"Jestem wielkim szczęściarzem"

article cover
INTERIA.PL


Zarozumiały dupek, czy po prostu świadomy swej wartości wielki artysta i wyjątkowy gitarzysta? Co do tego ostatniego raczej nikt nie ma wątpliwości, ale przez wiele lat Yngwie Malmsteen nie cieszył się sympatią ani kolegów po fachu, ani dziennikarzy, głównie ze względu na swą legendarną wręcz arogancję. Słynny Szwed zmienił się jednak 6 marca 1998 roku, gdy przyszedł na świat jego pierworodny syn Antonio Yngwie Johann. Oczywiście poczucie własnej wartości Yngwiego nie zmalało w najmniejszym stopniu, ale o wiele przyjemniej zaczęły wyglądać rozmowy z nim. Tryskał humorem i z chęcią odpowiadał nawet na trudne pytania. Malmsteen od lat mieszka w Miami. Uzurpuje sobie, nie bez powodu, stworzenie nowego stylu muzycznego i rok w rok wydaje płytę, która jeszcze przed wydaniem skazana jest na olbrzymi sukces komercyjny w Japonii, dzięki czemu Szwed żyje w luksusie i troski zwykłego zjadacza chleba go nie dotyczą.

W połowie września 2002 r. fani Yngwiego otrzymali jego kolejny album, zatytułowany "Attack", który został nagrany w innym składzie niż jego poprzednik, "War To End All Wars". To akurat dziwne nie jest, bo częste zmiany muzyków grających u boku Malmsteena to rzecz normalna.

Mimo że mały Antonio oddawał się głośnym zabawom zaraz obok pokoju taty, Lesławowi Dutkowskiemu udało się porozmawiać z Yngwiem o nowej płycie, jego pierwszej, wyprodukowanej w Polsce gitarze, o obecnym wcieleniu Deep Purple i o neoklasycznym heavy metalu.

Yngwie, powiedziałeś w jednym z wywiadów, że nie byłeś zadowolony z produkcji twojego poprzedniego albumu "War To End All Wars". Czy w takim razie jesteś zadowolony z tego, co udało ci się osiągnąć w studiu z Tomem Fletcherem, podczas nagrywania "Attack"?

Tak, jestem zadowolony i sądzę, że ta płyta brzmi naprawdę bardzo, bardzo dobrze.

I ja tak uważam, ale powiedz mi, co wpłynęło na to, poza Tomem, że brzmi ona lepiej? Doogie White, wokalista, który śpiewa na tej płycie, powiedział, że byliście bardzo zrelaksowani podczas nagrań. Może również dzięki temu płyta brzmi lepiej?

Nie, nie sądzę. Wszystko było niemal tak samo, jak przy nagrywaniu poprzedniej płyty, to samo studio i tak dalej. Na poprzedniej płycie szukałem trochę innego brzmienia, chciałem trochę poeksperymentować. Ale nie miałem dobrego inżyniera. Prawdę mówiąc był kiepski. Był zupełnie do niczego. (śmiech) Nie zrobił tego, co chciałem i tak jak chciałem. Tym razem nie było tak, że powiedziałem sobie: Chciałbym zrobić to, chciałbym zrobić tamto. Po prostu wiedziałem, że chcę zrobić właśnie coś takiego.

Jak to się stało, że zatrudniłeś Toma Fletchera?

Znam go od wielu lat. Nagrywał ze mną album "Eclipse", miksował "Alchemy", miksował też "Concerto Suite Live". Tak więc z Tomem rozumiemy się dość dobrze.

Skład twego zespołu zmienił się w porównaniu z "War To End All Wars". Czy wszystkich towarzyszących ci w studiu muzyków zamierzasz zabrać ze sobą na trasę i czy wybrałeś już basistę?

Właściwie nie zamierzam zabrać nikogo poza basistą [w studiu partie basu nagrywał sam Yngwie - red.]. (śmiech) A tak poważnie to Mick Cervino będzie grał na basie.

Nie zdarza się zbyt często, że grasz gościnnie na płytach innych artystów. Wiem jednak, że zagrałeś solo na przygotowywanej przez Dereka Sheriniana jego solowej płycie. To było coś w rodzaju odwzajemnienia przysługi z twojej strony?

Nie, zrobiłem to dla zabawy. Byliśmy po prostu w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie, gdy Derek zapytał: Hej, nie mógłbyś nagrać dla mnie solówki? I zagrałem. Wszystko nagraliśmy za pierwszym podejściem i było po sprawie. Zajęło mi to może z pięć sekund. (śmiech)


Ale dlaczego właściwie zgodziłeś się zagrać u Dereka? Jestem pewien, że wielu artystów marzy o tym, aby mieć twoje solo na płycie.

Wiesz, ja zagrałem już na naprawdę wielu płytach. Szczerze mówiąc nawet nie pamiętam, jak wiele ich było. On jest moim kumplem, potrzebował tego, więc czemu nie?

Na "Attack" są trzy instrumentalne kompozycje, z których moją ulubioną jest "Majestic Blue", taka piękna romantyczna melodia. Czy pamiętasz, co zainspirowało cię do skomponowania tego utworu? Dla mnie kojarzy się on z wakacjami w jakimś słonecznym miejscu, gorącymi plażami nad oceanem albo nad morzem. Jak było naprawdę?

Ja żyję w takim miejscu. Wszystko to, co powiedziałeś, jest opisem miejsca, w którym mieszkam. (śmiech) Są palmy, błękitny ocean, gorąca plaża. Nie da się tego porównać ze Szwecją. (śmiech) Jestem wielkim szczęściarzem, do którego los naprawdę się uśmiechnął, ponieważ pracowałem bardzo ciężko przez bardzo wiele lat i marzyłem o tym, aby żyć w miejscu, które opisałeś w swoim pytaniu.

Ale były momenty naprawdę ciężkie w twoim życiu, jak na przykład ten wypadek samochodowy w 1987 roku, kiedy istniała poważna groźba, że nie będziesz już mógł grać na gitarze.

Tak, to było wiele lat temu. Ale wiesz co zrobiłem? Kupuję teraz jeszcze szybsze samochody.

A więc dalej lubisz podejmować ryzyko?

Moim zdaniem o to chodzi w życiu.

Ale nie mówisz o ryzyku w muzyce, bo tu wydajesz się być wierny temu, co zacząłeś robić przed wieloma laty.

Nie jestem pewien, czy mogę do końca zgodzić się z takim stwierdzeniem, bo komponuję muzykę już od wielu lat i za każdym razem staram się jakoś przeskoczyć samego siebie. Jeśli posłuchasz moich solówek gitarowych z wcześniejszych lat, to były one całkowicie improwizowane i potem postanowiłem coś z tym zrobić. Pod względem stylu czy komponowania to się zgadzam, rzeczywiście mam swój styl. I z tego właśnie jestem bardzo dumny, bo jest wielu, którzy kopiują to, co ja zrobiłem. Dlaczego więc miałbym zmieniać styl, skoro sam go stworzyłem?


Mówiłeś wiele razy, że twoim największym sukcesem jest to, że stworzyłeś styl zwany neoklasycznym heavy metalem. Czy dodałbyś dziś coś do tego, bo to zdanie wypowiedziałeś jakiś czas temu?

Czy ja wiem... Może po prostu wyjaśnię ci, jak to się wszystko stało. Zacząłem grać na gitarze, ponieważ miałem gitarę w domu. Moja mama, mój starszy brat i starsza siostra byli bardzo dobrymi muzykami. Grali na skrzypcach, fortepianie, flecie, śpiewali. Mama pomyślała więc, że ten jej najmłodszy dzieciak też musi być muzykiem. Dała mi więc gitarę na trzecie urodziny. Myślisz, że wtedy zacząłem grać? Nie, nic z tych rzeczy. Nie wiem, dlaczego. Uważam, że to było głupie z mojej strony. Wolałem robić jakieś tam rysunki, budować samoloty, wielkie samoloty czterosilnikowe. Mówię poważnie. Wiem, że jestem świrnięty, ale nie przejmuj się. (śmiech) Miałem oczywiście lekcje gry na pianinie, lekcje śpiewu, lekcje gry na flecie, miałem wszelkie możliwe lekcje gry na instrumentach, poza gitarą. Gdy miałem siedem lat, zobaczyłem w telewizji, jak Jimi Hendrix podpala swoją gitarę. Kiedy to zobaczyłem, pomyślałem sobie: Kurcze, to jest super! Zaraz potem wziąłem gitarę do ręki i zacząłem sobie brzdąkać. Oczywiście nie wiedziałem zupełnie, co gram i jak mam grać. Waliłem jak szalony w struny taniej, akustycznej gitary. Wiesz co? To była polska gitara.

Naprawdę?! Skąd wzięła się w twoim domu?

Moja mama kupiła ją podczas podróży w Polsce. To prawda. Rok później moja siostra dała mi płytę Deep Purple "Fireball" i od tego momentu wiedziałem, że chcę grać rocka. Założyłem swój pierwszy zespół, który grał stare kawałki. Wszyscy mieliśmy mniej więcej 11-12 lat. Później zapytałem sam siebie: Czy to wszystko, co można zrobić? I wówczas zabrałem się za studiowanie muzyki klasycznej - Bacha Vivaldiego, Czajkowskiego, Beethovena, Dworzaka i innych kompozytorów. Oni stali się moją największą inspiracją. Stąd się wziął klasyczny heavy metal.

25 lat temu miałem zespół, który nazywał się Powerhouse, w którym byłem gitarzystą, a skład uzupełniał wokalista, basista i perkusista. Wtedy zacząłem coś takiego grać. Rzeczywiście to ja wymyśliłem neoklasyczny heavy metal i dzięki temu możesz go słuchać.


Czy to Antonio [syn Yngwiego - red.] tak tam hałasuje?

Tak, wiesz to jeszcze mały dzieciak. (śmiech)

Ale z tego, co wyczytałem, ten mały dzieciak jest bardzo uzdolniony muzycznie. Zapewne pójdzie w ślady swego słynnego taty.

Teraz ma cztery i pół roku, w marcu skończy pięć lat. Jeśli mam być z tobą szczery, nie będę do niczego go zmuszał. Ma swój zestaw perkusyjny, swego Stratocastera, mały wzmacniacz, wszystko, co tylko można takiemu dzieciakowi zamówić. Pamiętam doskonale, jak zaczynała się moja przygoda z muzyką i nie bardzo wierzę, że zmuszanie dzieci do czegokolwiek jest dobre. Antonio jest niesamowicie inteligentny i prześliczny. Chyba dla niego będzie najlepiej, jeśli pozwolimy mu po prostu być dzieckiem, cieszyć się dzieciństwem.

Ale chyba dostrzegłeś już to, że ma talent muzyczny?

Wydaje mi się, że rzeczywiście jest utalentowany.

Wróćmy do płyty. Umieściłeś na niej piosenkę "Freedom", w której zresztą jesteś głównym wokalistą. Jest w niej riff, który bardzo kojarzy się z Jimim Hendrixem. Zgodzisz się ze mną?

Jasne, to utwór bardzo w stylu Jimiego. Uwielbiam go i chciałem coś takiego nagrać.

Gdy go pisałeś, pisałeś z myślą, że ty będziesz go śpiewał?

Nie, ale jest w dobrej tonacji, pasującej do mojego głosu. Pracuje mi się wygodniej, jeśli jestem do czegoś absolutnie przekonany. Właściwie to śpiewam od bardzo dawna. Czułem się bardzo pewnie śpiewając w takim stylu. Ja tylko piszę utwory, które są neoklasyczne i przeznaczone dla takiego bardziej operowego śpiewania, czyli nie mojego, bo ja śpiewam bardziej bluesowo.

W 2001 roku, wraz z japońską orkiestrą symfoniczną, zawitałeś na koncerty do Chin. Wiedziałeś, że podczas koncertów na widowni byli przedstawiciele chińskich władz?

Nie wiedziałem, ale później mnie o tym poinformowano.

A powiedziano ci, jak ci urzędnicy cię opisali?

Czytałem gdzieś o tym i chyba było to coś w stylu Mozart podłączony do prądu.


Podoba ci się takie określenie?

Bardzo mi się podoba.

A miałeś okazję rozmawiać z przedstawicielami chińskich władz?

Ja nie, bo to nie jest moja rola, tylko mojego menedżera. Ale wracam do Azji na koncerty za mniej więcej miesiąc.

Yngwie, w tym roku zostałeś członkiem amerykańskiego Narodowego Stowarzyszenia Nauk i Sztuk Nagraniowych (National Association Of Recording Arts And Sciences), a z tego co wiem, masz tym samym prawo głosować na artystów, którzy otrzymają nagrodę Grammy. Czy to prawda?

Tak to prawda.

Czy to również oznacza, że wiesz co się dzieje we współczesnej muzyce, także w popie i innych gatunkach?

Nie. (śmiech)

A masz w ogóle jakichś faworytów do przyszłorocznej nagrody?

Wiesz, to jest zabawne, ponieważ ja komponuję, nagrywam, jeżdżę na trasy koncertowe, ale bardziej od tego preferuję siedzenie w domu, czytanie książek, oglądanie filmów czy granie w tenisa. Nie jestem typem gościa, który lata do sklepu i kupuje płyty. Kiedy słyszę coś w radiu, zwykle zaraz je wyłączam. (śmiech)

Czyli na razie nie wiesz, co zrobić ze swoim głosem?

Ale będę wiedział, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Do tego czasu jeszcze trochę zostało. Wiem jednak, że w Europie jest wiele naprawdę dobrych zespołów. Lubię Majestic, są naprawdę dobrzy. W Europie jest coś na kształt fali zespołów grających w neoklasycznym stylu. To jest fajne, bo w latach 90. była cała masa fatalnie brzmiących grup. Grunge i cała reszta. To było straszne. Zupełnie mi się to nie podobało i uważam, że te zespoły były bardzo, bardzo kiepskie. Lubię też stary dobry heavy metal, jaki gra na przykład Hammerfall. To naprawdę dobra muzyka.

Twój dobry znajomy Anders Johansson gra w Hammerfall.

Tak, to prawda.

Wiesz, że oni nagrywają cover twojej piosenki?

Nie, nie wiedziałem o tym. To zabawne. Powiem ci, że do niedawna w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że jest przygotowywana płyta w hołdzie dla mnie. Jest to dla mnie wielki zaszczyt.


Jeszcze jedno pytanie dotyczące twoich gościnnych występów. Zagrałeś solo również na płycie szwedzkiej wokalistki folkowej Aasy Jinder. Jesteś miłośnikiem muzyki folkowej?

I tak, i nie. Kiedy byłem bardzo mały i zaczynałem dopiero grać, jedną z pierwszych rzeczy, których się nauczyłem, były właśnie szwedzkie kompozycje folkowe. Były to bardzo piękne i melodyjne utwory. Poznałem więc tę muzykę bardzo wcześniej, ale oczywiście nie poszedłbym teraz do sklepu i nie kupił folkowej płyty. Ktoś zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie zagrałbym na płycie tej dziewczyny. Powiedziałem: Czemu nie.

Zagrałeś swoje typowe szybkie solo?

Właściwie to nie słyszałem jeszcze, co oni z tego zrobili. Nagrałem swoje, a potem mieli to wszystko miksować i chyba trochę zmniejszyć obecność gitary w tym kawałku. Naprawdę nie wiem, co w rezultacie z tego wyszło.

Kilka minut temu wspomniałeś rolę, jaką odegrał w twojej edukacji muzycznej album "Fireball" grupy Deep Purple. Wiem, że Ritchie Blackmore był przed laty twoim wielkim idolem...

W moich początkach, kiedy miałem mniej więcej dziewięć, dziesięć lat, nauczyłem się grać każde jego solo nuta w nutę. Chyba dlatego, że tak mnie zachwyciła jego gra, później postanowiłem, że muszę pójść trochę dalej. Wtedy właśnie odkryłem muzykę klasyczną. W Deep Purple wspaniałe było to, że grali metal zakorzeniony w bluesie.

W zasadzie chciałem cię zapytać, co sądzisz o Deep Purple bez Jona Lorda i bez Ritchiego.

O Boże. To nic innego jak Ian Paice i przyjaciele. Bogu dzięki, że próbują, ale musiałbyś mi zapłacić, abym poszedł zobaczyć ich na żywo. Kiedy odszedł Blackmore, już było niedobrze, ale kiedy odszedł Jon Lord, pytam się, po jaką cholerę to ciągnąć? Nie nazywaj tego Deep Purple.

A słyszałeś zespół Ritchiego i jego żony, Blackmore’s Night?

Tak, znam co nieco.

Jak podoba ci się taka muzyka?

Moje zdanie jest takie. Sądzę, że on jest teraz szczęśliwy i kocha to, co robi. I bardzo dobrze. Jestem wdzięczny za to, co kiedyś zrobili Deep Purple i że ukształtowali mnie do pewnego stopnia. Jeżeli on chce grać taką muzykę, to wspaniale, niech ją gra. Może nie jest to moja muzyka, ale jakie to ma znacznie? On chce to grać i to się liczy. Spotkałem go już parę razy lata temu i nie wyglądał wtedy na zbyt szczęśliwego. Chyba lepiej jest mu teraz, więc niech robi to, co chce robić.


Ronnie James Dio powiedział jakiś czas temu, że chciałby zrobić po raz drugi nagranie pod szyldem Hear ’N Aid, oczywiście z przeznaczeniem dochodów na cele charytatywne. Brałeś w tym udział za pierwszym razem. Jak to wspominasz i czy zgodziłbyś się wziąć w tym udział po raz drugi?

Nie widzę żadnego problemu.

A co z twoim albumem "The Genesis"?

Znajdą się na nim nagrania, które zrobiłem jeszcze w 1980 roku. Ja pisałem kawałki, śpiewałem, grałem na gitarze. Całkiem nieźle zresztą grałem jak na gościa w takim wieku. Dodałem do tego jeszcze ze trzy, cztery kompozycje, zostały one zremasterowane i teraz brzmi to naprawdę dobrze. Zdecydowałem się to zrobić, ponieważ istnieje cała masa bootlegów, a pomyślałem, że fani będą chcieli usłyszeć coś dobrze brzmiącego.

Znasz już datę premiery?

Wydaje mi się, że płyta ukaże się w grudniu.

W Japonii czy od razu na całym świecie?

Najpierw w Japonii.

Po wydaniu płyty "Facing The Animal" miałeś wystąpić w Polsce. Niestety, nie doszło do tego z powodu tragicznej śmierci Cozy’ego Powella. Czy jest jakakolwiek szansa, że kiedyś przyjedziesz do Polski i zagrasz koncert?

Cóż, ja nie odpowiadam za organizowanie koncertów. Jest to o tyle dziwne, że mam całą masę agentów, którzy to za mnie robią. Jestem nie mniej ciekawy niż ty, czy to się uda. (śmiech) Ja zawsze mówię agentom, że chcę zagrać w Polsce, Czechach, Rosji i w ogóle w tej części świata. Mam nadzieję, że to się stanie, chociaż nie widziałem jeszcze terminarza koncertów.

Dziękuję ci bardzo za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas