"30 lat w służbie metalu"

"Ten zespół znacie doskonale, lubicie go, i zaraz to pokażecie...!". Ilu polskich fanów metalu nie zna tych słów? Niewielu. A przynajmniej dla mnie jest to jeden z najbardziej "historycznych" zwrotów, i muszę przyznać - że nie raz będąc zapraszanym do zapowiedzenia jakiejś grupy ze sceny, wyrwało mi się z gardła właśnie to zdanie.

Kat sprzed lat
Kat sprzed lat 

Słowa "historia" i "Kat" jak wszyscy wiemy idą w parze: bowiem od okrągłych 30 lat zespół Kat wytycza trendy na polskiej scenie metalowej. Nie ma co prawda z tej okazji trasy koncertowej, nie ma hucznych imprez, może jakiejś jubileuszowej płyty...

W sumie szkoda, ale za to mamy Kata, mamy płyty i wspomnienia z koncertów - a tych nikt nam nie odbierze. O historii zespołu Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker" rozmawiał z Piotrem Luczykiem: gitarzystą i założycielem grupy, oraz menedżerem Sławkiem Dziewulskim.

Zacznijmy od początku. Pewne źródła podają, że grupa Kat powstała w 1979 roku, inne - że w 1981 roku. Ja z kolei wiem, że zespół o nazwie Kat działał już w 1978 roku, kiedy byłeś uczniem podstawówki. Skąd więc te rozbieżności w dacie powstania zespołu?

Kat powstał w mojej głowie kiedy miałem 12 lub 13 lat i chodziłem do szkoły podstawowej. Już wtedy na piórniku wypisywałem nazwy ulubionych zespołów i oczywiście była wśród nich nazwa Kat. Mam ten piórnik do dzisiaj i śmieję się patrząc na niektóre nazwy. Pierwsze próby mieliśmy w moim pokoju. Ja grałem na gitarze akustycznej, Pisarski też, a Loth walił pałeczkami w poduszkę. Zawieszałem mikrofon na lampie i nagrywałem nasze wypociny.

Jesteś w stanie cofnąć się te jakby nie było - 30 lat, i przypomnieć sobie co cię tak naprawdę popchnęło do założenia zespołu?

Głównym impulsem do rozpoczęcia nauki gry na gitarze był wysłuchany koncert Led Zeppelin u mojego starszego o 5 lat kuzyna Tadeusza. To on pierwszy zaprezentował mi Deep Purple, Led Zeppelin, Black Sabbath czy Pink Floyd. Ta muzyka wywarła na mnie wtedy tak duże wrażenie że nie potrafiłem już o niczym innym myśleć.

Głupie pytanie: dlaczego Kat, skąd nazwa? Jakby nie było o tematy związane z inkwizycją, czarownicami etc. otarliście się wiele, wiele lat później.

Zależało mi by nazwa nawiązywała do czegoś lub kogoś silnego, potężnego, wymierzającego sprawiedliwość. Wtedy miałem 12 lat i wydawało mi się że nazwa Kat dokładnie do tego pasuje. Teraz może bym wymyślił coś innego, ale nazwa miała być krótka, zrozumiała i możliwa do wypowiedzenia także przez fanów nie znających języka polskiego. No i tak pozostał Kat.

Czy zakładając Kata byłeś zdecydowanie ukierunkowany na karierę muzyczną, czy początkowo traktowałeś to jako fajne zajęcie po lekcjach?

Od początku byłem ukierunkowany. Nie brałem pod uwagę, że mogę robić coś innego. Jeśli chcesz się zajmować muzyką na poważnie, to musisz jej poświęcić cały swój czas. Myślę, że tak jest z każdą dziedziną życia. Chcesz wychować dzieci, musisz się nimi zajmować. Chcesz robić karierę w jakiejkolwiek innej dziedzinie, tak samo trzeba tej pracy się oddać. Oczywiście cierpi na tym całe twoje otoczenie, przyjaciele, rodzina i w końcu ty sam. Ale takie są konsekwencje od zawsze.


Koniec lat 70., początek 80... Jak wyglądały pierwsze próby Kata? Strzelam, że ze sprzętem i miejsca do grania nie było wesoło?

To się zgadza. Nic nie było. Marshalla czy gitarę Fendera widzieliśmy tylko na zdjęciach. Wzmacniacze były robione chałupniczo. Pierwsza moja gitara to instrument o nazwie Samba no i polski efekt Fuzz. I tak było świetnie jeśli ktoś miał jakiś sprzęt. Trzeba było mieć naprawdę niezłe samozaparcie żeby w tamtych warunkach mieć ochotę do grania.

Właściwie początki Kata to jeszcze komuna. Nie wyobrażałem sobie wtedy, że będę na koncercie Metalliki, a w to, że z nimi zagramy nigdy bym nie uwierzył. Nasi fani tego nie rozumieją, ale przez taką wytrwałość Kat istnieje do dzisiaj. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć że jedną gitarę zrobiłem własnoręcznie. Była to przezroczysta kopia Stratocastera. Na oryginalną czekałem 2 lata aż pewien kolega wróci z wojska żeby mi ją sprzedać. W sklepach takich nie było. Takie to były czasy.

Znam trochę utworów Kata z tego historycznego okresu - na początku byliście grupą instrumentalną, praktycznie rockową. Co was opętało, że pewnego dnia Kat szybko przeszedł ewolucję od rocka, przez heavy metal (czasy pierwszego singla) do jakby nie było: thrash / speed metalu?

My po prostu uczyliśmy się grać. Jako zespół instrumentalny koncertowaliśmy i występowaliśmy na przeglądach (tak się wtedy nazywały festiwale). Kat był już dość popularny w Polsce jako hard rockowy zespół, natomiast ja w miarę możliwości słuchałem wszystkiego co wydawało się na świecie.

Miedzy innymi dzięki Krzyśkowi Osetowi który zawsze był na bieżąco poznawałem Judas Priest, Motothead, Accept i Metallicę. Polska muzyka nigdy nie była w kręgu moich zainteresowań, bo w Polsce takowa nie istniała, więc trzeba było ją stworzyć. Komponowałem będąc pod wpływem aktualnie poznawanej muzyki i Kat zmieniał styl.

Pierwszy singel to "Noce Szatana" / "Ostatni Tabor". Myślisz, że to dzięki pierwszemu z tych utworów przylgnęła do was etykietka czołowych polskich satanistów?

Oczywiście. Wtedy nikt nie prezentował takich tekstów jak my. Natomiast ich autorem był niejaki Robert Lor - ówczesny klawiszowiec zespołu Mech. To Robert napisał teksty do "Nocy Szatana" i "Ostatniego Taboru" po których przylgnęła do nas etykieta satanistów. Roman miał wtedy jedynie podkoszulek z napisem Lucyfer.

Po singlu mieliśmy nagrać płytę. W tamtym czasie słuchałem "Highway To Hell" AC/DC. Chciałem żeby tytuł naszej płyty brzmiał "Metal And Hell" i w rozmowach z Romanem sugerowałem żeby tematyka tekstów nawiązywała do tytułu. Tak się też stało. Potem to już kontynuacja i resztę znasz.


Więc jak to było z tym całym satanizmem i zespołem KAT?

Prawdę mówiąc KAT i satanizm to taka śmieszna sprawa. Pamiętam pierwsze próby z Kostrzewskim w Pałacu Młodzieży w Katowicach. Dorabialiśmy linie wokalne do istniejących już utworów. Roman wtedy pisał teksty bardzo chrześcijańskie. Może zacytuję jeden:

"Robak"

muz: Pisarski, Luczyk

tekst: Roman Kostrzewski

Sługami Boże jesteśmy twymi w niebie.

Jak widać satanizmu tu ani za grosz, a to ten sam Roman Kostrzewski. Wychodzi na to, że stworzona przez dziennikarzy aura satanizmu, która przysporzyła nam z lekka popularności to jedynie kreacja daleka od prawdy. W końcu Loth odkąd pamiętam nosi na szyi łańcuszek z matką Boską, a Roman chrzcił swe dziecko w kościele katolickim. To jakiś "dziwny" satanizm, jeśli w ogóle jest o czym mówić.

Czy w tamtym okresie zarejestrowaliście profesjonalnie więcej utworów, czy materiał ze wspomnianego singla to była konkretna, zamierzona sesja?

Mam nagrania z prób. Jest to bardzo ciekawy materiał.

Jak doszło do waszej współpracy z jakby nie było - PRL-owskim molochem muzycznym, czyli firmą Tonpress?

Trzeba zapytać Tomka Dziubińskiego. To on się tym zajmował.

Po pierwszym singlu chwyciliście wiatr w żagle: dziesiątki koncertów, album za albumem. Ciężko było stać się z dnia na dzień gwiazdą polskiego metalu? Co było twoim zdaniem przełomem w karierze Kata?

Każda płyta była przełomem. Jak i muzycznie tak i wizualnie i pod względem tekstów. Nikt takiej muzyki nie grał. Otwieraliśmy bramę a za nami poszli inni. Nie można pominąć także pracy Tomka Dziubińskiego, czy później Sławka Dziewulskiego.

W ówczesnym okresie działalności Kat przeszedł sporo zmian składu - jak myślisz, dlaczego to było konieczne?

To ciekawe, ale faktycznie jedynie ja gram na wszystkich płytach Kata. Zawsze chciałem aby członkowie zespołu byli maksymalnie zaangażowani w pracę kapeli, a nie wszyscy traktowali granie poważnie. Wybuchały konflikty, które kończyły się zmianami składu, choć ja tego tak nie odbieram. Dla mnie trzon zespołu zawsze był stały, jedynie przed "Mind Cannibals" nastąpiła radykalna zmiana wokalisty, co z pewnością wyszło płycie na dobre.

Wspomniana etykietka satanistów, aura skandalu. Nie tęsknisz trochę za tym? Śmiem wysunąć stwierdzenie, że dzięki temu mieliście niesamowitą reklamę, będąc non stop w centrum zainteresowania mediów...

Z jednej strony tak, byliśmy popularnymi skandalistami, choć nawet o tym nie wiedzieliśmy. Z drugiej strony, jeśli nasza muzyka byłaby gówno warta to nikt by się nią nie zainteresował. Wydajemy płyty od ponad 20 lat, więc chyba coś w tym jest.


No właśnie, jak myślisz, co było i nadal jest takiego w Kacie, że chcąc niechcąc - jesteście najlepiej sprzedającym się polskim zespołem metalowym? Rzadko który rockowy artysta, może się poszczycić ponad milionem sprzedanych płyt!

Nie wiem ile płyt się sprzedało, ale z pewnością dużo. Wszystkie nasze tytuły są kilkukrotnie wznawiane. Ukazują się wydania pirackie. Od lat Kat był dostępny na stadionie 10-lecia, również jako mp3. Nie jesteśmy w stanie dojść do tego jaka jest prawdziwa sprzedaż.

Pytasz co było i nadal jest takiego w Kacie? Myślę że gramy szczerą muzykę i nie oszukujemy odbiorców. Zawsze starałem się do bólu, dać ile tylko mogłem. Druga sprawa to teksty. Co by nie powiedzieć, Roman pisał bardzo oryginalne teksty. Czy komuś się podobają to już całkiem inna sprawa. Z tego co wiem to na "666" pisał je nawet razem ze Sławkiem Dziewulskim, co nie zmienia że były inne.

Nie masz momentami żalu, że trafiliście na nieodpowiedni dla was kraj? Jak myślisz, gdzie byłby dzisiaj Kat, gdybyście przykładowo zwiali w 1987 roku razem z chłopakami z Metallica (po wspólnym koncercie zresztą) do USA?

Myślę, że trzeba było tak zrobić. Polska nie jest dobrym miejscem do prowadzenia takiej działalności. Niestety u nas nie ma normalnego muzycznego rynku. Można to dostrzec obserwując media i kariery polskich artystów na arenie światowej.

Wszyscy ambitni którzy działają w kraju, sporadycznie goszczą w radio czy telewizji. Ci lepsi po pewnym czasie i tak znikają z eteru i następuje koniec. Króluje popmiernota pokroju Dody. Żeby osiągnąć prawdziwy sukces, to trzeba niestety stąd wyjechać.

A jak ci się wydaje: dlaczego praktycznie żaden polski zespół metalowy nie odniósł takiego sukcesu?

Po pierwsze, dlatego że byliśmy pierwsi, po drugie myślę że nasza muzyka jest odmienna od reszty i dlatego też oryginalna. Kat ogólnie zawsze był inny. Po trzecie dużo pracowaliśmy nie zrażając się przeciwnościami. Sukces można postrzegać w różny sposób. Dla jednych to popularność, dla innych to kasa. Dla mnie sukcesem jest to, że po tylu latach ciągle wydawane są wszystkie nasze płyty na nowo.

Jakie decyzje w karierze Kata uważasz za najbardziej trafione, a które wydarzenia chciałbyś wymazać z historii zespołu?

Każda decyzja ma swoje plusy i minusy. Dla mego zdrowia psychicznego najtrafniejsze było rozstanie się z Kostrzewskim i z Lothem. Dla muzyki Kata też było to pozytywne posunięcie. Niestety w wielu momentach nie mieliśmy alternatywy i nie można było podjąć radykalnych decyzji. Otaczała nas szara polska rzeczywistość która dyktowała warunki.


Przejdźmy do czasów bardziej współczesnych. Po tym jak odszedł Kostrzewski (czy raczej został wywalony?) wiele osób oburzyło się, że to koniec Kata. Tymczasem nie oglądając się na nikogo zrobiłeś z nowym składem "Mind Cannibals", ruszyłeś na trasę koncertową z Helloween i Six Feet Under... Czujesz w tym momencie satysfakcję czy raczej żal, kiedy widzisz jak twoi byli koledzy pod szyldem "Kat i Roman Kostrzewski" gniotą się w maleńkich klubach, i przez kolejny rok nie ma nowego albumu?

Nie czuję satysfakcji. Mogę jedynie powiedzieć, że wszystko co mówiłem 4 lata temu potwierdziło się w 100 lub 200 procentach. Roman z Lothem nie nagrali nowej płyty, gdyż po prostu nie potrafią jej skomponować - możliwe, że ostatecznie zrobią to ich nowi koledzy. Dla mnie to zawsze było oczywiste. W końcu znamy się od pierwszej płyty.

Obaj nigdy w Kacie nie tworzyli, więc w jaki sposób nagle mieliby napisać powiedzmy 10 utworów. Wiem co teraz powiesz: że podważam ich wcześniejsze dokonania twórcze. Ale gdyby jakieś prawdziwe dokonania (prócz tekstów) istniały, to 4 lata chyba wystarczą do stworzenia nowej płyty. To tylko skomponować 3 sekundy utworu dziennie.

Więc jak widać największym dotychczasowym osiągnięciem Romana i Irka jest nagranie koncertu z moimi starymi kompozycjami sprzed kilkunastu lat. Przy tak szumnych zapowiedziach brak ich autorskiego albumu jest potwierdzeniem moich słów z 2004 roku.

Co do solowej płyty Kostrzewskiego to nie zaliczam jej do kategorii "metal" więc nie ma o czym mówić w kontekście Kat. Zresztą Roman jak pamiętam nigdy nie był zainteresowany muzyką spod znaku thrash czy heavy, ale przynajmniej dobrze, że nagrywa coś innego.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas