Stevena Tylera portret własny
W Laurel Canyon, prestiżowej dzielnicy Los Angeles, dzień jest piękny i słoneczny. Steven Tyler - wokalista Aerosmith, juror w programie "American Idol", symbol uzależnionego od narkotyków rockmana, a teraz także i pisarz - rozkoszuje się otoczeniem swojej posesji.
- To tutaj spędzała czas Janis Joplin, a The Byrds nagrali "Mr. Tambourine Man". To tutaj Joni Mitchell i The Mamas and the Papas... Czy mam wymieniać dalej?
Nie. Nawet podczas rozmowy telefonicznej wybujały sposób bycia Tylera mówi sam za siebie.
- Dla mnie to jak spacer śladami Jezusa po Betlejem - entuzjazmuje się mój rozmówca - jak podążanie drogą, którą Jezus niósł krzyż. Wiem, wiem, pewnie nie powinienem tego mówić, ale...
Czy przeszkadza wam hałas w mojej głowie?
To właśnie takie spontaniczne uwagi, wesołe i kontrowersyjne zarazem, bawią Amerykę oglądającą Stevena, który w sposób autentycznie spontaniczny komentuje uczestników programu "American Idol". I to one zapełniają karty jego autobiografii, liczącej jakieś 400 stron i zatytułowanej "Does the Noise in My Head Bother You? A Rock 'n' Roll Memoir" (w wolnym tłumaczeniu - "Czy przeszkadza wam hałas w mojej głowie? Dziennik rockandrollowca" - przyp. tłum.).
- Mam tyle do opowiadania i tyle chcę przekazać ludziom na temat tego, co dzieje się teraz, i co działo się przez ostatnie czterdzieści lat, czyli okres istnienia Aerosmith. No i jeszcze to pytanie: Steven, powiedz, proszę, co trzeba robić, żeby być kimś takim, jak ty - mówi 63-letni artysta. - W moim świecie tak wiele się dzieje: jestem gościem, który pisze teksty, gościem, który ma muzykę w głowie... Skąd to wszystko się bierze?
Obecny wzrost aktywności Tylera, którego pochodną jest również nowy solowy singel "(It) Feels So Good", jest wynikiem burzliwego okresu w życiu muzyka - okresu, w trakcie którego Aerosmith zawzięcie poszukiwał na pewnym etapie nowego wokalisty. Uziemiony przez operację gardła i żółtaczkę typu C w połowie ubiegłej dekady, a dodatkowo przybity śmiercią matki w 2008 r. i kilkoma bolesnymi zabiegami stopy (mającymi na celu wyleczenie nerwiaka Mortona, którego zawdzięczał latom szaleńczego tańca na scenie), Tyler na nowo popadł w uzależnienie od narkotyków.
Przykrości, które ostatnio go spotkały, okazały się jednak - jak na ironię - trzeźwiące.
"Znowu wpadłem w tarapaty"
- Było mi źle - mówi Tyler, który dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Yonkers w stanie Nowy Jork, a Aerosmith założył z przyjaciółmi poznanymi podczas wakacji spędzanych w New Hampshire, gdzie znajdował się kurort należący do jego rodziny. Było to w 1970 r. - W klinice odwykowej męczyła mnie myśl, że świat uważa mnie za... (tu słowo niecenzuralne).
- Nie chcę bynajmniej minimalizować znaczenia faktu, że mam naturę nałogowca i znowu wpadłem w tarapaty - ciągnie. - Tak się stało, i powinienem czuć wstyd z tego powodu. Cały świat jednak wie, że jestem narkomanem i alkoholikiem, który wychodzi z nałogów. To proces wymagający codziennego wysiłku, w związku z czym muszę mieć oczy szeroko otwarte... To tak, jakby jakiś monstrualny goryl czyhał na mnie na parkingu za każdym razem, gdy zawracam. Muszę uważać.
Jeśli jakiekolwiek wydarzenie miało w przypadku Tylera moc odkupieńczą, to na pewno był to udział w "American Idol". Przejmując fotel jurora w atmosferze wielkiego sceptycyzmu, po tym, jak z programu odszedł zgryźliwy, ale wielce popularny Simon Cowell, Steven Tyler - a wraz z nim również debiutująca w show Jennifer Lopez i stary wyjadacz Randy Jackson - podbili serca widzów swoim entuzjazmem i ciepłym sposobem bycia. I to mimo tego, iż Tylerowi wymknęła się podczas programów na żywo jedna czy dwie obrazoburcze uwagi.
- Wydaje mi się, że w "Idolu" świat może oglądać tę drugą stronę mojej osobowości, której nie pokazuję jako etatowy złowrogi rockman - mówi Tyler ze śmiechem. - Wiesz, kiedy jesteś w zespole, i to takim, jak Aerosmith, jesteś niejako z definicji przedstawiany jako "mały urwis Peck" (bohater serii opowiadań George'a W. Pecka i filmu pod tym samym tytułem, będący niepoprawnym rozrabiaką - przyp. tłum.). Wszyscy kochają takiego małego drania... Wszystkich intryguje ta łobuzerska postawa, mnie samego też - dlatego właśnie jestem w zespole rockowym! Aż tu nagle zgodziłem się na udział w "Idolu" i nareszcie mogę dać odpocząć moim biednym, obolałym stopom... A do tego siedzę obok J-Lo i Randy'ego, coś tam muszę pochrzanić i na koniec dorzucić swoje trzy grosze. To coś pięknego.
Poniżyć kogoś - publiczność to kocha!
A jak reaguje na narzekania, że tegoroczny skład jurorski jest zbyt łagodny, zwłaszcza w kontekście odejścia Cowella?
- To miód, nie ocet, przyciąga pszczoły - odpowiada Tyler. - Pewnie, że zawstydzić kogoś i poniżyć to przepis na niezły spektakl - publiczność to kocha. Ale też, jeśli ktoś naprawdę walczy o to, by stać się idolem Ameryki i traktuje to na poważnie, trzeba skierować do niego słowa zachęty. To nie jest miłe, kiedy ktoś cię poniża, zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma po temu wyraźnego powodu.
- Nie mówisz przecież komuś, że go nie lubisz, tylko dlatego, że wybrał taką piosenkę, jaką wybrał, prawda? - dodaje. - A tymczasem tak właśnie postąpił tamten gość przy kilku okazjach.
- To telewizja w łagodnym wydaniu, wiem. Słowo-klucz to dla mnie "opieka" i... Tak, pamiętam, że przychodziłem do tego programu ze strachem, że może nic z tego nie będzie, bo tamten model, wypracowany przez Cowella i taką, a nie inną, ekipę, tak dobrze działał...
- Jak dotąd jednak to, co robimy, sprawdza się również.
Znów zaczęli razem ćpać
"American Idol" pomógł Tylerowi spojrzeć z dystansu na niedawne zawirowania w Aerosmith. W 2008 r. muzycy - wciąż jeszcze liżący rany, jakie zadał im krótkotrwały flirt Tylera z reaktywowanym w okrojonym składzie Led Zeppelin - przystąpili do pracy nad swoim pierwszym albumem od czasów "Honkin' on Bobo"(2004). Jak mówi Tyler, on i gitarzysta Joe Perry znów zaczęli razem ćpać, w związku z czym współpraca z producentem Brendanem O'Brienem legła w gruzach. Sesje nagraniowe zostały odwołane, a jako oficjalny powód podano zapalenie płuc u Tylera.
W 2009 r. koledzy przekonali Stevena do pomysłu ruszenia w trasę koncertową, która wystartowała mimo obaw o kondycję jego stóp. Niespodziewanie jednak zespół musiał przerwać tournee 5 sierpnia, kiedy Tyler potknął się o rampę i spadł ze sceny, co oczywiście musiało zrodzić plotki, że wrócił do narkotyków. Pozostali muzycy zaczęli otwarcie mówić o zastąpieniu Tylera kimś innym - zwrócili się nawet w tej sprawie do Sammy'ego Hagara i Lenny'ego Kravitza, ale ci odmówili.
W swojej książce Tyler korzysta z okazji, by obszernie wytłumaczyć się z wydarzeń, które nastąpiły bezpośrednio po wypadku w Południowej Dakocie, w tym także ze swojego powrotu do kliniki Betty Ford Center, gdzie leczył się z uzależnienia od środków przeciwbólowych przepisanych mu po zabiegach stopy.
- Zagłębiłem się w ten temat - mówi - bo, chociaż kocham moich chłopaków, wszystkich naraz i każdego z osobna, to był taki czas, kiedy ze względu na trasę koncertową i pieniądze, nie stanęli przy moim boku. Potrzebowałem ich wtedy - stąd chciałem powiedzieć światu, że czasami, kiedy potrzebujemy tych, których kochamy najbardziej, oni zawodzą. Chciałem opowiedzieć o tym, jak koledzy zachowali się w stosunku do mnie i jak się z tego powodu czułem.
"Przeprosili mnie co do jednego"
To było wtedy, a dziś jest dziś - podkreśla jednak mój rozmówca.
- Przeprosili mnie co do jednego - mówi Tyler. - Przyznali się, że sami też mieli trudny czas, wytłumaczyli mi, dlaczego, a ja zaakceptowałem ich wyjaśnienia. Na trzeźwo trochę łatwiej akceptujesz zachowanie takiej dysfunkcyjnej ekipy, niż wtedy, kiedy faszerujesz się lekami, które maja uśmierzyć ból w stopie.
Jak dodaje, pomimo pewnego wrażenia wzajemnego obwiniania się, jakie pozostawia lektura jego autobiografii, praca nad nią sprawiła, że zaczął bardziej doceniać zarówno Aerosmith, jak i swoich kolegów z zespołu.
- Wcześniej nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo kocham mój zespół - mówi. - To jedna z najbardziej dysfunkcyjnych formacji na tej planecie, a jednak udało nam się przetrwać jako grupie. Dlaczego? Oto jest pytanie... Chciałem, by świat wiedział, że owszem, mamy różnice zdań z Joe Perrym, ale kiedy już wspólnie zasiadamy do pracy, to piszemy piosenki, które napędzają całe pokolenia - "Walk This Way", "Sweet Emotion", "Dream On", "Jaded"... Jest w tym magia. I mam nadzieję, że ta książka niejako wciśnie kilka przycisków w zespole i poruszy pokłady uśpionego może entuzjazmu. (...)
Kiedy zaczynają dziać się czary?
Aerosmith wrócili w pełnej gotowości, zapewnia Tyler, z nowym materiałem muzycznym we wczesnej fazie kreacji. Członkowie zespołu - za wyjątkiem Perry'ego, który pracuje nad swoim solowym albumem - spotkali się niedawno w Los Angeles z producentem Martim Frederiksenem, by rozpocząć poważną pracę nad utworami na nową płytę. Tyler, jak sam mówi, wysłał Perry'emu "garść kawałków", a w zamian dostał "wiązankę gitarowych fraz".
- Kilka dobrych fraz - tylko tyle mi potrzeba - tłumaczy wokalista Aerosmith. - Tak właśnie powstał kawałek "Walk This Way". Zaczęło się od jednej z fraz Perry'ego, a ja, jeśli można tak powiedzieć, przyjąłem podanie i pobiegłem z piłką dalej. Czasami więcej nie potrzeba.
Zespół planuje poświęcić nadchodzące lato na pracę nad nową płytą. Później przyjdzie czas na już zakontraktowane występy w Japonii i Ameryce Południowej. A jeszcze później... cóż, ciężko powiedzieć.
- Wiesz, to jest tak, że czasem próbują nas rozdzielić nie z naszej winy, nie jest więc łatwo - mówi Tyler. - Ja mam swoich menedżerów, a chłopaki swoich; oni mają swoich prawników, ja mam swoich. Ale kiedy zbieramy się wszyscy w jednym pomieszczeniu, zaczynają dziać się czary. Wszystko nagle zaczyna się układać.
- Teraz akurat ciężko jest robić plany - konkluduje Steven Tyler. - Kto wie, co przyniesie lato?
Gary Graff, New York Times
Tłum. Katarzyna Kasińska
Czytaj więcej na temat amerykańskiego "Idola":