"Metal, który burzy domy"

article cover
INTERIA.PL


Choć w naszym kraju black metal nadal wydaje się być muzyką bardzo istotną, wciąż mało jest nad Wisłą zespołów, które potrafiłyby wybić się z gąszczu solidnych, lecz raczej drugoligowych grup, wyrastających, jak grzyby po deszczu w każdym zakątku świata. Ten stan rzeczy, już niebawem może zmienić pochodząca z Legionowa Vesania, która pod koniec kwietnia wydała swój drugi album "God The Lux". Zainteresowanie zespołem wydaje się wzrastać z miesiąca na miesiąc, czego dowodem może być podpisany niedawno przez zespół kontrakt z austriacką Napalm Records.

Następca "Firefrost Arcanum" wyraźnie wynosi tę młodą formację na kolejny poziom muzycznego kunsztu i popularności. Kto wie? Może już za kilka lat ich nazwę będziemy wypowiadać jednym tchem z Behemoth, Vader czy Decapitated. Nawet dziś wydaje się to bardzo prawdopodobne.

Na trwającej właśnie trasie Behemoth po USA, Orion - wokalista i gitarzysta Vesanii, będący również muzykiem Pomorzan - znalazł kilka chwili, aby odpowiedzieć na pytania Bartosza Donarskiego.

Od niedawna na rynku dostępna jest już wasza druga płyta "God the Lux". Jakie emocje towarzyszą wam w tych dniach? Nie da się ukryć, że to ważny moment w karierze każdego zespołu.

Jest to dla nas bardzo ważny moment, zwłaszcza, że wraz z wydaniem tej płyty tak wiele się dla nas zmieniło. W ogóle często jest tak, że to właśnie drugi album jest swojego rodzaju testem dla zespołu, którego debiut zostaje uznany za udany. Wtedy właśnie zwykle następuje "być albo nie być". W naszym przypadku "God The Lux" wiąże się z nowymi kontraktami; płytowym i menedżerskim, a co za tym idzie, z kompletnie nieosiągalnymi wcześniej przez nas możliwościami.

Nie ukrywam, że cieszymy się bardzo z tego wszystkiego. Sporo czasu na to pracowaliśmy i powoli spełnia się nasza wizja. Możemy pokonywać kolejne ograniczenia, kontynuować i rozwijać zespół. Jesteśmy w tej sprawie pełni optymizmu, jednocześnie zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności, która na nas ciąży i nie jest to zupełna beztroska i sielanka. Mnóstwo pracy przed nami, możliwości same się nie wykorzystają, a za siedzenie w domu przed telewizorem nikt nam klaskał nie będzie. Dlatego podchodzimy poważnie do tego, co robimy, a obecny moment traktujemy jako swego rodzaju nagrodę i próbę jednocześnie.

"God the Lux", choć rozwija muzyczną drogę obraną na debiutanckiej płycie, stanowi zdecydowany krok ku nowej jakości. Wydaje się, że tę płytę zbudowano na silnej tezie i według określonych założeń. Czy tak rzeczywiście było?

Kiedy planowaliśmy, jak ma wyglądać nasza kolejna płyta, faktycznie powstało dużo założeń. Ustaliliśmy sobie kierunek, w którym pójdziemy i koncepcję albumu. Wiadomo, że zawsze jest tak, że czas mocno rewiduje wszystkie plany i wiele rzeczy powstaje spontanicznie. Miała to być płyta, na której przede wszystkim unikniemy błędów popełnionych na "Firefrost Arcanum", które dyskwalifikowały utwory z tej płyty pod kątem wykonania ich na koncertach. Wiesz, nie jesteśmy niewiadomo kim i kiedy dostajemy 20-25 minut na scenie, musimy się zmieścić w tym czasie, a wykonanie trzech utworów to dużo za mało. Tak więc kompozycje na "God The Lux" są dużo krótsze, prostsze aranżacyjnie i po prostu skonstruowane bardziej koncertowo. Poza tym sama koncepcja albumu jest dosyć wyraźna w warstwie tak tekstowej, jak i graficznej. Postaraliśmy się o mnóstwo drobnych szczegółów, które czynią tę płytę przemyślanym i zaplanowanym dziełem.


Nowy album jest z pewnością odmienny od tego, co znalazło się na "Firefrost Arcanum". Aranżacyjnie znaczenie lepiej poukładany, niezwykle dynamiczny i wręcz mechanicznie precyzyjny. Konkret, jakich mało. Jak ty to postrzegasz?

Oczywiście, że jest odmienny. "Firefrost..." była bardziej żywą płytą, nieokiełznaną energią, był to bardziej "strumień świadomości", kompleksowy twór, w którym trudno się było doszukać porządku, przynajmniej w porównaniu do nowej płyty. Tym razem zadbaliśmy o precyzję, a "mechaniczność" właśnie miała być jedną z zasadniczych cech tego albumu. Pod tym kątem wybieraliśmy sprzęt, z którego korzystaliśmy w studiach nagraniowych, brzmienia i sposób rejestrowania instrumentów. Również z tego powodu właśnie cała płyta została nagrana do metronomu.

Założeniem był zimny, wyrachowany album, ostre brzmienia, przestrzeń i głębia wygenerowana syntetycznie. Więcej tranzystorów niż lampowych, ciepłych i powolnych, miłych dla ucha wzmacniaczy. W aranżacjach również jest tu więcej przemyślanych i poukładanych struktur. W rezultacie, faktycznie, tak jak mówisz, konkret i zero litości. Jest to płyta, jak ktoś mi ostatnio powiedział, pełna psychicznej przemocy... Nie mieliśmy zamiaru się znęcać nad słuchaczami, ale jednak coś w tym jest.

Brzmienie "God the Lux" również nie pozostawia nic do życzenia. To wynik innego studia, innych ludzi odpowiedzialnych za tę część całego procesu powstawania tej płyty, a może po prostu większego doświadczenia i solidniejsze wizji? Płyta brzmi nad wyraz monumentalnie.

Wpływ na końcowe brzmienie miało wszystko po kolei. Przede wszystkim pomysł był bardzo konkretny, więc pracowaliśmy w odniesieniu do niego. Wszystkie kolejne studia i dość sporo ludzi zaangażowanych w cały proces - wszyscy wiedzieli jakiego rezultatu oczekujemy. Nie bez znaczenia z pewnością jest nasze doświadczenie - przy sesji "Firefrost Arcanum" to była nasza pierwsza dłuższa wizyta w studiu - tym razem mogliśmy się już oprzeć na tym wszystkim, co robiliśmy przez ostatnie lata, a więc trasy, koncerty i kilka poważnych sesji nagraniowych. Wszystko więc poszło sprawniej i łatwiej, nie mieliśmy miliona problemów, jak przy sesji pierwszej płyty. "God The Lux" to już inna jakość brzmienia, w dużym stopniu to, co zaplanowaliśmy pokrywa się z efektem końcowym.


Pozostając w temacie. Brzmienie drugiego longplaya dość wyraźnie uwypukla perkusję. Przyznam, że świetnie to wyszło, nadając całości pewnego motorycznego charakteru. Inna sprawa, że chyba nie jest to do końca blackmetalową normą.

Nie uważam, żeby na tej płycie perkusja była bardziej wyraźna niż na przeciętnej płycie metalowej. Perkusja jest podstawą tego typu muzyki i żeby płyta "miała kopa", perkusja musi być wyraźna. W miksie "God The Lux" wcale tak dużo tego instrumentu nie ma, wręcz czasem kiedy słucham tej płyty trochę mi tego brakuje. Niestety słyszalność jednych instrumentów, zwłaszcza w pewnych zakresach częstotliwości, odbywa się kosztem innych instrumentów.

Nie wiem, jakie są blackmetalowe normy głośności perkusji, uważam, że na wielu blackmetalowych płytach, nawet tych "trueblackmetalowych", bębny są dużo wyraźniejsze niż u nas. W Vesania taka motoryka i dynamiczność, którą nadaje perkusja jest bardzo ważna i nie możemy spychać tego instrumentu na dalszy plan. To jest metal, to ma burzyć domy, a nie przygrywać do snu gotyckim lalkom.

Czym jest dla ciebie black metal? Wokół tej stylistyki orbituje Vesania, choć z każdym kolejnym krokiem, wydajecie się grać bardziej uniwersalnie. Może nie chodzi tu do końca tylko o samą muzykę?

Przede wszystkim jeśli już mówisz "black metal", to wiadomo, że nie chodzi tylko o muzykę. To pojęcie powstało oczywiście w oparciu o określone ideały i trudno jest oddzielić je od muzyki. W tej stylistyce tworzymy Vesania, jednak samo moje podejście do tego tematu jest mocno zdystansowane. To prawda, że żyję tą muzyką i praktycznie nic innego staram się w życiu nie robić, ale z drugiej strony czasy płonących kościołów w Norwegii już minęły i nikomu w głowie do tego wracać.

Jestem muzykiem i w ten sposób się realizuję, a gdybym chciał zostać politykiem lub filozofem-ideologiem prawdopodobnie ułożyłbym moje życie w inny sposób. Raczej pisałbym książki niż nagrywał płyty. Pierwsze lata black metalu osiągnęły tylko ułamek swoich założeń i wielu ludzi rozumie, że droga do zmienienia świata wiedzie gdzieś indziej. Nie jestem tak skrajnym optymistą, żeby myśleć, że nasze płyty zmienią bieg historii, dlatego traktuję to, co robię, na trochę innym poziomie i w tej chwili jest mi z tym dobrze.

Na okładce "God the Lux" pojawiło się inne, zdecydowanie bardziej czytelne logo waszego zespołu. To wykalkulowany zabieg nowej strategii marketingowej?

Nie. To mój pomysł, po prostu nie do końca lubię nasze stare logo. Jest ono oczywiście związane z zespołem od początku, więc w delikatny sposób też pojawiło się na płycie, jednak nie pasowało mi umieszczanie go w takiej formie w pełni, jaką miało wcześniej. Nie wiem jeszcze, jak to będzie w przyszłości, zobaczymy. Nikt tu na nas żadnych marketingowych wpływów nie próbuje wywierać, na szczęście.


Podpisaliście ostatnio kontrakt z austriacką Napalm Records. Co zadecydowało o wyborze tej właśnie firmy, od lat mocno wbijającej w muzykę z kobietami na froncie oraz granie ludyczno-metalowe? Co obiecujecie sobie po tej rozpoczętej właśnie współpracy?

O tym kontrakcie zdecydowały głównie możliwości promocyjne tej firmy i ich duże zaangażowanie w nasz materiał. "Firefrost Arcanum" została wydana na świecie, jednak nikt praktycznie o tej płycie nie słyszał, bo nie miał jak, ze względu na brak promocji. Jesteśmy nowym zespołem, więc to właśnie oferta promocyjna ma dla nas wyjątkowe znaczenie. Poza tym Napalm wydają się być pełni pomysłów i chęci współpracy To będzie obustronnie motywujący układ. A co do zespołów wydawanych przez tę firmę - Belphegor i Enthroned świetnie sobie radzą i nie są to ludowe przyśpiewki.

"God the Lux", w wersji przeznaczonej na rynki zachodnie będzie się ponoć różnił od tego, co dostaliśmy teraz. Jak to będzie wyglądało? Druga rzecz, że nie bardzo rozumiem, po co cokolwiek zmieniać.

Nie jest to jeszcze do końca pewne, czy zachodnia wersja będzie różnić się frontową okładką. Być może zrobimy limitowaną, specjalną wersję płyty w kartoniku, ale wszystko jest jeszcze w fazie rozmów. Różnicą będzie na pewno mniej bogata wkładka, z 24 stron edycji Empire Records musieliśmy zredukować ją do 16 stron. Jesteśmy tam praktycznie debiutantem i nie możemy wymagać niewiadomo czego. Jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy, 16 stron to solidna norma.

Poza tym przygotowaliśmy również bonusowy utwór, który chyba jednak zostawimy na jakieś bardzo wyjątkowe wydawnictwa, być może na którąś z zamorskich edycji płyty, czas pokaże. W tej chwili rozmawiamy właśnie o tym wszystkim, więc nie mogę udzielić bardzo konkretnych odpowiedzi. Wiele osób przygotowało dla nas oprawę graficzną tej płyty i po prostu mamy w czym wybierać, więc dlaczego nie zrobić kilku wersji? W ten sposób uczynimy każde pojedyncze wydanie "God The Lux" czymś wyjątkowym.

Planujecie również nagranie pierwszego wideoklipu, promującego nowy album. Znacie już jakieś konkrety tego przedsięwzięcia? Kto będzie za nie odpowiedzialny? To będą wasze pomysły?

Klip powstanie w lipcu tego roku. Jest to nasze pierwsze tego typu przedsięwzięcie i jesteśmy pełni zapału do zrobienia czegoś mocnego. W całości będą to nasze pomysły (nie wiem dlaczego wszyscy myślą, że tego typu sprawy są narzucone z góry!?). Nie znamy jeszcze ani szczegółów tego wydarzenia ani jego przyszłych sprawców, więc trudno mi w tej chwili powiedzieć coś więcej.


Nie wiem, jak ty to odbierasz, ale nie podoba mi się, że mówiąc o waszym zespole, poza tobą i Daray?em, nagminnie marginalizuje się pozostałych członków Vesanii. Rozumiem, że obaj, a szczególnie ty stanowisz o tym, co robicie i gracie (pomijam już to, że występujecie w cenionych grupach), ale to trochę ametalowe.

Słuchaj, to chyba sprawa dziennikarzy, nie? To wy mówicie o kimś tak, a o kimś innym inaczej, częściej albo mniej często. Nie do końca rozumiem to zastrzeżenie, zwłaszcza, że każdy w tym zespole ma swoją rolę i jedni robią mniej, drudzy więcej i wiadomo kto jest za co odpowiedzialny. Faktycznie ja i Daray odpowiadamy za większość spraw Vesania. Nie jest "ametalowe" mówienie przeze mnie o tekstach, które to ja napisałem, o muzyce, którą ja napisałem, nie rozumiem tego zupełnie.

Nieocenioną rolę w przygotowaniu "God The Lux" miał również Siegmar, bo poza rewelacyjnymi partiami klawiszy i całą muzyką do jednego z utworów i trzech elektronicznych miniaturek, wykonał również ogromną pracę przy tworzeniu grafiki. Nie sądzę, żeby był on niedoceniany w tym co robi, zwłaszcza, że zbiera on za swoją pracę wyjątkowo pozytywne opinie. A to, o kim się mówi, jeśli mówi się o tym zespole, to już nie ja wybieram.

Muzyka zawarta na "God the Lux" może świetnie sprawdzić się w warunkach koncertowych. Pytanie tylko, czy i kiedy mogłoby to nastąpić? Nie ukrywam, że niektóre kompozycje z tej płyty powinny na żywo dosłownie przytłoczyć i zmiażdżyć.

I o to chodzi! Planujemy razem z Massive Management zmasowany atak koncertowy na początku przyszłego roku. W tej chwili i ja i Daray jesteśmy zajęci obowiązkami w Behemoth i Vader, ale już niedługo ruszymy z Vesania. Na początek Polska, od razu potem bardzo intensywna trasa w całej Europie, potem wschód, a potem zobaczymy. Bardzo wyczekuję tego momentu, będzie to sprawdzian naszych możliwości i przygotujemy się do tych tras tak, by nie było co zbierać. Być może jeszcze w tym roku zagramy jeden specjalny koncert w Polsce, ale to jeszcze nie jest pewne.

I już na koniec. Gdzie ty właściwie teraz jesteś?

Ha! Dobre pytanie! Szczerze mówiąc, też chciałbym to wiedzieć! Jakaś dziwna mieścina na dalekim południu USA, w Teksasie. Z tego, co się orientuję, nazywa się McAllen. Upał jakiego na naszym kontynencie trudno doświadczyć, pola kukurydzy jak z horroru i próba zespołu King Diamond trzydzieści metrów za plecami. Niedaleko Karl Sanders [gitarzysta, wokalista i lider Nile - przyp. red.] rozgrzewający palce na swojej bezlitosnej złocistej gitarze. Osobliwe połączenie, nieprawdaż? Dziękuję i pozdrawiam!

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas