Duńczycy nie chcieli rosyjskiej śpiewaczki. Jest komentarz
Odwołany koncert rosyjskiej diwy operowej, Anny Netrebko, to kolejna taka sytuacja od początku inwazji Rosji na Ukrainę. "Jestem przeciwna tej wojnie" - komentowała artystka.
Ostatnio głośno zrobiło się o odwołanym koncercie przyjaciół Władimira Putina - Walerija Giergijewa i Denisa Matsujewa - w prestiżowym Carnegie Hall. Decyzja zapadła po fali protestów aktywistów wspierających Ukrainę.
Do podobnej sytuacji doszło w duńskim Aarhus, gdzie mieli wystąpić Anna Netrebko z mężem Jusifem Ajwazowem - po inwazji Rosji na Ukrainę tamtejsi radni zaprotestowali w sprawie koncertu. Powodem miało być to, że 2014 roku śpiewaczka udzieliła poparcia dla działań Putina w Doniecku. "Jeśli UEFA mógł przenieść finał Ligi Mistrzów, my powinniśmy być zdolni odwołać koncert" - stwierdził radny Rabih Azad-Ahmad.
Netrebko odniosła się do tego we wpisie w mediach społecznościowych. Na początku zaznaczyła, że potrzebowała czasu, by przemyśleć całą sytuację, ponieważ "jest zbyt poważna, by komentować ją bez zastanowienia".
"Przede wszystkim: jestem przeciwna tej wojnie. Jestem Rosjanką i kocham swój kraj, ale mam wielu przyjaciół na Ukrainie, ból i cierpienie, którego doświadczają, łamią mi serce. Chciałabym, aby ta wojna się skończyła, a ludzie mogli żyć w pokoju. Mam nadzieję, że tak się stanie i o to się modlę" - napisała.
"Chcę jednak dodać, że zmuszanie artystów (...) do publicznego wyrażania swoich poglądów politycznych i potępiania swojej ojczyzny nie jest słuszne. To powinien być wolny wybór. Nie jestem osobą zajmującą się polityką. Nie jestem ekspertem w dziedzinie polityki. Jestem artystką i moim celem jest jednoczenie ponad podziałami politycznymi" - wyjaśniła również.