"Kozioł ofiarny"

Brytyjska grupa Cradle Of Filth wprowadziła black metal w świat popkultury – na półki wielkich sklepów muzycznych i kolorowe okładki wysokonakładowych magazynów. Jednak mimo komercyjnego sukcesu, muzyka zespołu nie straciła nic ze swojej drapieżności, a image wampirów z Suffolk staje się z roku na rok coraz lepiej dopracowany i coraz bardziej przerażający. Jarosław Szubrycht dał się zwabić do autokaru Cradle Of Filth, aby porozmawiać z Danim i Paulem. Na wszelki wypadek kieszenie wypchał czosnkiem, a mikrofon skropił święconą wodą.

article cover
INTERIA.PL

Jak przebiega trasa? Czy to wy zaprosiliście zespoły, które wam towarzyszą?

Paul: Jak na razie jest bardzo fajnie, bo jeszcze nikt się z nikim nie pożarł. W autobusie jest przytulnie i trochę cuchnie, więc czujemy się jak w domu. (śmiech) Zaproszenie zarówno Christian Death jak i Usurper było naszym pomysłem i jak dotąd nie żałujemy wyboru. Szczególnie cieszy nas możliwość wspólnego grania z Christian Death. To żywa legenda, a przy tym zespół tak inny od tego, co my robimy. Mamy już dość koncertowania z zespołami, które brzmią nie do odróżnienia. Wydaje mi się, że publiczność również docenia tę różnorodność.

Czy wykonujecie razem z nimi „Peek-A-Boo”, tak jak to miało miejsce na ostatnim albumie Christian Death?

Paul: Nie, ale prawdopodobnie dojdzie do tego pod koniec trasy. Zaprosiliśmy Christian Death zarówno ze względu na ich muzykę, jak i na to, że znamy się od lat. Zresztą ich perkusista, Was, jest z Ipswitch i grał kiedyś w Cradle Of Filth.

Czy to wy wprosiliście się na „Born Again Anti-Christian”, czy pomysł wyszedł ze strony Christian Death?

Dani: Jak powiedział Paul, znamy się od lat, zarówno z nimi, jak i z ich menedżerem. Kiedy usłyszeliśmy się, że postanowili skorzystać z tego samego studia co my, następnym logicznym krokiem było nagranie razem utworu.

Graliście już kilka lat temu w Polsce. Jak wspominacie tamtą wizytę?

Dani: Tak, byliśmy tu już w 1996 roku, w ramach trasy z Opeth. Graliśmy wtedy w Katowicach w klubie, który nie miał garderoby. Dlatego po zakończonym koncercie wypuszczono nas przez okno na dach jakiegoś budynku. Śnieg padał, pot parował z nas wielkimi kłębami, a my staliśmy i czekaliśmy, aż ludzie opuszczą klub. Ludzie jednak ani myśleli gdziekolwiek się ruszyć, więc po pół godzinie czekania zjechaliśmy z tego dachu po piorunochronie i pukaliśmy do okien jakiejś szkoły dla baletnic, prosząc żeby nas wpuściły i pozwoliły się ogrzać. (śmiech) Tak naprawdę rozgrzała nas jednak dopiero polska wódka.


Wasz nowy album „Midian” jest w sprzedaży od kilku tygodni. Podoba się ludziom?

Paul: Jak dotąd reakcje są naprawdę wspaniałe. Wielu dziennikarzy napisało, że to najlepszy album w dyskografii Cradle Of Filth i bardzo nas to cieszy, bo myślimy dokładnie tak samo. To bardzo ciężka płyta, dobrze słychać pracę gitar, klawisze są na swoim miejscu, wszystko brzmi doskonale. No, prawie doskonale, bo doskonałej płyty jeszcze nie nagraliśmy. Na dzień dzisiejszy nie potrafilibyśmy jednak stworzyć niczego lepszego od „Midian”.

Dani: W ciągu trzech pierwszych tygodni „Midian” znalazł ponad 350 tysięcy nabywców, a nie było jeszcze premiery w Stanach Zjednoczonych i Japonii. To chyba o czymś świadczy?

Jak długo powstawał materiał na nowy album?

Paul: Sam proces komponowania utworów zajął nam jakieś cztery miesiące. Cztery miesiące naprawdę ostrej pracy, w którą zaangażowani byli wszyscy członkowie zespołu. Jeżeli komuś nie podobał się jakiś fragment, zmienialiśmy go dopóki nie spodobał się wszystkim. Komponowanie utworów zaczynamy przeważnie od wymyślania fajnych riffów. Jeżeli z trzydziestu zostanie jeden lub dwa to jest nieźle...

Dani: Ostatnio rzeczywiście pracujemy jak szaleni. Po powrocie z europejskiej trasy robimy sobie kilka dni przerwy i jedziemy do Stanów, ale potem zamierzamy od razu zabrać się za robienie następnej płyty. Mamy mnóstwo pomysłów, więc nie bądź zdziwiony, jeśli kolejny album Cradle Of Filth ukaże się jeszcze w 2001 roku.

Płytę produkował John Fryer, znany ze współpracy z takimi wykonawcami jak HIM, Nine Inch Nails i Rob Zombie. Dlaczego właśnie on?

Paul: Dlaczego on? Bo jest po prostu zajeb**ty! Chcieliśmy wynająć bardzo dobrego producenta, a jednocześnie kogoś, kto nie nagrywa z każdym innym zespołem, chcieliśmy mieć naprawdę inne brzmienie. Oczywiście, był to eksperyment nie tylko dla nas, ale i dla Johna, który nie miał do tej pory z taką muzyką zbyt wiele do czynienia. Okazało się jednak, że doskonale wyczuł, o co nam chodzi.


Dani: Pomysły były nasze, a John potrafił w pełni je zrealizować. Wszystko wskazuje na to, że podczas następnej sesji nagraniowej znowu się spotkamy. Nie bez wpływu na brzmienie „Midian” było również to, że nagrywaliśmy album w niesamowitym miejscu. Studio mieści się na głębokiej prowincji, obok pola, na którym kilkaset lat temu stoczono jedną z największych bitew w historii Anglii. Było lato, a więc nocne niebo bardzo czyste, jasno świecące gwiazdy. A w najbliższym sąsiedztwie szpital psychiatryczny... Bardzo inspirujące otoczenie.

Mając Johna Fryera z stołem aż prosiłoby się, byście zrobili kilka remiksów, podobnych do tego, co robi Rob Zombie, nie sądzisz?

Dani: Nie, nic z tego. Zrobiliśmy tylko remiks utworu „Lord Abortion” w stylu dark wave, na potrzeby filmu „Cradle Of Fear”, w którym niedawno zagraliśmy. Nazywa się „Danse Macabre” i jest naprawdę popieprzony.

Początkowo premierę „Cradle Of Fear” wyznaczyliście na 31 października 2000 roku, jednak film wciąż nie jest gotowy. Dlaczego?

Dani: Wiesz, to zależy od reżysera, nie od nas. Ludzie myślą, że „Cradle Of Fear” to nowe wideo Cradle Of Filth, tymczasem jest to normalny film pełnometrażowy, horror w najlepszym brytyjskim stylu. Niestety, wciąż pozostało nam kilka ujęć do dokręcenia i wątpię, czy film ukaże się przed końcem lutego. Może i dobrze, że tak się stało, bo wtedy zamierzamy wypuścić specjalne wydanie „Midian”, które zawierać będzie jeszcze jeden kompakt. Znajdą się na nim nowe utwory, numery z „The Principle Of Evil Made Flesh”, które nagraliśmy jeszcze raz, kilka coverów i kompozycja, którą zamierzamy nagrać razem z Apocalyptiką.

Jest szansa, że tym razem dojdzie do współpracy z Diamandą Galas?

Dani: Mam nadzieję. Miała zaśpiewać już na pierwszej wersji „Midian”, niestety w ostatniej chwili przesunięto nam termin sesji nagraniowej. Diamanda była wtedy jeszcze na trasie i nie mogliśmy od niej wymagać, żeby odwołała koncerty. W końcu okazało się, że mogłaby wpaść do nas na jeden dzień, ale ściąganie jej ze Stanów na kilka godzin nie byłoby poważne... Na „Midian” miał również zaśpiewać gościnnie Glenn Danzig. Znamy się dość dobrze, podoba mu się nasza muzyka i sam zaproponował, żebyśmy zrobili coś razem. Niestety, podobnie jak w przypadku Diamandy, nie mogliśmy dograć terminów. Zresztą nie wiem, co mógłby na tej płycie zaśpiewać. Wiesz, musielibyśmy napisać jakiś utwór z myślą o jego głosie, szkoda byłoby marnować jego talent na utwory, które trafiły na „Midian”, w których nie mógłby pokazać swoich możliwości.


Co myślisz o „Satan’s Child”, ostatniej płycie Danzig?

Dani: Lubię wszystko, co kiedykolwiek nagrał Glenn, ale „Danzig IV” to moja ulubiona płyta. Ostatnio ktoś sprezentował mi box z wszystkimi nagraniami Samhain i nie mogę przestać tego słuchać. Podoba mi się nawet „Blackacidevil”, mam dwie wersje tej płyty...

Wymieniliśmy już wszystkich gości, którzy nie pojawili się na „Midian”, a ja chciałbym wiedzieć, jak doszło do tego, że w sesji nagraniowej zgodził się wziąć udział Doug Bradley, czyli kultowy Pinhead z nie mniej kultowego „Hellraisera”?

Paul: Okazało się, że koleś, który robi oficjalną stronę internetową Cradle Of Filth zna Douga, że pracują razem w firmie zajmującej się robieniem animacji i efektów specjalnych do filmów. To on powiedział Dougowi, że bardzo chcielibyśmy go zaprosić do studia.

Dani: W pewnym sensie nawiązaliśmy z nim kontakt nieco wcześniej. Ingrid, która na płycie „Cruelty And The Beast” wcieliła się w rolę Elisabeth Batory, również znała Bradley’a. Wiesz, zgrana paczka aktorów występujących w strasznych filmach... (śmiech) Po nagraniu z nami płyty dostała od wytwórni kilka sztuk „Cruelty And The Beast” i wpadła na pomysł, żeby rozesłać je przyjaciołom jako prezenty bożonarodzeniowe. (śmiech) Jeden z tych prezentów trafił do Douga, który w ten sposób dowiedział się o istnieniu Cradle Of Filth. Zresztą Doug miał również wcielić się w rolę seryjnego mordercy w „Cradle Of Fear”, ale był akurat zajęty kręceniem „Hellraiser 5”.

Będzie piąta część „Hellraisera”?!

Dani: Tak! Niestety Doug pojawia się na ekranie może na pięć minut, nie więcej... Niewiele więcej mogę ci powiedzieć, bo kiedy mi to opowiadał, byliśmy obaj już nieźle wstawieni. To było na imprezie z okazji wydania „Midian”. Mówię ci, niesamowite uczucie. Jest Halloween, nasza nowa płyta właśnie się ukazała, a ja siedzę w knajpie i oblewam to z Pinheadem... (śmiech)


Wracając do filmu „Cradle Of Filth”. Czy podczas pracy nad nim nie przemknęła ci myśl o karierze aktorskiej?

Dani: Aktorskiej? Przecież ja tam w ogóle nie gram. Ja tylko gwałcę i zabijam, a to przychodzi bez trudu większości przedstawicieli ludzkiej rasy...

Przyjęlibyście propozycję napisania ścieżki dźwiękowej do filmu?

Paul: O tak, z otwartymi ramionami! Marzę o tym, żeby skomponować jakąś naprawdę mroczną i niesamowitą ścieżkę dźwiękową do dobrego filmu.

Tylko horrory wchodzą w grę?

Paul: A wyobrażasz sobie Cradle Of Filth komponujących muzykę do pieprzonego „Przeminęło z wiatrem”? (śmiech)

Czy ciągłe zmiany składu nie odbijają się negatywnie na kondycji zespołu?

Dani: Nie. Wierzę, że Cradle Of Filth żyje własnym życiem. Jest niezależnym bytem, który żywi się ludźmi, czyli nami, muzykami którzy współtworzą zespół. Wszystkie zmiany składu podejmowane były do tej pory w sposób demokratyczny i nie wierzę, że odejście jednego muzyka może zmienić coś tak silnego i niezależnego jak duch zespołu. Jak dotąd wyrzuciliśmy z Cradle Of Filth tylko jednego człowieka, czyli Stuarta, reszta odchodziła z własnej woli. To właśnie Stuart był problemem, z powodu którego skład Cradle Of Filth w ostatnich latach zmieniał się tak często. Był popieprzonym koleżką mającym wielkie mniemanie o sobie. Na szczęście pozbyliśmy się go i Paul wrócił do zespołu. Teraz Stu rozpowiada, że to dzięki niemu Cradle Of Filth osiągnęło sukces. Co za dupek! Materiał na płytę „Dusk And Her Embrace” w większości napisał Paul, ale przed wejściem do studia odszedł i Stuart po prostu to nagrał. Na szczęście Paul jest znowu z nami, a bębnami zasiadł Adrian, którego znamy od lat, od czasu naszej pierwszej trasy z Anathema i At The Gates. Mamy świetny skład i czujemy, jakbyśmy zaczynali od nowa.

Dlaczego Nick Barker opuścił Cradle Of Filth?

Dani: Nick to facet, który nie potrafi żyć z ludźmi, ciągle kogoś wkurza. Jest narwańcem, który nie widzi tego, co sam robi, więc za wszystko wini innych. Wyobraź sobie, że na ostatniej trasie, którą z nami zagrał, nie wszedł nawet do naszego autobusu. Podróżował w autobusie Napalm Death, a na jego miejsce do nas przyszedł Barney. I to była chyba najfajniejsza trasa, jaką kiedykolwiek zagraliśmy, bo nikt się z nikim nie kłócił. Za to w autobusie Napalm Death ciągle wybuchały jakieś sprzeczki...


Nick gra teraz w Dimmu Borgir. Co o tym myślicie?

Paul: Ich problem. Nie lubię mówić o Dimmu Borgir, bo nie chcę ich opluwać tylko dlatego, że oni opluwają nas. Mogę ci jednak powiedzieć, że wkurza mnie, że we wszystkim nas naśladują. Na jeden z naszych koncertów w Niemczech przyszedł ich menedżer i z otwartą paszczą oglądał to, co działo się na scenie. Mogę zagwarantować, że na następnej trasie Dimmu Borgir będą mieli dokładnie to samo. (śmiech)

Jakiej muzyki ostatnio słuchacie?

Dani: Nile jest rewelacyjny!

Paul: Ja uwielbiam ostatnią płytę Destruction. Słucham jej na przemian z „Painkiller” Judas Priest i muzyką poważną. Myślę, że wielkim plusem Cradle Of Filth jest to, że inspirują nas bardzo różne gatunki muzyczne. Gdybyśmy ograniczyli się tylko do słuchania pieprzonego black metalu, brzmielibyśmy dokładnie tak, jak każdy inny zespół. Gdybym słuchał tylko jednego rodzaju muzyki, odbiłoby mi po tygodniu.

Niedawno świat obiegła wiadomość, że utwory Cradle Of Filth objęte są zakazem emisji w jednej z największych amerykańskich rozgłośni radiowych. Często spotykacie się z cenzurą?

Dani: Zdarza się. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jesteśmy kozłem ofiarnym i nie inaczej jest tym razem. Ta sama radiostacja wciąż puszcza utwory Anal Cunt i Deicide... Nie wiem, dlaczego wybrali sobie akurat nas, ale przyjmujemy to ze spokojem. Wszelkie obowiązujące prawa ustala większość, ale większość nie oznacza wszystkich. My nie należymy do większości. Tacy ludzie jak my żyją poza społeczeństwem i nie wierzą w każde ustalone przez nich prawo. Mamy prawo do wyrażania własnego zdania, ale często większość nie może znieść naszej sztuki, czuje się w jakiś sposób obrażona. Właśnie o tym traktują teksty, które napisałem na „Midian”. Midian to mitologiczne miejsce, w które zsyłano innowierców, ludzi niedopasowanych. Midian to królestwo wyrzutków.

Niektóre z waszych wyczynów to jednak czysta prowokacja, na przykład spacerowanie po Watykanie w koszulkach z napisem „Jesus Is A Cunt”. Trudno się dziwić gwałtownej reakcji ludzi, którzy was wówczas widzieli...


Dani: Czasem prowokujemy, czasem nie. Jednak cokolwiek byśmy nie zrobili, zostanie to zinterpretowane w sposób jak najmniej dla nas korzystny...

Dziękuję za wywiad.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas