"Nic nie trwa wiecznie"

Shemekia Copeland to 22-letnia czarnoskóra amerykańska wokalistka bluesowa, córka legendarnego bluesmana Johnny’ego Copelanda. Podczas pierwszych trzech lat kariery osiągnęła tyle, ile niektórym wykonawcom tego gatunku muzycznego nie udało się osiągnąć przez całe życie. Przez specjalistów okrzyknięta wielkim odkryciem i kolejną - po Koko Taylor - Królową Bluesa, potwierdziła swe umiejętności na albumie „Wicked”, dzięki któremu otrzymała w 2001 roku trzy nagrody im. W.C. Handy’ego, zwane również bluesowymi Oscarami. Wkrótce potem Shemekia odwiedziła Polskę i wystąpiła na „ Trzecim Bluesowym Pikniku” w Promnicach. Z wokalistką rozmawiał Konrad Sikora.

article cover
INTERIA.PL

W tak młodym wieku odnosisz duże sukcesy. Jak to odbierasz?

Wszystkie wyróżnienia, które otrzymuję, traktuję jako ogromny zaszczyt. W walce o Grammy przegrałam z Erikiem Claptonem i B.B. Kingiem, ale przegrać z nimi to żaden wstyd. Sam fakt nominacji był dla mnie nagrodą. Natomiast otrzymując nagrody W.C. Handy’ego, byłam całkowicie zaskoczona. Byłam święcie przekonana, że będę na nie czekać aż do 50-tki. Dopiero wtedy wykonawcy stają się prawdziwymi bluesmanami. Cudownie jest wiedzieć, że już się to osiągnęło, ale jest to także ogromna odpowiedzialność. Teraz już nie można pozwolić sobie na słabe płyty i występy.

Twój ojciec był wspaniałym i sławnym muzykiem. Czy to pod jego wpływem zajęłaś się śpiewaniem?

Szczerze mówiąc bardzo długo nie miałam zamiaru śpiewać. Buntowałam się i nie chciałam robić tego, co życzył sobie mój ojciec. Wołałam zostać lekarzem lub psychologiem Ale on dostrzegł drzemiący we mnie talent i chciał mi pokazać, że to jest to, co powinnam robić. Oczywiście, do niczego mnie nie zmuszał. Pewnego dnia doznałam jednak objawienia i stwierdziłam, że jednak żyję po to, aby śpiewać.

Czy z trudem przyszło ci udowodnienie wszystkim, że nie potrzebujesz pomocy ojca, aby być dobrą wokalistką? Wiele osób na pewno sugerowało ci, że śpiewasz tylko dlatego, że on jest słynnym muzykiem.

Szczerze mówiąc, tego typu zarzuty bardzo szybko się skończyły. Tym bardziej, że ja wcale nie mam zamiaru wypierać się, że jestem córką Johnny’ego Copelanda. Chcę, przez wzgląd na pamięć o nim, być jak najlepsza w tym, co robię. Wiem, że przy okazji moich sukcesów ludzie będą go pamiętać. Z drugiej jednak strony chcę także wyjść z cienia. Chcę, aby ludzie mówiąc Shemekia, nie musieli już dodawać Copeland. Kiedy mówisz Aretha, wiadomo o kogo chodzi. Jeśli powiesz Koko lub choćby Tina, wówczas odpowiedź też może być tylko jedna. Mam nadzieję, że kiedyś tak samo będzie z moimi imieniem.

Sporą część swojego życia spędziłaś w Harlemie. Czy ma to jakiś wpływ na twoją muzykę?

Tak. Życie w Harlemie było ogromnie ważnym doświadczeniem. Codziennie wybuchały pożary, ktoś kogoś zabijał. Widziałam biedę i przemoc. Nie da się obok tego przejść obojętnie i udawać, że tego nie było. To wpływa nie tylko na moją muzykę, ale przede wszystkim na moją osobowość. Muzyka jest tu na drugim miejscu. Dzięki temu bardziej doceniam, co mam i co osiągnęłam. No i nie boję się chodzić nocą po ulicach. Z resztą jedna z piosenek na mojej nowej płycie opowiada o tym.


A religia, czy ona w jakiś sposób na ciebie wpływa?

Ma ogromny wpływ. Jestem bardzo religijną osobą. Bóg jest zawsze przy mnie i bardzo jestem mu wdzięczna za wszystko, co w życiu osiągnęłam. Gdybym miała możliwość śpiewania muzyki gospel, też z wielką chęcią zajęłabym się tym. Powiem nawet, że na pewno kiedyś w życiu tym się zajmę. Na wszystko jednak musi przyjść czas.

Jeśli chodzi o bluesa - jesteś bardziej tradycjonalistką, czy pociąga cię odchodzenie od klasycznego brzmienia?

Zdecydowanie jestem za tym, aby robić skoki w bok. Chodzi tu nie tylko o samo śpiewanie, ale właściwie o wszystko - harmonię, konstrukcję piosenek, wykorzystywane instrumentarium. Mam ogromną ilość pomysłów i nie mam ochoty niczym się ograniczać. Podobne jest z tekstami. Nie zamykam się w jednym temacie. Blues może opowiadać o wszystkim. Jestem młodą kobietą i tkwi we mnie ogromnie wiele uczuć i myśli. Moje życie to blues, ale nie ma na to jednej definicji.

Skoro mowa o tekstach. Często powtarzasz, że są one bardzo osobiste. Ile tak naprawdę odkrywasz w nich siebie, a ile ukrywasz przed słuchaczami?

Nie lubię ujawniać zbyt wiele. Uważam, że w piosenkach, przynajmniej w bluesie, nie ma miejsca na tematy, które są zbyt osobiste i zbyt upolitycznione. Pewna granica musi istnieć. Zależy mi na tym, aby ludzie bawili się przy mojej muzyce, a nie przeżywali frustracje związane z polityką, albo moimi osobistymi kłopotami. To jaka jestem, swoje największe tajemnice, ujawniam dopiero w rozmowach z bliskimi i z fanami. Wtedy można się przekonać, jaka naprawdę jestem.

Pomimo młodego wieku od lat tkwisz w tym „zepsutym” show biznesie, nadal pozostajesz skromną dziewczyną, wrażliwą na potrzeby innych. Nie jesteś typową gwiazdą. Jak to robisz?

Myślę, że to wynik mojego wychowania. Wzorem pod tym względem był dla mnie mój ojciec. Pomimo sukcesów nigdy nie zapominał, że jest człowiekiem takim samym jak inni. Zawsze starał się pomagać innym. Ja chcę być taka sama. Nie izoluję się od ludzi i nie unikam ich. Taka już po prostu jestem. Nie uważam, aby było to coś wyjątkowego.


Wiele osób ze względu na twój wiek porównuje cię do Britney Spears. Co o tym myślisz?

To absurd. Ludzie uwielbiają porównania. Wykonujemy przecież inny rodzaj muzyki, no i wyglądamy trochę inaczej. Podstawowa różnica tkwi jednak w tym, że ona jest tancerką, a ja jestem piosenkarką. Ona ma cieszyć wzrok, a ja uszy. Porównania są więc niezbyt trafne. Ale w sumie cieszę się, że pomimo iż blues nie jest tak popularny, jak muzyka pop, stawia się mnie obok wokalistek typu Britney Spears czy Christina Aguilera.

Jaką pozycję ma teraz blues w Stanach Zjednoczonych?

To zależy gdzie. Jest ogromna ilość miejsc, gdzie żyje się tylko bluesem, ale są i takie, gdzie on prawie nie istnieje. Ma taką pozycję, że grając go można spokojnie wyżyć. Na pewno nie będzie nigdy tak popularny jak rock, ale jest znacznie lepiej niż jakieś 15 lat temu. Nikt nie ma złudzeń, że uda mu się podbić świat tak jak Britney, bo to udaje się tylko nielicznym. Ale dzięki temu, że ludzie słuchają teraz wielu rodzajów muzyki, blues stał się znacznie popularniejszy.

I na zakończenie - co sądzisz o Internecie i krążących w nim plikach mp3?

Nie przejmuję się zbytnio tym, czy moje piosenki trafiają do sieci. Gdybym miała jakiś wybór, wołałabym, aby tak się nie działo. Szkoda mi tych ludzi, którzy siedzą po kilkanaście godzin przed komputerem i ściągają piosenki, aby słuchać ich przez małe głośniczki. Naprawdę lepiej jest kupić płytę, ale jeszcze lepiej pójść na koncert i móc obcować z muzyką. Tego nic nie zastąpi. Poza tym nie wiem, jak długo jeszcze Internet będzie istniał. Firmy tego rodzaju upadają, wszystko leci na łeb na szyję i może się okazać, że za niedługo ludzie wynajdą coś innego, co spowoduje, że Internet stanie się tylko wspomnieniem. Nic nie trwa wiecznie.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas