"Grać mogę wszystko"

Od dłuższego czasu mówiło się o Sceptic, jako o nadziei polskiego death metalu. Mówiło się, ale niewiele z tego wynikało, bo choć pierwsza płyta zespołu - "Blind Existence" - spotkała się z pozytywnym przyjęciem rodzimych fanów metalu, zainteresowanie grupą przeminęło równie szybko, jak się pojawiło. Wszystko zmieniło się kilka miesięcy temu. Nakładem nowopowstałej wytwórni Empire ukazała się druga płyta Sceptic, zatytułowana "Pathetic Being", która równocześnie doczekała się zachodniej edycji (Last Episode). Krakowscy adepci technicznego death metalu grają coraz więcej koncertów, metalowa prasa z całego świata nie szczędzi pochwał, a Jacek Hiro, gitarzysta i lider grupy, z optymizmem patrzy w przyszłość, o czym opowiedział Jarosławowi Szubrychtowi.

article cover
INTERIA.PL

Wróciliście właśnie z trasy u boku grupy Vader, pierwszej w historii Sceptic trasy koncertowej z prawdziwego zdarzenia. Jak poszło?

Mieliśmy już kilka tras koncertowych w planach, ale jakoś nigdy nic z tego nie wychodziło. Wrażenia z trasy wyniosłem jak najbardziej pozytywne, tym bardziej, że jeździliśmy z bardzo fajnymi ludźmi. Z muzykami Vader znamy się nie od dziś i lubimy. Przyjęcie również mieliśmy bardzo miłe.

Ostatnimi czasy więcej koncertów zagrałeś w barwach Decapitated, niż ze Sceptic. Czy wychodząc na scenę odczuwasz jakąś różnicę?

Wolę grać ze Sceptic, bo jak to się mówi, w Decapitated tylko sprzątam... Natomiast w Sceptic większość materiału, jeżeli nie cały, to moja robota i dużo większą frajdę sprawia mi granie tej muzyki. Poza tym z chłopakami ze Sceptic znam się znacznie dłużej. Zresztą Decapitated szukają teraz drugiego gitarzysty, który zastąpi mnie na koncertach. Mieli jechać niedawno na trasę do Stanów i chcieli, żebym jechał z nimi, ale ważniejsze rzeczy trzymają mnie w Polsce. Z czasem byłby to coraz większy problem, zarówno dla mnie, jak i dla nich, więc nie było sensu tego kontynuować. Każdy niech gra swoje.

Rozumiem, że kariera Sceptic ruszyła wreszcie z kopyta i masz coraz więcej zajęć w swoim macierzystym zespole?

Rzeczywiście, coś się zaczyna dziać. Kiedy wróciłem z trasy Decapitated u boku Immolation, musiałem w ciągu jednego dnia udzielić ośmiu wywiadów. 1 sierpnia gramy w Poznaniu z Napalm Death, pojawiły się plany dotyczące koncertów Sceptic za granicą, ciągle napływają nowe propozycje. "Pathetic Being" ukazała się już na Zachodzie nakładem niemieckiej firmy Last Episode i zbiera pozytywne recenzje. Wiem, że bardzo podobamy się w Niemczech, a ostatnio jakaś rozgłośnia radiowa z Portugalii ogłosiła "Pathetic Being" płytą miesiąca. Oby tak dalej...

Po wydaniu "Blind Existence" Sceptic kilkakrotnie zmieniał skład. Co było tego powodem?

Nasz poprzedni perkusista, Kuba Kogut, musiał wyjechać do Stanów. Miał zieloną kartę i pojechał tam na trzy lata, bodajże rozliczać się z podatków. Gdyby tego nie zrobił, cofnięto by mu zieloną kartę, a tak dostanie najprawdopodobniej amerykańskie obywatelstwo, a to, jak wiadomo, bardzo wygodna rzecz. Zastąpił go Maciek Zięba. Maciek był zresztą założycielem Sceptica, od którego potem odszedł. Przez długi czas grał straszliwy i okrutny black metal w zespole Crionics, a teraz znów jest z nami i jest OK.


Jeszcze więcej kłopotu mieliście ze znalezieniem odpowiedniego wokalisty, zastępcy Marcina Urbasia, który poświęcił się karierze sportowej.

Marcina zastąpił Michał Senajko z grupy Thy Disease. Nagrał z nami płytę, zagrał może ze dwa koncerty, po czym urwał nam się z nim kontakt. Wyprowadził się z domu, zmienił numer telefonu, nie kontaktował się z nami. Czekaliśmy na jakiś sygnał z jego strony przez miesiąc, może dłużej. Stwierdziliśmy w końcu, że tak być nie może i zadzwoniliśmy do Michała Skotnicznego, również z Crionics, który przyjął propozycję współpracy. Mam nadzieję, że już więcej zmian nie będzie.

Jak porównałbyś możliwości głosowe i umiejętności tych trzech panów?

Mogę pozwolić sobie na dość dokładne porównanie Marcina i Michała Senajko, bo z jednym i z drugim nagrywaliśmy płytę. W prasie pojawiło się sporo narzekań na wokal Michała i rzeczywiście, jest on chyba trochę gorszym wokalistą niż Marcin. Nie chodzi już nawet o barwę głosu, ale o to, że strasznie długo musieliśmy mu tłumaczyć wszystkie rzeczy związane z aranżacjami partii wokalnych. W końcu jednak nagrał tę płytę i jestem zadowolony z efektu. Gdyby nie podobał nam się jego głos, nie zaangażowalibyśmy go... Natomiast jeśli chodzi o Michała Skotnicznego, to na koncertach radzi sobie świetnie, co jest nie tylko naszą opinią, ale przede wszystkim fanów, którzy widzieli go na scenie. Tak naprawdę jednak z porównaniami musimy poczekać na jakieś nagrania, wtedy wszystko będzie jasne.

Marcin Urbaś, chociaż musiał opuścić zespół, wciąż jest ze Sceptic w pewnym stopniu związany. Jak powiedziałeś, pomagał Michałowi aranżować partie wokalne, poza tym napisał kilka tekstów...

Na "Pathetic Being" znalazły się trzy teksty jego autorstwa, ale powstały one jeszcze wówczas, kiedy Marcin z nami śpiewał. To zresztą była dla nas wielka wygoda, bo nie musieliśmy pisać nic nowego do utworów, które już były gotowe. Wciąż jednak utrzymujemy kontakt z Marcinem i spotykamy się, kiedy tylko ma trochę wolnego czasu.


Nowa płyta wyraźnie różni się od waszego debiutu. Czy mógłbyś spróbować porównać oba wydawnictwa?

Często pada to pytanie, a przecież mi jest najtrudniej obiektywnie to ocenić. Ludzie mówią, że druga płyta jest lepsza od pierwszej. Jedynym wyjątkiem jest Martin, basista Decapitated, który uparcie twierdzi, że "Blind Existence" jest sto razy lepsza. Trudno... (śmiech) Bardzo mnie cieszy, że druga płyta podoba się ludziom i myślę, że słychać, jak bardzo się rozwinęliśmy przez ponad rok, który dzieli oba materiały. Niektórzy co prawda wciąż twierdzą, że zrzynamy z Death, ale inni uważają, że wyklarował się już nasz własny styl i bardzo mnie to cieszy.

Na płycie znalazła się przeróbka utworu "Arctic Crypt", z repertuaru kultowej już grupy Nocturnus. Dlaczego sięgnęliście właśnie po tę kompozycję?

Na koncertach graliśmy utwory Death i Pestilence. Początkowo chcieliśmy któryś z nich zamieścić również na płycie, ale stwierdziliśmy w końcu, że nie zagramy tych kompozycji lepiej niż w oryginale, i na pewno lepiej nie zabrzmimy. Natomiast "Thresholds", płyta Nocturnus, z której pochodzi "Arctic Crypt", pozostawia naszym zdaniem wiele do życzenia i stwierdziliśmy, że możemy zabrzmieć lepiej niż oni. Nie zagrać, ale właśnie zabrzmieć!

No dobrze, a gdzie klawisze?

Tuż przed sesją nagraniową dzwoniłem do studia Selani i pytałem się, czy mają jakieś dobre klawisze, czy mamy coś przywieźć z Krakowa. Zapewniono nas, że są, że nie musimy nic brać z sobą. Na miejscu okazało się, że zespół, który grał przed nami, bawił się tym parapetem i wykasował wszystkie brzmienia. A był to jedyny klawisz w Selani, który nadawał się do nagrywania. Pech...

Nie po raz pierwszy nagrywałeś w olsztyńskim studiu Selani, o którym krążą bardzo różne opinie. Niektóre zespoły wychodzą stamtąd wniebowzięte, inne omijają je szerokim łukiem, twierdząc, że wszystko w Selani brzmi słabo i w dodatku tak samo. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Prawda jest taka, że sprzęt w Selani nie jest najwyższych lotów. W studiu nagraniowym nie jest jednak najważniejszy sprzęt, ale realizator. Nagrywaliśmy w Selani zarówno z Andrzejem Bombą, jak i Szymonem Czechem, i Szymon jest moim zdaniem sto razy lepszy. Dużo łatwiej się z nim dogadać, nie upiera się przy dziwnych, książkowych schematach, które często utrudniają pracę. Jeżeli masz pomysł na brzmienie, wiesz czego chcesz i konsekwentnie do tego dążysz, to możesz w Selani nagrać naprawdę dobrze brzmiącą płytę. Jeżeli jesteś niezdecydowany i kombinujesz, efekt w każdym studiu będzie gorszy.


Czy komuś podoba się muzyka Sceptic, czy nie, wszyscy jednogłośnie twierdzą, że jesteś jednym z najlepszych polskich gitarzystów młodego pokolenia, nie tylko na scenie metalowej. W jaki sposób zetknąłeś się z tym instrumentem?

Od kiedy pamiętam, w domu na ścianie wisiała akustyczna gitara ojca. Czasem coś na niej brzdąkał i kiedyś nauczył mnie dwóch akordów. Potem przez dwa lata chodziłem na kółko gitarowe w podstawówce i nawet dostałem dyplom za wzorową pracę. (śmiech). Później założyliśmy Sceptic, który wtedy nazywał się jeszcze Tormentor. Kiedy miałem 12 lat, usłyszałem "Human" [album amerykańskiej grupy Death - red.], który po prostu mnie powalił. Zacząłem chodzić na lekcje do Grześka Bryły z Death Sea, potem do Jacka Królika i tak to idzie już dziewiąty rok. Ciężka praca i tyle...

Kogo wymieniłbyś w gronie swoich ulubionych gitarzystów, oczywiście oprócz Chucka Schuldinera z Death?

Moim bogiem jest John Petrucci z Dream Theater. Uważam go za najlepszego gitarzystę na świecie i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. śmiech Po ich koncercie w Krakowie tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu. No, a poza tym Masdival, gitarzysta Cynic, gitarzyści Nocturnus, Judas Priest i paru innych grup.

Wspomniałeś wcześniej Jacka Królika, który uczył cię grać na gitarze, obecnie muzyka grupy Brathanki. Nie obawiasz się, że kiedyś sytuacja życiowa zmusi cię do tego, że będziesz musiał porzucić metal i zająć się muzyką może mniej ambitną, ale za to popularną, taką, która zapewni byt tobie i twojej rodzinie?

Musiałaby się zdarzyć jakaś naprawdę ekstremalna sytuacja, żebym porzucił tę muzykę. Wydaje mi się, że jeśli coś naprawdę lubisz robić, to zawsze znajdziesz czas, by choćby dla przyjemności tym się zajmować. Może nie będę mógł jeździć na koncerty, większe trasy, ale zawsze znajdę chwilę, by trochę sobie pograć. Jacek Królik powiedział mi kiedyś, że granie jest jedno - kiedy bierzesz gitarę, dźwięki zawsze są takie same. Nie mogę wszystkiego słuchać, ale grać mogę wszystko i zawsze będzie sprawiało mi to frajdę.


Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas