Enea Spring Break 2017: Muzyczne sposoby na niedobory słońca
Justyna Grochal
Czwarta edycja Spring Breaka przeszła już do historii. Pogoda podczas festiwalu była jak muzyka - nieprzewidywalna, czasem zaskakująca i nie zawsze taka, jakiej byśmy się spodziewali. Kto zachwycił, a kto rozczarował ostatniego dnia imprezy?
Deszcz pochwał
Swoje festiwalowe 30 minut niezwykle umiejętnie zagospodarował Ralph Kaminski, który okazał się być wielkim wygranym ostatniego dnia festiwalu. Wokalista dobrze przemyślał dynamikę swojego koncertu, czyniąc z niego angażujący emocjonalnie, intymny spektakl. Cała paleta odczuć, wzbogacone aranżacje i towarzyszący Ralphowi na scenie My Best Band In The World sprawiają, że materiał z jego debiutanckiego "Morza" na żywo zyskuje nowy wymiar.
Niedobory witaminy D
Podobno najważniejszym źródłem witaminy D jest słońce, co w wielkim uproszczeniu oznacza, że uczestnicy Spring Breaka w ostatnich dniach narażeni byli na jej znaczne niedobory. Trzeciego dnia festiwalu pokaźna grupa melomanów zdecydowała się uzupełnić je niejaką Bitaminą, w zetknięciu z którą z nieba zaczął padać najpierw deszcz, później grad, a w międzyczasie dwa razy zza chmur wyszło słońce.
Wyglądało na to, że wszystkie te pogodowe figle w trakcie koncertu Bitaminy nie miały najmniejszego znaczenia dla zasłuchanej publiczności, która nabożnie spijała każdy jeden wers wydostający się z gardła charyzmatycznego Mateusza Dopieralskiego - właściciela jednego z najciekawszych i najbardziej charakterystycznych wokali na polskiej scenie muzycznej. Cieszy fakt, że to niestandardowe podejście grupy do hiphopowej materii zatacza coraz szersze kręgi.
Parasol ochronny
Sporą ciekawość wśród uczestników Spring Breaka wzbudzał koncert Julii Wieniawy, która dotąd dała się poznać m.in. jako aktorka serialu TVP "rodzinka.pl". 18-latka, o której zaczęto się rozpisywać, gdy nagrała wraz z duetem Flirtini utwór "Na zawsze", w Poznaniu uchyliła rąbka tajemnicy, pokazując publiczności próbkę tego, jak będzie wyglądała jej debiutancka płyta.
Ciekawa barwa głosu i wokalne umiejętności Wieniawy niestety przegrywały z niedającym się ukryć zdenerwowaniem i niepewnością. Z dezaprobatą i nieprzychylnymi komentarzami publiczności spotkało się także posiłkowanie się tekstem nowego utworu zapisanym w telefonie. Mimo to warto mieć oko na Julię i obserwować jej muzyczne poczynania. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, czy jakoś tak...
Pogoda ducha
Gdyby w czasie poprzedniej edycji Spring Breaka ktoś powiedział aktorce Julii Pietrusze, że w 2017 roku wystąpi na tym festiwalu, pewnie przyjęłaby to jako żart i wyśmiała mówiącego te słowa. Po wydaniu samodzielnie płyty "Parsley" jej kariera błyskawicznie nabrała rumieńców. Pierwszy koncert zagrała na Open'erze, później obwiozła materiał po całej Polsce, a w Poznaniu wystąpiła na największej scenie festiwalu, na Placu Wolności. Imponujące jak na debiutantkę.
I mimo że w tej muzycznej podróży Julii towarzyszy na scenie kilkuosobowy zespół, wciąż udaje jej się w opowiadaniu swoich osobistych historii, bazujących na ukochanym przez nią ukulele, zachować zamierzony minimalizm. Kojącym i przyjemnie subtelnym zwieńczeniem poznańskiego festiwalu był enigmatycznie zapowiadany występ Wojtka Urbańskiego, który do współpracy zaprosił jego wokalne odkrycie ubiegłego roku, czyli Jagodę Kudlińską. Parę na scenie wsparł na trąbce Radek Nowak. Jak podkreślił Urbański, to co usłyszeliśmy w Projekcie LAB, stanowi przedsmak materiału, nad którym ta dwójka pracuje od miesięcy. A usłyszeliśmy pełną niuansów, szorstką elektronikę mocno kontrastującą z delikatnym głosem wokalistki Lor.