"Najważniejsza rzecz w życiu"
Marek Kościkiewicz to muzyczny "mózg" grupy De Mono, odpowiedzialny za skomponowanie większości jej przebojów. W swym zawodowym życiorysie ma pracę w charakterze szefa wytwórni płytowej Zic Zac, był też współzałożycielem miesięcznika "Machina". Jako solista wylansował przeboje "Tylko błękit" oraz "Szczęśliwego Nowego Jorku". W 1996 roku roku wydał solową płytę "Tajemnice". Jesienią 2003 roku znów wyruszył na podbój list przebojów, wydając kolejny album firmowany własnym nazwiskiem, "Moment". O tym, co spowodowało tak długą przerwę w solowej aktywności, o obiektach jego uczuć, problemach zdrowotnych i przyszłości De Mono, Marek Kościkiewicz opowiedział w rozmowie z Krzysztofem Czają.
Twoja najnowsza płyta nosi tytuł "Moment", ale fani musieli na nią czekać długo, gdyż od wydania poprzedniego albumu minęło aż 7 lat. Czemu tak długo to trwało?
Złożyło się na to kilka rzeczy. Po pierwsze, cały czas obowiązywał mnie kontrakt z wytwórnią BMG - moja firma Zic Zac została wchłonięta przez ten koncern. Umowa została przedłużona z trzech lat do pięciu, ale to było dla mnie maksimum pracy w firmie fonograficznej, bo chciałem już powrócić do grania. Kiedy wziąłem się do nagrywania, trzeba było odnowić wszystkie kontakty, zastanowić się, gdzie nagrywać, co nagrywać, przygotować repertuar. Co prawda w międzyczasie nagrałem z zespołem De Mono płyty "Play" i "De Luxe", ale one były kontynuacją tego, co robiliśmy kiedyś, a teraz trzeba było się zastanowić nad tym, jak powinna brzmieć moja własna płyta. Zdecydowałem, że nie będę zbytnio ryzykował, nie będę kombinował i pozostanę w charakterystycznym dla siebie klimacie. Może ta płyta jest trochę tradycyjna, ale muzyka zatoczyła ostatnio koło i nastąpił powrót do grania gitarowego.
Doskonale zdajesz sobie sprawę z marnej kondycji polskiej fonografii. Czy w ogóle wydawanie płyt u nas ma sens, skoro zarabiają na tym tylko nieliczni?
Jak najbardziej. Życie artystyczne to nie tylko płyty, ale też koncerty, granie na żywo. Dla kogoś, kto chce grać, sytuacja na rynku nie ma żadnego znaczenia - i tak to będzie robił, jeżeli tego pragnie. To nie polega na kalkulacji typu: będę nagrywał, jeżeli będzie dobrze, a jeśli nie, to zajmę się czymś innym. Ja mam oczywiście tę luksusową sytuację, że pracują na mnie stare piosenki, grane w stacjach radiowych i w różnych innych miejscach. Dają mi one szansę na to, żeby miał się z czego utrzymać. Oczywiście te pieniądze mógłbym wydawać wyłącznie na konsumpcję, ale ja po prostu potrzebuję grać, potrzebuję to robić, bo oprócz rodziny, jest to najważniejsza rzecz w moim życiu.
"Nie lekceważ słów" - to pierwszy wers pierwszej piosenki z płyty "Moment". Czy przekaz zawarty w tekstach jest dla ciebie bardzo ważny?
Słowa są ważne. Ja wybrałem akurat trudny rodzaj pisania tekstów. Jest on trudny dlatego, że melodyka moich piosenek wymaga budowania odpowiednich rymów i frazy. Teksty będące z natury przekazem jakiejś ideologii, np. hiphopowe, są prostsze. Moja muzyka nawiązuje bardziej do tradycji anglosaskiej, jest w niej dużo śpiewności, melodyjności i dlatego trudniej jest pisać słowa. Chciałbym jednak, żeby moje teksty zawsze o czymś mówiły i żeby była w nich zawarta jakaś historia. Mam swoich ulubionych tekściarzy - zawsze zazdrościłem umiejętności pisania np. Kasi Nosowskiej czy Lechowi Janerce. Ja cały czas się uczę i staram się rozwijać, szukać nowych rozwiązań słownych. Świadczy to chyba o tym, że myślę o tekście, dbam o niego i jest on dla mnie istotny.
Jeden z utworów nosi tytuł "Zakochany". W kim jesteś zakochany w tej chwili?
Jestem zakochany w mojej żonie i w moich dzieciach. To jest taki bezpośredni, prosty i zdecydowany przekaz mówiący o stanie, w którym się znajduję. To jest o tyle nowość, że większość tekstów miłosnych buduje się wokół jakichś dramatycznych czy skomplikowanych sytuacji, a tutaj akurat zawarłem coś optymistycznego, szczerego i pozytywnego.
Taki optymizm i pozytywne uczucia pojawiają się na całej płycie. Ma się wrażenie, że nagrał ją stateczny pan, który znalazł już swoje miejsce w życiu, nie buntuje się i nie szarpie się ze światem. Czy tak właśnie się czujesz?
Chyba tak. Jest wiele rzeczy niepokojących, jest wiele pytań, to, co nas otacza, jest dalekie od ideału i jeśli w innej sytuacji i w innym miejscu będę mógł się wypowiedzieć na ten temat, na pewno to zrobię. Ta płyta z założenia miała mieć w sobie więcej nadziei niż niepokoju. Płyta, którą wydam, powiedzmy, za rok, może być poświęcona innej tematyce, wymyślę jakiś inny klimat i będę to realizował.
Przygotowując się do nagrania tego albumu, długo się zastanawiałem, czy próbować jakichś eksperymentów. Ja słucham bardzo różnorodnej muzyki, nie jestem aż tak tradycyjny w moich gustach. Moja półka z płytami zastawiona jest bardzo różnymi propozycjami. Wydawało mi się jednak, że po tak długim okresie przerwy trzeba zrobić coś takiego, czego ludzie po mnie się spodziewają. W przyszłości na pewno będę eksperymentował, ale nie w sensie szukania innego odbiorcy, czy np. przebijania się do młodszej publiczności. Raczej będę się starał znaleźć nowe, ciekawe propozycje dla mojego obecnego odbiorcy.
Miałeś poważne problemy z kręgosłupem. Czy teraz wszystko jest już w porządku?
Tak. Okazało się, że miałem często spotykaną kontuzję, czyli wypadanie dysku. Na świecie są przykłady wyczynowych sportowców, którzy po usunięciu dysku wracają do sportu. Zdarzyły mi się też inne historie zdrowotne - na boisku piłkarskim miałem wybity bark, musiałem też usunąć fragment łękotki. Ale aktywne uprawianie sportu, czy chociażby występowanie w reprezentacji artystów polskich, też chyba ma jakiś sens, bo pomaga utrzymać dobrą kondycję, która też jest potrzebna w mojej pracy artystycznej.
Czyli teraz jesteś w stanie wytrzymać bez większych problemów dwugodzinny koncert ?
Tak, tym bardziej, że od pół roku zacząłem ćwiczyć wokalnie, więc zmienia mi się nie tylko kondycja fizyczna, ale również wokalna - głos staje się coraz mocniejszy. Myślę, że w kolejnych nagraniach pokażę się jeszcze z innej strony jako wokalista.
Masz jakieś plany koncertowe na najbliższy czas?
Tak, planuję cykl występów o raczej zamkniętym charakterze, a regularne koncerty przygotowujemy na wiosnę. Ta trasa będzie obejmować całą Polskę, zagramy około 15 koncertów wraz z zespołem. Chciałbym dotrzeć do każdego miejsca w Polsce, ale oczywiście jest to bardzo trudne. Nie ukrywam, że możliwość grania koncertów jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, chciałbym, aby było ich jak najwięcej.
Czy masz jeszcze jakieś plany związane z zespołem De Mono?
Jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach towarzyskich. Ja uczestniczę czasami w ich koncertach, Andrzej [Krzywy - wokalista - przyp. red.] ostatnio był na moim koncercie. Ale wydaje mi się, że De Mono jest zespołem, który ma określoną pozycję na rynku. Słuchacze dziś chcą słuchać tych piosenek, które były największymi przebojami, jak "Statki na niebie". Zresztą ja też włączam je w innych wersjach do mojego repertuaru. Jeżeli zespół będzie nagrywał płytę, a ja znajdę chwilę czasu, to mogę się dołączyć - może coś dla nich napiszę, ale nie sądzę, abym zaangażował się w stu procentach, tak jak do tej pory. Myślę, że program artystyczny na następną płytę będą musieli zbudować sobie sami.
Dziękuję za rozmowę.