"Czuję się muzykiem"
Andrzej Smolik dał się poznać jeszcze na początku lat 90. Jako klawiszowiec na stałe związany jest z Wilkami, współpracował także z Robertem Gawlińskim, Kasią Nosowską, T.Love, Myslovitz i Hey'em. W sumie wziął udział w nagraniu około 20 płyt. Od kilku lat jest także cenionym kompozytorem i jednym z najlepszych polskich remikserów i producentów. Po sukcesie pierwszej solowej płyty "Smolik" (2001) i wykorzystaniu dwóch pochodzących z niej singli w reklamach (piosenkę "50 tysięcy 881" wykorzystano w promocji PZU, a utwór "T.Time" w reklamówce sieci Era GSM) oraz wyprodukowaniu płyty "...bo marzę i śnię" Krzysztofa Krawczyka, Smolik przygotował drugi album, zatytułowany skromnie "Smolik2". Do nagrań zaprosił gości, z którymi miał okazję współpracować przy pierwszej płycie, w tym m.in. Kasię "Novikę" Nowicką (Futro), Artura Rojka (Myslovitz), a także Bogdana Kondrackiego i Maćka Cieślaka (Ścianka) oraz dwa nowe głosy - Mikę Urbaniak i Magdę Kaspryszyn (Noon).
Z okazji wydania płyty, Tomasz Słoń rozmawiał z Andrzejem Smolikiem m.in. o podobieństwie jego solowych albumów, Mice Urbaniak, tekstach, teledyskach, muzyce do filmu "Sukces" i sukcesie Wilków.
Od czasu wydania twojej pierwszej płyty sporo się o u ciebie działo. Powróciły Wilki, byłeś producentem dobrze przyjętej płyty Krzysztofa Krawczyka, nagrałeś muzykę do filmu "Sukces". Jak ty widzisz ten okres?
Faktycznie, uzyskałem sporą swobodę działania, nawet większą niż miałem do tej pory. Otrzymałem większe zaufanie ze strony wydawcy, poza tym posypało się więcej propozycji. Mam wrażenie, że wydanie płyty uwiarygodniło mnie bardziej jako twórcę. Wzbudzam teraz więcej zaufania. Miałem dużo pracy, w zasadzie cały czas pracowałem. Był to dla mnie bardzo dobry okres.
Na nowej płycie nie odszedłeś od tego, co znamy z pierwszego solowego albumu. Czy ten nowy materiał powstawał ostatnio, czy też są to kompozycje zrobione w okresie pracy nad pierwszym albumem?
Nie, zamknąłem pierwszą płytę i dopiero potem zabrałem się za drugą. Pierwsze pomysły zaczęły powstawać już wkrótce po pierwszym albumie, choćby dlatego, że grałem koncerty, a pierwsza płyta miała niewiele ponad 40 minut. Wiadomo, koncerty są dłuższe, a nie chciałem grać coverów, tylko moje piosenki. Część z nich odpadała, część z nich została, a tak naprawdę to było dużo przerw. W ciągu tych dwóch lat praca rozłożona była na kilka części, przy czym najbardziej intensywne było ostatnie pół roku. Powiedziałem, że muszę to skończyć i tylko tym się zająłem.
Znając polski show-biznes, wiele osób zapewne zarzuci ci , że obie płyty są niezwykle podobne. Spotkałeś się już z takimi opiniami?
Oczywiście, w tej sprawie są same zarzuty. Trochę mnie to wkurza, bo to dopiero druga płyta. Wypracowałem sobie pewien może nie styl, ale zostałem skojarzony z pewną estetyką. Chciałbym robić taką muzykę, jak na pierwszej płycie, ale są to inne melodie, nieco inna technologia, a ktoś mi od razu zarzuca, że się nie rozwijam. To dopiero druga płyta - gdzie się mam więc rozwijać? Najpierw chciałbym zbudować coś trwałego. Poza tym to jest moja muzyka. Uważam to za walor, że muzyka jest podobna i stanowi jakąś kontynuację.
Do tych zarzutów o podobieństwo na pewno przyczynia się fakt, że skorzystałeś w dużym stopniu z tych samych wokalistów, co na pierwszej płycie - są to Maciek Cieślak (Ścianka), Artur Rojek (Myslovitz), Kasia Nowicka (Futro), Bogdan Kondracki, Waldek Kasperkowiak. Tak bardzo ci odpowiadali, czy też nie miałeś pomysłu na eksperymenty z innymi?
Tak, zaprzyjaźniliśmy się. Graliśmy sporo koncertów, na które zabierałem wokalistów, zbliżyliśmy się do siebie artystycznie, a od takiej strony ludzkiej pewnie jeszcze bardziej. Chciałbym dalej grać koncerty z tymi samymi ludźmi i to już jest jakiś powód. Wrośli oni w ten projekt na tyle, że chciałem, by jeszcze raz się pojawili.
Na albumie pojawiają się dwa nowe głosy - Magda Kaspryszyn i Mika Urbaniak, która śpiewa w aż 3 utworach, w tym w nieco zaskakująco pogodnym "L Mine". Tak bardzo przypadł ci do gustu jej śpiew, czy raczej znajomość angielskiego?
Mika ma niesamowity głos. W zasadzie od razu chciałem nagrać z nią dwie piosenki. Od początku chciałem, aby to był album piosenkowy i by pojawiło się na nim sporo głosów. Nagraliśmy je i wtedy ściągnąłem Mikę do nagrania jeszcze jednej kompozycji, a stało się to z takiej powiedzmy łapczywości, bo bardzo mi się to spodobało i chciałem ją obsadzić w kolejnym utworze. Ta trzecia kompozycja jest najbardziej hiphopowa w konstrukcji - pomyślałem, że świetnie byłoby Mikę zaprosić jeszcze raz, w właśnie w tym utworze.
Na płycie są dwa utwory, które bardzo mnie zaskoczyły "L Mine" i "Kremowa rewolucja". Może najpierw powiedz kilka słów o "L Mine" - to bardzo optymistyczny utwór.
Na podstawie dwóch utworów, które nagraliśmy wcześniej, zauważyłem, że Mika ma niesamowitą pogodę w swoim śpiewie. Postanowiłem więc to wykorzystać - to ostatni utwór, jaki nagraliśmy. początkowo miało być 11 kompozycji, ale ta stała się dwunastą.
Zaskoczeniem jest dla także utwór "Kremowa rewolucja", w którym słychać klimat muzyki disco lat 70., zwłaszcza jej czarnej wersji. No i jest to jedyny utwór na płycie śpiewany po polsku...
Miałem kiedyś taki zamysł, by sięgnąć dużo poważniej po estetykę lat 70., w tym muzykę disco. W międzyczasie pojawił się album Krzysztofa Krawczyka, gdzie dwa lub trzy razy wykorzystałem ten pomysł, a co za tym idzie oddaliłem się z nim od własnego albumu. Jedyną piosenką, która została i której byłoby mi bardzo szkoda, była właśnie "Kremowa rewolucja". Bardzo chciałem zaprosić na płytę Maćka Cieślaka, gdyż ma on zupełnie inne, troszeczkę bardziej radykalne spojrzenie na muzykę, niż ja.
Miałem dla niego piosenkę i puściłem mu, moim zdaniem psychodeliczny, cięższy gatunkowo utwór. A on to: "No, nie za bardzo stary, bo to jest jakieś zabawne". W każdym bądź razie stwierdził, że to zbyt popowe dla niego, podczas gdy ja byłem przekonany, że jest to naprawdę odjazd. Porozmawialiśmy, powiedział, bym puścił coś jeszcze. Puściłem "Kremową rewolucję", o której U-zek mówił od dawna, że jest to kawałek dla Cieślaka. Ja się wtedy spierałem, że nie puszczę mu czegoś takiego, bo to jest jakieś disco. No, ale poszło, a on na to: "Super, to jest!".
On widzi to jakoś zupełnie inaczej ode mnie. Ja się w bałem mu to puścić, a on stwierdził, że jest OK. Postanowiliśmy zrobić numer trochę z przymrużeniem oka, lekko kojarzący się z luksusem, ale bardzo powierzchownym - dlatego jest o kremach, ciastkach itd., które są zupełnie nieistotne, a jednak są ekskluzywne.
Pisanie tekstów powierzasz ich późniejszym wykonawcom. Zapoznajesz się tymi tekstami przed nagraniem, czy masz pełne zaufanie do ich autorów?
Czytam, niemniej jest mi to o tyle obojętne, że znam ludzi, którzy u mnie śpiewają. Nie podejrzewam, żeby mogli zrobić coś, co byłoby mocno wbrew temu, co chcę zawrzeć na płycie. Nie ma tekstów, które nie odpowiadają mi ideologicznie. Pozostaje tylko sfera estetyczna i raczej nie ma z tym problemów.
Niedawno na ekrany wszedł film "Sukces", w reżyserii Marka Bukowskiego, do którego napisałeś muzykę. Jak doszło do tej współpracy i jak oceniasz to doświadczenie?
Kiedyś zgłosił się do mnie jakiś człowiek, bym zrobił coś do filmu, więc zrobiłem. Miał to być tylko jeden utwór, ale po chwili okazało się, że chcieliby, abym zrobił całą muzykę. Wszedłem w to. Trwało to bardzo długo, ale w sumie było to dość proste.
Czy jest pomysł, aby wydać tę muzykę na płycie?
Na razie nie.
W wersji limitowanej album "Smolik2" dostępny jest w wersji z dodatkowym krążkiem, zawierającym remiksy poszczególnych utworów, które wykonali m.in. Envee, Emade, Old Time Radio, Dj Mistrz, Silver Rocket i Cool Kids Of Death. Nie bałeś się powierzyć swoich nagrań innym twórcom? Sam jesteś przecież cenionym remikserem...
Bardzo mi się podobają ich wersje. I nie bałem się oddać moich nagrań innym ludziom. Byli oni dobrali według pewnego klucza estetycznego. Bardzo chciałem zobaczyć, jak inni spojrzą na to, co robię.
Czy któryś remiks szczególnie mocno cię zaskoczył?
Tak, remiks Silver Rocket. Bardzo mi się podoba, jest dosyć radykalny i specyficzny - nigdy bym na to nie wpadł. W zasadzie jednak trudno mówić o zaskoczeniu, bo już w momencie, kiedy zaczynasz tego słuchać, spodziewasz się czegoś nowego, innego. W związku z tym bardzo trudno jest zrobić coś takiego, by kompletnie zaskoczyć remiksem.
Przy pierwszej płycie miałeś problemy z pojawianiem się utworów w stacjach radiowych m.in. ze względu na fakt, iż śpiewane są one w języku angielskim. Mimo to tym razem nie zmieniłeś swego podejścia...
Nie do końca. Chciałbym, aby radia puszczały moje piosenki. Ale z drugiej strony chciałbym także, aby moja płyta była śpiewana po angielsku. Jeżeli radia będą miały ochotę, to puszczą te nagrania. Troszkę się ostatnio pod tym względem zmieniło, bo pojawiły się anglojęzyczne kompozycje Wilków i Blue Cafe, które chodzą one w radiu, więc nie jest tak źle.
Liczysz na przełom?
Życzyłbym sobie, aby pojawił się jakiś przełom. Nie mówię o niczym wielkim, ale chciałbym trafić do trochę szerszej widowni, bo to umożliwia więcej ruchów koncertowych, promocyjnych i artystycznych.
Na ile, nie tylko w kontekście promocji, ważne są dla ciebie teledyski?
W Polsce teledyski nie mają zbyt szerokiego ujścia. Można je zobaczyć tylko w stacjach muzycznych, natomiast w telewizji publicznej, czy nawet stacjach prywatnych, niewiele jest programów muzycznych, w których puszczane są całe teledyski. Dlatego też nie spełniają one swojej roli, natomiast same dzieło - obraz i dźwięk - są dla mnie bardzo istotne. Uważam, że teledysk jest taką oprawą , która jest kolosalnie istotna i estetycznie musi odwzorowywać muzykę.
Jak sam opisałbyś swoją muzykę komuś, kto wcześniej nigdy nie słyszał o tobie i twojej solowej twórczości? Np. będąc sprzedawca w sklepie, jak zachęciłbyś klienta do kupienia twojej płyty?
Powiedziałbym, że generalnie są to piosenki nowoczesne, ale z dużą ilością brzmień akustycznych, sięgające do elementów muzyki retro, lat 70. i 80. Sporo jednak w tej muzyce nowych technologii i nowych brzmień. Tyle.
Przez wiele lat uważany byłeś za muzyka rockowego, współpracowałeś z Wilkami, Myslovitz i Heyem, dlatego twoje solowe płyty były pewnym zaskoczeniem. Czy był taki moment przełomowy, kiedy poczułeś, że chcesz to zmienić?
Nie, zawsze się interesowałem się trochę innym graniem, To, że grałem i nadal gram z zespołami rockowymi, wynika z jednej części natury, otwartości, która mówi mi, że nie istnieją do końca sformalizowane gatunki muzyczne. Grałem kiedyś w zespole bluesowym, grałem rocka, bardzo różne rzeczy? Wszędzie tam znajdowałem rzeczy pozytywne, w każdej muzyce jest dużo piękna i wartości. Nie jestem zdecydowany na żaden styl. To, że akurat nagrywam teraz takie płyty pod moim szyldem, jest wypadkową bardzo wielu spraw, m.in. tego, że jestem klawiszowcem i sfera elektroniczna zawsze była mi bliska. Być może gdybym był gitarzystą, byłoby mi bliżej do nagrywania piosenek gitarowych, może specyficznych, ale jednak gitarowych. Nie było żadnego przełomu, zawsze te światy istniały dla mnie równolegle.
Nie uciekniemy od tematów Wilków. Sukces reaktywowanego zespołu chyba cię zaskoczył. W wywiadzie dla nas dwa lata temu, po tych pierwszych słabo przyjętych koncertach, powiedziałeś: "Nasz los jest chyba już z góry przesądzony. Raczej dostaniemy batem po plecach".
Widzę w tym jaką opatrzność boską, zwłaszcza nad Robertem, który podźwignął się z takiego miejsca, że nie wszystkim się to udaje. Grupa odniosła ogromny sukces, co bardzo mnie zaskoczyło. Nie ma w tym nic kokieterii, faktycznie się tego nie spodziewałem, nie byłem w stanie przewidzieć, że może być aż tak dobrze z tym zespołem. Myślałem, że Wilki będą istnieć na zasadzie spotkania przyjacielsko-koleżeńskiego, po to, by pograć, pobyć ze sobą, a czasami może zagrać jakiś koncert. A to przemieniło się w ogromną kampanię, która akurat nieco utrudnia moje działania. Ale super, że tak się stało, bardzo się z tego cieszę.
Ludzie mają problem z zaszufladkowaniem cię - jesteś klawiszowcem popularnego zespołu, cenionym producentem, wziętym muzykiem sesyjnym, no i artystą solowym. Która z tych ról jest ci najbliższa?
Mocno czuję się przede wszystkim muzykiem, bo od tego wyszedłem. Jeżeli chcesz wyrazić emocje, to sam akt koncertu lub grania na instrumencie, jest mi najbliższy i za każdym razem jest on inny. Nie jest to utrwalanie dźwięku, lecz coś bardzo spontanicznego. Czuję się muzykiem i granie na instrumencie sprawia mi mnóstwo przyjemności, a przy okazji jest rodzajem sprawdzania się. Te pozostałe czynności, które wymieniłeś, wymagają nieco bardziej koncepcyjnej pracy.
A jak się zatem czujesz w roli producenta?
Bardzo dobrze, ale tak jak mówię, z tego być może mógłbym zrezygnować i bez produkowania chyba bym nie usechł. A gdybym nie mógł grać na instrumentach i mieć kontaktu z muzyką w tej najczystszej formie, czyli bycia instrumentalistą, to byłoby mi bardzo ciężko.
Dwa utwory z pierwszej płyty wykorzystane zostały w reklamach. Zaskakujące jest dla mnie to, iż nikt ci z tego powodu nie robił zarzutów, bo w Polsce oznacza to oczywiście przejście na komercję itd. Jednak oskarżenia, że Smolik się sprzedał, nie pojawiły się. Być może pomógł przypadek Moby'ego?
Były takie sytuacje, czytałem w Internecie, że ktoś mnie za to zrugał. Odbyło się to jednak dość delikatnie i nie pojawiły się zarzuty, że jestem skończony. Wielu ludzi nawet pewnie nie wie, że to moja muzyka, więc nie ma problemu i te filmiki przeleciały gdzieś w miarę normalnie. Staram się, by ludzie, którzy słuchają mojej muzyki, to były osoby świadome i mam nadzieję, że tacy ją odbierają. To, że muzyka jest w reklamie, nie zmienia samej muzyki. Należy słuchać muzyki, która się podoba albo nie.
Niedawno ruszyła twoja odnowiona strona internetowa. Czy miałeś jakiś wkład w jej powstawanie?
W sprawach Internetu jestem słaby. Nawet nie mam własnego adresu mailowego, choć ma go moja dziewczyna, ma mój menedżer i tylko taki jest na mnie kontakt. A jeżeli chodzi o stronę, to akceptowałem to, co się na niej znajduje. Jest tam sporo rzeczy, które wymagały mojego udziału, chociażby mikser, dzięki któremu można zmiksować sobie samemu piosenkę.
Jakie są twoje najbliższe plany?
Wiadomo - promocja płyty, koncerty, przy czym będzie się to odbywać dosyć chaotycznie. Nie będą to dwa tygodnie non stop, tylko całość zostanie rozłożona na przestrzeni dwóch czy trzech miesięcy. Potem zobaczymy, co się stanie. Mam dwa, trzy pomysły, ale nie są one do końca podstemplowane. Może będę nawet robił muzykę, nieco inną od tej, którą zajmuję się teraz.
Dziękuję za rozmowę.