"Moja prywatna wojna"
Zdobywca trzech nagród Living Blues Critics Poll oraz nagrody W.C. Handy’ego w kategorii "Best New Artist" w 1997 roku swoją przygodę z bluesem zaczął od jego akustycznej odmiany. Po kilku latach doszedł jednak do wniosku, że dzięki gitarze elektrycznej również może wyrazić swoje emocje. Zanim nagrał "elektryczny" album najpierw został członkiem The Allman Brothers Band i rozpoczął karierę jako muzyk sesyjny wspierając na koncertach i w studiu takie gwiazdy jak Neil Young, Ben Harper, John Lee Hooker, Taj Mahal, Buddy Guy oraz Gatemouth Brown. Nagrał także dwie kompozycje na album "Paint It Blue" w hołdzie The Rolling Stones. Oprócz tego usłyszeć go można na albumie "Come On In This House" Juniora Wellsa. Wspólnie z Vernonem Reidem z Living Colour wykonał jedną kompozycję na płytę nagraną w hołdzie dla Hound Doga Taylora. W październiku Alvin wraz ze swoim zespołem był gwiazdą Rawa Blues Festival i przy tej okazji spotkał się z nim Konrad Sikora
Jak oceniasz swój występ w Polsce?
Jestem bardzo zadowolony z mojego koncertu na Rawa Blues Festival. Raz, że dobrze mi się grało, a dwa to fakt, iż publiczność tak wspaniale reagowała na moją muzykę. Nie często widzi się takie tłumy nastolatków bawiących się przy bluesie. Polska jest pod tym względem dość wyjątkowym krajem. Tego się nie da nawet porównać z tym co widzimy w USA. Ogromnie podoba mi się, że ci ludzie mają jakiś cel w życiu, wychodzą z domu, wolą przyjść na koncert niż gapić się w telewizor i siedzieć przed komputerem. To wspaniała rzecz i starajcie się tego nie zatracić. Przez to na koncerty przychodzi u nas coraz mniej ludzi.
Czyli kondycja bluesa w USA nie jest najlepsza?
Tak i co gorsza wciąż pojawia się coraz więcej problemów. 20 lat temu blues był sztuką, był muzyką dla wybranych. Jeśli słuchałeś bluesa, to byłeś kimś wyjątkowym, a teraz pojawia się coraz więcej osób które zaczynają sterować całym tym biznesem. Blues stał się maszynką do zarabiania pieniędzy. Pojawili się goście, którzy zabijają spontaniczność i narzucają muzykom styl grania, tak, aby jak najlepiej sprzedawały się ich płyty. Oczywiście to normalne, że rynek się zmienia, ale ta zmiana jest raczej na gorsze.
Od dawna mówi się, że blues nie ma szans przebić się do MTV i komercyjnych stacji radiowych, to prawda?
Oczywiście, że ma szansę, pod warunkiem, że jest to piosenka z filmu "Blues Brothers" (śmiech). Cała wiedza komercyjnych mediów na temat bluesa, oczywiście nie mówię tu o fachowych pismach czy tematycznych programów telewizyjnych, zawęża się tylko do "Blues Brothers". Jeśli ktoś pojawił się w tym filmie, to jest znany – reszta po prostu nie istnieje. Szefowie stacji stwierdzili, że mają "nowego bluesa", na miarę tego stulecia – to oczywiście hip hop i rap. Ja sam nie zgadzam się z tą teorią. Można dowodzić tego, że jedno z drugim się łączy, ale na pewno hip hop nie jest ewolucyjnie następcą bluesa. Oczywiście teksty w obu tych gatunkach mówią o problemach naszego codziennego życia, ale na tym podobieństwo się kończy – no, poza kolorem skóry wykonawców.
Twój pobyt w Polsce był po części związany z promocją twojego nowego albumu. Dlaczego znów zacząłeś grać akustycznego bluesa?
Szczerze mówiąc to nie bardzo miałem ochotę nagrywać ten album, ale ludzie, którzy dają mi kasę na całą tę zabawę powiedzieli, że mam nagrać taką płytę. Wdepnąłem trochę z tym swoim kontraktem i muszę się z niego wywiązać. W ciągu ostatniego roku z powodu wydarzeń z 11 września bardzo ciężko było znaleźć sobie miejsce do grania koncertów. Musiałem więc zrobić coś aby zarobić na życie. Oczywiście jestem zadowolony z tej płyty, bo w końcu podpisałem ją swoim nazwiskiem, ale to taka rzecz raczej z konieczności. Obecnie pracuję nad swoim kolejnym, już w pełni "normalnym" albumem.
Sądzisz, że masowe odwoływanie koncertów po 11 września było dobrą reakcją na to co się stało?
Mam być szczery?
No jasne...
No to powiem ci szczerze, że była to czysta głupota i przejaw hipokryzji. Wszyscy zastanawialiśmy się jak to możliwe. Nikt nie mówi, że na drugi dzień już mamy normalnie grać koncerty, ale po pół roku nadal większość klubów ograniczała do minimum koncerty u siebie, nie tylko w Nowym Jorku. Taka postawa zaczęła się rozprzestrzeniać na cały kraj. Całe rzesze muzyków zostawały nagle bez pieniędzy na życie. Co ciekawe, jak już koncert się odbył, to zawsze brakowało biletów – ludzie potrzebowali muzyki, ale promotorzy cały czas mówili, że nie da się zorganizować koncertu bo boją się czy przyjdzie odpowiednia ilość ludzi i czy zarobią, totalne gówno.
Muzyka po raz kolejny przegrała z polityką. Zauważasz to, że w bluesie także coraz więcej śpiewa się o polityce?
Polityka zawsze była w bluesie. W danym czasie zawsze śpiewano o tym, co się działo wokół nas. Kiedyś był to problem niewolnictwa, później biedy, Wielkiej Depresji, braku równouprawnienia. Te tematy zawsze stanowiły sporą część tych poruszanych w bluesie. Wydaje mi się, że ważniejsza jest dla bluesmanów ich własna "mała polityka" - zawsze mieć przy sobie ukochaną kobietę i flaszeczkę whisky. O ile ta polityka pojawia się w muzyce jako forma wyrażenia swojej opinii, sprzeciwu o to jest to rzecz pożądana, ale jeśli ktoś próbuje na tym wypłynąć i zarobić, to już przegięcie. A tak było po 11 września. Słyszałeś kiedyś o gościu, który nazywa się Toby Keith? Napisał najbardziej gównianą piosenkę country o 11 września jaką można było sobie wyobrazić, żenujące i prostackie wypociny i co gorsza trafił na szczyt listy Billboardu. Było mi wstyd za tych wszystkich ludzi, którzy kupili tę płytę.
Skoro już tak krążymy wokół tej polityki to zapytam o planowaną wojnę z Irakiem. W Europie wielu muzyków się jej sprzeciwia, w USA jest podobnie. Ty masz za sobą wiele lat w mundurze Straży Przybrzeżnej – jak odnosisz się do tej sprawy?
Mam to gdzieś. Nie obchodzą mnie durne wojny polityków. Ja dzień w dzień toczę swoją własną, prywatna wojnę o to, abym miał co zjeść i o to, abym mógł normalnie żyć. Każdego dnia stykam się z ludźmi, którzy porażają mnie swoją ignorancją i głupotą i brakiem tolerancji dla poczynań innych ludzi. To jest moja wojna i tylko to mnie obchodzi. Wizyta w Polsce to dla mnie niesamowity zastrzyk pozytywnej energii. Nie mówię wizyta w Europie – bo spędziliśmy trochę czasu w Niemczech i Austrii i tam jest jeszcze gorzej niż u nas w Ameryce. Przyjeżdżając do takich krajów jak Polska zdajemy sobie sprawę jak bardzo jesteśmy ubodzy duchowo i kulturowo.
OK., to przejdźmy do czegoś bardziej muzycznego. Sytuacja w Polsce, jeśli chodzi o bluesa jest dość skomplikowana – w naszym kraju praktycznie nie można kupić płyt z tą muzyką. Jedynym źródłem poznania, choćby twojej twórczości, jest dla ludzi ściąganie plików mp3 z Internetu. Czy to dla ciebie jest kradzież?
No co ty? Problem mp3 to wymysł wielkich koncernów muzycznych, które zaczęły tracić na sprzedaży płyt. Ja żyję z koncertów i podobnie jest z większością bluesmanów na świecie. Muzyka jest po to, aby się nią dzielić i jeżeli jakiś dzieciak może sobie ściągnąć parę moich piosenek i mieć z tego przyjemność to dlaczego mam mu tego zabraniać? Przecież jeśłi mu się spodoba to prawdopodobnie i tak kupi płytę, a jeśli nie to przynajmniej przyjdzie dzięki temu na mój koncert. Jestem pewien, że przed moim występem na Rawa Blues Festival może kilkaset osób spośród tych pięciu tysięcy znało jakąś moją płytę, a kupiło ją może z 20 osób. Wiem jednak, że przynajmniej połowa z chęcią znów przyjdzie na mój koncert jeśli zdarzy się tak, że ponownie odwiedzę Polskę.
Czyli nie wpadłbyś na pomysł pozwania kogoś do sądu za to, że ściągnął sobie twój album z Sieci?
He, próbujesz mnie porównać do tych palantów z Metalliki? Człowieku, ci goście, gdyby mieli więcej czasu to pozwaliby nawet swoje matki za to, że im w dzieciństwie na coś nie pozwalały. To nie są normalni ludzie i ja na pewno czegoś takiego bym nie zrobił.
Jakie plany na resztę tego roku?
Jeszcze trochę się pokręcimy po Europie. Znów wracamy do Niemiec, a potem jeszcze zajrzymy do Słowenii i kilku innych krajów. Mamy jeszcze trochę koncertów do zagrania.
A co z płytą? Mówiłeś, że już nad nią pracujesz?
Tak, prace posuwają się powili do przodu, ale jak już mówiłem mam problemy ze swoim kontraktem. Wytwórnia dla której nagrywałem została wykupiona przez inną i teraz narobiło się sporo kłopotów z tego powodu. Zmienili się ludzie, którzy decydują o najważniejszych sprawach i jakoś nie mogę się z nimi dogadać. Wierzę jednak, że niedługo wszystko się wyprostuje i będę mógł skupić się tylko na muzyce. Sądzę, że moja nowa płyta pojawi się na sklepowych półkach wiosną przyszłego roku – przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie. To niestety nie zależy tylko ode mnie. Ostatni rok był cholernie trudny i wierzę, że wreszcie przyjdą lepsze dni, bo tak dalej być nie może. Nie da się normalnie tworzyć kiedy nad głową wisi ci tysiąc problemów. Jestem jednak dobrej wiary.
Dziękuję za rozmowę.