"Mnie chodzi o ludzi"

Po 3,5-letniej przerwie Andrzej "Piasek" Piaseczny jesienią 2003 r. wydał kolejną płytę, firmowaną tym razem swoim pełnym nazwiskiem. Album miał zapewnić wokaliście powrót na scenę muzyczną i na listy przebojów. Przez ostatnie lata koncentrował się on bowiem bardziej na pracy aktorskiej, pojawiając się w roli Kacpra Górniaka w popularnym serialu "Złotopolscy". Na płycie zatytułowanej po prostu "Andrzej Piaseczny", wokalista jawi się jako dojrzalszy człowiek i artysta. Sam przyznaje, że śmieszy go dziś swój własny wizerunek sprzed lat, choć jednocześnie nie odcina się od dawnych dokonań. Z okazji premiery albumu, Krzysztof Czaja dowiedział się od Piaska, czym dziś jest dla niego sukces, jak traktuje krytykę pod własnym adresem i czy ma zamiar nagrać kiedyś piosenkę w duecie z zespołem Acid Drinkers.

article cover
INTERIA.PL

Twoja nowa płyta zatytułowana jest "Andrzej Piaseczny"...

...jako i ja się nazywam.

Wiem o tym. Ale tak tytułuje się zwykle debiutanckie płyty. Czy można ten album traktować symbolicznie jako twój ponowny debiut?

Z całą pewnością mam nadzieję, że oznacza dla mnie pewien przełom - nie mówię tu o sprzedaży, ale o moich osobistych odczuciach. Dla mnie być może ta płyta oznacza ponowny debiut, z tym że nie chodzi tu, broń Boże, o odcinanie się od tego, co zrobiłem do tej pory. Przy każdej produkcji wchodzi w grę element pewnej kreacji. Myślę, że wcześniej ta kreacja była troszkę większa niż teraz. Dzisiaj mniej chętnie myślę o promowaniu płyty poprzez wielkość brzucha czy długość włosów. Pozwalam sobie na to, żeby przelewać moje myśli na papier- nic na to nie poradzę, że dzisiaj są one troszkę inne od tych, które miałem w głowie przed kilkoma laty.

A czy nie jest tak, że miałeś dość bycia Piaskiem-idolem dla nastolatek i postanowiłeś przedstawić się jako poważny artysta, Andrzej Piaseczny?

Wiesz, tak naprawdę to jak ja się przedstawię, ma drugorzędne znaczenie. To jest tylko jakieś hasło, natomiast jeśli nie ma ono poparcia w tym, co jest nagrane, to pozostanie wyłącznie hasłem. Mnie zupełnie nie o to chodzi.

Miałeś dość długą przerwę w działalności muzycznej, a przynajmniej w nagrywaniu płyt. Nie boisz się trochę, że publiczność nie będzie chciała cię już słuchać i ludzie po prostu nie kupią tej płyty? Dobrze spałeś przed jej premierą?

(śmiech) Byłbym nieuczciwy, gdybym powiedział, że nie odczuwam pewnej obawy. Pytanie jest innego rodzaju - czy zależy mi na osiągnięciu za wszelką cenę wysokiej liczby sprzedaży, czy też może bardziej dotarło, nawet do mniejszej grupy ludzi, to co ja mam do powiedzenia na tej płycie. Ważne jest to, co ja sam uznam za odniesienie sukcesu.

I co uznasz?

Może odniosę to do sytuacji mojego pierwszego singla, piosenki "Wszystko trzeba przeżyć", z którą pojechałem do Opola. Wiedziałem, że nie mam tam szans na odniesienie spektakularnego sukcesu, stanięcie na pudle, odebranie medalu itd. Niemniej jednak okazało się, że po tym występie zaczęło podchodzić do mnie dużo ludzi - i to nie 15-letnich dziewczynek - i mówić, że było super, gratulują, że bardzo fajna piosenka, że jest w tym jakaś prawda. I to jest sukces!

Takiego sukcesu ja dzisiaj oczekuję. Nie oznacza to oczywiście, że spodziewam się, że krytycy nagle zaczną mnie lubić i wystawiać mi dobre oceny. Mnie chodzi o ludzi. Jeżeli to, co ja napisałem na tej płycie, skłoni ich do przemyśleń, odbiorą to na swój własny sposób, to będzie mój sukces. Takiego sukcesu jestem żądny.


Mam wrażenie, że o krytykach muzycznych mówisz z pewnym rozgoryczeniem. Czujesz się przez nich niedoceniany?

Wiesz, rozgoryczenie to może zbyt duże słowo, aczkolwiek kiedyś te krytyki bardzo mnie bolały. Dziś myślę, że nie ma nic złego w krytyce, która ma jakieś podstawy. Z nią zawsze można dyskutować, szczególnie wtedy, kiedy jest się pewnym swojej prawdy. Natomiast duża część krytyki odnosiła się do tego, kim jestem, a nie do tego, co robię - i to już jest głupota. Kiedyś faktycznie odczuwałem, że jestem ulubionym chłopcem do bicia, na szczęście podczas mojej kilkuletniej przerwy pojawiło się na scenie muzycznej kilka indywidualności, które przejęły po mnie tę niechlubną pałeczkę.

Czy teraz ja się boję, że znów pojawią się te głosy krytyki? Nie boję się zupełnie, bo jestem pewien tej prawdy, którą tam zawarłem. Jestem w stanie zawsze rozmawiać na każdy temat, pod warunkiem, że to będzie rozmowa, a nie opluwanie się.

Czy można powiedzieć, że nagrałeś najbardziej osobistą płytę w dotychczasowej karierze?

Z całą pewnością tak. Przyznaję się do tego, że jestem pełen sprzeczności - z jednej strony mówię, że wszystko, co zrobiłem do tej pory, było moje i było też jakąś tam moją prawdą. Z drugiej strony mam świadomość, że nagrałem kilka piosenek, które były znacznie bardziej miałkie od tego, co robię teraz. Paradoks polega na tym, że to tamte piosenki odniosły wielki sukces! Czy ja mam zacząć ważyć te sukcesy, kładąc na jednej szali jakąś wewnętrzną prawdę, a na drugiej właśnie miarę tego sukcesu? Nie będę tego robił.

Dziś jestem tym samym, ale na pewno nie takim samym człowiekiem, jak kiedyś. Mam wewnętrzne przekonanie, że to naprawdę jest osobiste, ale wszystko, co ja powiem, to jest tylko jakaś bajka. Prawda będzie leżała w tobie, czy kimkolwiek innym, kto będzie chciał po tę płytę sięgnąć. Każdy musi sam odczytać, czy tam jest prawda czy nie.

Jak to właściwie jest z tą prawdą w twoim podejściu do stosunków damsko-męskich? Na tej płycie jest piosenka "Jedna na milion", ale zaraz po niej jest utwór "Kocham dwie". To dość niekonsekwentne...

Prawda leży pośrodku, jak zwykle. Ale w stosunkach damsko-męskich mało kiedy przejawiamy konsekwencję. Zwykle ulegamy różnego rodzaju emocjom, powiewom itd. W piosence "Jedna na milion" mówię o dążeniu do ideału, który - zdaję sobie z tego sprawę - być może jest nieosiągalny. Jest to wyrażenie pewnej tęsknoty w tym kierunku, a rzeczywistość jest po przecinku...


Z kolei w innej piosence śpiewasz, że zawsze idziesz pod wiatr, choć nigdy nie kojarzyłeś mi się z kimś, kto siedzi w muzycznym podziemiu i pozostaje w opozycji do panujących trendów. Czy to jest szczere? Faktycznie uważasz się za rebelianta na scenie muzycznej?

Z całą pewnością jest to szczere i prawdziwe. Natomiast ja uciekam od ekstremalizmów. Zadając mi to pytanie, odnosisz się do ekstremalizmów, kategorycznych podziałów. Ja mówię w tej piosence o tym, że nie zawsze trzeba być w centrum wydarzeń, w ich głównym nurcie. Niezależnie od tego, jaki gatunek muzyczny się uprawia, zawsze można w obrębie danej płaszczyzny stać w samym środku albo troszkę z boku, starając się nabrać dystansu do tego, co się robi. Nie zawsze musi to oznaczać przeistoczenie się w artystę undergroundowego, to są dwie zupełnie różne rzeczy.

Naprawdę nie kusi cię czasami, aby zrobić coś zupełnie "od czapy", aby słuchaczowi opadła szczęka i aby powiedział: "No, tego to się po Piasku nie spodziewałem!"?

Wiesz co, jeżeli mnie kusi, to tylko wewnętrznie, tzn. zrobiłbym to dla samego siebie. Z całą pewnością nie zrobię tego na pokaz, żeby ludziom szczęki opadły. Nagram dwie piosenki np. z Acid Drinkers, jeżeli oni nie uznają, że jestem wyjątkowo obciachowy. Nie zależy mi teraz na czymś takim. Zaraz zapytasz: "Czy zależy ci na sukcesie?". Oczywiście, że mi zależy, ale wszystko ograniczone jest tym, co jest dla ciebie do przyjęcia. Ja o tym opowiadam.

Czy planujesz jakąś zmasowaną akcję promocyjną w związku z wydaniem nowej płyty? Możemy się spodziewać, że znów Piasek będzie na okładkach wszystkich kolorowych czasopism, w radiu, telewizji itd.?

Wiesz, moje plany byłyby tu studnią życzeń - dzisiaj, żeby istnieć w takim wymiarze, o jakim mówisz, trzeba mieć albo potworne pieniądze, które musi zainwestować w ciebie firma fonograficzna albo musisz znowu dostać prezent od Bozi, żebyś nie musiał chodzić całować klamek i usilnie starać się o zaistnienie na tych okładkach. Z jednej strony pewnie że chciałbym na nich być, ale z drugiej strony nie zależy mi na tym aż tak bardzo, by lizać te klamki. Moje plany nie do końca pokrywają się tutaj z rzeczywistością.


A gdyby ci to proponowano, nie miałbyś oporów przed pojawieniem się w "Na żywo", "Przyjaciółce" i innych pismach, niekoniecznie związanych z muzyką, byle tylko dotrzeć do ludzi ze swoją osobą?

U nas tak naprawdę nie ma gazet muzycznych. Jest jedna "Muza", no i jeszcze "Teraz rock". Żeby w ogóle zaistnieć, musisz podjąć decyzję, czy to jeszcze jest przed granicą twojej akceptacji, czy już za. Nie wiem, być może byłoby kilka tytułów, w których byłbym w stanie się pokazać. Ale to należy rozpatrywać w odniesieniu do poszczególnych przypadków. Na pewno za wszelką cenę nie będę tego robił.

A jak wyglądają twoje plany koncertowe? Będzie trasa promująca nową płytę?

Żeby zagrać dużą trasę, trzeba mieć dużo pieniędzy, chyba że chodzi o trasę natury klubowej. Myślę, że zimą zajmę się po prostu przygotowaniami do koncertów, ogrywaniem nowego materiału i przetwarzaniem tego, co już do tej pory zrobiłem. Myślę, że na koncertach pojawię się dopiero wiosną.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Alex Antitch

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas