Kelly Joe Phelps nie żyje. Miał 62 lata
Smutne wieści z USA - nie żyje Kelly Joe Phelps, ceniony muzyk bluesowy. O jego śmierci poinformował przyjaciel. Miał 62 lata
"Na prośbę rodziny Kelly Joe'a, przekazuję Wam przejmująco tragiczną wiadomość o śmierci Kelly Joe Phelpsa, która nastąpiła 31 maja 2022 r. Zmarł spokojnie w domu w Iowa" - napisał opiekun jego strony na Facebooku.
Śmierć muzyka zaskoczyła jego fanów i przyjaciół, którzy spodziewali się, że wkrótce wyjdzie nowa twórczość bluesmana. "Podobnie jak wielu z Was, którzy z niecierpliwością czekali na wiadomość o tym, czy znów będzie grał muzykę, ja również zastanawiałem się, czy nadejdzie dzień, w którym zadzwoniłby do mnie i w ten swój łobuzerski sposób powiedział, że chce nagrać kolejną płytę. Cenię sobie czas, który spędziłem z nim zarówno na scenie, jak i w studiu, pracując nad albumami 'Slingshot', 'Tunesmith' i 'Brother Sinner'. Byłem/jestem wielkim fanem jego gry i miał na mnie ogromny wpływ. Zaproszenie do wspierania go, a potem do produkowania dla niego albumów było zdecydowanie najważniejszym wydarzeniem w moim życiu" - wspomniał przyjaciel.
"Był nie tylko kreatywnym i oryginalnym autorem piosenek, ale także jednym z najgłębszych i najbardziej uduchowionych improwizatorów, jakich kiedykolwiek widziałem lub słyszałem. Jego pomysły wypływały z niego tak płynnie, że aż trudno było się w tym połapać. Był tak naturalnie utalentowany - pewnej nocy byliśmy na imprezie po koncercie, a w rogu stało pianino basowe. Podniósł go, po tym jak nie dotykał tego instrumentu od ponad 20 lat, i zagrał na nim tak, jakby grał na nim codziennie od tamtej pory. Potem odłożył go i śmiał się z tego, że jego umiejętności zmalały. Na pewno był skomplikowanym człowiekiem i miał swoje demony. Im bardziej ludzie chcieli, żeby robił coś tak jak dawniej (na przykład gitarę w stylu lap), tym bardziej on chciał to porzucić i zająć się czymś innym. Widziałem, jak przechodził od bluesmana grającego na lap guitar, przez hardcore'owego trubadura, awangardowego improwizatora, aż do całkiem monstrualnego flatpickera, fałszującego na banjo i w końcu znajdującego spokój i inspirację na gitarze slide. To zawsze była szalona jazda, a on nigdy nie szedł łatwą drogą. Znikał z mojego życia na całe miesiące lub lata, a potem w magiczny sposób pojawiał się znowu i wracaliśmy do roli braci w ramionach" - czytamy w poruszającym wpisie.
Bluesman był popularny w kręgu fanów bluesa delta na całym świecie. Steve Dawson poprosił, by uszanować prywatność rodziny, a wszelkie wspomnienia o muzyku umieszczać pod postem na Facebooku. "Pamiętajmy o niesamowitych nocach i dniach spędzonych przy muzyce, śmiechu, wzlotach i upadkach oraz o jedynym w swoim rodzaju geniuszu Kelly Joe Phelpsa" - dodał.
Kelly Joe Phelps nie żyje. Miał 62 lata
Kelly Joe Phelps urodził się w 1959 roku. Dorastał w Sumner w stanie Waszyngton, USA, w rolniczym miasteczku dla pracowników fizycznych. Ojciec uczył go piosenek country i folkowych, a także gry na perkusji i fortepianie. Na gitarze zaczął grać jako dwunastolatek.
Zawsze był pod wrażeniem free jazzu i wzorował się na muzykach, jak Ornette Coleman, Miles Davis i John Coltrane. Początkowo przez 10 lat grał na basie, gdy nagle zafascynował go blues i mistrzowie gatunku - Mississippi Fred McDowell oraz Robert Pete Williams. Zwrócił uwagę odbiorców grą na gitarze slide w stylu lapstyle, ale dopiero narodziny córki w 1990 roku skłoniły go do pisania autorskich piosenek. W 1995 roku wydał ceniony przez krytyków debiut "Lead Me On".
Wydawałi koncertował nieprzerwanie przez prawie 15 lat. Pod koniec aktywności na scenie zaczął współpracę z Corinne West. W styczniu 2013 roku ogłosił przerwę w koncertowaniu z powodu neuropatii nerwu łokciowego. Odtąd nie powrócił już na scenę. Jego studyjną dyskografię zamyka album "Brother Sinner and the Whale" z 2012 roku.