"Jesteśmy optymistami"
Pierwsze wzmianki o zespole Virgin Snatch pojawiły się jesienią 2001 roku. Wówczas wokalistą zespołu był Olej ze znanej fromacji Proletaryat, zaś na basie grał stary wyjadacz Paweł Mąciwoda-Jastrzębski. Później nastąpiły zmiany personalne i posadę za mikrofonem otrzymał Zielony (znany z Death Sea), zaś cztery struny szarpie nie kto inny, jak Titus z Acid Drinkers. Skład uzupełniają grający w Virgin Snatch od samego początku gitarzysta Grysik i perkusista Jacko. W takim zestawieniu Virgin Snatch nagrał swoją debiutancką płytę, zatytułowaną "S.U.C.K.", która miała swoją premierę na początku grudnia 2003 roku. Wcześniej, 30 listopada, Virgin Snatch zaprezentował się w Krakowie podczas imprezy, której gwiazdami były niemieckie grupy Rage i Helloween. O historii grupy, kulisach współpracy z Titusem, uwielbieniu dla Davida Coverdale'a, stylu muzyki Virgin Snatch i planach na przyszłość, Lesławowi Dutkowskiemu opowiedział Zielony.
Właśnie okazało się, że wasz były basista, Paweł Mąciwoda-Jastrzębski, został muzykiem znanej niemieckiej grupy Scorpions. Co ty na to?
Co ja na to? Ha! Cześć i chwała dla Baby'ego. To mistrz świata "grubych strun", więc należało mu się. Nie wiem, czy widziałeś go kiedyś na żywo, ale każdy kto miał okazję zobaczyć, co ten gość wyprawia na basie, nie miałby wątpliwości, kto wygra wyścig o angaż do Scorpions. Prawdę mówiąc to, z całym szacunkiem dla Scorpions ("Lovedrive" rulez), Paweł nie będzie miał żadnych problemów z odegraniem ich numerów. Jest po prostu cholernie dobry. Virgin Snatch z Pawłem Mąciwodą byłby połączeniem Komedy z Deep Purple, albo wyszedłby z tego taki rockowy Cynic. (śmiech)
Porozmawiajmy o Virgin Snatch. Po raz pierwszy o zespole usłyszałem pod koniec 2001 roku. Wówczas ciebie w nim nie było, a wokalistą był Tomek "Olej" Olejnik z Proletaryat. Co się stało, że przestał współpracować z Virgin Snatch, a ty zająłeś jego miejsce?
To nie do końca tak. Jestem koło zespołu od samego początku - fakt, nie od razu na stanowisku głównego krzykacza. I może to i dobrze? Wiesz, Olej ciągnął w stronę nu-metalu. Wtedy miałem występować w chórkach, były też plany dotyczące dwóch wokalistów. Z kolei ja jestem tradycjonalistą - wole ciężkie oldschoolowe brzmienia i rockowy feeling. Myślę, że reszta też nie do końca wiedziała, jak się w tym odnaleźć. Koniec końców Olej zrezygnował, a ja wskoczyłem na jego miejsce i jakiś czas później zaproponowałem zwrot w muzyce, czego owocem jest dzisiejszy sound zespołu.
Jeszcze w 2001 roku zapowiadany był wasz pierwszy singel, który miał się ukazać wiosną 2002 r. Z tego, co wiem, ostatecznie nie ukazał się on. Czy któraś z kompozycji, nad którymi pracował wtedy Virgin Snatch, zachowała się i np. w zmienionej wersji trafiła na wasz debiut?
Nie. Cały materiał, który znalazł się na "S.U.C.K.", jest muzyka premierową. Wszystkie stare numery wyrzuciliśmy do kosza i zaczęliśmy pisać wszystko od nowa. To niesamowite, jak może działać na dyscyplinę w zespole strach przed "nie zdążymy". Trzy miesiące później materiał był prawie gotowy. Wchodząc do studia mieliśmy dokładnie określony cel, choć wszystkie aranże i teksty zrobiłem w studiu. I tylko cierpliwość Rysia Kramarskiego, właściciela studia, i reszty zespołu, została delikatnie nadwyrężona.
Sami określacie waszą muzykę jako thrash'n'roll. Czy Virgin Snatch od samego początku grał coś takiego, czy np. na taki pomysł wpadliście później, kiedy dołączył do was znany rockandrollowiec Titus?
Wraz z dołączeniem Titusa do składu wpadłem na pomysł nazwania zespołu Virgin Snatch. Nazwa o tyle właściwa, że konotacja jest bardzo prosta: miłość do metalu, pięknych kobiet i zabawy. Titus jest personifikacją tego stylu życia, choć myli się ten, kto postrzega go tylko w takich kategoriach. Choć jest naturalnie predysponowany do sceny, potrafi myśleć twórczo, służąc radą reszcie zespołu. Ot co!
Przejdźmy do waszego debiutu, płyty "S.U.C.K.". Wbrew ukutemu przez was określeniu, w waszej muzyce jest zdecydowanie więcej thrashu niż rocka. Inna sprawa, że są na "S.U.C.K." takie momenty, których do żadnego z tych gatunków zaliczyć się nie da, a mam na myśli takie kompozycje, jak "Senior De Ville" i "Before". Czy macie już może pomysł, jak będą zmieniać się proporcje tej muzycznej mieszanki? Chodzi mi o to, czy na przykład będziecie chcieli dodać więcej rockowych elementów?
Nie chcemy obracać się wokół utartych muzycznych schematów. Oczywiście poruszamy się w metalowym światku, sami słuchamy takich dźwięków, co nie znaczy, że mamy tak bardzo encyklopedycznie podchodzić do tworzenia muzyki. Na "S.U.C.K." znalazły się dwa numery zdawało by się nie pasujące do reszty kompozycji. Ale tylko pozornie. "Senior De Ville" na przykład jest pomostem łączącym "Altering Theory" z "Six Six Six". To taki drugi oddech, który według nas wpasowuje się w klimat całej płyty. Z kolei "Before", jak sama nazwa wskazuje, jest takim przedtaktem dla wieńczącego płytę numeru tytułowego. Oczywiście, tekst zawarty w numerze skłania właśnie do takich muzycznych refleksji. Sam "S.U.C.K." to przecież kompozycja, która również nie do końca charakteryzuje zawartość muzyczną płyty. To raczej ukłon w stronę starych wyjadaczy pokroju Motorhead. Jak widzisz to cała tajemnica. To Virgin Snatch music - thrash'n'roll.
Album ukazał się na początku grudnia 2003 roku. Jakie reakcje do tej pory dotarły do was?
Odzew na płytę jest bardzo dobry. Płyta się podoba, co nas szalenie cieszy. Baliśmy się być postrzegani przez pryzmat dokonań Acid Drinkers. Na szczęście niepotrzebnie. Styl wykonywany przez VS, choć metalowy, jest zupełnie inny od tego, co proponuje Acid Drinkers. Zresztą goście na płycie (Hiro, Yanuary, Jaro.Slav) to muzycy, którzy raczej nie są kojarzeni z publiką Acids. VS jest więc połączeniem tych dwóch scen.
A możesz być pewny, że nowy materiał Virgin Snatch będzie dwa razy ostrzejszy, pięć razy szybszy i 20 razy bardziej zaskakujący. Nie obejdzie się również bez pewnych niespodzianek i - jak ty to nazwałeś - takich momentów, których do żadnego z tych gatunków zaliczyć się nie da. Podsumowując, reakcje są naprawdę świetne, więc z niecierpliwością czekamy na koncerty, które zaczynamy w lutym.
Titus jest doskonale znaną postacią w polskim metalu. Ma duże doświadczenie w pracy w studiu i w występach na żywo. Czy jest coś, czego chcielibyście się od niego nauczyć? A może już się nauczyliście? Może zaskoczył was czymś przychodząc do Virgin Snatch?
Titus jest kołem napędowym VS. To taki człowiek, przy którym na scenie czuje się pewnie. Wiem, że wszystko będzie OK - nie ma strachu, nie ma niepewności, jesteśmy my, jest publika i jest muza, którą walimy prosto w ryj! Keep On Rockin'! A poza tym jest on wokalistą, więc trudniej mi teraz popełnić błąd, który pozostanie niezauważony. (śmiech)
Titus częściej przebywa w Poznaniu niż w Krakowie, a ponadto dla niego na pewno priorytetem jest Acid Drinkers. Jak w tym kontekście wygląda praca nad kompozycjami Virgin Snatch?
"S.U.C.K." był tworzony i nagrywany w dość specyficznych warunkach. W biegu, na wariackich papierach. Raz Titi był, a raz go nie było. Po skończeniu kawałków Titi przyjechał do Krakowa, posłuchał materiału, "podłubał" przy nim, dodał coś od siebie i wpiął basy w konsolę w studiu.
Praca nad następcą "S.UC.K." będzie wyglądać nieco inaczej. Będzie jeszcze bardziej zespołowo i fachowo. Choć tak naprawdę, kto to wie. Jedno jest pewne Titi jest na dobre i złe z Virgin Snatch. Liczy się z zespołem w takim samym stopniu co z Acidami. Choć oczywiste jest, że musi podzielić obowiązki między dwie kapele. Jak dotąd Virgin nie koncertował prawie wcale, Acidzi dają na żywo cały czas, zaraz wchodzą do studia. Ale uwaga, VS startuje właśnie teraz. Titi będzie miał więc kupę dobrej zabawy!
Na "S.U.C.K." śpiewasz na różne sposoby. Ostro, niczym rasowy thrashowy wokalista i czysto, czasem nawet łagodnie. Czy nagranie wokali sprawiło ci duży kłopot?
Główny problem w nagrywaniu wokali w studiu jest w moim przypadku zawsze taki sam. Pierwsze dwa dni zawsze są stracone, bo zanim rozgrzeję swe struny do przyzwoitych, miłych dla otoczenia drgań, mija określony czas. Ja po prostu muszę zaaklimatyzować się, poznać realizatora i wczuć się w rolę "rybki w akwarium", czyli człowieka za szybą. (śmiech)
Wokale były nagrywane trochę "na czuja", w dużej części od kopa, choć chyba najdłużej zajęło mi nagranie "Before". W numerze tym przez długi czas nie mogłem znaleźć czystego dźwięku na pewnym odcinku trwania kompozycji. W rezultacie nie jestem do końca zadowolony z tego numeru. Dużą część chciałbym poprawić, niestety nie było na to czasu.
W książeczce dziękujesz Davidowi Coverdale'owi. Gdyby dano ci możliwość zamienienia się z kimś na głosy, byłby to właśnie on?
David Coverdale to największy wokalista rockowy wszech czasów, a kto myśli inaczej, ten wróg. (śmiech) Dlatego też stanę na głowie i zmuszę resztę zespołu, żeby na jakiejś sztuce pyknąć sobie "Burn". Choć wiem, że nie dorównam mistrzowi nawet w 1/10, to nie mogę się powstrzymać. Z drugiej strony, bardzo bym chciał zaśpiewać np. taki "Postmortem" z Aray'ą po tej samej stronie sceny.
Co najbardziej podziwiasz w Coverdale'u? Czym zasłużył sobie na twoje uwielbienie?
Nie wywołuj wilka z lasu, bo jak zacznę o Davidzie, to pytań nie starczy. Wiesz, że pierwszą płytą Deep Purple, którą poznałem, był "Burn"? Dlatego też dla mnie Coverdale jest tym najlepszym wokalistą w całej wspaniałej karierze Deep Purple. Powiem więcej, najlepszymi płytami Deep Purple są właśnie płyty z Coverdalem. Wiem, dla niektórych to co mówię to bluźnierstwo, ale nic na to nie poradzę. On ma taką naturalną chrypę w głosie, która jest twarda właśnie przy "Burn" oraz mięciutka i zawodowo kiczowata w "Is This Love". Mam nadzieję, że nagra jeszcze choćby jedną płytę Whitesnake, odwiedzi znowu Polskę i zaśpiewamy razem (ja oczywiście spod sceny) "Ain't No Love In The Heart Of The City".
W waszej muzyce - jak wspomniałem wcześniej - jest więcej thrashu niż rocka. W takim razie muszę cię zapytać, czy są tacy thrashowi wokaliści, którzy robią na tobie wielkie wrażenie?
Najbliższa jest mi szkoła amerykańska: Araya, Billy, Pharr i Belladonna, a później Bush, nieodżałowany Paul Baloff i jego następca Steve Souza. Bardzo oryginalny jest Mustaine, no i oczywiście Mike Muir! Pewien sentyment mam też do Petrozzy.
Virgin Snatch ma za sobą koncert przez Helloween i Rage w Krakowie. Jak wspominasz ten występ?
Koncert z Helloween i Rage? Może to nie był nasz najlepszy show, ale nie narzekamy. Było przyzwoicie. Musieliśmy zagrać pierwsi - Titus miał w tym samym dniu koncert z Acidami w Lublinie. Razem z Grysikiem na złamanie karku pognali zaraz po sztuce do Lublina. Titi zdążył, my zagraliśmy - było OK. W coverze Ozzyego kilka razy przetoczyłem się po efekcie Grysika. W końcu urządzenie skapitulowało. (śmiech) Wyłączyłem mu przester i przez chwilę było bardzo balladowo. (śmiech) Kilka sekund później wszystko wróciło do normy. Oprócz nas grali jeszcze Atrophia Red Sun i Neolithic. Pozdrowienia.
Ty i Grysik graliście razem w Death Sea. Z tego, co wiem, zespół ten reaktywował się. Czy są już plany nagraniowe?
Tak. Razem z Yanuarym z Thy Disease i Chmurą ze Sceptic nagrywamy właśnie demo, które będzie kartą przetargową do nagrania płyty. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Sprawa się trochę opóźnia, bo nabawiłem się poważnego zapalenia gardła - rzuciło mi się na krtań, tchawicę, a więc struny głosowe także. Ale przeżyję. Będzie ciężko, brutalnie i deathmetalowo!
Obecnie w polskim metalu dominuje death metal. Thrashowych zespołów nie pojawia się za wiele. Wy gracie muzykę opartą na thrashu, no i macie w składzie Titusa, który na pewno jest w stanie przyciągnąć do Virgin Snatch trochę fanów. Czy w tym upatrujecie swoją szansę na dotarcie do większej grupy ludzi?
Ta płyta to efekt zaangażowania się muzykę, którą lubimy. Oczywiście Titus jest magnesem, który może przyciągnąć ludzi. Ale przecież nie dlatego gra z nami. Czujemy się razem dobrze i świetnie się razem rozumiemy. A to najważniejsze. Oczywiście skłamałbym, gdybym powiedział, że jest to bez znaczenia. Owszem, VS to plan podbicia polskiej metalowej sceny - ale z serca i z miłości do tej muzyki!
Death metal uprawiam z Grysikiem w Death Sea i to wystarczy. VS postawił na thrashowanie, choć kto wie czy elementy death metalu nie przenikną na nowa płytę. Łączyć style muzyczne posługując się szkieletem thrashowym - to my!
Na świecie powróciło wiele thrashmetalowych legend, np. Exodus, Death Angel, Dark Angel, Nuclear Assault. Jest też kilka grup, które nigdy nie zniknęły ze sceny. Czy waszym zdaniem jest to sygnał, iż w metalu nastąpi zmiana warty i znów to thrash będzie najpopularniejszy? A może według was to chwilowa moda, która nie zachwieje istniejącym układem sił?
Wygasłe zdawało by się gatunki muzyczne powracają z prostej przyczyny. Przesyt na scenie metalowej deathmetalu, popularność nu-metalu i pogorszenie się jakości wykonywanej muzyki w ogóle, spowodowało przebudzenie się wygasłych zdawało by się wulkanów. Exodus nagrał przepyszną płytę, wraca Death Angel, Slayer znów nagrywa z Lombardo - jest wręcz bajkowo. Oprócz tego historia naturalnie zatoczyła koło. Rok 2004 będzie rokiem dobrej metalowej muzyki, będzie rokiem powrotów starych thrashowych wyjadaczy i mamy nadzieje - będzie rokiem Virgin Snatch!
"S.U.C.K." już się ukazał. Co teraz czeka Virgin Snatch? Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
Przede wszystkim koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty. Chcemy przejechać wzdłuż i wszerz całą Polskę, moshując na scenie. Mamy nadzieję w końcu nagrać klip dla telewizji, co spowoduje przedstawienie zespołu szerszej publiczności. Musimy trochę popromować zespół, bo sam wiesz, że bez reklamy bardzo trudno się przebić. Sami wyprodukowaliśmy płytę, sami ją wytłoczyliśmy, więc coś należało by z tym zrobić. Jesteśmy optymistami.
Ostatnie słowo należy do ciebie.
Machina ruszyła. Powoli się rozpędza. Liczymy na Was na koncertach. Jesteśmy dla Was, Wy jesteście dla nas! Still metal, still mosh, still Virgin: Virgin Snatch.
Dziękuję za rozmowę.