Roksana Węgiel skomentowała zatrzymanie przez policję. "Błędne informacje"
Roksana Węgiel ponownie zabrała głos w sprawie zatrzymania jej na kontrolę drogową, gdy podróżowała na koncert w Lubartowie. "Przewoziły nas specjalne służby. Policja miała być poinformowana o tym, że jest taka sytuacja" – stwierdziła.
Roksana Węgiel (posłuchaj nowej piosenki "Dobrze jest, jak jest"!) miała być jedną z gwiazd koncertu Polsatu w Lubartowie (2 czerwca). Wokalistka jednak nie dotarła na występ i jak wytłumaczyła na swoim Instagramie, opóźnienie zaliczyła z powodu policyjnej kontroli, która zatrzymała jej konwój jadący na lotnisko z Chrzanowa.
"Nieprzyjemna sytuacja, policja zatrzymała konwój, spisali nasze dane, 30 minut czekania, pan policjant wykazał się totalnym brakiem wyrozumiałości. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, przepraszam was kochani" - mówi wokalistka, która dojechała do Lubartowa już po koncercie i spotkała się tam z fanami.
Sprawę wspomnianej kontroli drogowej na Twitterze skomentowała małopolska policja:
"Tak to jest, jak się jedzie z sygnałami uprzywilejowania cywilnym BMW. Kontrola była stosunkowo szybka i Roksana Węgiel mogła jechać dalej. Sprzęt zarekwirowano a kierowcę czeka sprawa w sądzie" - czytamy.
"Po pierwsze - kierowca był w posiadaniu niedozwolonych sygnałów dźwiękowych, takich, które mogą mieć tylko samochody uprzywilejowane. Zatrąbił na auto, które nie było nieoznakowanym pojazdem policji, ale prywatnym samochodem. Poruszał się nim policjant po służbie. I zareagował. Kierowcę i pasażerów wylegitymowano" - wyjaśniał gazecie "Przełom" rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń
"Rozumiem, że koncert z okazji Dnia Dziecka to szczytny cel. Jednak nie uprawnia do lekceważenia przepisów. A gdyby komuś coś się stało? W ten sposób każdy może się tłumaczyć, że mu się spieszy z jakiegoś powodu i policja powinna przymykać oko na łamanie przepisów. A posiadanie takich sygnałów to naprawdę nie jest błahe wykroczenie" - tłumaczył.
Jak całe zajście tłumaczy Węgiel? W rozmowie z Przeambitni.pl stwierdziła, że jej przejazd miał być dopięty, a policja poinformowana o sytuacji.
"Spieszyliśmy się na lotnisko. Po prostu szkoda o tym teraz rozmawiać. To totalnie nie zależało od nas. Dostaliśmy błędne informacje, że wszystko jest załatwione na 100 proc. Przewoziły nas specjalne służby. Policja miała być poinformowana o tym, że jest taka sytuacja. Chodzi o pewne agencje, które miały się tym zająć" - wyjaśniała.