułu tej płyty i to w zasadzie cała opowieść.


Czy jeżeli staniecie się bardzo popularni, będziecie chcieli wydać tę płytę na całym świecie?

Randy: Pewnie że tak!

A nie jest tak, że po latach sądzi się, że poprzednie płyty mogło się zrobić inaczej, i to w dodatku znacznie lepiej?

Randy: Jesteśmy bardzo dumni z tej płyty! W tym czasie na rynku nie było nic podobnego i trzeba przyznać, że poradziła sobie całkiem dobrze!

Cherise: Jak już wspominaliśmy, tamta płyta nie była jeszcze wydawana przez dużą wytwórnię - ukazała się tzw. nakładem niezależnym i już w pierwszym tygodniu sprzedaży osiągnęła nakład 2000 sztuk! A to całkiem dobry wynik.

Randy: Szczególnie, że sami przynosiliśmy ją do sklepów, zajmowaliśmy się jej dystrybucją na wszystkich etapach. To także dzięki tej płycie udało nam się zwrócić uwagę dużej wytwórni fonograficznej, czyli tzw. "majorsa". Jesteśmy z tego albumu bardzo dumni i któregoś dnia na pewno ludzie na całym świecie będą mogli jej posłuchać.

Wszyscy mieszkacie w jednym domu w Londynie. Zaczyna się to niczym historia kolejnego zespołu stworzonego tylko dla potrzeb rynku...

Cherise: Powiedzmy to wyraźnie: nie ma w nas nic sztucznego, bo nie jesteśmy zespołem stworzonym przez żadnych speców od marketingu. Nikt nie selekcjonował nas do tej grupy. Wiele osób pyta nas, jak możemy pracować i jednocześnie mieszkać ze sobą pod jednym dachem. Myślą, że musimy się ze sobą nie wiadomo jak bardzo kłócić, gdy tymczasem nic takiego się nie zdarza!

Jak już mówiłam, pracujemy ze sobą już pięć lat i przez ten czas nauczyliśmy się porozumiewać i komunikować tak dobrze, że nie wywołuje to w nas żadnych konfliktów. Jeżeli nie podoba mi się coś, co zrobi Randy, to mówię mu o tym wprost i nie mamy z tym już żadnego problemu. Znamy się już dobrze od pięciu lat, podczas gdy inne zespoły poznają się nieraz dopiero po rozpoczęciu pracy nas swoją własną płytą!

To, że wprowadziliśmy się do jednego domu, podyktowały nam względy czysto praktyczne. Zebranie nas w jednym miejscu jest łatwiejsze niż podróż i zabieranie nas z kilku różnych dzielnic Londynu czy Reading, gdzie mieszka Nadia.


Jednym z programów, którego uczestnicy mieszkają w jednym domu, jest chociażby "Idol". Co o nim sądzicie? Czy jest on w stanie wykreować prawdziwą gwiazdę?

Cherise: Osobiście nie popieram idei tego programu. Szlifowanie przyszłej gwiazdy zawsze oznacza robienie z niej plastikowego, sztucznego tworu. Który nigdy nie będzie wiarygodny!

Randy: Wygranie takiego programu nie zależy od tego, jak śpiewa, ale od fajnego wyglądu czy umiejętności tańca.

Cherise: Gdzieś w tym wszystkim zapomina się o tym, co najważniejsze - czyli o muzyce. Nagle okazuje się, że to, czy masz talent, zależy od tego, jak wyglądasz i czy masz odpowiedni "image".

Jednym z najbardziej popularnych, "niezależnych" zespołów reprezentujących londyńską scenę urban music, jest obecnie So Solid Crew. Czy uważacie, że w jakiś sposób utorowali wam drogę do kariery?

Randy: Sądzę, że tak. Przed nimi scena urban music nie posiadała żadnych gwiazd, czy szerzej rozpoznawalnych przedstawicieli. Kiedy na skutek rozmaitych problemów So Solid Crew rozwiązali się, ich wytwórnia natychmiast zaczęła poszukiwać zespoły o takim potencjale, jak So Solid, ale z mniejszą skłonnością do pakowania się w kłopoty. Takie ruchy są zupełnie zrozumiałe i możliwe, że właśnie dzięki temu ktoś odkrył Big Brovaz. Widzę więc w tym same plusy!

A nie boicie się, że tarapaty, w jakie wpadali członkowie So Solid Crew, czynią wasz zawód niebezpiecznym?

Cherise: Wiele złego powiedziano już o tym zespole. Już nawet nas pyta się, czy przypadkiem nie jesteśmy tylko ugrzecznioną wersją So Solid. A według mnie ci muzycy mieli po prostu najzwyklejszego pecha, obracali się też w złym towarzystwie. Próbowali robić coś pozytywnego, co obróciło się to przeciwko nim tylko przed złych ludzi, którzy znaleźli się w ich otoczeniu.

Występował przeciw nim nawet sam minister!

Randy: Brytyjski minister kultury zakazał im dalszych występów tylko dlatego, że podczas ich występów ktoś z tłumu został postrzelony z pistoletu. Wiadomo, że nie zrobił tego nikt z zespołu, bo muzycy występowali przecież w tym czasie na scenie, nie rozumiem więc całej nagonki na ten zespół. A z Romeo i Harveya, którzy robią świetny komercyjny hip-hop, robi się potworów, zdolnych do popełnienia najgorszych czynów. Przemoc ma tu się ewidentnie nijak do rzeczywistości.


Gracie muzykę, której słucha obecnie bardzo wielu młodych ludzi, szczególnie na Wyspach. Czy tak dobry wynik waszego singla "Nu Flow" na listach przebojów był więc dla was jakimś zaskoczeniem?

Cherise: Randy obstawiał, że singiel trafi do pierwszej dziesiątki, ja liczyłam chociaż na pierwszą dwudziestkę. Kiedy więc znaleźliśmy się na miejscu trzecim, to byłam chyba najbardziej zszokowaną osobą w zespole... A gdy spędził tam dodatkowo jeszcze sześć tygodni, to naprawdę wszyscy byliśmy pod wrażeniem.

Pierwsza wersja okładki waszej płyty zawierała zdjęcia 7 członków zespołu, jednak w ostatniej chwili zamieniono ją na nową, już tylko z 6 zdjęciami. Dlaczego?

Randy: Na poprzedniej okładce widniało dodatkowo zdjęcie jednego z naszych producentów. W nowej wersji okładki dalej można znaleźć go wewnątrz książeczki. Jednak Fingaz i Skillz zdecydowali się robić bardziej za tło, niż za członków zespołu. Chcemy, żeby ludzie nie myśleli, że odpowiadamy tylko za wokale, które dorywamy do przygotowanych dla nas podkładów. Mamy w składzie swoich własnych producentów, którzy wspólnie z nami generują dźwięki, które później słyszycie na albumie.

Tak czy inaczej - sześciu członków zespołu to całkiem pokaźna grupka. Czy nagrywając nowy teledysk czy piosenkę, istnieje niepisana zasada, że każdy z was musi pojawić się w niej choć na chwilę?

Cherise: Nie - już pisząc piosenki obdzielamy się w nich jednakowymi rolami, więc to logiczne, że później wszystkich z nas widać w wideoklipie. W studio też staramy się zawsze pracować w komplecie...

Randy: Zdajemy sobie także sprawę, że nie każdy może w równym stopniu pojawić się w każdym numerze. Jeżeli dany utwór ma 16 wejść tekstowych, to ktoś musi usunąć się trochę w cień, żeby zabłysnąć mógł kto inny!

Czy muzyka jest dla was jedynym źródłem utrzymania, czy na co dzień pracujecie jeszcze w innych zawodach?

Cherise: To na muzyce koncentrujemy się dzisiaj najmocniej. Jeżeli ktoś daje ci szansę robienia w życiu tego, co naprawdę kochasz robić, wówczas musisz ją wykorzystać najlepiej, jak umiesz. Nie każdy ma szczęście być kim chce lub choćby pracować w wymarzonym przez siebie zawodzie. Nam dano taką szansę, dlatego muzyce oddajemy się teraz bez reszty.


Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, co będziecie robili na starość? Są już "dziadkowie rock'n'rolla", jak chociażby The Rolling Stones, ale wykonywana przez was muzyka jest na tyle świeża, że nie wiadomo, co stanie się z nią za kilkadziesiąt lat.

Randy: Muzyka rap czy hip-hop jest na tyle młoda - ma dopiero 10 czy 15 lat - że nie doczekała się jeszcze weteranów gatunku. No, może z wyjątkiem LL Cool J'a... Ale wykonawcy, którzy zaczęli grać ją na samym początku, już niedługo będą po 40., a wtedy gatunek ten będzie mieszał w sobie już dwa różnie pokolenia. Sam mam nadzieję zestarzeć się przy stole mikserskim albo z mikrofonem w dłoni...

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas