"Golonko po bawarsku"

Zespół Gorillaz promowany jest jako „pierwszy brytyjski w pełni wirtualny wykonawca, złożony z rysunkowych postaci”. Tak naprawdę jest to projekt stworzony przez Damona Albarna (frontman znanej grupy Blur), który tu występuje jako 2-D, oraz kultowego angielskiego mistrza komiksów Jamie Hewletta (tu pojawia się jako basista Murdoc). Projekt wsparli także naprawdę poważni i utalentowani muzycy brytyjscy (gitarzystka Miho Hatori, tu występująca jako Noodle) i jeden Amerykanin (perkusista Russel). Przy okazji premiery albumu „Gorillaz” członkowie zespołu opowiedzieli nam o podpisaniu kontraktu płytowego, pobycie na Jamajce i boysbandach.

article cover
INTERIA.PL

Czy jako zespół o dość nietypowym obliczu, macie także jakąś nietypową misję do spełnienia?

Misja Gorillaz? Bo ja wiem, polityka Gorillaz to polityka zarządzania odpadami chemicznymi, będziemy prowadzić każdą politykę, która tylko w efekcie doprowadzi do tego, że listy przebojów przestaną być atakowane przez wirusa o nazwie E-Boy-a-Band.

Dość szybko podpisaliście kontrakt płytowy. Jak do tego doszło?

Nasz pierwszy wspólny koncert w Camden Brown House zamienił się w wielką zadymę, wszystko wymknęło się nam spod kontroli, ale gość z EMI odpowiedzialny za wyszukiwanie talentów, od razu nas zgarnął. Kiedy jechaliśmy do naszego Zoo, zagroziliśmy mu, że jeśli nie podpisze z nami kontraktu, to wrzucimy go do klatki z tygrysami.

Znaleźli się także i tacy, którzy narzekając na to, że brytyjski pop jest opanowany przez plastikowych wykonawców, stwierdzili, że wy niczym się od nich nie różnicie. Co o tym sądzicie?

Skopię im tyłek! Choć jest trochę prawdy w tym, że praktycznie wszystkie zespoły muszą w jakiś sposób być plastikowe. Tyle, że boysbandy to już czysta przesada. Z nami jest tak – nie ma orzeszków, nie ma goryli.

Każdy z was wydaje się być zainteresowany inną muzyką. Jak w takim razie powstaje to, co sami gracie?

Po prostu każdy z nas bierze swoje ulubione kawałki, wrzucamy je do jednego wora, mieszamy i wyciągamy naszą muzykę. O Boże, mam przeczucie, że świat jest teraz taki oświecony!

Jeden z dziennikarzy w swej recenzji napisał, że wasza muzyka jest niczym punk z getta, będący swoistym requiem dla popu.

I tak, i nie. My sami nazywamy tę muzykę zombie hip hopem lub dark popem, ale równie dobra nazwa to golonko po bawarsku albo gotowana kukurydza.

Tęsknicie za czasami, kiedy w Wielkiej Brytanii dominował punk?

Tak naprawdę tęsknimy tylko za tym, co już minęło...

W ostatnich latach za najbardziej oryginalny zespół w Wielkiej Brytanii uważa się Radiohead. Macie zamiar iść tą drogą co oni?

Nie, w żadnym przypadku nie mamy zamiaru iść tą samą drogą co Radiohead, nie ma takiej możliwości. Spróbuj mi włożyć kamienia do buta i kazać tak chodzić, to ci pokażę, na czym polegają eksperymenty w muzyce. Bardziej eksperymentalny od nich byłby program telewizyjny zatytułowany „Jean Claude Van Damme rąbie drzewo gołymi pięściami”.


Czy traktujecie listy przebojów jak arenę do walki?

To jest rewolucja. Jeśli jesteś stary, łysy, słaby lub w jakikolwiek sposób przeszkadzasz, zmieciemy cię jednym ciosem.

Kto jest pierwszy w kolejce?

Mick Hucknall, nienawidzimy rudowłosych gogusiów. Oni zasługują tylko na śmierć. Jego cierpienie na pewno spowoduje duże poruszenie na dole... w piekle będą już na niego czekać. To cienias.

A czy uważacie, że możecie spokojnie konkurować na przykład z Limp Bizkit?

Limp Bizkit? Ohhhh Limp Bizkit i Pearl Jam to cieniarze...

Jaka najdziwniejsza przygoda wydarzyła wam się podczas nagrywania waszej pierwszej płyty?

Nagrywaliśmy ten album na Jamajce. Kiedy nagrywałem wokale, wpatrywałem się przez okno w Wielki Wóz. Nagle pojawił się obok mnie prawdziwy rastaman o imieniu Wooble i zabrał mnie do swojej chaty. Siedziałem tam przez tydzień i jadłem tylko wegetariańskie żarcie, on mnie wiele nauczył i otworzył mój umysł...

W zespole macie Japonkę, Amerykanina i Brytyjczyków. Czy to nie stwarza problemów?

Nie liczy się skąd jesteś, ale jaki jesteś. Im więcej jest w tobie małpy, tym bardziej się nadajesz. Bardzo się lubimy, powiedziałbym nawet, że się kochamy. Uważamy się za równych, choć w sumie zgranie się zajęło nam trochę czasu.

Odnieśliście sukces w Anglii, czy macie też zamiar podbić Amerykę?

Kiedy zakładaliśmy ten zespół, powiedzieliśmy sobie, że nie ma sensu być wielkim gorylem w miernym zespole. No jasne!

Murdoc, jakie były wcześniej twoje doświadczenia z muzyką?

Wcześniej głównie zajmowałem się noszeniem sprzętu...

Urodziłeś się w tym samym mieście co Lemmy...

Ja, Lemmy i Slash to chwasty, które obrastają wszystko to, co piękne w tym mieście, ale na pewno nie przyniesiemy naszemu miastu wstydu.

Na co wydasz miliony, które już zarobiliście?

Na chipsy i słodycze...

Czy masz jakąś swoją bardziej uduchowioną stronę?

Nie mam swojej uduchowionej strony, ja jestem w ogóle jednym wielkim duchem. Moja religia jest najstarsza na świecie


2D, dlaczego masz taką ksywę 2D?

To wszystko przez to, że po wypadku mam w głowie dwie metalowe płytki. Murdoc mnie tak nazwał. Nie ma w tym na pewno żadnych sugestii, że jestem tylko dwuwymiarowy.

Podobno byłeś w śpiączce, czy działo się wówczas z tobą coś niezwykłego?

W sumie nic ciekawego się nie wydarzyło, przypominał mi się tylko jeden z utworów Strawińskiego.

Gdybyś mógł być gdzieś premierem rządu, wyniósłbyś się z Wielkiej Brytanii?

Tak, chciałbym urzędować na Karaibach.

Russel, a ty ze swoim wykształceniem, dlaczego jesteś muzykiem? Nie powinieneś pracować jako dyplomata?

Człowieku, żeby być muzykiem, to musisz mieć takie zdolności negocjacyjne, że szkoda gadać. Jako muzycy w pewnym sensie wszyscy jesteśmy dyplomatami.

Czy jest jakiś zespół, który ma w ogóle szansę z wami konkurować?

No jasne... ale jeszcze takiego nie słyszeliśmy

Dzięki za rozmówkę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas