Gary Barlow przeżył rodzinną tragedią. "Nigdy nie mówię o tym ze szczegółami"
Oprac.: Daniel Kiełbasa
W 2012 roku rodzina Gary'ego Barlowa przeżyła wielką tragedię - czwarte dziecko muzyka i jego żony, Dawn Andrews urodziło się martwe. Gwiazdor estrady w najnowszym wywiadzie zdradził, że nadal nie jest w stanie przeboleć tej straty. "Nie odnalazłem jeszcze spokoju" – ujawnił piosenkarz. Małżonkowie są rodzicami 22-letniego Daniela, 19-letniej Emily i 13-letniej Daisy.
Goszcząc w podcaście "The Imperfects", Gary Barlow wrócił wspomnieniami do bodaj najboleśniejszego etapu w życiu swojej rodziny. W sierpniu 2012 roku czwarta pociecha członka zespołu Take That - córeczka Poppy - urodziła się martwa. Zaledwie kilka dni później gwiazdor musiał wystąpić przed wielotysięcznym tłumem podczas ceremonii zamknięcia Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
"Nigdy nie mówię o tym ze szczegółami, bo to dla mnie bardzo trudne. Wciąż próbuję to rozgryźć. Emocje mojej żony były zupełnie inne niż moje. Długo złościłem się z tego powodu. Tak naprawdę, nadal nie umiem pogodzić się z tym, co się stało. Nie odnalazłem jeszcze spokoju" - wyjawił 53-letni muzyk.
Piosenkarz wyznał, że początkowo obawiał się, iż tragedia ta doprowadzi do rozstania z ukochaną żoną, Dawn Andrews. "Kiedy to nam się przytrafiło, zapoznaliśmy się z bardzo niepokojącymi statystykami. Dowiedzieliśmy się, że 95 proc. związków po takim doświadczeniu się rozpada. Myślę, że to kwestia tego, że mężczyźni radzą sobie z takimi rzeczami inaczej niż kobiety. Moja żona radzi sobie znacznie lepiej niż ja, jest ode mnie dużo silniejsza" - podkreślił gwiazdor. Barlow i jego małżonka są rodzicami trójki pociech: 22-letniego Daniela, 19-letniej Emily i 13-letniej Daisy.
Gary Barlow pełen podziwu dla swojej żony. "To cudowna kobieta"
Wokalista zaznaczył, że ból po stracie dziecka w rzeczywistości umocnił jego więź z partnerką.
"Należymy do szczęśliwej mniejszości, bo to nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Z pewnością pomogło nam to, że mamy inne dzieci. Na najmłodszą córkę w ogóle to nie wpłynęło, ale dwójka starszych dzieci do dziś dużo o tym rozmawia. To bardzo złożona sytuacja, przez którą nikt z nas nie powinien przechodzić. Ale to nas wzmocniło jako rodzinę, tak sądzę. Był taki moment, w którym zastanawiałem się, czy kiedykolwiek wrócimy do miejsca, w którym byliśmy wcześniej, ale myślę, że już tam dotarliśmy" - powiedział Barlow.
Po śmierci Poppy artysta złożył jej hołd w postaci napisanej przez siebie piosenki "Let Me Go". Gwiazdor zdradził, że tworzenie muzyki jest dlań formą autoterapii i najskuteczniejszym sposobem na znalezienie ukojenia w rozpaczy. Barlow skorzystał również z okazji, by wyrazić swój podziw dla żony, która poświęciła zawodowe ambicje i plany na rzecz zajmowania się domem.
"Jest naprawdę wyjątkowa. To ona wychowała nasze dzieci, nie ja. Ja jeżdżę po całym świecie, wykonując tę cholernie absorbującą pracę, a ona rzuciła własną, by zająć się naszymi dziećmi. Wykonała świetną robotę, każdy, kto spotyka nasze dzieci, mówi, jakie są wspaniałe. To cudowna kobieta" - powiedział muzyk.
Andrews jest byłą tancerką. W 1995 r. pracowała przy trasie koncertowej zespołu Take That, którego Barlow jest liderem. Wtedy też się poznali.