TSA: Zapach swobody

- W sierpniu 1980 roku powiało wiatrem wolności, o którym pisaliśmy w swych piosenkach - wspomina w rozmowie z INTERIA.PL Stefan Machel, gitarzysta grupy TSA, wydarzenia sprzed 25 lat. Jednak ten "zapach swobody" trwał niespełna półtorej roku, kiedy 13 grudnia 1981 roku wprowadzono stan wojenny, który miał zdusić rewolucję "Solidarności".

Stefan Machel (TSA)
Stefan Machel (TSA)INTERIA.PL

Machel mówi nam, że wspomnienia z tamtych lat są bardzo ważne dla całego zespołu.

- Przecież my jesteśmy z pokolenia polskich hippisów i całe lata czekaliśmy, aż coś drgnie w systemie represji. Na co dzień walczyliśmy (co prawda biernie) z milicją za pomocą długich włosów, ironii dowcipu i brakiem pieczątki o zatrudnieniu w dowodzie osobistym - przypomina gitarzysta TSA.

Wspomniany już "wiatr wolności" sprawił, że między muzykami a publicznością powstawało "sprzężenie zwrotne".

- Nas niósł na duchu zapach swobody, a ze sceny dawaliśmy ludziom "wolności smak" - mówi Machel.

Wśród "polskich miesięcy" po Sierpniu '80 przyszedł czas na Grudzień '81. Z datą wprowadzenia stanu wojennego TSA ma nietypowe skojarzenia.

- Najzabawniejszym wspomnieniem z tamtych lat było zagranie koncertu 13 grudnia 1981 roku w Zamościu. Tego dnia wprowadzono w Polsce stan wojenny i wszystkie imprezy zostały odwołane, a wprowadzona godzina milicyjna i restrykcje na drogach uniemożliwiały poruszanie się samochodem - opowiada INTERIA.PL Stefan Machel.

- Nas "wezwał do stawiennictwa" na koncercie miejscowy komendant ZOMO. Argumentował to tym, że przed salą zrobiło się liczne zgromadzenie ludności. Żeby rozładować gęstniejącą atmosferę z powodu ewentualności odwołania koncertu nakazano nam grać w sali obstawionej szczelnie przez kordony wspomnianego ZOMO, w pełnym uzbrojeniu.

- Dodam, że nie zezwolono nam wystąpić w tradycyjnych dla nas wtedy krótkich spodenkach i nakazano założyć długie - śmieje się teraz gitarzysta TSA.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas