"Krótki kopniak w ryj"
Esqarial rozpoczął działalność w 1991 roku. Pierwsza taśma demo zatytułowana "Refuse" ukazała się rok później. Po dwóch latach i kilku zmianach składu we wrocławskim Digital Studio nagrane zostało drugie demo - "A Conspiracy Of Silence". Po wydaniu demówki następują kolejne zmiany personalne, po których zespół przystępuje do prac nad nowym materiałem.
Pod koniec maja 1997 roku we wrocławskim studio Fonoplastykon nagrana zostaje duża płyta - "Amorphous", którą w roku 1998 wydaje Pagan Records.
Druga płyta - "Discoveries" - zostaje wydana w 2001 roku. W tym roku dochodzi również do podpisania przez Esqarial kontraktu z wytwórnią Empire Records.
Nową płytę Esqarial, zatytułowaną "Inheritance", można zareklamować w ten sposób: "To materiał dla tych spośród fanów metalu, którzy nie zadowalają się wyłącznie potężną ścianą riffów, growlingiem i zawrotnymi tempami. Tu znajdzie coś dla siebie zarówno miłośnik dźwięków kojarzących się z klasycznym heavy metalem, a nawet hard rockiem, jak i fan brutalnego death metalu". W dodatku nie jest to groch z kapustą, po konsumpcji którego mogą pojawić się kłopoty żołądkowe.
Chcecie instrumentalnych wstawek? Proszę bardzo, Esqarial i o tym nie zapomniał. Wystarczy włączyć "Flying Over The Treetops". Macie ochotę na szybki i ostry kawałek? Żaden problem, bo na "Inheritance" znajdziecie na przykład "Killing For Killing Time". Naszła was chęć na coś z klasyki rocka? Nie musicie grzebać na półce w poszukiwaniu odpowiedniego dysku, bo Esqarial ma dla was swoją wersję klasyka Jimiego Hendrixa "Fire".
Wszystko na tym albumie jest dobrane w odpowiednich proporcjach, wszystko doskonale słychać, w czym zasługa producenta płyty, Marcina Borsa, z którym Esqarial pracował po raz kolejny.
Jak doszło do powstania tak dobrej płyty? O tym Lesławowi Dutkowskiemu opowiedział Marek Pająk, wokalista i gitarzysta Esquarial.
Sesja nagraniowa "Inheritance" trwała trzy miesiące, czyli dość długo. Chcieliście płytę maksymalnie dopieścić, żeby nie było wątpliwości, że wyszło coś dobrego, czy były inne przyczyny, które spowodowały, że musieliście tyle czasu siedzieć w studiu?
Powiem szczerze, że były to przyczyny bardziej obiektywne, głównie ze względu na to, że zakończyliśmy pierwszy etap nagrywania na zarejestrowaniu całej sekcji rytmicznej i podkładów gitar. Pojawił się wówczas taki pomysł, aby zrobić sobie chwilkę przerwy, zastanowić się nad materiałem i dać sobie jakąś furtkę w kolejnej sesji. Żeby zastanowić się, co można by jeszcze zrobić. Nic chcieliśmy wszystkiego nagrywać na raz, bo wtedy nie ma czasu na przemyślenie pewnych rzeczy. Wówczas łatwo jest popełnić jakieś błędy.
Ten okres - bo mieliśmy krótką przerwę, rzędu raptem miesiąca - pozwolił mi i Bartkowi [Nowakowi, gitarzyście - red.] zastanowić się bardziej nad tekstami. Pozwolił na przesłuchanie i oswojenie się z muzyką. Pewne rzeczy można było jeszcze zmienić w naszych poprzednich zamierzeniach dotyczących aranżacji. To sprawiło, że płyta brzmi lepiej i jest bardziej przemyślana. Nie jest zrobiona na hura, że nagraliśmy to i to i jeszcze to, a potem okazało by się, że to można było wywalić, coś innego można było zrobić lepiej. Tego uniknęliśmy. Udało nam się zrobić dokładnie to, co chcieliśmy zrealizować. Dokładnie to, co można było zrobić z tymi utworami.
Marcin Bors stanie się chyba nieoficjalnym członkiem zespołu...
(śmiech) Na pewno jest oficjalnym kolegą, naszym przyjacielem. Natomiast jeśli chodzi o jego członkostwo, to są już takie pomysły. W każdym bądź razie już zagrał na płycie Esqarial.
Po raz drugi pracowaliście z nim zapewne dlatego, że dobrze się znacie, ale jak znam gitarzystów, którzy zawsze mają dużo pomysłów i lubią grzebać w tym, co już zrobili, na pewno macie taką wymarzoną osobę, z którą chcielibyście materiał nagrać. Kogoś z Polski bądź z zagranicy. Chodzą wam takie myśli po głowie? Wiadomo, że to zależy od wielu czynników zewnętrznych typu kasa i czas.
Na pewno chcielibyśmy nagrać płytę z jakimś zawodowym producentem. Oczywiście raczej z Zachodu. Ciężko mi teraz mówić o jakichś nazwiskach, bo zazwyczaj jak się przegląda płytę i słucha jej, to raczej najmniej się zwraca uwagi na nazwisko producenta. Najbardziej na to, co jest na okładce itd. Przewija mi się od jakiegoś czasu nazwisko Rick Rubin. To jest bardzo poważna persona, która zrobiła naprawdę wiele zawodowych płyt, nie do końca też związanych z metalem.
Johnny'ego Casha chociażby.
Między innymi. (śmiech) Ale tu nie o to chodzi, bo są ludzie, którzy potrafią nagrywać płyty załóżmy Rolling Stonesów, a za chwilę robić płytę z Korn. Na przykład w studiu często rozmawialiśmy z Marcinem Borsem, który jest strasznie zakręcony na punkcie producentów i śledzi ich działania. Opowiadał mi takie rzeczy, że naprawdę aż ciężko uwierzyć, że ludzie w wieku 40 lat, stare dziadki, potrafią robić takie potężne, ciężkie płyty, które ostatnio się pojawiły na świecie. Ciężko mi teraz mówić o nazwiskach, ale na pewno chcielibyśmy nagrać z kimś poważnym, no i żeby nie zapłacić za to, bo podobno praca producenta to są straszne miliony dolarów.
Jeśli już mówimy o wieku producentów, to Tomas Skogsberg, kiedy zaczynał produkować deathmetalowców szwedzkich, miał chyba coś koło 45 lat.
No właśnie. (śmiech) Na nogach się ledwo trzyma, ale kręcić gałami potrafi.
Spodziewam się, że gdybym cię zapytał, czy "Inheritance" jest lepsza od "Discoveries", to na pewno odpowiedziałbyś, że jest. Ale chciałem to inaczej ugryźć. Na pewno mieliście jakieś założenia przed sesją nagraniową. Czy wszystkie udało wam się zrealizować?
Tak. Dopowiem do tego, co wcześniej powiedziałeś, że to nie jest tak do końca, że "Inheritance" jest lepszą płytą. "Inheritance" jest inną płytą. Wykorzystaliśmy tutaj inne rzeczy. "Discoveries" była płytą taką bardzo pływającą. Sam statek na okładce dokładnie odzwierciedla muzykę. Muzyka jest taka amorficzna, pływająca, naprawdę jest tam dużo klimatów.
Natomiast "Inheritance" jest takim prostym, krótkim kopniakiem w ryj, czyli bardzo motoryczną płytą, bardzo surową powiedziałbym nawet, nie taką miękką i taką ładną jak "Discoveries". Na "Discoveries" było bardzo dużo ozdobników, fragmentów instrumentalnych. Na "Inheritance" utworów instrumentalnych jest zdecydowanie mniej, przez co ta płyta jest bardziej motoryczna i mocniejsza. Tak więc nie rozgraniczałbym tego w ten sposób, że "Inheritance" jest lepsza.
Jeśli miałbym określić "Inheritance" jednym słowem, to powiedziałbym, że jest to płyta bardzo zróżnicowana.
Jak zawsze w przypadku muzyki Esqarial.
Tych różnych elementów jest tutaj masa, czego przykładem mój ulubiony numer, czyli "Broken Link". W tym kawałku przewija się orientalny motyw. Czy wykorzystaliście do tego oryginalny sitar, czy efekt gitarowy?
To był oryginalny sitar. Został wykorzystany, ale nie było go wiele, bo pojawia się na początku. Zawsze szukałem jakichś takich ciekawych rzeczy i wpadłem na pomysł, że jest taki instrument wykorzystywany przez wielu ludzi. Przecież już Beatlesi go wykorzystywali. Oni słuchali Raviego Shankara, wielkiego guru sitaru. Ja też zacząłem słuchać ostatnio takich dziwnych rzeczy. Pomysł mi się spodobał, a ten utwór też jest taki troszkę dziwny, wolny, mroczny, i wydawało mi się, że to będzie bardzo dobrze pasować.
No to dobrze ci się wydawało.
(śmiech) Z tego, co później słuchałem, to stwierdziłem, że efekt jest chyba piorunujący. Zresztą ty to potwierdzasz, tak że wszystko się dobrze złożyło.
Jak powiedziałem wcześniej, płyta jest bardzo zróżnicowana i jest na niej masa różnych elementów, od takich zahaczających o hard rock, po szybki death metal. Jak wy to zrobiliście, że pomimo iż jest tego tak dużo, jest to tak dobrze poukładane i przede wszystkim jest to tak selektywne, bo można sobie posłuchać każdego instrumentu, jeśli się chce?
Od strony dźwiękowej, jeśli chodzi o selektywność, jest to przede wszystkim zasługa produkcji i pewnego podejścia. Marcin Bors stwierdził, że płyta, aby była dobrze słyszalna, musi być przede wszystkim selektywna. Pewne rzeczy pozmieniał nawet w naszych zamysłach. My zrobilibyśmy to inaczej i na początku moglibyśmy być zadowoleni, a później okazało by się, że są jakieś błędy. On powiedział: Nie, to musi być tak. Zróbmy gitary takie i takie, wykorzystajmy to i to. Zróbmy to w takim paśmie, żeby nie przeszkadzało innemu. Przez to każdy instrument, patrząc na spektrum stereofoniczne, ma swoje miejsce. Gitary są po bokach, w takim paśmie a nie innym, a inne instrumenty są gdzieś tam powstawiane, tak aby wszystko było dobrze.
Jeśli chodzi o sferę muzyczną, powiem ci, że utwory, które znalazły się na tej płycie, pochodzą z różnego okresu, przez co są inne. Każdy ma inną historię, nie są podobne do siebie. Pisząc utwory w bardzo krótkim odstępie czasu można popaść w podobieństwo. Na pewno w umysłach są schematy, które się mogą przewijać. Jeżeli biorę utwór sprzed roku, czy sprzed dwóch lat - bo tych szkieletów mamy naprawdę sporo i nawet na następną płytę są pomysły - to dzięki temu utwory są bardzo zróżnicowane. Tak, jak sam mówisz, od hard rocka poprzez thrash metal, heavy metal, a skończywszy na brutalnym death metalu i pewnych rzeczach progresywnych, które się gdzieś tam pojawiają. To jest wynikiem tego zróżnicowania i dobierania utworów z różnych okresów działalności.
A czy taka miniaturka gitarowa, jak "Flying Over The Treetops", powstała na żywo w studiu, czy też jest to przemyślana wcześniej sprawa?
To jest przemyślana sprawa. Takie rzeczy się chyba w studiu nie rodzą. (śmiech) Pierwszą wersję nagrałem w domu, jak zazwyczaj. Mam komputer, mam możliwość nagrywania na ślady i pewne pomysły rodzą się najpierw w domu, a później wiadomo - wchodzimy do studia, pracujemy na profesjonalnym sprzęcie i pozostaje kwestia odpowiedniego przegrania, sprawdzenia czy wszystko się zgadza. Ten utwór został skomponowany w domu, a zainspirowany był grą tappingową takich wykonawców, jak Satriani czy Van Halen. To jest taki mały hołdzik dla nich.
Wiem, że tytuł "Inheritance" odnosi się do warstwy tekstowej i dotyka nie tylko średniowiecza, ale także różnych ogólnych kwestii. Można też moim zdaniem odnieść go do całej zawartości muzycznej płyty. Właściwie dziedzictwo wszystkich gatunków metalu tu się znalazło.
Tak. O to też nam chodziło. W ogóle pomysł zrodził się w głowie Ludzika [basisty - przyp. red.] i miał się odnosić przede wszystkim do architektury, ponieważ on jest zapalonym historykiem i taki pomysł wyskoczył od niego. Natomiast my z Bartkiem przemyśleliśmy sprawę i stwierdziliśmy, że można to rozwinąć na wszystkie możliwe sposoby. Dziedzictwo to jest bardzo uniwersalne słowo, które może odnosić się do kultury, do historii, architektury i - tak jak mówisz - także do muzyki.
Jest też tutaj coś ponadczasowego - linijka: "My power is the result of common people's ignorance". Potem wprawdzie w tekście jest fragment: "Hidden behind ancient rules", który odnosi się już ściśle do średniowiecza. Ten pierwszy fragment tekstu z tytułowego kawałka można też chyba odnieść do tego, że taki dobry zespół, jak Esquarial, egzystuje sobie gdzieś tam z boku, żeby nie powiedzieć w podziemiu. A ignorancja ludzi od show-biznesu nie pozwala wam zaistnieć. Tak mi się też to kojarzy. A tobie?
Powiem ci, że pewne rzeczy są czasem symboliczne. Zgadza się, jesteśmy w podziemiu, czasami nawet obok niego, ze względu może na swoją odmienność. Natomiast jeśli chodzi o show-biznes, to takie są realia. Nie zawsze jest ta szansa, nie zawsze można się wybić. To są takie opisy pewnych przemyśleń naszych i innych ludzi.
Nie znalazłem na stronie wydawcy, Empire Records, informacji o dystrybutorze "Inheritance" na Zachodzie. Czy to znaczy, że jej tam nie będzie?
Będzie, oczywiście, że będzie. Premiera planowana jest na maj, natomiast mogło jeszcze nie być żadnych informacji i newsów. Premiera jest przewidziana w Europie i w Stanach w maju. Od maja cała machina promocyjna zaczyna już działać w tych krajach. Na pewno ta płyta pojawi się na Zachodzie.
Czy może się zdarzyć, że pojedziecie grać koncerty na Zachodzie?
Powiem ci, że takie plany są. Były już wcześniej rozmowy na temat naszego wyjazdu na trasę po Europie. Póki co nie udało się, ale próbujemy cały czas ten temat drążyć. Najważniejsza jest w tym momencie reakcja fanów na Zachodzie na tę płytę. To będzie w pewnym sensie jakimś wyznacznikiem, aby wyjechać na trasę. Jest to też kwestia spraw czysto finansowych. Zobaczymy. Ja jestem dobrej myśli.
Podzielasz zdanie Keitha Richardsa, że prawdziwy gitarzysta to taki, który potrafi zagrać i zaśpiewać przy akompaniamencie akustycznej gitary?
Raczej tak. Wydaje mi się, że dobry gitarzysta sprawdza się w każdym boju, przy muzyce ostrzejszej z gitarą elektryczną, jak również przy jakichś balladach.
Wszyscy na pewno pytają was o cover Hendrixa. Czy to rzeczywiście było tak, że nagraliście to na żywo w studiu?
(śmiech) A słuchać, że to spontan?
Moim zdaniem słychać.
Sam pomysł wyszedł od Bartka Nowaka. Chcieliśmy zrobić w studiu coś dla rozluźnienia atmosfery i zdecydowaliśmy się właśnie na "Fire". Bartek zmienił tylko w tekście kilka linijek i nagraliśmy to.
A co z waszą aktywnością koncertową w najbliższym czasie?
Będą koncerty i powiem ci, że odwiedzimy też twoje strony, ale jest za wcześnie, abym mógł ci podać szczegóły.
Dziękuję ci za rozmowę.