Muniek Staszczyk i "Ołów": Piosenka do filmu "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" [TEKST]
Wokalista zespołu T.Love opublikował drugą piosenkę z najnowszego solowego albumu. Singel "Ołów" promuje film "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa".
Muniek Staszczyk prezentuje nowy teledyskPiotr MatusewiczEast News
"Ołów" to kolejny, po dobrze przyjętej przez odbiorców "Poli", utwór z płyty "Syn miasta".
Data premiery nowego singla, 5 listopada, nie jest przypadkowa. Wokalista obchodzi dziś 56. urodziny.
"Inspiracją do napisania tekstu była rozmowa z moją córką Marysią. Marysia ma 26 lat, chłopaka Włocha, mieszka więc jedną nogą we Włoszech a drugą w Warszawie. Przyjechała do Polski na Boże Narodzenie rok temu" - mówi o genezie utworu Muniek Staszczyk.
"Był grudzień bez śniegu, w powietrzu smog, ołowiane warszawskie niebo... Szliśmy koło Patelni mijając Pałac Kultury, kiedy Mańka powiedziała 'Wiesz ojciec, pomimo że w Bergamo jest teraz dużo ładniejsza pogoda, to ja jednak kocham ten zafajdany chodnik!', odpowiedziałem - 'Córeczko, mamy piosenkę!'" - dodaje wokalista zawieszonej obecnie grupy T.Love.
Teledysk do nowej piosenki promuje film "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa", którego premiera zaplanowana jest na 3 stycznia 2020 r. W głównej roli zobaczymy Marcina Kowalczyka, który zadebiutował rolą Magika w produkcji "Jesteś Bogiem". W pozostałych bohaterów wcielą się m.in. Natalia Szroeder, Natalia Siwiec, Janusz Chabior oraz Adam Woronowicz.
Natalia Szroeder zagrała w filmie "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa"Krzysztof RadzkiEast News
Muniek Staszczyk o zmianach w Polsce i hejtowaniu
Film osadzony jest w rzeczywistości lat 70., kiedy główny bohater odkrywa w sobie pociąg do adrenaliny, pieniędzy i władzy. Wkracza w przestępczy świat i wraz z najlepszym przyjacielem postanawia stworzyć własną armię. Historia to oparta na faktach opowieść o polskich mafiozach, którzy od spotkań w osiedlowych bramach, przeszli do kierowania największą grupą przestępczą w kraju.
Przypomnijmy, w drugiej połowie lipca Muniek Staszczyktrafił do szpitala w Londynie. Do stolicy Wielkiej Brytanii pojechał na koncerty Neila Younga i Boba Dylana. Okazało się, że przeszedł wówczas wylew.
Z okazji 50. urodzin lidera T. Love przypominamy najciekawsze wypowiedzi artysty dla portalu INTERIA.PL.
O scenie politycznej: "W Polsce mamy nastawienie na konfrontacje - i to z prymitywnych pobudek. 'Ja jestem z PiS, ty jesteś z PO!'. Mamy dwóch głównych graczy na scenie politycznej, którzy niby nie są do siebie podobni, a są podobni i do tego istnieją w jakimś tam współuzależnieniu od siebie. Za tym jednak idzie podział społeczeństwa. To jest bez sensu".
O wierze: "Ja wierzę, ale wątpię. Z tym, że element wiary jest zdecydowanie mocniejszy. Mam znajomych wielu opcji, że tak powiem. Wierzących, niewierzących. Nawet takich, którzy chcą się bawić ze złem, ale nie nazwałbym ich satanistami. Różni ludzi. Wiara nie jest sprawą intelektualną, a emocjonalną. Ja wierzę. Nie jestem jednak taki polo-katolo, rączki do Bozi i wszystko jest dogmatem. Zresztą związek wiary i kościoła czy Boga i człowieka to już zupełnie inne sprawy. Ja dostając kopy od życia nie myślę, by były to kopy od Boga".
O muzyce cyfrowej: "Mam w samochodzie zmieniarkę CD, ale też już niedługo nie będę jej miał. Zmieniam samochód, a pan w salonie mi powiedział, że już nie ma zmieniarek płyt CD. Nikt już ich nie używa. Pomyślałem sobie: 'Ja pi***olę, znowu mnie wykluczyli'. Poskarżyłem się żonie (śmiech). Zamiast zmieniarek są teraz wtyczki USB".
O internecie: "Mnie komputery i świat cyfrowy nie pociąga. To nie jest kwestia wieku, bo znam ludzi starszych, nawet po sześćdziesiątce, którzy dostali odpał na Facebooka czy inne tego typu rzeczy. Ta forma plemienne niby-wspólnoty, która wspólnotą nie jest, mnie nie pociąga. Jeżeli z kimś się umawiam, to idę z kimś na kawę, na wódkę, bądź po prostu na obiad i rozmawiam. Nie twierdzę, że internet jest zły. Dobrze, że istnieje. W sieci jest dużo dobrego, jak i złego. Właściwie jest wszystko to, co w normalnym realu. Tylko nie można być podłączonym do sieci jak do jakiegoś tlenu".
O współczesnej popkulturze: "Popkultura nastawiona jest na szybkość. Dziś wszystko robi się szybko. Karierę się robi szybko. Spożywa się szybko. Seks się uprawia szybko. Muzyki słuchasz szybko. Samochodem jeździ się szybko. Po świecie podróżujesz szybko. Mój stosunek do współczesnej popkultury jest krytyczny, ale absolutnie są to bardzo ciekawe czasy".
O wizerunku w mediach i paparazzi: "Generalnie nie czytam na swój temat. Oczywiście, przeżywałem to jako młodszy człowiek. Jarałem się tym, to był pewnego rodzaju onanizm. To jest naturalne. Jesteś młody, piszą o tobie... A teraz? Co ja mogę zrobić? (…) Media są takie same, jak wszędzie. Ch***we tabloidy, które wyciągają sytuacje, kto z kim, co i dlaczego. Oczywiście, czasami mogę sobie poimprezować, ale to jest moja prywatna sprawa. Jak ktoś mnie złapie w tej klatce to trudno. Niech sobie te 5,5 zarobi. Pi****lę to".
O przyszłości rynku muzycznego: "Myślę, że skończy się to tak, że wszyscy będziemy żyli z koncertów - czy to w Anglii, czy w Polsce. Powrót do źródeł. Prawie, bo to nie będą występy dworskich zespołów dla króla. Będziemy żyli z wpływów z koncertów. To będzie naturalny barometr tego, jak wykonawca jest popularny".
O telewizyjnych celebrytach: "Denerwuje mnie wpychanie się wszędzie tam, gdzie tylko może być trochę gotówki. To dotyczy wszystkich teleturniejów i głupich programów telewizyjnych, kreowania na gwiazdy ludzi, którzy nie mają żadnego talentu, tylko dlatego, że wystąpili w jakimś programie. Trzeba coś umieć, aby coś osiągnąć. Takie niedouczenie mnie wk***wia, takie buractwo, którego w Polsce jest teraz multum".
O muzycznej emeryturze: "Nie chcę jednak doprowadzić do sytuacji, kiedy na scenie będę śmiesznym starszym panem, nie chcę dojść do momentu, w którym muzykę zacząłbym traktować tylko jako zarobek na życie i łapałbym chałtury. Życie jest brutalne, ale wyjść do telewizji i powiedzieć 'Słuchajcie, ale ja muszę grać, bo ja mam rodzinę' - to jest straszne. Patrzę na los wielu muzyków i widzę, że być chałturnikiem takim na maksa, to jest bardzo smutne".
O pieniądzach: "Nigdy nie grałem dla pieniędzy. Cieszę się, że na tym zarabiam i potrafię zadbać o własne interesy. Od lat 90. staliśmy się dochodowym zespołem. Potrafię egzekwować kontrakty. To znaczy nie ja, tylko moi menedżerowie i prawnicy. Ale nigdy nie grałem dla pieniędzy".
O popularności T. Love: "Myślę, że nie jesteśmy zespołem masowym, ale na pewno w jakiś sposób popularnym. Mamy ludzi, którzy nas słuchają i myślę, że jest to przedział wiekowy od 15 do 40 lat, co jest bardzo fajne. Miksuje się sytuacja młodzieżowa z tą deczko starszą. Myślę, że polega to na tym, że nasz zespół gra tak długo".