"Modlitwa za Ukrainę": Nie możemy milczeć
"Ta pieśń to modlitwa o zakończenie wojny i pokój dla Ukrainy" - mówią wykonawczynie utworu "Modlitwa za Ukrainę". "Musimy coś robić; to, że teraz ktoś milczy i nie mówi, to też jest przestępstwo" - oceniła artystka Sofija Popova.
24 lutego nad ranem rozpoczęła się wojna pomiędzy Rosją a Ukrainą. Od tego czasu Ukraina broni swojej niepodległości, a agresja Rosji wywołała międzynarodową pomoc dla naszego wschodniego sąsiada.
Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, wprowadził stan wojenny i zakazał opuszczać kraj mężczyznom w wieku 18-60 lat. Ogłoszona została też powszechna mobilizacja.
"Siedziałam w domu, patrzyłam w ścianę i myślałam o tym, co mogę zrobić, jak mogę pomóc swojej rodzinie. Co pół godziny pisałam albo dzwoniłam do mamy, która mówiła, że chowa się w łazience; siedem razy dziennie mają alarmy i chowają się. A ja myślami cały czas byłam tam i nie mogłam myśleć o niczym innym. Kiedy pojawił się ten projekt, to pomyślałam, że w jakiś sposób mogę pomóc" - mówiła pochodząca z Nikopola Sofija Popova, podczas spotkania z dziennikarzami.
Młoda artystka, wraz z rosyjsko-ukraińską aktorką Aloną Szostak przygotowały pieśń pt. "Modlitwa za Ukrainę", która powstała w Teatrze Groteska w Krakowie. Na kanale tej instytucji na YouTubie i w mediach społecznościowych od poniedziałku posłuchać można jej w trzech wersjach językowych: ukraińskiej, rosyjskiej i polskiej. Jak podkreślają wszyscy zaangażowani w jej tworzenie, utwór powstał w ciągu jednej nocy, a jego nagranie i produkcja teledysku zajęły pięć dni.
"O wolność walcz, Ukraino! Ty w bólu nie jesteś sama. Nie rzuci tyran nas na kolana. Niech skończy się już czas zabijania" - apelują artystki w pieśni, do której tekst napisała Małgorzata Zwolińska (do muzyki "Don't cry for me, Argentina" Andrew Lloyda Webbera z musicalu "Evita").
Sofija Popova zapewniła, że wie, czym jest wojna i przypomniała, że ta trwa już w Ukrainie od ośmiu lat. Cztery lata temu zabrała jej ojca, który zginął w Donbasie. "Poszedł walczyć, bronić mojej rodziny, mojego miasta, naszej Ukrainy. Mówił, że nie może oglądać telewizji i krzyczeć, że nic nie możemy zrobić. Każdy z nas może coś zrobić. On wybrał taką drogę, bo chciał pójść bronić (kraju). Oczywiście możemy mówić, bo słowo dużo daje i jest ważne, ale nasze działania są ważniejsze. To, co dzieje się teraz, to najstraszniejsze, co mogło się stać" - opowiadała młoda artystka.
Z Ukrainy uciekła tylko mama Sofiji, a w rodzinnych stronach została jej babcia. "Mówiła, że to jej miasto i ona z niego nie wyjdzie. A ja wyobrażałam sobie, że wsiadam w samochód i jadę 1,5 tysiąca kilometrów w jedną stronę, żeby je zabrać" - opowiadała dziewczyna ze łzami w oczach.
"Takich historii jest teraz milion. Teraz każdy Ukrainiec budzi się i dziękuje wszystkim - Bogu, a jeśli nie wierzy, to światu - że się obudził i że obok ma rodzinę. Wielu ludzi nie ma już teraz mieszkań, budynków, ma tylko siebie. A ktoś może został sam" - podkreśliła.
Artysta przyznała, że nie może pogodzić się z ogromem zniszczeń, które dotknęły jej kraj. "Charkowa już nie ma. Pociągami na drewnianych siedzeniach przyjeżdżają ludzie, dzieci śpią między tymi siedzeniami, leżą na podłodze, jadą 26 godzin bez ciepła i światła, bo muszą się chować. I opowiadają, że Charkowa już nie ma, że już nic nie pozostało, wszystko zrównane zostało z ziemią" - wskazała.
Sofija zaapelowała jednak do wszystkich, aby głośno manifestowali swoją niezgodę na tragedię, która dotknęła jej naród. "Musimy coś robić, każdy z nas musi. To, że teraz ktoś milczy i nie mówi, to też jest przestępstwo. Nawet jak ktoś nie chce mówić, bo boi się o siebie, o to, że jutro nie będzie występował, że nie będzie mógł mieć tyle pieniędzy, co teraz, (niech pomyśli), że inni ludzie mogą już jutro nie żyć. Wy to rozumiecie? Ktoś się jutro nie obudzi, nie będzie miał rodziny" - mówiła.
W wykonaniu pieśni partneruje jej ukraińsko-rosyjska aktorka Alona Szostak, która urodziła się w Związku Sowieckim, a w Polsce mieszka już od 30 lat. "Bardzo boli mnie serce przez to, co dzieje się teraz w Rosji. Czy jestem rosyjską patriotką? Jestem; jestem za wolnością i swobodą ludzi. W pierwszych dniach (po wybuchu wojny) byłam w szoku i nie umiałam zrozumieć, dlaczego tak się stało. Do końca mówiłam: nie, nie będzie wojny, ja wam to obiecuję. Tak jakbym była ambasadorem, który mówił, że to jest niemożliwe. Ale to się nie udało" - mówiła dziennikarzom.
Jak podkreśliła, o wybuchu wojny dowiedziała się od znajomej, której udało się wyjechać z Kijowa dosłownie na moment przed jej rozpoczęciem. "Byłam w totalnym amoku, z jednej strony moje serce pękało, z drugiej - (czułam) gniew i złość na Putina, na tych ludzi, którzy mają klapki na oczach, jakby wierzyli, że (...) wszystko, co jest poza Rosją, to nie jest dobro, tylko coś, co jest przeciwko niej. Najbardziej boli mnie moja niemoc" - podkreśliła Szostak.
Artystka podzieliła się z zebranymi również swoim doświadczeniem scenicznym - ze spektaklu "Cudzoziemka" na motywach powieści Marii Kuncewiczowej. "Gram Różę, Polkę urodzoną w Rosji, która zadaje pytanie: gdzie jest moje miejsce? Gdzie ja jestem? Gdzie mam być? Ja w Polsce mam dom, tu jest moja rodzina, mąż i dzieci, tu znalazłam swoją tożsamość. Ale tam (w Rosji) jest moje dzieciństwo, piosenki, sny, mój duch. Tam wiele zostawiłam. Wtedy, kiedy grałam ten spektakl, broniłam tej postaci i samej siebie" - mówiła aktorka ze łzami w oczach.
Jak zapewniła, również dla niej praca nad prezentowaną pieśnią była wielką pomocą. "Te kilka dni, które razem przeżyliśmy, utwierdziły mnie w tym, że nieważne, kto ty jesteś - czy ja jestem Rosjanką, Ukrainką, Tatarką, Żydówką czy Gruzinką - trzeba krzyczeć. Po prostu: krzyczmy i sprzeciwiajmy się tej wojnie, bo jesteśmy ludźmi, nieważne, jakiego pochodzenia" - podkreśliła Alona Szostak.
Koncert TVP "Solidarni z Ukrainą"
"'Solidarni z Ukrainą' wielki koncert live Telewizji Polskiej i Caritas, gest wsparcia Ukrainy ze zbiórką dla ofiar agresji i wyraz sprzeciwu wobec zbrodniczej napaści Rosji" - zapowiadał Jacek Kurski. Koncert odbył się 27 lutego w studiu TVP.