Matchbox Twenty 2.0, czyli reaktywacja kontrolowana

Kiedy po dziesięcioletniej przerwie w działalności muzycy Matchbox Twenty zasiedli do pisania utworów na nowy album zespołu, Rob Thomas martwił się tylko o jedną rzecz. Czy uda im się wytrzymać ze sobą w jednym pomieszczeniu - i nie pozabijać nawzajem?

Matchbox Twenty: Praca zespołowa
Matchbox Twenty: Praca zespołowaThe New York Times

Okazało się, że najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji jest brak pośpiechu. Praca nad longplayem "North" - pierwszym od czasu "More Than You Think You Are" (2002), aczkolwiek pamiętać należy, że wydawnictwo z największymi hitami grupy, "Exile on Mainstream" z 2007 r., zawierało sześć nowych kompozycji - trwała ponad rok. Piosenki powstawały zarówno podczas niespiesznych sesji w domach członków zespołu, jak i w trakcie intensywnych spotkań całej czwórki w studio w Nashville.

Ostatnie pociągnięcia pędzla to już zasługa producenta Matta Serletica, od lat współpracującego z zespołem, który wziął "North" na warsztat w swoich Emblem Studios w Calabasas w Kalifornii.

- Brak pośpiechu był właściwą strategią - mówi perkusista i gitarzysta Paul Doucette, który telefon ode mnie odebrał w swoim domu w Los Angeles. - Postanowiliśmy, że obrócimy tę taktykę na swoją korzyść; że nie będziemy gnać do przodu, co miało znacznie zmniejszyć presję albo nawet całkowicie ją wyeliminować. Chcieliśmy po prostu stworzyć tyle kompozycji, ile się da, i przekonać się w trakcie sesji, jaki kształt ma przybrać nasze dzieło.

Szacunek dla rzemiosła

Wygląda na to, że kwartet z Florydy skorzystał na tego rodzaju podejściu do sprawy. Dość wspomnieć, że "North" zadebiutował na 1. miejscu zestawienia "Billboard 200". Dla Matchbox Twenty to pierwsze takie osiągnięcie.

- Jesteśmy zespołem, który zwyczajnie szanuje solidne rzemiosło - komentuje ten fakt Doucette - zarówno jeśli chodzi o pisanie samych utworów, jak i sztukę tworzenia spójnych albumów. Chcieliśmy pójść tą drogą i sprawdzić, jak ma się nasz warsztat teraz, kiedy jedni z nas zbliżają się do czterdziestki, a inni oswajają się z jej przekroczeniem - i porównać nasz obecny poziom z tym, który reprezentowaliśmy jako dwudziestokilkulatkowie.

Na przestrzeni lat ten szacunek dla solidnego rzemiosła dobrze służył Doucette'owi i jego kolegom. Zespół, który powstał w 1995 r. w Orlando, debiutował już rok później longplayem "Yourself Or Someone Like You", z którego pochodzi pięć niezwykle popularnych singli - i który do dziś sprzedał się na całym świecie w liczbie ponad 12 milionów kopii. W 1999 r. wokalista grupy, Rob Thomas, zaśpiewał w hicie "Smooth" Santany, co przełożyło się na wzrost popularności całego kwartetu i jego twórczości.

Rob Thomas w przeboju "Smooth" Carlosa Santany:

Dziś Matchbox Twenty mogą pochwalić się dwudziestoma milionami sprzedanych płyt, pięcioma utworami, które znalazły się w pierwszej dziesiątce zestawienia "Billboard 200" (tzw. Top 10), i trzynastoma, które osiągnęły równie świetne wyniki na liście Hot Adult Contemporary.

Po rozpadzie zespołu w 2003 r. każdy z jego członków udał się - metaforycznie mówiąc - w swoją stronę. Thomas nagrał dwie solowe płyty, które znalazły się w pierwszej piątce najpopularniejszych wydawnictw w USA; współpracował również z Mickiem Jaggerem. Doucette zajął się swoim własnym zespołem, The Break and Repair Method, podobnie zresztą jak gitarzysta Kyle Cook, który wrócił do wspólnego grania ze szkolnymi kolegami, tym razem pod szyldem The New Left.

Zostawić ego za drzwiami

Wszystkie te projekty nie pozostały bez wpływu na nowy materiał Matchbox Twenty, zarejestrowany przy okazji kompilowania składanki "Exile on Mainstream": zanim jeszcze muzycy weszli do studia, wiedzieli, że muszą zmienić swój styl pracy.

- Na początku Matchbox Twenty było głównie nośnikiem materiału, który pisał Rob - mówi Doucette. - Z czasem jednak ja i Kyle zaczęliśmy tworzyć więcej i więcej piosenek. Kiedy spotkaliśmy się po przerwie, chcieliśmy, żeby było to widoczne.

Rob Thomas przyznaje, że początkowo trudno było mu się oswoić z tą nową, oparta na współpracy metodą. Wkrótce jednak dostrzegł jej zalety, w tym także to, że twórczość zespołu zyskała dzięki niej wyraźny rys odróżniający ją od jego solowych dokonań.

- Trzeba zostawić swoje ego za drzwiami - mówi. - Podczas wspólnej sesji chodzi o to, by razem dyskutować o pomysłach poszczególnych członków zespołu. Trzeba dać sobie prawo do popełniania błędów, do wygadywania głupot, do szukania po omacku - a reszta powinna podążać za tobą i spokojnie czekać, aż coś się z tego wykrystalizuje. Można przy tym stracić trochę zdrowia, ale koniec końców jest to coś cholernie ekscytującego.

Ta chwilowa reaktywacja (po wydaniu "best of" Thomas i koledzy znów poświęcili się własnym projektom) uświadomiła całej czwórce, że mogą pogłębić ten rodzaj współpracy - i tak też się stało podczas nagrywania "North". Początkowo Thomas, Doucette, Cook i basista Brian Yale przemieszczali się między swoimi domami; później przenieśli się do wolnostojącego studia w Nashville, gdzie - jak mówi Thomas - wszystkie pomieszczenia były okablowane i przystosowane do pracy. - Wstawałeś z łóżka i miałeś wszystko pod ręką; w salonie stał fortepian, który tylko czekał, by przy nim zasiąść. To się nazywa kreatywność przed dwadzieścia cztery godziny na dobę.

W efekcie powstało całe mnóstwo materiału - ponad 40 utworów, jak zapewniają Thomas i Doucette. Niestety, w tej beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu - a mianowicie, dręczące członków zespołu poczucie, że tak naprawdę nie mają pojęcia, dokąd zmierzają.

- Kiedy już skomponowaliśmy piosenki i zdecydowaliśmy, które z nich nam się podobają, zaczęliśmy zastanawiać się nad ich brzmieniem, i wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że do końca nie wiemy, co chcemy osiągnąć. Nagle okazało się, że nagraliśmy materiał na trzy, a nawet cztery płyty zupełnie od siebie różne. Mieliśmy całą wiązankę utworów, które ostatecznie nie znalazły się na albumie - a które brzmiały bardziej akustycznie i zahaczały o swoiste alternatywne country; kolejną grupą były piosenki przypominające stylistyką dokonania Toma Petty'ego i Johna Cougara; wreszcie mieliśmy grupę utworów o nieco bardziej popowym brzmieniu.

Ostatecznie zespół zdecydował się rozwiązać ten nowy problem starym, sprawdzonym sposobem. Chociaż początkowo Thomas i spółka nie planowali prosić o pomoc przy tej konkretnej płycie Matta Serletica (ten uznany producent jest także szefem wytwórni Emblem Records, opiekującej się Matchbox Twenty), postanowili zwrócić się do niego o radę.

- Za pierwszym razem Matt przyjrzał się naszym dokonaniom na zasadzie koleżeńskiej. Wspólnie zastanawialiśmy się, które piosenki zasługują na to, by znaleźć się na albumie - mówi Thomas. Ale po całonocnej burzy mózgów i wysłuchaniu pomysłów Serletica, muzycy doszli do wniosku, że producentem "North" nie powinien być nikt inny.

- Matt i my jesteśmy właściwie jak rodzina - wyjaśnia Doucette. - Rozumiemy się z nim jak z żadnym innym producentem. Zresztą, on też nie chciał, żebyśmy powielali stare rozwiązania. Kiedy tylko podjęliśmy decyzję o współpracy, wszystko zaskoczyło.

Fani potrzebują czasu

Efekt końcowy okazał się fuzją wszystkich pomysłów, które narodziły się w trakcie sesji, mówi Thomas. - Pięćdziesiąt procent rocka i pięćdziesiąt procent popu: tak wyglądał rozkład materiału na płycie.

Niemniej jednak na "North" nie brakuje mniej oczywistych momentów, które podzieliły fanów Matchbox Twenty. Z całą pewnością dotyczy to pierwszego singla "She's So Mean", zaprawionego stylistyką New Wave utworu opowiadającego o nazbyt wymagającej kobiecie - która, jak podkreślają Thomas i Doucette, nie ma żadnego rzeczywistego pierwowzoru. - Chcieliśmy po prostu napisać jakiś zabawny tekst, to wszystko - mówi Doucette. Zdaniem Thomasa, negatywne reakcje części fanów wynikają z czystego zaskoczenia.

- Na Twitterze i w innych mediach społecznościowych wypowiadało się wiele osób, które - przynajmniej ja tak to odbieram - po zapoznaniu się z naszymi nowymi piosenkami nie są pewne, czy to Matchbox Twenty, jakie znali i kochali. To zabawne... Przez szesnaście lat nagrywamy refleksyjne, poważne kawałki, wyczerpujące definicję zespołu z pogranicza pop-rocka i alternatywy - a kiedy wreszcie postanawiamy oderwać się na chwilę od tego i pobawić tekstem, okazuje się, że fani potrzebują czasu, żeby się z tym uporać. Ale czasami tak jest dobrze: fajnie, kiedy na płycie znajdzie się kilka takich utworów, które trzeba przesłuchać dwa - trzy razy, i pozwolić im, żeby do nas w pełni przemówiły.

Zobacz teledysk "She's So Mean":

- Niesamowite jest też to, że moja żona miała poważny problem ze wskazaniem, które utwory na "North" są mojego autorstwa, które napisał Paul, a które stworzyliśmy wspólnie - dodaje wokalista. - Stało się tak dlatego, że każdy z nas nieco głębiej wszedł w muzyczną wrażliwość kolegów. To bardzo ważne - chciałem uniknąć wrażenia, że to zbieranina piosenek napisanych przez różnych ludzi. Chyba nareszcie udało nam się wypracować zespołowy styl komponowania. To coś wspaniałego.

Matchbox Twenty powoli wracają również na scenę. Po swoistej rozgrzewce, jaką były dwa koncerty w Londynie, zespół wyprawił się do Australii w ramach trzytygodniowej mini-trasy. Jako że obecnie Thomas bierze także udział w trzeciej edycji amerykańskiej wersji muzycznego show "The Voice" (jako mentor drużyny Cee-Lo Greena), regularna trasa koncertowa po Ameryce Północnej i Europie musi poczekać do 2013 r.

- Jesteśmy zespołem koncertowym, więc nie ulega wątpliwości, że w końcu do niej dojdzie - mówi Thomas. - Czasami dobrze jest poczekać, by w pełni skorzystać ze wszystkich możliwości promocji muzyki. Mamy tak za każdym razem.

Doucette ze swej strony zapewnia, że przy obecnym zaangażowaniu całej czwórki w projekt pod hasłem "reaktywacja Matchbox Twenty", nie ma takiej możliwości, aby trasa nie wypaliła.

- Mówię w imieniu nas wszystkich: wspólne granie to dla nas najważniejsza rzecz, bo nasza obecność w przestrzeni muzycznej jest efektem długoletnich wysiłków. Chcemy podejść do sprawy jak należy. Nie nagrywamy już płyt tak często jak kiedyś - a zatem, skoro już wydaliśmy nowy album, chcemy dołożyć wszelkich starań, by we właściwy sposób zaprezentować go fanom.

© 2012 Gary Graff

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas