Nagrały piosenkę na Euro dla Polaków, a potem zrobiła się afera. Poczuły się oszukane!
Oprac.: Daniel Kiełbasa
14 czerwca wystartowało Euro 2024. Jedna z największych imprez sportowych to również ogromna machina promocyjna. Tak duże wydarzenie nie może więc obejść bez odpowiedniej oprawy muzycznej. Nie inaczej było w 2012 roku, kiedy to Polacy z pompą organizowali turniej. Jednak nasz wybór piosenki na Euro zakończył się sporą aferą z udziałem zespołu Jarzębina.
Euro 2012 zorganizowane w Polsce oraz Ukrainie niosło za sobą ogromne emocje, również te pozasportowe. Aby odpowiednio wspierać drużynę kierowaną przez Franciszka Smudę zdecydowano się nawet na ogólnopolski konkurs, który miał wyłonić wielki przebój niosący Polaków aż do finału turnieju.
Ci, którzy liczyli na kolejny utwór w stylu "Do przodu Polsko" Marka Torzewskiego mogli poczuć się nieco rozczarowani. Do konkursu na oficjalny przebój reprezentacji Polski na Euro 2012 (oficjalną piosenką turnieju była piosenka "Endless Summer" Oceany) zgłosili się m.in.: Maryla Rodowicz, Feel, Wilki, Kumple i Liber z zespołem InoRos. Zgłosiła się też grupa Jarzębina pochodząca z Kocudzy Drugiej.
Ich propozycja pt. "Koko Euro Spoko" początkowo w ogóle nie była traktowana poważnie, nikt powiem nie spodziewał się, że grupa pań śpiewających muzykę ludową może pokonać największe gwiazdy muzyki rozrywkowej w Polsce. Faworytem konkursu był Liber z InoRos. Ich "Czyste szaleństwo" przypadło do gustu nie tylko wielu słuchaczom, ale i trenerowi Smudzie.
Ostatecznie jednak faworyci nie zyskali uznania widzów TVP i to wyśmiewana przez niektórych Jarzębina sensacyjnie wygrała konkurs SMS-owy, zostając oficjalnie przebojem reprezentacji Polski na Euro 2012.
"Koko Euro Spoko" schowane przy pierwszej okazji. Zespół nie krył oburzenia
Piosenka Polaków na Euro 2012 wybrana została na początku maja. Pod koniec tego samego miesiąca wokół Jarzębiny wybuchła afera.
Początkowo grupa miała wystąpić podczas otwarcia piłkarskich mistrzostw Europy na PGE Narodowym. Ostatecznie z pomysłu się wycofano, a Sławomir Król, menedżer Jarzębiny nie krył oburzenia tym, jak potraktowano jego podopieczne.
"Od kilku dni próbujemy dowiedzieć się od organizatorów Euro, jaka będzie nasza rola. Nikt nam nie odpowiada, nie kontaktuje z nami. Zagroziliśmy im w końcu prawnikami. Obiecano nam, że Jarzębina wystąpi na meczu otwarcia, czujemy gorycz, zespół nie zasłużył na takie traktowanie" - irytował się Król, który rzucał oskarżenia, że PZPN wstydzi się wybranej piosenki.
"Nikt nigdy tego nie mówił. Będzie wyłącznie emisja z taśmy" - oświadczył na łamach "Rzeczpospolitej" Juliusz Głuski, rzecznik Euro 2012. Co więcej, wkrótce potem okazało się, że grupa nie została zaproszona nawet na oficjalny mecz otwarcia między Polską a Grecją.
- Polski Związek Piłki Nożnej nigdy nie deklarował zespołowi Jarzębina, ani żadnemu innemu, że wpuści go na jakikolwiek mecz Euro 2012. Zasady wyboru oficjalnego hymnu Euro 2012 jasno precyzowały, że piosenki podczas meczów będą odtwarzane, a nie w wersji live. Poza tym to UEFA a nie PZPN jest organizatorem ceremonii otwarcia mistrzostw Europy i to ona decyduje, kto na niej wystąpi. Wybrała węgierskiego pianistę Adama Gyorgy'ego, który wykona jedną z etiud Fryderyka Chopina - mówiła dla Interii Agnieszka Olejkowska, rzeczniczka PZPN-u.
Przebój na Euro, który narobił problemów. "Gdyby wygrała dziewczyna o długich nogach"
Jarzębina, chociaż stała się jednym z symboli Euro 2012, w mediach głównego nurtu całkowicie nie istniała. Na taki stan rzeczy irytowały się same zainteresowane. "Gdyby konkurs na hymn Polaków na Euro wygrała młoda dziewczyna, o długich nogach i z silikonowymi piersiami, piosenka na pewno byłaby obecna w mediach. A kobiety w średnim wieku i starsze, z mało znaczącej, biednej miejscowości to już obciach" - narzekała na łamach "Gazety Wyborczej" Irena Krawiec.
Problematyczny okazał się też spór wokół całej piosenki. Wkrótce po sukcesie Jarzębiny wybuchł konflikt dotyczący praw do piosenki pomiędzy kompozytorem Grzegorzem Urbanem (po jego stronie stanęły członkini formacji) a jej pomysłodawcą Michałem Malinowskim.
Malinowski twierdził, że to on namówił artystki do zaśpiewania piosenki. "Całościowe prawa do tego utworu, poza słowami, mam ja i nie zamierzam z tego zrezygnować. Jestem właścicielem tego dzieła, bo panie z Jarzębiny stworzyły słowa na moje zamówienie" - komentował dla "Rzeczpospolitej". "Panie z zespołu nie chcą współpracować z panem Malinowskim, problem w tym, że konflikt blokuje nam pełne korzystanie z utworu" - odpowiadał natomiast Sławomir Król.
Malinowski w pewnym momencie zagroził nawet, że pójdzie do sądu, aby wyegzekwować swoje prawa. Jeszcze przed startem Euro nazwał panie z Jarzębiny "zachłannymi i podłymi babami".
"Dla mnie przede wszystkim liczy się uczciwość, a tutaj panie poszły zupełnie w inną stronę. Wydałem kilka tysięcy złotych, żeby one w ogóle zaistniały. Gościłem je w Warszawie, kiedy przyjechały na konkurs. One za nic nie płaciły. I już zaraz po konkursie były pierwsze odzywki do mnie, że się rozstaniemy" - mówił Malinowski w rozmowie z "Super Expressem".
"W końcu doszło do tego, że zaczęły się wobec mnie zachowywać agresywnie. Zresztą uczestniczyłem w tym, jak one żarły się między sobą. Skakały sobie wręcz do oczu. Już dzień po wygranej jedna z najmłodszych jarzębinek tak była zdenerwowana, że rzuciła krzesłem w TVP Info i wyszła" - relacjonował. "Panie z Kocudzy pokazały zachłanność, chciwość i odniosły się bez jakiegokolwiek szacunku do innych. Stosują tego typu metody i dla mnie to są podłe baby" - oznajmił w tamtym czasie.
"Polak Polakowi nigdy nie wybaczy sukcesu"
Kilka lat później, przy okazji kolejnego Euro, "Super Express" rozmawiał z artystkami z Jarzębiny. Te gorzko wspominały czas, który miał być dla nich wielkim świętem.
"Byłyśmy zeszmacone, wrzucone do najgorszego pojemnika z odpadami. I to wszystko przez to, że wygrałyśmy" - mówiła Irena Krawiec. "Było mnóstwo negatywnych głosów. Polak Polakowi nigdy nie wybaczy sukcesu. Dziwiło nas to, że ludzie, nie znając nas, pisali i mówili o nas takie rzeczy" - komentowała.
Co więcej artystki miały nie otrzymać nawet 5 tys. złotych, które obiecano im po zwycięstwie w konkursie. "Musiałyśmy same zapłacić za transport. Nigdzie tego nie mówiłam i dziś mówię to śmiało" - komentowała.
W kolejnych latach o Jarzębinie nie było już głośno w mediach. Pojawiły się w nich sporadycznie - a to za sprawą reklamy makaronu, a to przy okazji kolejnych piłkarskich turniejów.