"Nasz wspólny koncert"
Jean Michel Jarre to jeden z pionierów muzyki elektronicznej. Jego koncerty mają niezwykle bogatą oprawę, przez co występy Francuza to raczej przedstawienia z cyklu "światło i dźwięk". Gromadzą one tłumy widzów, dzięki czemu Jarre trafił do Księgi Rekordów Guinnessa - w 1997 roku w Moskwie obserwowało go 3,5 miliona osób. 26 sierpnia Jarre wystąpił w Stoczni Gdańskiej w ramach obchodów 25. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych i powstania "Solidarności". Z Jarrem o Polsce, "Solidarności" i koncercie w Gdańsku rozmawiał Konrad Piasecki (RMF FM).
Kiedy pan słyszy, czyta lub gdy przychodzi panu na myśl hasło "Polska", jakie jest pana pierwsze skojarzenie z tym związane?
Rodzina.... Ktoś na tyle bliski, kto wchodzi w skład mojej rodziny - ktoś taki jak kuzyn. Moim zdaniem, Polska jest blisko związana z Francją, skąd wywodzą się moje korzenie.
To dlatego z takim smutkiem zareagowałem na wyniki niedawnego referendum we Francji w sprawie unijnej konstytucji. To był jakiś nonsens, bo przecież powinniśmy sobie być bliscy. Może nie tak jak bracia - to brzmi zbyt hippisowsko. Ale tak jakbyśmy mieszkali we wspólnej wiosce, nie w jakiejś umownej wiosce globalnej, ale takiej rzeczywistej, w której istnieją więzy międzyludzkie.
Czy pamięta pan wydarzenia sprzed 25 lat, gdy rodziła się "Solidarność" i wolna Polska?
Oczywiście, że pamiętam. Miałem wtedy mieszane uczucia nadziei i strachu. Nadziei - ze względu na znaczenie tych wydarzeń oraz strachu, że ten ruch poniesie klęskę.
No i rzeczywiście niedługo potem doszło do porażki - wprowadzono stan wojenny.
Tak - "Solidarność" wydawała się pokonana. Pomyślałem wtedy, że to może się skończyć jak w Pradze. Na szczęście do tego nie doszło.
Czuje się pan blisko związany z Polską, czy dlatego zdecydował się pan na koncert w naszym kraju?
Tak, czuję więź z Polską, ale również są mi bardzo bliskie wartości, którymi kierowała się ówczesna "Solidarność". Były one równie ważne dla świata, jak Deklaracja Praw Człowieka z czasów Rewolucji Francuskiej.
Chciałbym, by ten koncert był hołdem dla determinacji ludzi w Gdańsku i całej Polsce, którzy doprowadzili do upadku komunizmu.
Zdaje pan sobie sprawę, że ten koncert może stać się najważniejszym wydarzeniem obchodów rocznicy "Solidarności" - dzięki panu będzie można przypomnieć światu, że istnieje Polska, "Solidarność" i Lech Wałęsa. Że tu właśnie rozpoczął się upadek komunizmu.
Mam taką nadzieję. Dla mnie ten koncert też ma szczególne znaczenie - nie można go porównać z innymi, wcześniejszymi występami.
To nie jest tylko mój koncert, to jest NASZ WSPÓLNY koncert. Uważam, że może on się stać rodzajem katalizatora przyspieszającego wydarzenia. Będzie to nasze wspólne dzieło. Czuję się zaszczycony tym, że mogę pomóc, mogę głosić poprzez muzykę wartości, którym hołdowała :"Solidarność".
To będzie też efektowne, spektakularne widowisko w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
To w takim razie proszę nam pomóc wyobrazić sobie ten koncert - jak będzie on wyglądał?
Będą w nim chwile pełne emocji, ale nie będzie nostalgii - tylko radość. Wyobraźcie sobie te portowe dźwigi, budynki składów, które staną się tłem dla przedstawienia najnowszych zdobyczy techniki. Będzie to miejsce, w którym technika XX wieku spotka się ze zdobyczami wieku XXI.
Czyli sceneria Stoczni Gdańskiej - ten przemysłowy krajobraz okazał się pomocny w pana wizji koncertu, nie tylko ze względu na historyczne znaczenie tego miejsca.
Tak - poza symbolicznym i historycznym aspektem Stocznia Gdańska jest sama w sobie niezwykłym, niepowtarzalnym miejscem ze względu na swoją architekturę i pejzaż.
Przypomina mi scenerię z brytyjskiego filmu science fiction "Brazil". W połączeniu z historycznym znaczeniem stoczni daje to olbrzymie możliwości do wykorzystania w warstwie wizualnej i akustycznej.
Słyszałem, że na ten koncert skomponował pan coś specjalnego...
Tak - to będzie moja osobista wersja "Murów" Jacka Kaczmarskiego i innych utworów. Ale to miejsce tak mnie zainspirowało, że już po koncercie chciałbym skomponować coś poświęconego Stoczni Gdańskiej.
Dziękuję za rozmowę.