Nicki Minaj walka z całym światem
Nicki Minaj po premierze "Queen" miała chwalić się niewyobrażalnym sukcesem, jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem. Samej raperce zaczynają puszczać nerwy, co dla niej może zakończyć się jeszcze gorzej.
Przypomnijmy, że płyta Nicki Minaj "Queen" 10 sierpnia trafiła do sprzedaży cyfrowej, a egzemplarze fizyczne w sklepach pojawiły się tydzień później. Długo wyczekiwany i przygotowywany album (premiera była kilkakrotnie odkładana, a o jej wydaniu mówiło się już w 2016 roku) okazał się jednak nie mieć aż tak dużego potencjału, aby z miejsca podbijać listy przebojów i bić rekordy sprzedaży.
Symbolem komercyjnej wpadki (chociaż wciąż mówimy tutaj o 185 tys. sprzedanych płyt w pierwszym tygodniu w Stanach) stał się debiut albumu na drugim miejscu na liście Billboard 200, tuż za Travisem Scottem i jego "Astroworld". Nie pomógł nawet desperacki ruch wrzucenia do tracklisty singla "FEFE" nagranego z 6ix9ine’em.
Minaj, po potwierdzeniu tego wyniku, puściły hamulce. Od tego momentu jej wypowiedzi robiły się coraz mocniejsze, a raperka zaczęła wynajdywać sobie kolejnych wrogów. Pierwszym z nich był wspomniany Scott, który według niej wyręczał się swoją partnerką do promocji swojej płyty. Kylie Jenner miała zachęcać ludzi do przychodzenia i kupowania biletów na koncerty w ramach nadchodzącej trasy po Stanach Zjednoczonych Travisa. Do każdego biletu dodawany był adres, pod którym można było pobrać "Astroworld".
"Włożyłam pot, krew i łzy w tworzenie mojego albumu, a Travisowi wystarczyło, że Kylie Jenner napisała fanom, żeby przyszli na jego koncerty, bo tam będzie razem ze Stormi. ‘Queen’ pobiła rekord i znalazła się w 86 krajach na pierwszym miejscu (chodziło o zestawienia iTunes - przyp. red.)" - stwierdziła Minaj na Twitterze.
Raperce chodziło o fakt, że Travis wykorzystał swoją partnerkę i jej popularność do nabicia sobie publiczności na swoich koncertach. Do każdego biletu kupionego na jego nadchodzącą trasę po USA dodawany jest adres, pod którym można było pobrać "Astroworld".
Ponadto Minaj obwiniała o słaby wynik Spotify. Twierdziła bowiem, że serwis obciął jej promocję i nie była ona nawet w połowie tak duża, jak przy okazji premiery płyty Drake'a "Scorpion".
"Spotify umieszcza twarz Drake'a na każdej playliście, ale na mnie się mszczą za zagranie 10 minut płyty w 'Queen Radio' (audycja Minaj w Apple Music - przyp. red.). Mimo że od lat rozdają moją muzykę za darmo, to i tak jestem u nich jednym z największych artystów" - napisała.
Szwedzka firma odpowiedziała, że wspierała Minaj ogromnymi billboardami na Times Square, promowaniem ją na playlistach, a singlowi "Bed" towarzyszyła specjalna kampania. "Nadal pozostajemy wielkimi fanami Nicki" - zakończono oświadczenie.
Swoje przemyślenia na temat sposobów promocji płyty Travisa Scotta Minaj wyraziła raz jeszcze w audycji "Queen Radio", w niewybrednych słowach zarzucając mu nieczystą grę i oszustwo.
Kolejne dni wcale nie sprawiły, że Nicki ochłonęła. Wszystko z powodu przełożenia amerykańskiej części jej światowej trasy koncertowej. Raperka tłumaczyła się potrzebą większej liczby prób i dopracowaniem szczegółów produkcyjnych. Media w Stanach szybko znalazły jednak inny powód, dla którego trasa została zawieszona - fatalną sprzedaż biletów.
Według PageSix raperka w miejscach, które mieszczą 20 tys. osób, sprzedała zaledwie niewielką część puli (w Nowym Orleanie bilety kupiło tylko tysiąc osób). Nawet w Nowym Jorku, z którym gwiazda związana jest od dziecka, sprzedaż wejściówek wyniosła jedynie pięć tys., a chętnych na bilety nie przybywało.
Nieoficjalnie mówi się, że właśnie jej coraz większa agresja i wyszukiwanie kolejnych wrogów odstrasza potencjalnych słuchaczy. Pojawiły się nawet głosy, że raperce kariera wymyka się spod kontroli, a kolejne ostre słowa tego nie poprawią.
Oczywiście Nicki na medialne doniesienia zareagowała... kolejnymi oskarżeniami. W długim poście na Instagramie zasugerowała, że wszyscy ją krytykujący są rasistami, a przeciwko niej został zawiązany spisek.
W kolejnych wypowiedziach (ponownie w jej audycji) zaatakowany został natomiast szef Ticketmaster i jeden z menedżerów Travisa Scotta, Irving Azoff.
"W branży jest wielu potężnych ludzi, którzy chcą zamknąć mi usta, a ten Irving z Ticketmaster miał rozpocząć kampanię oszczerstw. Jedno, czego nie zrobię, to nie pozwolę się zastraszyć. Teraz wiem, że gdy masz władzę i pieniądze - masz wszystko - jednak ja mam lojalność i uczciwość" - kończyła kolejną tyradę Minaj.
Raperka w lutym następnego roku przyjechać ma w ramach NICKIHNDRXX Tour do Polski. Wraz z Futurem wystąpi, o ile do tego czasu nic się nie zmieni, w łódzkiej Atlas Arenie.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***