Tauron Nowa Muzyka 2015: Hołd dla przyjaciela i szał islandzkiego techno

Justyna Grochal

O wyjątkowości Tauron Nowa Muzyka przesądza nie tylko jego lokalizacja, czyli teren Muzeum Śląskiego, ale również różnorodność, jakość i przemyślana selekcja muzyki, która wypełnia tę przestrzeń w trakcie festiwalowych dni i nocy. Sobota w Katowicach, mimo iż rozpoczęta deszczem, upłynęła pod znakiem wzruszeń, dobrych imprez i... tańczących umysłów.

Natalia Przybysz wzięła udział w koncercie Tribute to Maceo Wyro
Natalia Przybysz wzięła udział w koncercie Tribute to Maceo WyroBaranowski Michał AKPA

Festiwalową sobotę otworzyła Mary Komasa, która być może nie zgromadziła licznej publiczności, ale tym, którzy znaleźli się pod sceną, by posłuchać utworów z jej debiutanckiego albumu, pozwoliła złapać rozbieg przed kolejnymi punktami programu i zapomnieć o niskiej temperaturze na zewnątrz namiotu. Mary Komasa zebrała wokół siebie zgrany zespół świetnych berlińskich muzyków, a z utworów zaprezentowanych podczas występu wyróżnić warto przede wszystkim "Oh Lord" oraz "Point of No Return". Dodatkowo plus za ocieploną wersję singlowego “City of My Dreams".

Zobacz teledysk "City of My Dreams":

Koncerty na scenie głównej, mieszczącej się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym, rozpoczęły się od wyjątkowego koncertu. Organizatorzy Taurona postanowili upamiętnić osobę Maceo Wyro - polskiego DJ-a, producenta i dziennikarza zmarłego nagle (miał tętniaka, który pękł i spowodował wylew krwi do mózgu) w 2014 roku, w wieku 42 lat. Maceo Wyro niejednokrotnie gościł na katowickim festiwalu.

Projekt Tribute to Maceo Wyro to spotkanie Wojtka Mazolewskiego i jego muzyków z Marcinem Wasilewskim (klawisze) i Natalią Przybysz (wokal). Znakomici muzycy przedstawili przemyślane aranżacje, które w wielkim skupieniu pochłaniała publiczność.

"Był naszym przyjacielem" - mówił ze sceny Wojtek Mazolewski, wspominając współpracę jego kwintetu z Niewinnymi Czarodziejami (kolektyw założony przez Maceo Wyro i Envee). Natalia Przybysz, dla której występ ten był rozgrzewką przed jej własnym koncertem tego dnia, zaśpiewała z muzykami m.in. cover "Get Free" z repertuaru Major Lazer oraz niezwykle emocjonalny numer "Angel of The Morning". Wielka klasa.

Zobacz Natalię Przybysz i Wojtka Mazolewskiego w utworze "Angel of the Morning":

Jako drugi na scenie głównej zaprezentował się projekt Rhye założony przez kanadyjskiego muzyka Milosha. Wokalista śpiewający kontraltem (bardzo często, i słusznie, porównywany do Sade) zgromadził wokół siebie fantastycznych instrumentalistów, z których każdy wydaje się być niezbędnym ogniwem całego tego muzycznego organizmu. Przestrzenne kompozycje z płyty "Woman" zyskały na żywo nowe aranżacje, które licznie zebrana pod sceną katowicka publiczność przyjmowała bardzo entuzjastycznie, jednocześnie wczuwając się i wpasowując w intymny charakter piosenek Rhye.

Kiedy Milosh i jego ekipa zakończyli swój koncert, ze sceny namiotowej dobiegały już utwory z jednej z najlepszych polskich płyt ubiegłego roku, czyli albumu "Prąd" Natalii Przybysz. Jestem przekonana, że nasz fizjologiczny wyznacznik jakości, jakim są ciarki wędrujące po ciele, niejednokrotnie dawał o sobie znać podczas jej występu.

Jeśli jest w Polsce artysta, który zasługuje na międzynarodową karierę i ma do tego wszelkie potrzebne umiejętności, to jest to z pewnością Natalia Przybysz.

Zobacz klip "Prąd":

Po jej koncercie, w sąsiednim namiocie imprezę rozkręcał młody, poznański producent Klaves, serwujący muzykę house mocno inspirowaną brytyjskimi brzmieniami klubowymi.

Na scenie głównej zaś dryfował artysta, o którym już teraz sporo się mówi i pisze, a niebawem będzie o nim jeszcze głośniej. Mowa o Kwabsie, który katowickim słuchaczom prezentował utwory ze swojego debiutanckiego albumu "Love and War". Płyta na sklepowe półki trafi we wrześniu. Soulowe kompozycje okraszone soczystym barytonem Kwabsa budziły skojarzenia z twórczością Seala czy Charlesa Bradleya. Na swój największy, podbijający stacje radiowe, przebój "Walk" artysta kazał czekać aż do końca koncertu, ale to wcale nie zniechęciło tłumnie zebranych słuchaczy, którzy dotrwali do tego imponującego finału.

Jako ostatni na scenie głównej w sobotę rezydował Jamie Woon, który również szykuje się do wydania nowego albumu. Brytyjczyk zgromadził pod sceną imponujące grono uczestników, ale w przeciwieństwie do Kwabsa, nie był w stanie zatrzymać ich do końca swojego występu i tak na finiszu tłum w Międzynarodowym Centrum Kongresowym stopniał do niewielkiej grupki. W setliście Woona nie zabrakło oczywiście najbardziej znanych przebojów Jamiego, takich jak "Night Air" czy "Lady Luck".

Zobacz teledysk "Night Air":

Brytyjski raper ukrywający się pod pseudonimem Dels rozgrzewał publiczność przed wyczekiwanym przez wielu duetem Kiasmos. I trudno stwierdzić, czy pokaźną liczbę osób w namiocie przyciągnęła tam sympatia do rapera, czy raczej chęć zajęcia miejsca na następujący tuż po występie Dels koncert Kiasmos.

Mimo późnej pory namiot festiwalowy zapełnił się fanami niecierpliwie oczekującymi występu tego islandzkiego fenomenu ostatnich miesięcy. Duet tworzą Olafur Arnalds oraz Janus Rasmussen, którzy poza Kiasmos spełniają swoje muzyczne fascynacje także w innych projektach. Muzyczna synergia powstała z połączenia tych dwóch światów, zaowocowała świetnie przyjętą płytą zatytułowaną po prostu "Kiasmos", na której muzycy eksperymentują z przestrzennym minimal techno.

W jednym z wywiadów Olafur Arnalds powiedział, że muzyka Kiasmos jest dla ludzi, którym sam taniec nie wystarczy; którzy chcą, żeby tańczyły również ich umysły. I chyba żadne inne słowa nie są w stanie lepiej oddać charakteru twórczości spod szyldu duetu. A ból głowy, jaki mógł na drugi dzień doskwierać co poniektórym festiwalowiczom, to z pewnością kiasmos-zakwasy...

Zobacz występ duetu Kiasmos w stacji KEXP:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas